Docks Bruxsel ma za sobą świetny rok. W 2021 r. to centrum handlowe w północnej części stolicy odwiedziło w sumie 5,7 mln klientów. To nawet więcej niż w 2019 r., a więc w ostatnim pełnym roku przed pandemią.
W porównaniu z trudnym 2020 r. w ubiegłym roku liczba odwiedzających zwiększyła się o jedną trzecią. Na tym tle Docks Bruxsel różni się od innych wielkich belgijskich centrów handlowych, które odnotowały spadek liczby klientów na poziomie około 11% - poinformował flamandzki portal vrt.be.
Początek ubiegłego roku był także dla Docks Bruxsel trudny. Wówczas w Belgii obowiązywało wiele obostrzeń utrudniających robienie zakupów. Od maja obostrzeń było już mniej, a klientów coraz więcej. W grudniu 2021 r. padł nowy rekord: w ciągu miesiąca do Docks Bruxsel przyszło aż 694 tys. odwiedzających.
- W ubiegłym roku otworzyliśmy wiele nowych sklepów. Oprócz sklepów mamy też dużo innych atrakcji. Ludzie przychodzą do nas nie tylko na zakupy, ale również po to, by przyjemnie spędzić czas z rodziną i przyjaciółmi – powiedziała Marie-Elise Adriansens z Docks Bruxsel, cytowana przez portal vrt.be.
22.01.2022 Niedziela.BE // fot. Shutterstock, Inc.
(łk)
Na koronawirusowej mapie, którą Europejskie Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób (ECDC) tworzy na podstawie 7-dniowej liczby zakażeń, prawie wszystkie kraje w Unii Europejskiej są oznaczone kolorem ciemnoczerwonym, co oznacza bardzo wysoki stopień zagrożenia Covid-19.
Najnowsze dane opublikowano w czwartek, 20 stycznia. Jeszcze tydzień temu kilka krajów było oznaczonych kolorem czerwonym, ale w tym tygodniu przybyła liczba krajów „ciemnoczerwonych”.
W ubiegłym tygodniu prawie cała Polska była oznaczona kolorem czerwonym, ale już w tym tygodniu niektóre regiony na północy i południu krają zostały oznaczone kolorem ciemnoczerwonym. Koronawirus rozprzestrzenia się szybciej także na Węgrzech (prawie cały kraj jest „ciemnoczerwony”) oraz w Rumunii, gdzie już na północy kraju panuje wysoki stopień zagrożenia koronawirusem. Pozostałe kraje Unii Europejskiej już od jakiegoś czasu są oznaczone kolorem ciemnoczerwonym.
Na unijnej mapie Covid-19 stosowane są różne oznaczenia kolorystyczne, mające na celu ocenę zagrożenia koronawirusem. Są to: kolor zielony, pomarańczowy, czerwony i ciemnoczerwony. Mapa jest aktualizowana w każdy czwartek i kraje UE traktują ją jako sygnał, że należy wprowadzić nowe obostrzenia.
21.01.2022 Niedziela.BE // fot. Shutterstock, Inc.
(kk)
Po pokonaniu 51 tys. kilometrów w ciągu 150 dni, 19-latka o belgijsko-brytyjskim pochodzeniu, Zara Rutherford, została najmłodszą na świecie kobietą, która w pojedynkę pokonała samolotem trasę dookoła świata.
W czwartek, 20 stycznia, Zara wylądowała na lotnisku Kortrijk - Wevelgem we Flandrii Zachodniej. Tym samym powróciła do miejsca, z którego wystartowała 5 miesięcy temu, z zamiarem pobicia rekordu świata. Udało się: pokonała 30-letnią Shaestrę Wai, co oznacza, że zostanie wpisana do Księgi Rekordów Guinnessa jako najmłodsza kobieta w historii, która pokonała w pojedynkę tę trasę.
W czasie ostatnich kilku miesięcy 19-latka odwiedziła 57 krajów na 5 kontynentach. Początkowo planowała pobić rekord w trzy miesiące, ale ostatecznie potrzebowała 5 miesięcy i 2 dni. Na lotnisku w Wevelgem nowa rekordzistka została przywitana przez członków rodziny.
W rozmowie z VRT dumny ojciec Zary (który również jest pilotem), Sam Rutherford, poinformował, że „była to długa podróż, ale jego córka poradziła sobie świetnie”. Co ciekawe, także matka dziewczyny, Beatrice De Smet, jest pilotką i wyraziła nadzieję, że jej córka „zainspiruje inne, młode dziewczyny, do spróbowania swoich sił i podążania za marzeniami”.
Co ciekawe, 19-latka samodzielnie sfinansowała podróż – sprzedała swój samochód, poza tym cały czas poszukiwała sponsorów, którzy pomagali jej w realizacji marzenia. Aby zrównoważyć ślad węglowy pozostawiony po sobie w czasie lotu, dziewczyna zamierza wydać 600 euro na sadzenie drzew.
19-latka prowadzi profil na Instagramie, na którym relacjonowała swoją podróż. Znajduje się on: TUTAJ.
Zara ma też stronę internetową: TUTAJ.
21.01.2022 Niedziela.BE // fot. Shutterstock, Inc.
(kk)
Ciepłe myśli na belgijską niedzielę, czyli cykliczne spotkania przy porannej kawie
Agnieszka Steur
Zwrócić twarz w stronę styczniowego słońca
W ubiegły poniedziałek wszyscy mówili o tym, że był on niebieski, co oznacza, że miał on być najbardziej przygnębiającym dniem w całym roku. Kilka lat temu pisząc artykuł na temat tego „święta” przeszukałam Internet wszerz i wzdłuż, ponieważ chciałam się dowiedzieć, dlaczego akurat ten poniedziałek jest niebieski, dlaczego akurat ten dzień ma być taki smutny. Okazało się, że teoria blue monday jest wyssana z palca. Ktoś kiedyś napisał artykuł o tym, że trzeci poniedziałek w (każdym) nowym roku jest najbardziej depresyjnym dniem. Artykuł poparty był badaniami, których wyniki miały potwierdzić, że właśnie trzy tygodnie po nowym roku ludzie przekonują się, że z ich noworocznych postanowień nici i popadają w przygnębienie. Okazuje się, że owe badania nigdy nie miały miejsca. Autor artykułu najzwyczajniej je wymyślił. Co gorsza takie wymysły umniejszają wagę poważnej choroby, którą jest depresja. Niebieski poniedziałek został wymyślony, jednak ludzie rokrocznie o nim mówią.
Teraz, gdy nad tym się zastanawiam, dochodzę do wniosku, że styczeń to idealny miesiąc na niejeden taki przygnębiający dzień. Sama muszę przyznać, że ten czas potrafi być odrobinę niewesoły. Minęły święta i właściwie w tym miesiącu nic się nie dzieje. Jest ponuro, chłodno i wciąż tak wcześnie robi się ciemno. Faktycznie można czuć przygnębienie. Sama czasem smutnieję. Nie można się jednak za długo smutnemu nastrojowi poddawać. Zawsze można coś zrobić, co podniesie na duchu. Co na mnie najlepiej działa w takim czasie? Najlepszym sposobem na styczniową chandrę jest planowanie letnich wakacji. Nie muszę nawet robić jeszcze konkretnych planów, wystarczy, że zacznę rozmyślać, gdzie w tym roku chciałabym pojechać i co robić, a czuję się lepiej. Prawie, jakbym tam była. A gdy zacznę o tych pomysłach opowiadać mężowi i dzieciom już nie ma miejsca na przygnębienie.
W tym roku przekonałam się, że organizacja wakacji robi się coraz bardziej skomplikowana. Kiedyś musiałam brać pod uwagę tylko urlop mojego męża. Obecnie w naszym w domu wszyscy pracują, więc muszą zgrać się urlopy 4 dorosłych osób. Ponadto nie mogę zapomnieć o naszym kocie. Dla niego również muszę znaleźć miejsce na czas naszej nieobecności. Czyli 4 dorosłych plus kot. Nie ma łatwo.
W tym roku lecząc się ze styczniowego przygnębienia odkryłam, że to będzie całkiem inny rok. Wakacyjne plany muszą ulec zmianie. Dzieci są coraz starsze i same robią plany, które mogą pokrywać się z tymi, które ja robię. Wszystko wskazuje na to, że to będą pierwsze wakacje, których nie spędzimy wspólnie.
W pierwszej chwili się zmartwiłam. Jak to? Przecież przez tak wiele lat było tak samo. Zawsze wszędzie jeździliśmy razem. Tak jest ze zmianami, można się z nimi nie zgadzać, ale zdecydowanie lepiej jest je zaakceptować. Wszystko się przecież zmienia.
Wróćmy do moich wakacyjnych rozmyślań. Gdzie chciałabym pojechać? Jak to, gdzie? Oczywiście, że do Polski. Bardzo chciałabym znów zobaczyć, usłyszeć i poczuć Bałtyk. Od naszej ostatniej wizyty nad nim minęło już kilka lat.
Teraz, gdy na zewnątrz jest zimno i ponuro, rozmyślam o tym, jak za kilka miesięcy będę spacerować po ciepłym piasku na polskich plażach. Będę odpoczywać i czytać książki. Będę wdychać ten jedyny i niepowtarzalny zapach naszego wybrzeża. Nie będę się spieszyć i przez co najmniej tydzień, nie będę się zastanawiać nad tym, co powinnam zrobić, bo na liście zadań będzie tylko jedno - cieszyć się słońcem. Już się nie mogę doczekać. Zanim nadejdą upragnione wakacje spróbuję już dziś wystawić twarz do styczniowego słońca. Może zobaczę je na naszym niebie.
Miłego dnia!
Widzimy się za tydzień... przy porannej kawie.
Agnieszka
23.01.2022 Niedziela.BE // fot. Shutterstock, Inc.
(ss)