Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Polska: Zamiast kupować samochody, coraz chętniej je wypożyczamy
Belgia: Miasto Aalter zmienia procedurę rejestracji dla obcokrajowców
Belgia: Wypadki w martwym polu. 10% ofiar ciężko rannych lub śmiertelnych
Niemcy: Małe browary walczą o przetrwanie
Emisje CO2 w europejskim lotnictwie osiągnęły poziom sprzed pandemii
Słowo dnia: Grondwet
Narodowe Święto 3 Maja. Tak obchodzono je przed laty [ZDJĘCIA]
Świętujemy: Rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 Maja
Sport, tenis: Gauff nie dała szans: Świątek rozbita w półfinale Madrytu
PRACA W BELGII: Szukasz pracy? Znajdziesz na www.NIEDZIELA.BE (sobota 3 maja 2025, www.PRACA.BE)

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę, czyli cykliczne spotkania przy porannej kawie

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę, czyli cykliczne spotkania przy porannej kawie fot. Shutterstock

Wyjazdy i powroty

W ubiegłym tygodniu pisałam o tym, że wyjeżdżam na kilka dni do Wrocławia, aby spotkać się tam z młodymi osobami i zachęcić ich do czytania książek. Byłam, spotkałam i wróciłam… ale myślami wciąż wracam do tamtych miejsc. Wciąż wspominam i przeżywam. Dlatego dziś chciałabym zabrać czytelników portalu Niedziela.be na wyprawę do Polski.

Te dni we Wrocławiu były wspaniałe. Po pierwsze, po raz kolejny poczułam, że wyjeżdżam i wracam do domu równocześnie. Wyjechałam stąd i wróciłam do Polski, do znanych twarzy, miejsc i rzeczy a potem znów wracałam tutaj, do domu, do znanych twarzy, miejsc i rzeczy. Nielogiczne? Każdy emigrant mnie zrozumie, to nasze rozdwojenie.

We Wrocławiu rozmawiałam nie tylko o moich książkach, ale także o emigracji. Zostałam poproszona o poprowadzenie zajęć dla młodzieży dotyczących życia poza granicami ojczyzny. Miałam opowiedzieć o tym, jak wygląda takie życie z perspektywy kogoś, kto od wielu lat mieszka w innym kraju. Dlaczego polskie szkoły są zainteresowane tego typu spotkaniami? Ponieważ uczęszczają do nich również uczniowie, którzy urodzili się w różnych miejscach na świecie a do Polski przyjechali z rodzicami „jakiś” czas temu.

Niektórzy mieszkają w nowym kraju już kilka lat a inni zaledwie parę miesięcy. Wszystkie osoby, z którymi o tym rozmawiałam, to kilkunastoletnie dzieci. Żadne z nich nie podjęło decyzji o wyjeździe i każde na swój sposób próbuje zbudować własny dziecięcy świat na nowo, w nowym miejscu, w całkiem nowym języku. Żadnemu z nich nie jest łatwo, ale się starają. Jestem im ogromnie wdzięczna, że mogłam spojrzeć na emigrację z całkiem innej perspektywy.

A spotkania autorskie? Ach było wspaniale. Spotkania dotyczące krasnoludów odbyły się zarówno w szkole podstawowej jak i w przedszkolu. Miałam ogromną przyjemność spędzić kilka poranków zarówno z trzy-, cztero- i pięciolatkami, jak i uczniami pierwszych i drugich klas szkoły podstawowej. Każde spotkanie było inne, ale każde równie niezwykłe. Dzieci zadawały mnóstwo pytań i opowiadały o swoich doświadczeniach z krasnalami. Bo przecież, mali mieszkańcy Wrocławia wiedzą o krasnalach najwięcej. Toż to stolica tych małych ludzików. Najbardziej lubię opowiadać dzieciom o mojej pierwszej bajce, o tym jak krasnal Kwasek poznał ptaszka i nazwał go Dziwadło. Bohater mojej bajki stwierdził, że ptak jest dziwny, bo mówi w niecodzienny sposób i jest inny niż wszystkie ptaki, które zna. Postanowił więc, że będzie go nazywał Dziwadło. Rozmawiam z dziećmi, czy właściwym jest, aby tak kogoś nazywać? Zazwyczaj wszystkie maluchy jednogłośnie odpowiadają, że to brzydko. Rozmawiamy wtedy o imionach, pseudonimach i przezwiskach. Czasem dzieci ze smutkiem przyznają, jak ktoś kiedyś brzydko je nazwał i jaką przykrość to sprawia a czasem opowiadają, jak pomagały mamie i tacie wybrać imię dla braciszka lub siostrzyczki. Takie rozmowy ciągną się bez końca i są wspaniałe.

Spotkania z młodzieżą natomiast natchnęły mnie nadzieją. Przyszli na nie kilkunastoletni uczniowie, którzy czytali już pierwszą część „Wojny w Jangblizji” i chciały wiedzieć, jak potoczą się dalsze losy bohaterów. Dla pisarza to największy komplement. Moje książki kupiły też młode osoby, które właśnie uczą się polskiego. Jestem dumna, że jedną z pierwszych książek w nowym języku, będzie ta, napisana przeze mnie. Czego potrzeba więcej?

Moje książki dotykają m.in. problemu wyobcowania i tak na przykład Kwasek zostaje przez przypadek przeniesiony do nowego miejsca, gdzie nie czuje się komfortowo. A w dodatku wcale tego nie chciał. Książęta z Jangblizji z kolei zostają przeniesieni, dla ich dobra, choć nikt ich nie pytał, czy chcą się udać w tak daleką podróż. Być może młodzi ludzie czytając o przygodach moich bohaterów odkryją w sobie iskierkę odkrywcy i odnajdą w historiach własne przeżycia związane ze zmianami, na które często nie mają wpływu. Mam nadzieję.

Widzimy się za tydzień... przy porannej kawie.

 

29.09.2019 Niedziela.BE

(as) 

 

Dodaj komentarz

Kod antyspamowy
Odśwież