Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Polska: Zakazali rodeo. Miasto uznało, że to łamanie
Belgia: Znany aktor z wyrokiem za jazdę pod wpływem alkoholu
Polska: W Lotto padła najwyższa wygrana w tym roku. To kolejny rekordzista
Belgia: Niepokojąco wysoka liczba samobójstw w Belgii
Polska: Cham bierze się za parkowanie. Są już setki zgłoszeń
Temat dnia: „To moje dziecko”. Książę uznał syna po... 25 latach
W Polsce pracuje coraz więcej cudzoziemców. Najwięcej w Warszawie
Słowo dnia: Metselaar
Belgia, Flandria: „Ludziom można ufać”. Nie każdy tak uważa…
Belgia, praca: Kobiety rzadziej z pracą i… rzadziej bezrobotne
Redakcja

Redakcja

Website URL:

Zmiany społeczne w randkowaniu - tylko dla jednej na pięć kobiet istotna jest szarmanckość

- Zaledwie 1/5 kobiet wysoko ceni szarmanckie zachowanie u mężczyzn, a tylko dla 6% istotne są komplementy na randkach. Kobiety zaczęły zwracać uwagę na zupełnie inne cechy.

- Już łącznie połowa polskich singli i singielek uważa, że koszty randek powinny być dzielone między obie strony. 21% nadal jest zdania, że zawsze powinien płacić mężczyzna - uważają tak przede wszystkim przedstawiciele starszych pokoleń oraz sami mężczyźni.

- Wyniki badania zleconego przez aplikację randkową Badoo i przeprowadzonego przez SW Research komentuje psycholog, Kinga Rajchel.

17 sierpnia 2022 r., Warszawa: Randki to bardzo żywa i dynamiczna sfera naszego życia - zmienia się pod wpływem popkultury, technologii i kolejnych pokoleń wchodzących na “rynek”. Zachowania, które kiedyś były normą, dziś są już rzadko spotykane, a stereotypy powstałe przed laty mogą wymagać obalenia. Badoo, jedna z najpopularniejszych aplikacji randkowych w Polsce [1], postanowiło sprawdzić, jak obecnie zachowują się randkowicze i czego oczekują od randek i osób, z którymi się spotykają - czy wpisują się w ogólnie przekonania na temat randkowania?

Stereotypy a rzeczywistość

Choć popkultura przez lata promowała szarmanckich mężczyzn, pokazując ich zachowania w filmach, serialach czy książkach, obecnie priorytety kobiet się zmieniły. Już tylko jedna na pięć singielek wskazuje, że najbardziej lubi, gdy facet jest gentlemanem - pojawia się z bukietem róż, otwiera drzwi czy podsuwa krzesło w restauracji. Co więcej, tylko dla 6% kobiet istotne są kwiaty, upominki czy komplementy. Czy to znaczy, że kobiety nie chcą takich zachowań na randkach?

“Niekoniecznie. Może chodzić po prostu o zmianę priorytetów – wyjaśnia Remy Le Fèvre – dyrektor globalny ds. komunikacji w Badoo. – Singielki częściej wskazywały, że pożądają takich cech, jak szczerość, pewność siebie i to, gdy facet potrafi je rozbawić. Warto odnotować, że mężczyźni oczekują od drugiej strony dokładnie tego samego”.


To jak z tym płaceniem?

Stereotyp, który także coraz częściej mija się z rzeczywistością, to ten, zgodnie z którym na randce zawsze płaci mężczyzna. Interesujące, że uważa tak więcej mężczyzn niż kobiet - 23% vs 19%. Widać również zmianę pokoleniową - w grupie wiekowej 18-24 zaledwie 9% randkowiczów podziela tę opinię, podczas gdy w grupach po trzydziestce, to przekonanie wyraża zawsze ponad 20%, a nawet ponad 30% w przedziale 45-54 lat.

Zdecydowanie więcej osób wskazało jednak na rozwiązania, które rozkładają koszty między dwie strony: 30% singli dzieli rachunki po równo, a 20% płaci na przemian. 1/5 Polaków uważa, że powinna płacić osoba zapraszająca, więc to też delikatne wskazanie w kierunku równouprawnienia.

Zasady społeczne i postrzeganie ról kobiet i mężczyzn ewidentnie się w ostatnich latach zmieniają i obserwujemy to także w świecie randek. Zgadza się z tym Kinga Rajchel, komentująca wyniki badania Badoo:

“Znaczący wpływ na te zmiany ma technologia, lepszy dostęp do edukacji i zdobywania wykształcenia, a co za tym idzie – zmiany ekonomiczne, w tym finansowa autonomia kobiet. Obecne pokolenia miały odmienne warunki dorastania, formowania własnej kariery zawodowej i życia rodzinnego, zmieniają się więc oczekiwania, potrzeby. Partner częściej może być postrzegany jako współtowarzysz niż osoba osadzona w konkretnej roli społecznej. Znacząco zmieniła się też kultura. Ruchy społeczne kładą nacisk na uprawomocnienie kobiet w sferze społecznej i zawodowej, a za tym mogą iść zmiany oczekiwań wobec mężczyzn. Romantyczne gesty, takie jak kwiaty i komplementy, kojarzą się ze starym modelem”.

Miejsca na randkę? Klasyczne

Choć zarówno kobiety, jak i mężczyźni mają coraz wyższą świadomość w randkowaniu, czasem wygrywają klasyczne rozwiązania, tak jak w przypadku wyboru miejsc spotkań. Najlepsze na randkę okazały się kawiarnie (57%), restauracje (52%) czy po prostu spacery po parku (50%). Z kolei wśród najgorszych pomysłów na pierwsze spotkanie pojawiły się imprezy rodzinne (42%), kluby nocne (28%) i zaproszenie do mieszkania (28%). Jeśli chodzi o dwie ostatnie opcje, kobiety były zdecydowanie bardziej przezorne i pokazały, że wolą unikać takich miejsc, gdy idą na pierwsze spotkanie. To jak w takim razie zaplanować udaną randkę? Warto np. podpytać drugą osobę o jej preferencje lub zainspirować się jej zainteresowaniami, które zaznaczyła w aplikacji randkowej takiej jak Badoo - jeśli to właśnie tam rozpoczęła się relacja.

Ułańska fantazja tylko w teorii


Choć wyniki badania pokazały nowe oblicze randkowania, to jednak niektóre stereotypowe zachowania się potwierdziły - jak np. przekonanie o tym, że polscy single raczej nie są skłonni do szaleństw. Na pytanie, jakie randki lubimy, tylko 10% badanych wskazało, że ważne są dla nich szalone, nieprzewidywalne spotkania i tyle samo osób chce doświadczać na randkach nowych, ciekawych rzeczy. Czy to prawda, że nasz naród jest wciąż dość zachowawczy?

“Polacy rzeczywiście podchodzą dosyć konserwatywnie do randkowania, co pokazał także wybór miejsc na randkę – wyjaśnia Kinga Rajchel. - To, co mnie jednak ucieszyło, to fakt, że dla największej liczby singli i singielek – 35% - najistotniejsze jest to, by randki były po prostu na luzie, bez zbędnego stresu. Sama konwencja randki jest dla większości z nas stresującym doświadczeniem, bo przecież jesteśmy narażeni na ocenę społeczną, a ta może wywoływać różne emocje. Może dlatego Polacy nie potrzebują dodatkowej stymulacji w postaci niespodzianek czy nietypowych miejsc spotkań. A szkoda, bo im więcej nieprzewidywalności i adrenaliny, tym większe szanse na... zakochanie się”.

Randkowanie krok po kroku

Badoo postanowiło też sprawdzić, co Polacy robią na różnych etapach randkowania. Jakie spotkania są preferowane na początku znajomości? Np. w pierwszym tygodniu impreza u znajomych jest dobrym pomysłem, z czym zgodziła się prawie 1/4 badanych. Zdaniem 36% singli jeszcze lepszym rozwiązaniem jest koncert ulubionego zespołu czy artysty – nie dość, że coś się będzie działo, to jeszcze można zapoznać drugą stronę z naszym gustem muzycznym i po prostu poznać się bliżej. Warto jednak zawczasu poznać swoje preferencje muzyczne, bo fanka heavy metalu i miłośnik disco polo mogą mieć problem z dogadaniem się w tej kwestii.

Wspólny wyjazd? Tak, gdy znamy się dłużej

Polscy single jasno wskazali, że ich zdaniem w randkowaniu wszystko powinno dziać się w swoim tempie. Dlatego 43% nigdy nie zdecydowałoby się na wspólny wyjazd po pierwszym spotkaniu - częściej odmowa padała z ust kobiet (54%) niż mężczyzn (30%). Jednak część osób nie miałaby problemu z takim wypadem: 18% kobiet oraz 35% mężczyzn wykazało się w tej kwestii otwartością. Dla największego odsetka Polaków – 38% - wspólny wyjazd w grę wchodzi dopiero po miesiącu znajomości.

Co z seksem?

Stereotypy w tej kwestii są jasne – kobiety rzadziej niż mężczyźni decydują się na intymną relację z kimś nowo poznanym. Badanie Badoo to potwierdza – 27% singielek chce poczekać z seksem do momentu, gdy z randkowania przejdą do związku – z czym zgadza się tylko 13% facetów. Są jednak osoby, które mogłyby wylądować w łóżku już na pierwszej randce, gdyby osoba bardzo im się spodobała. Zgodnie z wynikami badania, 13% singielek i 31% singli byłaby na to gotowa. Może to więc być zapowiedź kolejnych zmian społecznych w obszarze intymności. Niezależnie od tego, na co panowie i panie się decydują, najważniejsze, żeby robili to po prostu w zgodzie sami ze sobą.

Faktem jednak jest, że część stereotypów dotyczących randkowania z pewnością się zdezaktualizowała. Polscy single coraz częściej wychodzą poza schematy, zaś wzrost świadomości własnych potrzeb i oczekiwań zwłaszcza u kobiet może zmienić “zasady” gry w randkowaniu. To, co na pewno jest ważne i powinno takim pozostać, to bycie szczerym i autentycznym!


===

[1] Link

O badaniu:
Badanie zostało zrealizowane w Polsce metodą CAWI (kwestionariusz online) w dniach 21.07-29.07.2022 przez agencję SW Research, na próbie 1000 randkujących singli (18+).


21.08.2022 Niedziela.BE // bron: Badoo / Aplikacja randkowa Badoo, uruchomiona w 2006 roku, jest pionierem w dziedzinie nowoczesnych serwisów randkowych. Dąży do tego, aby stały się one mniej skomplikowane i bardziej przyjemne oraz zachęca społeczność użytkowników do jasnego wyrażania swoich intencji, autentyczności i zachowywania się z szacunkiem wobec innych - tak, aby każdy mógł cieszyć się tym, co jest najlepsze w randkowaniu. Z milionami członków na całym świecie, Badoo jest aplikacją freemium, która oferuje również dodatkowe opcje subskrypcji. Aplikacja jest dostępna w Apple App Store, Google Play Store, Huawei AppGallery oraz w internecie. Badoo jest częścią Bumble Inc. // fot. Shutterstock, Inc.

(sa)

 

Branżę modową czekają rewolucyjne zmiany. Formuła fast fashion odejdzie do lamusa

– Idealny model biznesowy w branży modowej to zero waste, który nie stosuje surowców naturalnych, tylko wtórne. Bardzo dobry jakościowo i przez to drogi, w związku z czym konsumenci kupują te produkty rzadziej. I moim zdaniem w ciągu maksymalnie 20 lat dojdziemy właśnie do takiego modelu. Zmuszą nas do tego kwestie środowiskowe – prognozuje dr Magdalena Płonka, dyrektorka Międzynarodowej Szkoły Kostiumografii i Projektowania Ubioru w Warszawie. Jak podkreśla, marki z segmentu tzw. fast fashion już doskonale wiedzą, że ich formuła biznesowa się kończy. Dlatego w nadchodzących latach ten rynek czeka transformacja, bo szybka moda generuje dziś olbrzymie problemy społeczne i środowiskowe.

– Zrównoważona moda to temat niesamowicie ważny w tych czasach. Wielu ludzi nie zwraca uwagi na to, że moda to nie tylko ciuszki, jakieś trendy i magazyny, ale coś, co robimy codziennie. Zakładamy ubranie i nie zastanawiamy się, skąd ono jest, kto je zrobił, w jakich warunkach, jaki to ma wpływ etc. Tymczasem moda ma wiele skutków negatywnych dla społeczeństwa i środowiska: 92 mln ton odpadów rocznie i prawie 2 mln ton CO2 generuje właśnie przemysł modowy – mówi agencji Newseria Biznes Roma Stachowicz z Fundacji Venture Café Warsaw.

Według Fundacji Ellen MacArthur od 2000 roku globalna produkcja odzieży się podwoiła i tylko niecały 1 proc. zużytych w tym celu materiałów jest recyklingowany i przerabiany na nowe ubrania. Tymczasem branża modowa generuje olbrzymie problemy środowiskowe: zużywa ok. 93 mld m sześciennych wody rocznie (więcej niż cały przemysł spożywczy), przyczyniając się do problemów z jej niedoborem w niektórych regionach świata, i odpowiada za ok. 5 proc. wszystkich emisji gazów cieplarnianych. To więcej niż wszystkie loty międzynarodowe i żegluga morska razem wzięte. Globalny łańcuch dostaw jest zorganizowany w taki sposób, że przeciętny T-shirt pokonuje od 15 do nawet 50 tys. km, zanim zostanie sprzedany w sklepie, co oznacza, że równie dobrze mógłby okrążyć Ziemię.

Według agendy ONZ ds. wyżywienia i rolnictwa (FAO) na uprawy bawełny przypada 25 proc. światowego zużycia środków owadobójczych i 8–10 proc. zużycia nawozów sztucznych. Co więcej, żeby z surowej bawełny wyprodukować odzież, poddaje się ją serii zabiegów z użyciem nawet ok. 8 tys. różnych środków chemicznych, w tym m.in. barwników z zawartością metali ciężkich, wybielaczy na bazie chloru albo formaldehydu, aby zapobiegać gnieceniu się materiału. Szacuje się, że globalny przemysł tekstylny spuszcza do wód światowych od 40 do 50 tys. ton farby rocznie (raport „W kierunku odpowiedzialnej mody”, Polska Zielona Sieć). Kolejny problem to warunki pracy i wyzysk pracowników, w tym dzieci, w krajach takich jak Bangladesz czy Tajlandia. Sprzedawcy tanich ubrań wymagają coraz niższych cen i krótszych czasów dostaw od produkujących fabryk, co przyczynia się do pogorszenia już i tak bardzo złych warunków pracy.

– W Polsce branża odzieżowa dzieli się na marki fast fashion i marki bardziej lokalne, które produkują w kraju. Wśród tych drugich jest wiele marek autorskich, wręcz start-upowych, które rosną w siłę. Natomiast marki fast fashion doskonale wiedzą, że ta formuła biznesowa się kończy. Wielu ekspertów zakłada, że w ciągu dekady Ziemia nie będzie w stanie utrzymać takiego kapitalistycznego modelu produkcji ubrań. Dlatego wydaje się, że jesteśmy na początku transformacji i będziemy jeszcze za naszego pokolenia świadkami ogromnych zmian w modelu produkcji odzieży na całym świecie – mówi dr Magdalena Płonka.

Tak zwane fast fashion to trend, który ostatnimi laty sprawia, że wpływ branży modowej na środowisko jest jeszcze bardziej destrukcyjny. Polega na replikowaniu modnych projektantów i najnowszych trendów wybiegowych, masowej produkcji przy jak najniższym koszcie i dostarczaniu do sklepów, póki jest na nie popyt. Jednak – ponieważ trendy się zmieniają – ubrania są szybko zastępowane nowymi modelami, bo domy mody oferują nawet 18 kolekcji rocznie. Jak podaje Fundacja Ellen MacArthur, ponad połowa wyprodukowanych fast fashion jest zutylizowana w niecały rok.

Ubrania, do których produkcji wykorzystuje się ogromne ilości nieodnawialnych zasobów, są używane tylko przez krótki czas, po czym trafiają w większości na wysypisko albo do spalarni. Przykładowo w samej Wielkiej Brytanii w ten sposób kończy prawie 2 mln t używanej odzieży rocznie, co oznacza, że statystycznie każdy jej mieszkaniec wyrzuca w ciągu roku ok. 30 kg ubrań.

– Czy fast fashion wyjdzie z mody? To jest trudne i złożone pytanie. Trendy są obiecujące, aczkolwiek moim zdaniem tylko regulacje legislacyjne mogą sprawić, że cały ten rynek przejdzie do lamusa – mówi Kornelia Warecka, założycielka au revwear.

– Podejście marek modowych zmienia się na lepsze, jest na to duży nacisk ze strony konsumentów, NGO-sów i rządów. Ale to jest trudna rzecz, szczególnie dla marek, które bazują na modelu liniowym czy fast fashion, bo to jest kwestia zmiany produkcji, logistyki, dystrybucji. To wiąże się z dużymi kosztami, z zaaplikowaniem nowej technologii. Trzeba mierzyć rezultaty, aby przekonać się, że zrównoważony rozwój faktycznie jest opłacalny – zauważa Roma Stachowicz.

Zmiany w branży modowej wymuszają głównie konsumenci, którzy coraz częściej zwracają uwagę na to, jakie ubrania kupują, sprawdzają metki i interesują się strategią marki. Jak pokazał raport opracowany przez BCG i „Vogue’a” („Consumers’ Adaptation to Sustainability in Fashion”), w Polsce 75 proc. konsumentów deklaruje, że zrównoważony rozwój jest dla nich istotnym czynnikiem zakupowym. 59 proc. twierdzi, że wspiera marki włączające się w walkę na rzecz klimatu, a 40 proc. kupuje tzw. etyczną modę, czyli odzież i akcesoria ze zrównoważonej produkcji.

– Podejście marek modowych do mody zrównoważonej jest zróżnicowane, aczkolwiek wszystkie aspirują już do konceptu sustainability. Każdy wie, że wypada być odpowiedzialnym. Jedni robią to faktycznie, inni pozornie, ale sumaryczny efekt jest bardzo dobry: marki powoli zmieniają swoje strategie i podejście do produkcji odzieży, zmierzają bardziej w kierunku proekologicznym i proetycznym – mówi dr Magdalena Płonka.

Co ciekawe, z raportu „Vogue’a” i BCG wynika też, że w Polsce 66 proc. konsumentów jest skłonnych płacić więcej za tzw. etyczną modę. Jednak okazuje się, że te deklaracje nie zawsze mają pokrycie w rzeczywistości, bo 20-proc. wzrost ceny ekologicznych produktów przekłada się na 62-proc. spadek chęci ich zakupu.

Pozytywem jest natomiast fakt, że w trakcie pandemii COVID-19 polscy konsumenci zaczęli przychylniej odnosić się do dłuższego użytkowania elementów garderoby i dawania im nowego życia. Po jej zakończeniu aż 38 proc. postanowiło częściej zaopatrywać się w second handach.

– Ten rynek cały czas się rozwija, moda z drugiej ręki ma wielki potencjał i to właśnie ona jest przyszłością branży mody – wskazuje Kornelia Warecka. – Ten trend mody z drugiej ręki wpływa bardzo pozytywnie nie tylko na środowisko, ale i na zasobność naszych portfeli.

Zrównoważonej modzie był poświęcony jeden z ostatnich eventów w ramach formuły Thursday Gathering. To cykliczne spotkania, które w każdy czwartek wieczorem odbywają się w warszawskim Varso z inicjatywy Fundacji Venture Café Warsaw. Gromadzą dużą społeczność innowatorów: start-upowców, inwestorów, naukowców i ekspertów.

– Takie spotkania są niesamowicie ważne, żeby właśnie zacząć rozmowę. Przychodzą do nas ludzie ze wszystkich możliwych branż. To są też osoby ze start-upów, różnych instytucji, to są osoby, które coś wiedzą o modzie albo które nie wiedzą nic o modzie. Ale to jest kwestia zaczęcia rozmowy i podjęcia tematów tabu, zaczerpnięcia wiedzy od ekspertów, którzy są w tym temacie już od wielu lat. W tym temacie kwestia edukacji jest niesamowicie istotna, żeby nowe pokolenia wiedziały, jak skorzystać z narzędzi już istniejących i tych, które jeszcze mają szansę się rozwinąć, ku odpowiedzialnej innowacji – mówi Roma Stachowicz, organizatorka modowego spotkania.

21.08.2022 Niedziela.BE // bron: new seria // tagi: branża modowa, fast fashion, zrównoważony rozwój, konsument, zero waste, Thursday Gathering // mówi: dr Magdalena Płonka, dyrektor Międzynarodowej Szkoły Kostiumografii i Projektowania Ubioru w Warszawie / Roma Stachowicz, Fundacja Venture Café Warsaw / Kornelia Warecka, założycielka au revwear // fot. Shutterstock, Inc.

(ss)

 

  • Published in Świat
  • 0

Starość nie musi boleć

Brzmi banalnie: na to, jaką będziemy mieć starość, w dużej mierze pracujemy sami. Niezależnie od wszystkiego nieprawdą jest, że starość musi boleć. Geriatra Agnieszka Skoczylas, starszy asystent w Klinice i Poliklinice Geriatrii, Narodowego Instytutu Geriatrii, Reumatologii i Rehabilitacji podkreśla, że ból trzeba leczyć.

Dlaczego po czterdziestce kończą się nam części zamienne?


W zasadzie nie mamy części zamiennych, tylko jakiś zapas sił, komórek, które zużywamy w ciągu życia. Procesy starzenia są naturalne. Każdy z nas starzeje się we własnym tempie, komórki niszczą się we własnym tempie, padają mechanizmy obronne, np. te broniące nas przed nowotworami. Ale im bardziej zaniedbany zdrowotnie człowiek, im więcej ma chorób współistniejących, tym większe ryzyko, że będzie się starzał niekorzystnie i że wcześniej umrze.

Co znaczy zaniedbany?

Całe życie pracujemy na to, jak będzie wyglądała nasza starość. Jeśli większość z nas siedzi przy komputerze, nie rusza się, nie uprawia sportu, je śmieciowe jedzenie, jasne jest, że zwiększamy sobie sami ryzyko chorób cywilizacyjnych: cukrzycy, nadciśnienia, choroby wieńcowej i innych chorób układu krążenia, które są najczęstszą przyczyną zgonów w Polsce. Ale również narażamy się na większe zmiany w układzie kostnym, na szybszy rozwój choroby zwyrodnieniowej stawów kręgosłupa i stawów obwodowych. Nie budujemy masy mięśniowej, pojawia się otyłość, więc z czasem coraz trudniej nam się poruszać. Mamy coraz większe problemy ze zwykłą codziennością. To jest właśnie to zaniedbanie. Dołączają się kolejne choroby, a te są zazwyczaj późno rozpoznawane i leczone – jak na przykład przewlekła obturacyjna choroba płuc rozpoznawana dopiero wtedy, gdy duszność przy wysiłku staje się nie do zniesienia i wymusza poszukiwanie pomocy lekarskiej. Człowiek zaniedbany pracował przez wiele lat na swoje choroby. Wielochorobowość, którą geriatrzy nazywają współistnienie trzech lub więcej chorób z trzech różnych układów naszego ciała, jest charakterystyczna dla wieku podeszłego.

Czy starość musi boleć? Co druga osoba po 65 r. ż. skarży się na ból przewlekły, a niektórzy lekarze mówią: „W tym wieku musi boleć”. Przez takie podejście ci starsi ludzie czasami wiele lat zmagają się z depresją…

Oczywiście, starość nie musi boleć. Po pierwsze, już od młodości możemy dbać o własne ciało, być aktywnym fizycznie, budować masę mięśniową. Możemy dbać o dietę, żeby były w niej odpowiednie proporcje białka, węglowodanów, tłuszczów i składników mineralnych. Musimy jeść więcej warzyw i owoców. To wstęp do tego, żeby nas na starość nie bolało.

Bez odpowiedniego aparatu mięśniowego, stabilizującego kręgosłup we właściwej pozycji, dochodzi do szybszego postępu zmian zwyrodnieniowych, a to coraz bardziej boli. Jeśli ktoś mało rusza się przez większość swojego życia, jego mięśnie przykręgosłupowe czy mięśnie brzucha są słabe. Tak samo dzieje się z nieużywanymi mięśniami nóg czy rąk. Najczęściej bolą nas stawy w związku z chorobą zwyrodnieniową, ich nadmiernym starzeniem się, zużywaniem  i niszczeniem chrząstek stawowych oraz pojawianiem się deformacji części kostnych stawu. Inną przyczyną są na przykład choroby zapalne, autoimmunologiczne, reumatyczne. Do tego dochodzą czynniki genetyczne, czyli skłonność do niektórych chorób, bądź inne czynniki, które nie są od nas zależne.

Ból w chorobach kręgosłupa związany z dyskopatią jest chyba bardzo częsty?


Tak. W dodatku pacjenci w wieku podeszłym, u których dyskopatia trwa długo, mają bóle neuropatyczne związane ze zniszczeniem czy uszkodzeniem włókien nerwowych przewodzących bodźce do kręgosłupa i dalej do ośrodkowego układu nerwowego, do mózgu. Ten ból jest piekący, palący. Podobne bóle występują w cukrzycy, mają charakter polineuropatyczny. Takie bóle pojawiają się również jako konsekwencja radioterapii czy chemioterapii nowotworów.

Przewlekły ból sam w sobie, nieleczony albo źle leczony, może indukować depresję, zwiększa poziom stresu organizmu, przyspiesza starzenie. Jeśli człowieka boli, gorzej się go leczy, np. ma gorsze ciśnienie tętnicze, bo ból powoduje pobudzenie adrenergiczne i wyrzut innych hormonów, które podwyższają ciśnienie. Dlatego geriatra dobiera różne leki przeciwbólowe

Problem polega na tym, że pacjenci geriatryczni przyjmują bardzo wiele leków.


I suplementów, często bez wskazań. Nazywa się to polipragmazją. Leki przeciwbólowe są jednymi z najczęściej nadużywanych, zwłaszcza te dostępne bez recepty. Osobie starszej lek przeciwbólowy powinien dobrać lekarz. On wie, że przy pewnych rodzajach bólu niekoniecznie zastosuje niesteroidowe leki przeciwzapalne, ale,  np. w bólach neuropatycznych, leki neurologiczne - przeciwpadaczkowe jak gabapentyna, czy pregabalina.

Czy ból u osób starszych można leczyć bez tzw. leków narkotycznych?


Można, ale jeśli ból jest bardzo silny, lepiej dać mniejszą dawkę leku „narkotycznego”, która poprawi funkcjonowanie pacjenta niż zwiększać dawki innych leków. Zazwyczaj łączymy ze sobą leki przeciwbólowe o różnym mechanizmie działania, ponieważ działają one silniej i w mniejszych dawkach, ale jeśli w ten sposób bólu nie da się opanować, jest on zbyt silny, należy zastosować lek „narkotyczny”.

Wspomniała pani o polipragmazji. Lekarze serwują mnóstwo leków, czasami one się wykluczają. Pacjent krąży między specjalistami, a oni nie patrzą na niego holistycznie. Serwują np. leki przeciwzakrzepowe i obniżające poziom kwasu żołądkowego, ketoprofen, który może powodować krwawienia z przewodu pokarmowego. Oprócz tego pacjent popija ziółka, np. dziurawiec źle działający z lekami.

Dziurawiec pobudza działanie pewnych enzymów wątrobowych, biorących udział w przemianach innych leków, a to powoduje osłabienie ich działania. Tak się dzieje np. z lekami przeciwzakrzepowymi. Z kolei na przykład wyciągi z miłorzębu, chętnie przyjmowane „na poprawę pamięci” hamują działanie kilku różnych enzymów w wątrobie, wobec czego zażywanie ich z lekami metabolizowanymi tą drogą spowoduje nasilenie ich działania.

Jeden z naszych pacjentów przyjmował 34 preparaty przepisywane przez kilku lekarzy, bez jakiejkolwiek kontroli. Wśród nich znalazł się lek przeciwnadciśnieniowy, tak zwany inhibitor konwertazy, w tej samej dawce pod dwiema różnymi nazwami handlowymi oraz inny lek przeciwnadciśnieniowy, sartan, działający w podobny sposób. Niektórych leków, na przykład inhibitorów konwertazy i sartanów, nie można łączyć, bo nie przynosi to dodatkowych efektów leczniczych, a jedynie nasila działania niepożądane.

Czyli geriatrzy ten bałagan porządkują?


Tak, staramy się, żeby pacjent miał jak najmniej leków. Należy odróżnić polipragmazję od polifarmakoterapii. Polipragmazja to wielolekowość, przyjmowanie leków i suplementów bez uzasadnienia, bez wskazań, często dlatego, że „sąsiadce pomogło”, „osłonowo na wątrobę”, czy „na pamięć” jak wspomniane chwilę temu ziółka.

Leki wpływają na siebie wzajemnie poprzez wpływ na transport, na enzymy, na przemiany w wątrobie. Jedne mają charakter hamujący, inne pobudzający, są takie, które blokują białka transportujące i takie, które pobudzają konkretne receptory, na które u starszej osoby nie chcemy akurat działać. Im więcej środków przyjmuje pacjent, tym większe ryzyko interakcji między nimi. Taka mieszanka, złożona z pięciu leków, rano popita sokiem z grejpfruta, po południu sokiem z mango, z dodatkiem żeńszenia przed kolacją, a ginko po kolacji, jest po prostu groźna. Przy przyjmowaniu siedmiu preparatów niemal pewne jest, że co najmniej dwa z nich wchodzą w niebezpieczne interakcje.

Z polifarmakoterapią mamy do czynienia, gdy pacjent przyjmuje kilka leków, ale są mu niezbędne i nie można żadnego z nich odstawić, a lekarz odpowiednio dobrał dawki i pory przyjmowania w taki sposób, by maksymalnie wykorzystać ich właściwości, a zminimalizować ryzyko działań niepożądanych i interakcji.

Geriatrzy dążą do redukcji polipragmazji, pozostawiając tylko te leki, które pacjent powinien przyjmować. Ale u źródła polipragmazji leży między innymi polipreskrypcja, czyli przepisywanie tych samych leków przez wszystkich specjalistów, do których chodzi pacjent. Kardiolog wypisze wszystkie leki, które ma wpisane w karcie pacjenta, bo ten twierdzi, że mu się skończyły. Po tygodniu diabetolog wypisze jeszcze raz ten sam zestaw recept, nie wiedząc o wypisanych lekach,  i dołoży jeszcze jeden. A następne recepty doda lekarz rodzinny, bo pacjent zamówił leki w POZ. A to lekarz podstawowej opieki zdrowotnej powinien panować nad tym bałaganem.

Leki przeciwdepresyjne nawet u osób młodych zaczynają działać po upływie ok. dwóch tygodni. Jak jest u seniorów?

U seniorów też nie działają od razu, lecz po ok. 4 tygodniach. Na początku najbardziej widać działania niepożądane. Dlatego geriatrzy mają zasadę: start low, go slow – daj małą dawkę i powoli ją zwiększaj. Tej ważnej zasady geriatrycznej powinni przestrzegać wszyscy lekarze. Nie leczymy od razu dawką pełną, bo działania niepożądane będą miały duże nasilenie, a pacjent zniechęci się do leczenia. Rozmawiajmy o tym z pacjentem - wtedy uzyskuje się dobrą współpracę, a farmakoterapia prawidłowo prowadzona jest skuteczna.

Planując leczenie, trzeba wziąć pod uwagę, że rekomendacje i zalecenia towarzystw naukowych oparte są na badaniach klinicznych przeprowadzanych zazwyczaj w młodszych grupach wiekowych, do 75. roku życia. Badania angażujące seniorów są nieliczne i w mniej liczebnych grupach. Tymczasem osoba w wieku bardzo podeszłym ma zupełnie inny metabolizm, zupełnie inną dystrybucję leku w organizmie i przeważnie potrzebuje zdecydowanie mniejszych dawek niż osoba np. czterdziestoletnia.

Jaką więc grupą wiekową zajmują się geriatrzy?


Grupą 60 plus. Zgodnie z podziałem WHO wyróżnia się: wczesną starość, od 75 roku życia - starość dojrzałą lub późną, i wiek sędziwy od 90. r.ż. To jest podział umowny, ale ludzie w każdej z tej grup inaczej chorują.  Na przykład zaburzenia funkcji poznawczych i otępienie dotyczą połowy osiemdziesięciolatków i starszych, a u osób we wczesnej starości jest ich stosunkowo niewiele.

Podobnie jest z chorobami układu ruchu, z zaburzeniami równowagi, upadkami. Z wiekiem jest więcej wielochorobowości. Geriatria jest skierowana bardzo mocno na pacjenta, na dobranie odpowiedniego leczenia do osoby, nie do choroby, nie do zaleceń. Leczenie ma zapewnić nie tylko maksymalne wydłużenie życia, ale komfort u jego schyłku, zachowanie jak najlepszego funkcjonowania w każdej dziedzinie życia, a przede wszystkim - samodzielności.

20.08.2022 Niedziela.BE // źródło informacji: Serwis Zdrowie // rozmawiała Beata Igielska, zdrowie.pap.pl // fot. Shutterstock, Inc.

(ss)

 

Kuchnia: Jak zrobić fit słodycze: szarlotka, brownie, ciasto szpinakowe

Łasuchom, którzy nie chcą rezygnować ze słodkości, polecamy skorzystanie z przepisów na ich dietetyczne odpowiedniki. Nie zaszkodzą, a z pewnością wpłyną pozytywnie na wygląd sylwetki. Do tego ich przygotowanie jest proste i zajmuje niewiele czasu.

Fit szarlotka

Składniki:

- 100 g mąki pszennej,
- 150 g mąki owsianej,
- 100 g ksylitolu
- 1 duże jajko,
- 120 g oleju kokosowego,
- 4 jabłka,
- łyżeczka proszku do pieczenia 5 g,
- cynamon.

Przygotowanie:


I. Jabłka obrać, zetrzeć i dusić z odrobiną wody, aż powstanie mus. Pod koniec dodać łyżkę cynamonu.

II. Pozostałe składniki wymieszać na jednolitą masę. 2/3 powstałego ciasta należy rozłożyć na standardowej blasze do pieczenia i piec w 180 st. C. przez ok. 15 minut. Pozostałą część włożyć do lodówki.

III. Kiedy spód będzie gotowy, należy ułożyć na nim mus jabłkowy, a wierzch posypać pokruszoną częścią ciasta, którą wcześniej odłożyliśmy do lodówki. Całość piec jeszcze przez 45 minut.

Fit brownie z czerwonej fasoli

Składniki:


- 1 puszka czerwonej fasoli,
- 5 małych  jajek w temperaturze pokojowej,
- szklanka oleju rzepakowego,
- 100 g ksylitolu,
- pół szklanki kakao naturalnego,
- 2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia,
- szczypta soli.

Przygotowanie:


I. Fasolę przełożyć do sita i przelać wodą a następnie odsączyć.

II. W wysokiej misce wymieszać fasolę, kakao, proszek do pieczenia, sól oraz olej. Zmiksować na gładką masę.

III. Jajka miksować przez kilka minut z ksylitolem. Następnie połączyć obydwie masy ze sobą i miksować na niskich obrotach do ich połączenia.

IV. Całość przełożyć do wcześniej wyłożonej pergaminem, standardowej formy. Piec ok. 40 minut w temperaturze 180 st. C.

Fit ciasto szpinakowe


Składniki:


- opakowanie 450g mrożonego szpinaku,
- 100 ml oleju rzepakowego,
- 100 g ksylitolu,
- 3 duże jajka,
- 2 szklanki mąki orkiszowej pełnoziarnistej,
- 1 płaska łyżka proszku do pieczenia.

Krem do przełożenia:


- dwa naturalne serki homogenizowane po 200 g każdy,
- 5 łyżek miodu.

Przygotowanie:


I. Szpinak należy rozmrozić, najlepiej z kilkugodzinnym wyprzedzeniem i odcisnąć z niego nadmiar wody, a następnie zmiksować na jednolitą masę za pomocą blendera.

II. W osobnym naczyniu ubić jajka z ksylitolem na puszystą masę, jednocześnie dodając powoli olej.

III. W trzecim (wyższym) naczyniu wymieszać mąkę z proszkiem do pieczenia. Dodać do niej dwie pozostałe masy i ubić na małych obrotach, aż połączą się w jednolitą całość.

IV. Piec w 180 st. C. przez 45 minut.

V. Po upieczeniu ciasto należy przekroić wzdłuż na dwie części. Jedną z nich wyłożyć kremem (wymieszany serek i miód). Drugą część ciasta położyć na kremie.

VI. Deser należy włożyć do lodówki na minimum trzy godziny.

21.08.2022 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Shutterstock, Inc.

(ss)

 

Subscribe to this RSS feed