Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Belgia, Flandria: Te reformy najpopularniejsze
Belgia: Eurostar planuje zwolnienia
Niemcy: Co czwarta osoba ma korzenie migracyjne!
Belgia: Polska emerytami stoi? W Belgii mniej
Słowo dnia: Koopkrachtstijging
PRACA W BELGII: Szukasz pracy? Znajdziesz na www.NIEDZIELA.BE (niedziela 25 maja 2025, www.PRACA.BE)
Belgia: Mieszkańcy Belgii młodsi niż Polacy
Belgia: Anderlecht z nagrodą za integrację osób niepełnosprawnych
Polska: To było pewne. Kolejne województwa myślą o swoich bonach turystycznych
Wkrótce do Belgii trafi kolejny lek na odchudzanie
Redakcja

Redakcja

Website URL:

Polska: Nie płacisz alimentów? Możesz na długo stracić prawo jazdy

Jak zmusić alimenciarza, żeby wywiązywał się ze swojego obowiązku wobec dziecka? Można mu zatrzymać prawo jazdy. Ta metoda sprawia, że wiele osób szybko sięga do kieszeni.

Na koniec listopada 2023 r. – według Rejestru Dłużników BIG InfoMonitor – alimentów nie płaciło 289 tys. osób. Z tego 96 proc. to ojcowie. 

Miliardowe długi

W ciągu roku ich liczba wzrosła o 9957 dłużników, a kwota zaległości alimentacyjnych o 1,6 mld zł. I sięgnęła prawie 15 mld zł. Średnio na dłużnika alimentacyjnego przypada obecnie 51 845 zł. 

– Do BIG trafiają głównie osoby zgłaszane przez gminy za to, że w wypłacie świadczenia na dziecko wyręczył je Fundusz Alimentacyjny – wyjaśnia Sławomir Grzelczak, prezes BIG InfoMonitor.

I dodaje: – Ale nie każdy rodzic dziecka pozbawionego alimentów może z tego Funduszu skorzystać. Dostęp do pomocy państwa ogranicza próg dochodowy. Gdyby nie to, w rejestrach BIG byłoby widać pełną skalę tego ponurego zjawiska.

Zaległości alimenciarzy z podziałem na województwa:


Kiedy dłużnik traci prawo jazdy?

W tej sytuacji trzeba znaleźć sposób na zmuszenie dłużnika do uregulowania swoich alimentacyjnych zobowiązań. Skoro nie skutkują apele o dobru dziecka, to może zadziała inna metoda – zatrzymanie prawa jazdy.

Jak przypomniała Interia, została ona opisana w ustawie o pomocy osobom uprawnionym do alimentów z 2007 roku. Co z niej wynika?
Że można to zrobić, jeśli w ciągu ostatnich 6 miesięcy alimenciarz nie płacił co miesiąc przynajmniej 50 proc. zasądzonych alimentów.

Tak samo można postąpić, jeśli odmawia on złożenia oświadczenia majątkowego, przeprowadzenia wywiadu alimentacyjnego, zarejestrowania się w urzędzie pracy jako osoba bezrobotna i nie chce podjąć proponowanej mu pracy.

Albo z urzędu, albo wniosek do urzędu

Ta metoda jest uruchamiana automatycznie, kiedy osobie uprawnionej do alimentów zaczyna je płacić państwo, czyli fundusz alimentacyjny.

W pozostałych przypadkach trzeba złożyć wniosek do wójta, burmistrza lub prezydenta miasta. Do niego należy dołączyć orzeczenie sądu o przyznaniu alimentów i zaświadczenie o bezskutecznym postępowaniu komorniczym.

Dopiero wtedy ruszy urzędnicza procedura. Jeżeli dłużnik odmówi współpracy, zostanie uznany za uchylającego się od spłacania swoich zobowiązań.

I jeśli nie odwoła się od tej decyzji, to do starosty trafi wniosek o zatrzymanie prawa jazdy. Podkreślmy – zatrzymania, a nie odebrania mu uprawnień do prowadzenia pojazdów.

Tylko pod tymi warunkami

Żeby je odzyskać, dłużnik alimentacyjny musi spełnić 2 warunki.

Po pierwsze, dopełnić wymaganych prawem formalności, m.in. zarejestrować się w urzędzie pracy i złożyć oświadczenie majątkowe.

Po drugie, przez co najmniej 6 miesięcy musi regularnie płacić alimenty nie niższe niż 50 proc. kwoty ustalonej przez sąd.

Jeżeli te warunki zostaną spełnione, to kierowca może odzyskać prawo jazdy i nie musi ponownie zdawać egzaminu.

06.02.2024 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. iStock

(sl)

Polska: Nie wyrzucaj telefonu z danymi. Inni mogą je wykorzystać

Smartfony, tablety czy laptopy wymieniamy co 1-3 lata. A co robimy ze starym sprzętem? Niestety często ląduje na śmietniku. Z naszymi danymi.

A te… – …zwykle nie są zaszyfrowane, w efekcie ich odzyskanie jest bardzo łatwe – ostrzega cytowany przez Strefę Biznesu Bartłomiej Drozd, ekspert ChronPESEL.pl.

Lista zagrożeń

Jak podał Krajowy Rejestr Długów (badanie TME), smartfony, tablety czy laptopy 18 proc. Polaków kupuje co roku. Ale prawie połowa z nas, bo 48 proc., robi to co 1-3 lata. Prawie dwie trzecie Polaków kupuje nowy sprzęt dopiero wtedy, gdy stary się zepsuje.

Niemal wszyscy na naszych urządzeniach przechowujemy różne dane – i prywatne, i służbowe. Bardzo wielu z nas na tych urządzeniach loguje się do banku. Tymczasem – jak podkreśla Bartłomiej Drozd – zagrożeń jest bardzo wiele.

I wylicza: – Kradzież profilu w mediach społecznościowych może posłużyć do wyłudzeń, przejęcie danych osobowych ułatwić wzięcie kredytu na nasze nazwisko, a prywatne korespondencje i kontakty do znajomych czy rodziny niosą ze sobą ryzyko także dla naszych bliskich.

Jak pozbywamy się naszych urządzeń?

Wielu z nas, pozbywając się urządzeń, nie zawsze o tym pamięta. Jak zatem się go pozbywamy? Jak podaje KRD:

• 55 proc. Polaków korzysta z wywozu elektrośmieci,
• 26 proc. oddaje go do specjalnego punktu,
• 10 proc. wyrzuca na śmietnik,
• 8 proc. trzyma go w domu.

KRD przypomina, że zanim pozbędziemy się naszego sprzętu, trzeba go oczyścić ze wszystkich danych. Dla własnego bezpieczeństwa. Tyle że samo usunięcie informacji z pamięci telefonu czy wylogowanie z aplikacji nie wystarczy.

Co na to eksperci Google?

„Wystarczy, że wejdziesz w ustawienia telefonu, a następnie wybierzesz opcję resetowania do ustawień fabrycznych – czytamy w internecie. – Dzięki temu wszystkie aplikacje, dane w pamięci wewnętrznej oraz wszystkie inne informacje zostaną bezpowrotnie usunięte. To samo dotyczy zarówno telefonów z systemem Android oraz iOS”.

06.02.2024 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. iStock

(sl)

Polska: Ukraiński cukier zalewa Polskę. Minister: Ma dziwny zapach

Rolnicy znowu zapowiadają strajk generalny. Tak chcą walczyć z importem towarów z Ukrainy, które miały tylko przejeżdżać przez Polskę. Teraz tematem numerem 1 jest cukier.

Była afera zbożowa, teraz rodzi się cukrowa. W 2022 r. rolnicy alarmowali, że do Polski wjeżdżało ukraińskie zboże. Część tego towaru to było tzw. zboże techniczne – nie przechodzi na granicy szczegółowych kontroli i nie może zostać użyte do produkcji żywności.

Tyle że kiedy już taki transport wjeżdżał do Polski, to zboże techniczne „zamieniało” się w spożywcze – było dostarczane do skupów i potem do młynów. Kontrole wykazały, że takie przypadki miały miejsce. A to jest przestępstwo.

Cukrownicy chcą embarga

Dlatego rolnicy narzekali na import zboża. Liczyli, że ziarno z Ukrainy pojedzie dalej na zachód, a okazało się, że jego część została w polskich skupach. Te w takiej sytuacji nie chciały kupić towaru od polskiego rolnika, a ceny na rynku spadły. Pod koniec 2023 roku polski rząd przedstawił w końcu listę firm kupujących zboże z Ukrainy.

Od tego czasu nastroje w rolnictwie trochę się uspokoiły, ale nadal polscy producenci żywności apelują o zaostrzenie zasad celnych dotyczących ukraińskich towarów. Teraz embarga na cukier domagają się producenci buraków cukrowych. Uważają, że ukraiński tańszy towar szkodzi polskim biznesom.

Ukraiński cukier obniża cenę

„Od momentu tymczasowego zawieszenia ceł i kontyngentów na import ukraińskich produktów rolnych, import cukru z Ukrainy do UE wzrósł kilkudziesięciokrotnie. Najbardziej narażone są państwa przygraniczne – w większości wolumen wwożony do UE pozostaje właśnie w tych państwach. W ostatnich miesiącach w Polsce i pozostałych krajach graniczących z Ukrainą odnotowano znaczne spadki cen cukru, co stawia polski przemysł i rolnictwo w pozycji mniej konkurencyjnej do partnerów z Europy Zachodniej” – alarmował jeszcze latem Krajowy Związek Plantatorów Buraka Cukrowego.

I wyliczał że kontyngent importowy dla cukru z Ukrainy wynosił ok. 20 tys. ton. Po jego zawieszeniu import momentalnie wzrósł do 400 tys. ton, a Polacy obawiają się, że będzie to nawet 1 mln ton. To ogromne ilości, bo polskie cukrownie rocznie produkują ok. 2,3 mln ton cukru.

Minister na granicy

Na granicę pojechał więc wiceminister rolnictwa Michał Kołodziejczak. Sprawdzał, co jest z Ukrainy wwożone do Polski. I ma obawy, że nie jest to tranzyt.

– Jest prawdopodobieństwo, że rzepak, pszenica, otręby jadą na chwilę na Litwę i wracają tutaj. Trzeba całkowicie wyeliminować takie podejrzenie – powiedział.

Ma też zastrzeżenia do cukru ze wschodu.

„Cukier miał co najmniej „dziwny” zapach. Urzędnicy tłumaczyli, że może taki być, bo to cukier do przemysłu, czyli np. do dżemów albo oranżady. Według mnie sprawa powinna być dokładnie wyjaśniona, a jeśli nie, to powrót na Ukrainę” – napisał na platformie X.

Nie oznacza to jednak, że Ukraina po swojej stronie niczego nie robi. Już zapadła decyzja, że jeżeli któraś z firm zamiast tranzytu przez Polskę dostarcza towar do naszego kraju, to zostanie wpisana na czarną listę eksporterów.

Będzie strajk?

Tymczasem polscy rolnicy przygotowują się do strajku generalnego – wzorem Niemiec. Już w piątek zablokowali tymczasowo przejście graniczne w Lubieszynie w woj. zachodniopomorskim. Zrobili to Niemcy, ale przy udziale grupy Polaków.

Teraz NSZZ Solidarność Rolników Indywidualnych grozi, że swoją akcję rozpocznie w piątek 9 lutego. Protest ma trwać do 10 marca i polegać na blokowaniu przejść granicznych i autostrad.

10.02.2024 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Michał Kołodziejczak X

(sl)

Polska: Słodkie wydatki. Ile w tym roku wydamy na tłusty czwartek?

Zbliża się tłusty czwartek. Już 8 lutego będziemy mogli pozwolić sobie na słodkie szaleństwo. Ta przyjemność sporo nas będzie kosztowała. Bo ceny pączków i faworków nie są niskie.

Tradycja tłustego czwartku sięga starożytności, gdy hucznie celebrowano przybycie wiosny. Uroczystości obejmowały spożywanie tłustych dań oraz degustację win. Głównym daniem były potrawy mięsne. Na zakończenie posiłku podawano pączki wykonane z ciasta podobnego do chlebowego, wypełnione chociażby słoniną.

W Polsce tradycja obchodzenia tłustego czwartku oraz zwyczaj jedzenia tego dnia pączków zadomowiły się w XVI wieku. Pierwsze pączki były znacznie twardsze od dzisiejszych. Do środka niektórych wypieków wkładano np. orzechy lub migdały. Czas zabaw i tłustego jedzenia był wstępem do postu przygotowującego do Wielkanocy.

Ponad 20 zł za pączka

Żeby pozostać wiernym zwyczajom, w tłusty czwartek po prostu trzeba zjeść pączka. Niestety ta słodka przyjemność z roku na rok jest coraz droższa.

Cukiernia Magdy Gessler „Słodki Słony” sprzedaje pączki po 22 zł za sztukę w smakach róży, maliny, ajerkoniaku, czekolady i śliwki. Z kolei inne rzemieślnicze cukiernie i piekarnie proponują pączki od 12 zł wzwyż.

W Cieście z Dziurką zapłacimy 13,60-16,50 zł, a w DESEO Patisserie & Chocolaterie – 18-24 zł. Taniej jest w sieciowych cukierniach i piekarniach, takich jak Stolica Lodów i Pączków czy A. Blikle. Tu za pączka zapłacimy od 4,50 zł do 10,90 zł.

W Krakowie pączki w piekarniach rzemieślniczych kosztują od 14 do 19 zł, a we Wrocławiu ich ceny wahają się od 14 do 16 zł. Za tę cenę kupimy pączka o smaku pistacji lub kawy.

Supermarkety oferują bardziej przystępne ceny. Pączki sprzedają już od 2,39 zł.

Ile kosztują faworki?

Ceny faworków, podobnie jak pączków, również różnią się w zależności od miejsca zakupu. U Magdy Gessler 100-gramowe pudełko faworków kosztuje 20 zł. Podobnie zapłacimy w innych renomowanych cukierniach w stolicy, jak Cukiernia Cieślikowski czy Lukullus. W Krakowie ceny są niższe. W Cukierni Cichowscy zapłacimy 100 zł za kilogram.

Najtaniej jest oczywiście w sieciach handlowych. W Auchan i Lidlu 100-gramowe opakowanie faworków kupimy za mniej niż 8 zł.

Choć ceny pączków i faworków w niektórych miejscach mogą wydawać się wygórowane, to wybór smaków i jakość produktów przyciągają. Zresztą tłusty czwartek jest tylko raz w roku!

06.02.2024 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Canva

(sl)

Subscribe to this RSS feed