Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Flandria: Uniwersytety zmieniają wytyczne etyczne. Zaskakujący powód
Flandria: Większość osób poszukujących pracy nie ma prawa jazdy
Belgia: Dziś dzień z „największym, letnim natężeniem ruchu w Europie”
Słowo dnia: Wandelen
PRACA W BELGII: Szukasz pracy? Znajdziesz na www.NIEDZIELA.BE (sobota 2 sierpnia 2025, www.PRACA.BE)
Belgia: Już wkrótce nowe stacje do ładowania na parkingach przy dworcach
Belgia: Te jabłka zdecydowanie najpopularniejsze
Belgia: W tym roku odkryto już 19 laboratoriów narkotykowych!
Temat dnia: Rynek pracy w Belgii - ilu bezrobotnych, a ile wakatów?
Słowo dnia: Sluitingstijd
Redakcja

Redakcja

Website URL:

Polska: Decyzja lada moment. To może oznaczać duże podwyżki cen za wodę i ścieki

Jeszcze w maju może zapaść decyzja o zmianie systemu zatwierdzania taryf za dostarczanie wody i odprowadzania ścieków. To wszystko oznacza jedno: podwyżki.

Człuchów. Właśnie tam weszły podwyżki za wodę i ścieki. Do tej pory woda w kranie kosztowała 6,90 zł. Obecnie to 9,42 zł. W przypadku nieczystości podwyżka jest jeszcze bardziej znacząca. Było 3,91 zł, jest 6,72 zł.

Gmina Kościerzyna. Tu także weszły podwyżki. Woda podrożała z 2,94 zł do 3,30 zł, a ścieki z 5,56 zł na 7,08 zł.

Takich przypadków można wymieniać więcej, bo podwyżki opłat są wprowadzane prawie wszędzie. Nie zawsze jednak zgodnie z wolą i wyliczeniami spółek, które doprowadzają wodę i odbierają ścieki. Nie zawsze proponowane taryfy są akceptowane. Zgodnie z przepisami zgodę na to musi wydać państwowa instytucja Wody Polskie. Analizuje ona zasadność podwyżek i może je zaakceptować  lub nie. Często wybiera opcję numer 2.

Kłopoty finansowe

To z kolei rodzi inne problemy. Spółki wodno-kanalizacyjne zaczynają zarabiać za mało. Rok 2022 blisko 3/4 takich firm zakończyło na minusie. W Lublinie Wody Polskie nie zgodziły się na nową taryfę i miejscowe MPWiK już głośno mówi, że spółki nie stać na inwestycje, podwyżki dla pracowników, a ciągłość zaopatrzenia w wodę jest zagrożona.

Dlatego samorządowcy chcą zmian w prawie. Według nich najlepiej, żeby Wody Polskie przestały decydować o cenach.

„O wyjątkowo trudnej sytuacji przedsiębiorstw wodociągowo-kanalizacyjnych świadczą dane przytoczone przez prezesa Tarnowskich Wodociągów, które mówią, że 71proc. przedsiębiorstw wod-kan miało ujemny wynik finansowy za 2022 rok. To sytuacja bez precedensu. Rosną obawy samorządowców, że przedsiębiorstwa te zaczną upadać, a przecież zapewnienie mieszkańcom wody i odprowadzenie ścieków jest jednym z podstawowych zadań gmin” – alarmuje Związek Miast Polskich. I pokazuje konkretne rozwiązania. A te oznaczają podwyżki.

Wody Polskie musiałyby zmieniać własną decyzję

ZMP – po pierwsze – chce, żeby taryfy nie obowiązywały 3 lata (tak jest obecnie), ale rok.

Po drugie – samorządowcy chcą mieć możliwość zmieniania cen wody i ścieków w trakcie obowiązywania już zaakceptowanych taryf. Tak jak jest to w przypadku opłat za ciepło. Do zmiany dochodziłoby „w przypadku nagłych, obiektywnych zmian uwarunkowań zewnętrznych (takich jak np. cena energii, inflacja, zmiany przepisów), które w ostatnich latach występują często”.

„(...) Strona samorządowa chce również zmiany nieprawidłowej – jej zdaniem – procedury postępowania sądowego. W obecnej sytuacji sąd administracyjny, uznając racje gminy związane z koniecznością zmiany taryfy, kieruje sprawę do ponownego rozważenia przez właściwy organ, czyli Wody Polskie. Te zaś informują, że wniosek rozpatrzyły i... nie pozwalają na podniesienie opłaty. Gmina ponownie może skierować sprawę do sądu i procedura zaczyna się od nowa.

Poprawki legislacyjne mają usunąć tego typu kuriozalne sytuacje” – alarmują samorządowcy.

26.05.2023 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. iStock

(sm)

Polska: Nie chcesz czekać w kolejce na NFZ? Możesz wziąć kredyt na leczenie

Czasami jedyną szansą na poprawę stanu zdrowia jest kosztowny zabieg. Gdy nie masz czasu czekać w kolejce i brakuje ci pieniędzy, możesz skorzystać z kredytu na leczenie.

Kredyt medyczny, znany również jako kredyt na leczenie, umożliwia pokrycie kosztów leczenia chorób, zabiegów medycznych oraz rehabilitacji. Jest on szczególnie pomocny osobom, które nie mają ubezpieczenia zdrowotnego lub gdy polisa nie obejmuje konkretnej choroby.

Gdzie i na jakich warunkach można dostać kredyt na leczenie?

Kto może zaciągnąć kredyt na leczenie?

Kredyt na leczenie może być udzielany zarówno osobom ubezpieczonym, jak i nieubezpieczonym. Szczegółowe zasady dotyczące tego rodzaju finansowania można znaleźć w regulaminie instytucji kredytowej.

Z kredytu mogą skorzystać dorośli mieszkańcy Polski, mający zdolność kredytową. Przy zaciąganiu kredytu medycznego warto zwrócić uwagę na okres spłaty i ostateczny koszt kredytu.

To jest potrzebne do wniosku

Wniosek o kredyt (pożyczkę) składamy w zależności od oferty za pośrednictwem internetu, telefonicznie, pocztą lub osobiście w placówce pożyczającej pieniądze.

Do wniosku trzeba dołączyć następujące dokumenty:

- wyciąg z konta bankowego (zwykle z ostatnich 3 miesięcy),
- dokument tożsamości,
- zaświadczenie o dochodach i zatrudnieniu.

Na co jest udzielany kredyt medyczny?

Kredyt medyczny i pożyczka na leczenie mogą być przeznaczone na różne cele związane z poprawą zdrowia. Zwykle można z nich skorzystać, żeby pokryć koszty leczenia stomatologicznego, nowotworowego, operacji plastycznych, a nawet leczenia weterynaryjnego naszych pupili.

Na jakie wsparcie możemy liczyć? Uzyskanie pożyczki w wysokości do 5 tys. zł nie powinno być większym problemem. Po konsultacji z firmą pożyczkową lub bankiem i pozytywnej ocenie zdolności do spłaty zadłużenia możemy spokojnie pożyczyć nawet kilka razy więcej.

29.05.2023 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Canva

(sm)


Polska: Zakaz wyprzedzania ciężarówek. Znamy szczegóły

Czy wolno jadący tir będzie mógł być wyprzedzony przez inną ciężarówkę? Znamy szczegóły rewolucyjnych zmian na drogach.

Jeżeli ktoś podróżuje samochodem po Europie, to mógł zauważyć, że podobne rozwiązania funkcjonują w krajach zachodnich. Niemcy, Belgia, Francja to część państw, w których obowiązuje zakaz wyprzedzania ciężarówki przez ciężarówki.

Często nie jest to prawo działające na każdym odcinku drogi i przez całą dobę. Teraz takie rozwiązanie rząd chce wprowadzić w Polsce.

– Generalnie chodzi o to, żeby upłynnić ruch na drogach szybkiego ruchu, zmniejszyć zagrożenie wynikające z faktu wyprzedzanie się samochodów ciężarowych – ogłosił kilka dni temu minister infrastruktury, Andrzej Adamczyk.

Chodzi o to, że wyprzedzenie jednego dużego i powolnego pojazdu jest operacją zajmującą czas i potencjalnie groźną. Dlatego władza chce tego zakazać.

Ale nie na wszystkich trasach. Mowa jest wyłącznie o autostradach i drogach ekspresowych.

Obawy

O ile kierowcy samochodów osobowych mogą ten pomysł przyjąć ze zrozumieniem, o tyle szefowie firm transportowych mają poważne wątpliwości.

– Nie chcę komentować szerzej skutków gospodarczych wynikających m.in. z opóźnienia dostaw wykonywanych w trybie „just in time” do tych polskich zakładów, które w wyniku optymalizacji wykorzystania dostępnych zasobów nie mają magazynów. Brak szerszego komentarza na ten temat wynika z faktu, że w okresie wyborczym takie argumenty nie trafiają do uszu polityków. A szkoda, bo później trzeba będzie to odkręcać. Tak jak ma to obecnie miejsce w przypadku zbyt restrykcyjnego systemu punktowego – powiedział Maciej Wroński, prezes Związku Pracodawców Transport i Logistyka Polska.

Skąd miałby się wziąć te opóźnienia? Wystarczy wyobrazić sobie sytuację, że ekspresówką jedzie tir z prędkością 60 km/h (maksymalnie może 80 km/h), a za nim ustawia się sznur ciężarówek. To spowolni jazdę także innych kierowców i mogą powstawać korki.

Czy jakiś odpowiedzialny kierowca osobówki zaryzykuje wyprzedzenie 4-5 ciężarówek?

Szczegóły

Pytanie o to, w jakich sytuacjach wyprzedzanie będzie jednak dopuszczalne, pozostawało bez odpowiedzi. Aż do teraz. W Sejmie jest już projekt zmian w prawie i uwzględniono w nim sytuacje, o których mowa powyżej.

W projekcie zmian zapisano, że w przypadku drogi o trzech pasach ruchu kierowca ciężarówki musi „korzystać wyłącznie z dwóch pasów ruchu przeznaczonych dla danego kierunku, znajdujących się najbliżej prawej krawędzi jezdni”.

W przypadku dróg szybkiego ruchu taka sama zasada ma obowiązywać zespół pojazdów o długości ponad 7 metrów. Chodzi tu także o osobówki z przyczepami (całość ponad 7 metrów długości).

Jednak w Polsce jest znacznie więcej dróg z dwoma pasami ruchu. W tym przypadku ciężarówki będą miały zakaz wyprzedzania pojazdu samochodowego. Czyli także osobówki.

Jest jednak wyjątek. O tym mówi kolejny zapis w projekcie. Otóż wyprzedzanie będzie możliwe, jeżeli pojazd z przodu będzie poruszał się z „prędkością znacznie mniejszą od dopuszczalnej dla pojazdów kategorii N2 lub N3 obowiązującej na danej drodze”.

Jak to rozumieć? Wyjaśnia to uzasadnienie do proponowanych zmian. Otóż kluczem jest gwałtowna zmiana prędkości. Chodzi o to, żeby ciężarówki nie zmuszać do gwałtownego hamowania, gdy przed nią będzie jechał jakiś „zawalidroga”. Bo takie hamowanie może doprowadzić do wypadku.

W uzasadnieniu wskazano, że ta gwałtowna redukcja prędkości to około 40-60 km/h.

28.05.2023 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. iStock

(sm)


Polska: Samochody będą jeszcze droższe. I będą palić więcej

Złe wiadomości dla kierowców. Samochody znacznie podrożeją. To przez nowe, ekologiczne rozwiązania.

Zaczęło się jeszcze w szczycie pandemii koronawirusa. Azjatyckie fabryki produkujące podzespoły do samochodów stanęły. To przerwało łańcuch dostaw i europejskie zakłady nie otrzymywały części potrzebnych do produkcji aut. Przez to klienci na zamówione samochody musieli czekać miesiącami – nawet ponad rok, jeżeli był to model naszpikowany elektroniką.

Wszystko to sprawiło, że ceny nowych samochodów mocno poszły do góry. O 15-20 procent w ciągu roku. Drogie samochody z salonów i klienci odchodzący z kwitkiem sprawiły, że podrożały także auta używane.

9 tys. osobówki, 54 tys. ciężarówki

Obecnie sytuacja się uspokoiła, ale nie oznacza to, że samochody nie będą już drożeć.

Ceny aut osobowych wzrosną w Polsce o co najmniej 9 tys. zł, a ciężarowych o przynajmniej 54 tys. zł – alarmuje „Rzeczpospolita”. I ostrzega, że to przeliczenie na złotówki stawek podanych w euro przez Frontier Economics. Bo auta będą drożeć nie tylko w Polsce, ale w całej Europie.

Winna podwyżkom jest nowa norma ekologiczna dla samochodów Euro7, która ma zredukować emisję zanieczyszczeń emitowanych przez pojazdy: cząstek stałych, dwutlenku węgla i tlenków azotu.

Sprostanie tym wymaganiom radykalnie zwiększy koszty produkcji samochodów.

Będą spalać więcej paliwa

To nie wszystko, bo mimo zastosowania nowych ekologicznych rozwiązań samochody z Euro7 mają spalać więcej paliwa.

„Oszacowano, że w całym okresie eksploatacji auta osobowego wydatki na benzynę lub diesla zwiększą się o 3,5 proc., co dałoby dodatkowy koszt 650 euro. W przypadku ciężarówek byłoby to dodatkowe aż 20 tys. euro. Nowe normy podnoszące ceny szczególnie zabolą polski rynek” – czytamy.

Dziennik zaznacza jednak, że podane kwoty to szacunki i finalnie mogą być one jeszcze wyższe niż obecnie przewidywane.

28.05.2023 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. iStock

(sm)


Subscribe to this RSS feed