Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Słowo dnia: Spits
PRACA W BELGII: Szukasz pracy? Znajdziesz na www.NIEDZIELA.BE (sobota 26 lipca 2025, www.PRACA.BE)
Belgia: Rośnie sprzedaż nieruchomości, ale ceny też wyższe!
Belgia: Trwa produkcja słynnego piwa z kwaśnych wiśni!
Belgia, Ostenda: Otwarto wystawę... nietypowych śmieci porzuconych na plażach
Temat dnia: Koniec z lekami za mniej niż 1 euro?
Słowo dnia: Vers eten
Belgia: Deficyt budżetowy wciąż wysoki
Belgia, biznes: Dobry tydzień! Najmniej bankructw od początku roku
Belgia: Antykoncepcja o wartości prawie 10 mln euro trafi na... śmietnik?!
Redakcja

Redakcja

Polacy - pozytywnie wobec obcokrajowców mówiących po polsku

Obcokrajowcy w Polsce mówiący w naszym języku - nawet z obcym akcentem - są przez Polaków postrzegani zdecydowanie lepiej, niż imigranci m.in. w Stanach, używający angielskiego - przez Amerykanów - wynika z badań dr Karoliny Hansen z UW.  

Jeśli nie nauczymy się języka we wczesnym dzieciństwie, tylko w późniejszym okresie życia, to używając go, zawsze będzie nam towarzyszył tzw. obcy akcent. "Mówienie z akcentem" nie jest określeniem ściśle lingwistycznym. W rozumieniu potocznym oznacza, że osoba używająca języka obcego brzmi po prostu inaczej, niż osoba mówiąca w ojczystym języku.

Od kilku lat dr Karolina Hansen z Wydziału Psychologii UW sprawdza to, jak postrzegane są osoby, mówiące nietypowo (których wymowa odbiega od standardowej) - władające językiem obcym z "akcentem". Związane z tym eksperymenty przeprowadziła ona w Polsce, Niemczech, Wielkiej Brytanii i USA.

"Sporym zaskoczeniem było dla mnie to, że osoby mówiące z akcentem nie są wszędzie postrzegane w taki sam sposób" - opowiada w rozmowie z PAP dr Hansen. Okazało się na przykład, że imigranci z Meksyku w USA mówiący po angielsku, imigranci z Turcji w Niemczech, czy imigranci z Chin w Wielkiej Brytanii oceniani są przez Amerykanów, Niemców, czy Brytyjczyków bardziej negatywnie, niż imigranci mówiący po polsku - nad Wisłą.

Co wpływa na negatywne nastawienie do przyjezdnych w wielu krajach zachodnich? To dopiero początek badań, ale - według Hansen - może to wynikać z obecnej w tych krajach dużej liczby imigrantów, którzy już nauczyli się języka. Teraz oczekuje się od nich czegoś więcej: mówienia bez akcentu.

"Wygląda na to, że w tych krajach ludzie oczekują jako minimum, że imigranci będą mówić po angielsku - w końcu jest to już język międzynarodowy. Atutem jest dopiero mówienie w taki sam sposób, jak większość" - tłumaczy.

Hansen sprawdziła, czy podobny mechanizm działa w Polsce. "Okazało się, że mówienie przez obcokrajowców po polsku, nawet z silnym akcentem, było odbierane przez Polaków w bardzo pozytywny sposób, mimo że Polacy są dość uprzedzeni wobec obcych" - mówi psycholożka.

Jak uważa dr Hansen, sam fakt władania przez obcokrajowców językiem polskim oznacza, iż dana osoba włożyła w to sporo trudu. Język polski nie jest prosty, w dodatku korzysta z niego stosunkowo niewiele osób. "To oznacza, że osoba, która zna polski lepiej lub gorzej, jest zmotywowana i zaangażowana. Poważnie traktuje swój pobyt w Polsce - nie tylko jako przystanek w drodze do Niemiec czy Francji" - dodaje.

Pozytywna reakcja na obcokrajowców mówiących po polsku powtarzała się niezależnie od pochodzenia mówiących - tego, czy byli Arabami, Amerykanami, czy Wietnamczykami. "Może być ona również związana z tym, że Polacy uważają swój kraj za peryferyjny - dlatego bardziej niż np. Amerykanie doceniają naukę języka, używanego przez stosunkowo niewielką liczbę osób" - dodaje.

Hansen przypomina, że wśród geniuszy, którzy władali obcym językiem, był Albert Einstein. Gdy mówił po angielsku, jego niemiecki akcent był mocno wyczuwalny. "Jednak nikt nie wątpi w jego zdolności i inteligencję. Mówienie z akcentem w obcym języku nie oznacza, że dana osoba jest mniej kompetentna od tej, która urodziła się w danym języku i włada nim bez akcentu" - podkreśla badaczka.

 


13.03.2019 Niedziela.BE // źródło: Szymon Zdziebłowski, Serwis Nauka w Polsce, PAP - www.naukawpolsce.pap.pl

 

 

Belgia, Gandawa: Odtąd zagraniczni kierowcy muszą mieć się na baczności

W styczniu ukarano w Gandawie ok. 600 zagranicznych kierowców, którzy złamali lokalny plan organizacji ruchu drogowego. Jednakże dotąd wydawanie mandatów, z perspektywy prawnej, było bardzo trudne.

W Gandawie obowiązuje specyficzny plan organizacji ruchu drogowego. Oznacza to, że w niektórych częściach miasta kierowcy są zobowiązani do niestandardowych zachowań na drodze, np. skrętu, w miejscu, w którym normalnie należałoby jechać prosto bądź respektowania stref wyłączonych z ruchu drogowego.

Wszystkie ograniczenia są w wyraźny sposób sygnalizowane znakami drogowymi. Poza tym w punktach newralgicznych umieszczone są kamery, które rejestrują tablice rejestracyjne łamiących prawo kierowców.

Dotychczas jednak obcokrajowcy zazwyczaj unikali kary – władze miasta nie miały bowiem dostępu do baz danych kolekcjonujących zagraniczne tablice rejestracyjne. Teraz uległo to zmianie. Wszystko dzięki porozumieniu władz Francji, Niemiec oraz Holandii.

Kara pieniężna wynosi 58 euro, toteż zgromadzenie pieniędzy od 583 kierowców, którzy złamali w styczniu prawo, powinno przynieść kwotę blisko 34 tys. euro.

Generalnie jednak kierowcy stopniowo przyzwyczajają się do nietypowej organizacji ruchu w Gandawie - z roku na rok maleje bowiem liczba osób łamiących prawo.

 

13.03.2019 KK Niedziela.BE

 

Jako youtuber nie chcę gonitwy gagów i żartów [ZOBACZ - vlog UWAGA! NAUKOWY BEŁKOT]

Jego kanał na YouTubie "Uwaga! Naukowy Bełkot" subskrybuje ponad 370 tys. użytkowników, a filmy mają w sumie ponad 40 mln wyświetleń. Fanów zyskuje jednak nie "śmieszkowaniem", a solidną pracą popularyzatora. "Nie chcę gonitwy gagów i żartów" - mówi Dawid Myśliwiec.

"Uwaga! Naukowy Bełkot" to jeden z najpopularniejszych polskich kanałów popularnonaukowych na YouTubie. Jego twórcą jest Dawid Myśliwiec. To finalista konkursu Popularyzator Nauki, organizowanego przez serwis PAP - Nauka w Polsce oraz Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego.

Liczba subskrybentów jego działającego już od 4 lat kanału szybko rośnie. Dwa lata temu, kiedy Dawid Myśliwiec również dotarł do finału Popularyzatora Nauki, subskrybentów kanału Uwaga Naukowy Bełkot było 160 tys. Teraz to już pond 370 tys. użytkowników. "Biorąc pod uwagę, że nie robię z siebie internetowego śmieszka i że to nie jest `lekki kontent`, myślę, że to liczba, z której mogę być zadowolony" - mówi popularyzator nauki. Drugi kanał Myśliwca - Wyłącznie Naukowy Bełkot ma 60 tys. subskrybentów.

"Każdy ma miejsca, które w Internecie lubi, ale które głupio polecać znajomym. Moich filmów nie wstyd pokazać znajomym" - mówi youtuber.

Dawid Myśliwiec - z wykształcenia chemik - porusza tematy, które go interesują z bardzo różnych obszarów wiedzy, m.in. chemii, fizyki, biologii, medycyny czy nawet historii. "Staram się mówić o rzeczach, które mnie interesują w taki sposób, by ludzie chcieli mnie słuchać. Z jakiegoś powodu to znajduje uznanie". W ostatnich filmach mówił np. o sezonie grypowym, o tym, że Ziemia zwalnia, o tym, że wszyscy jesteśmy spokrewnieni, o tym, czy wybuch wulkanu może zniszczyć ludzkość, czy o tym, jak się umiera z nadmiaru ciepła. "Jest też film, z którego jestem najbardziej dumny - to film o autyzmie, który ma aż godzinę 40 minut, a ma ponad 400 tys. wyświetleń" - opowiada.

"Po tym filmie odezwało się do mnie sporo terapeutów czy fundacji, które chciały, żebym stworzył film na temat innych schorzeń. Ja jednak, żeby zrobić film, muszę mieć na dany temat coś ciekawego do powiedzenia. A nie na każdy temat mam" - mówi.

Dawid Myśliwiec zwraca uwagę, że akademicką wiedzę ogólną przedstawia nie za pomocą suchych faktów, ale próbuje ubrać ją w jakąś historię. "Historie lepiej się śledzi i pamięta niż gruzowisko faktów, nawet jeśli każdy z tych faktów jest ciekawy" - mówi.

Według niego wystąpienie popularyzatora to nie powinna być "kawalkada faktów, która szybko wpada w ucho i z niego wypada". "Nie chcę też, by była to gonitwa gagów i żartów, bo wtedy można zatracić aspekt edukacyjny" - dodaje. Dlatego stara się, żeby w każdym odcinku była jakaś narracja albo żeby w filmie przewijały się historie, z których coś wynika.

"Zamiast tylko powiedzieć, że można wchłonąć swojego brata bliźniaka w łonie matki, można opowiedzieć historię, kiedy po raz pierwszy znaleziono taką osobę" - mówi. I przytacza historię pierwszej osoby - pani K. - u której pokazano, że miała dwie grupy krwi, z czego jedną po komórkach macierzystych swojego brata bliźniaka. "Jak się tę informację doda, wiele osób, które przeszłoby nad suchą informacją do porządku dziennego, pomyśli sobie: wow, to straszne!. Ta emocja spowoduje, że łatwiej to zapamiętać" - wyjaśnia popularyzator.

Dawid Myśliwiec oprócz popularyzacji nauki na YouTubie ma też na koncie udział w licznych edycjach Lubelskiego Festiwalu Nauki, Lubelskiego Pikniku Naukowego. Brał też udział w Małopolskiej Nocy Naukowców i Śląskiej Nocy Naukowców. "Wykłady prowadzone na żywo, przed publicznością nauczyły mnie, że trzeba umiejętnie rozmieszczać w swojej wypowiedzi `punchline`y`. By uwaga była maksymalnie długo utrzymana, odbiorca nie powinien musieć być skupiony np. przez dłużej niż 10 minut. Trzeba co jakiś czas budować żarty sytuacyjne czy słowne albo choćby zacząć opowiadać historię, gdzie mózg przełącza się w inny tryb pracy" - mówi.

Kiedy zaczynał swoją przygodę z YouTube`em, mówiono mu, że filmy 7-minutowe są za długie i że lepiej robić filmy 4-minutowe. "Ale potem uznałem, że zamiast szatkować filmy, może zrobię film 20-minutowy. I ludzie oglądali. No to dałem im jeszcze dłuższy materiał. I oni też to oglądali. To dla mnie budujące" - mówi. Informuje, że połowa ludzi, którzy zaczynają jego film oglądać, za jednym posiedzeniem dociera do końca materiału.

Dawid Myśliwiec pytany, skąd czerpie informacje do swoich programów mówi, że m.in. z książek popularnonaukowych. Informacje czerpie też z czasopism typu Nature czy Science. Pomocne też okazują się audiobooki i podcasty. "Mogę ich słuchać, kiedy jestem na siłowni, gdzieś w drodze".

Pytany, czy popularyzacja jest dla niego finansowo opłacalna powiedział: "dużo bardziej, niż kiedykolwiek bym sobie tego w życiu życzył". Fani wspierają jego pracę za pośrednictwem portalu Patronite. Można tam zadeklarować wpłatę abonamentu na działania twórcy. Jego solidną pracą popularyzatorską na YouTubie zainteresowały się dodatkowo firmy czy instytucje, które chcą być z takimi działaniami kojarzone.

Dawid Myśliwiec był wcześniej w tworzeniu swojego kanału człowiekiem-orkiestrą. Zarówno wymyślał tematy, opracowywał je, przygotowywał scenariusz, filmował, montował, zajmował się dźwiękiem, jak i robił animacje. Od jakiegoś czasu jednak współpracuje z osobą, która zajmuje się obróbką dźwięku. "To mój widz, który sam się zgłosił do pomocy" - mówi Dawid Myśliwiec. Teraz youtuber szuka osoby, która wykonywałaby animacje do filmików. "Staram się odzyskać trochę czasu, by więcej móc poświęcać na przygotowanie materiału" - kończy.


15.03.2019 Niedziela.BE // źródło: Ludwika Tomala, Serwis Nauka w Polsce, PAP - www.naukawpolsce.pap.pl // tagi: polski vloger, polscy vlogerzy, Dawid Myśliwiec, kanał youtube UWAGA! NAUKOWY BEŁKOT, niedziela.nl

 

Dlaczego musimy spać? | Słowo na sobotę #33 (S02E01)

 

Czy włosy rosną grubsze po zgoleniu? | Szybkie pytanie, szybka odpowiedź #5

 

Dlaczego warto zostać dawcą krwi? | Szybkie pytanie, szybka odpowiedź #8


 

 

Socjolog: Sposoby na podryw, z których korzystamy, nie zależą od wieku

Zarówno na warszawskiej imprezie klubowej, jak i na dancingu w Ciechocinku odnaleźć możemy podobne zachowania związane z flirtem. To, jak flirtujemy, nie zależy od wieku, ale od nastroju, osobistych upodobań czy towarzystwa - mówi socjolog dr Katarzyna Kalinowska, która badała zjawisko flirtu i podrywu.

Dr Katarzyna Kalinowska - wraz z zespołem studentek i studentów socjologii - zbadała zjawisko flirtu i podrywu. Aby się przekonać na własnym przykładzie, czym jest flirt, badacze wkroczyli na parkiety warszawskich klubów, a dr Kalinowska odwiedziła dodatkowo polskie sanatoria, m.in. w Ciechocinku, Nałęczowie, Ustroniu, Kudowie Zdrój czy Kołobrzegu. Badacze analizowali i opisywali zachowania, których byli świadkami (lub inicjatorami).

Wyniki tej pracy zebrane zostały w monografii "Praktyki flirtu i podrywu" dr Katarzyny Kalinowskiej.

Aby poderwać drugą osobę, ludzie mogą wykorzystywać przeróżne strategie i wcielać się w rozmaite role. Badacze wydzielili takie role kobiece jak: Królowa Śniegu, wamp, głupia blondynka, otwarta kumpela, klasyczna uwodzicielka, wyłudzaczka komplementów czy porządna dziewczyna/poważna kobieta. U mężczyzn z kolei zauważono takie role jak: kozak/jurny dziadek, Casanova, erotoman-gawędziarz/dziwkarz-teoretyk, bogacz, intelektualista, chłopak o dobrych zamiarach/stateczny pan oraz looser.

Zapytana, czy któraś z tych strategii spisywała się lepiej niż inne - dr Katarzyna Kalinowska powiedziała, iż zależy, w odniesieniu do jakiej osoby. "Pytanie nie brzmi: który sposób flirtowania jest najskuteczniejszy, ale: który sposób wybrać, żeby poderwać daną osobę" - tłumaczy.

Flirt i podryw to zjawiska szerokie; by je opisać, nie wystarczy przeanalizować wyżej wymienionych "strategii i taktyk flirtu", a więc właśnie zachowań związanych z wcielaniem się w konwencjonalne role. Jest to tylko jeden z czterech rodzajów zachowań związanych z flirtem, które zidentyfikowała rozmówczyni PAP. To sposób najbardziej refleksyjny, "wypływający z głowy", wymagający podejmowania pracy emocjonalnej i który da się opanować z pomocą poradników o tym, jak flirtować. Następne nieco bardziej wypływają z ciała.

Druga grupa zachowań związanych z flirtem i podrywem to zabawy kolektywne oparte na przenoszeniu afektu: z człowieka na człowieka przez naśladownictwo albo przez absorbowanie silnych emocji z otoczenia, z atmosfery zabawy. "Znajdujemy się w tłumie, mamy muzykę, bliskość, ciało tańczy obok ciała, pojawiają się wspólne działania, płynność ruchów. Z atmosfery zabawy afekt przenosimy na atmosferę miłosną. Jeśli przeżycia związane z imprezowaniem są intensywne, wówczas rośnie prawdopodobieństwo, że to pobudzenie przeniesiemy na kogoś, kogo akurat dostrzeżemy, poznamy. Nasze uczucia ku konkretnej osobie może ukierunkować też grupa towarzyszy, z którymi się bawimy. To wszystko są strategie kolektywnego flirtu" - wyjaśnia dr Kalinowska.

Trzecia grupa praktyk balansuje na granicy flirtu i "czegoś poważniejszego". "Niefrasobliwość flirtu zaczyna być podważana. Ludzie zaczynają odczuwać, że to, co się między nimi dzieje, to nie tylko klubowy flirt czy sanatoryjny romans. To ta +strzała amora+. Wpadają w trajektorię euforyczną. Są bezwolni wobec uczucia" - relacjonuje badaczka. Jak wyjaśniała, źródło przyjemności jest więc tu w czymś innym, niż w pozostałych sposobach flirtu. "Pojawiają się tu bowiem uczucia, które chcemy przenieść dalej, poza imprezę - i stworzyć coś, co może być początkiem związku" - opisuje.

Ostatnia grupa zachowań związanych z flirtem związana jest z całkowitą „utratą głowy” i automatycznym reagowaniem na afektujące bodźce. "Mamy tu do czynienia z emocjami pijackimi, które mieszają się z emocjami miłosnymi. To flirt, gdzie nie konkretna osoba, z którą flirtujemy, jest ważna. Człowiek jest w takim stanie oszołomienia, że czasem nawet nie zdaje sobie sprawy, naprzeciw kogo stoi" - tłumaczy socjolog. Dodała, że po takim podrywie zwykle podrywającemu "film się urywa" i nie pamięta potem, co się działo. Taki typ podrywu był zauważalny także w sanatoriach. "Byli tacy panowie, o których obawiałam się, czy wyjdą żywi z imprezy. Obtańcowywali wszystkie partnerki. Ja za nimi nie nadążałam, szacun!" - uśmiecha się badaczka.

"W moich badaniach nie chodziło o to, żeby pokazać, że jakieś osoby flirtują tak, a niektóre - inaczej. Z naszych badań wyszło raczej, że kochamy podobnie, a w tych różnorodnych sposobach flirtowania można znaleźć wspólne pierwiastki, podzielane przez wszystkich emocje. Nie ma znaczenia, czy jest się kobietą czy mężczyzną, seniorem czy młodym człowiekiem, czy zabawa ma miejsce w sanatorium, w klubie elitarno-celebryckim czy studencko-pubowym. Emocje, które czujemy, dotykają podobnych strun. To, jak wygląda flirt, nie zależy od płci czy wieku. Zależy raczej od miejsca, atmosfery, grupy, osobistych preferencji" - podsumowuje dr Kalinowska.

Aby zbadać zjawisko flirtu i podrywu - niezwykle trudne do naukowego "zmierzenia i zważenia", dr Kalinowska zastosowała podejście rzadkie w świecie nauki, tzw. autoetnografię. A w tym podejściu badacz jest jednocześnie narzędziem badawczym i badanym podmiotem. "Żeby pochwycić afekt - sposób wyrażania emocji - i móc go dokładnie opisać, trzeba go najpierw poczuć i zidentyfikować" - mówi dr Kalinowska.

W skład zespołu badającego flirt w warszawskich klubach weszło kilkanaścioro studentów i studentek socjologii. W każdym takim wyjściu w teren, brało udział kilkoro bawiących się uczestników oraz obserwator-cień. "Uczestnicy angażowali się w zabawę, podrywali, flirtowali, bawili się - robili to, co robi się na imprezach. Dzięki temu byli w stanie poczuć emocje związane z flirtem" - wyjaśnia dr Kalinowska.

Natomiast obserwator-cień wchodził do klubu ze swoją grupą, lecz się nie bawił; przez cały wieczór nie pił alkoholu, pilnował bezpieczeństwa zespołu i przyglądał się całej sytuacji z zewnątrz. "Ta osoba miała być jak Marsjanin, który wylądował na tym świecie i wszystkiemu się dziwi" - opowiada rozmówczyni PAP.

Potem badacze spotykali się i opowiadali o tym, co się na imprezie działo, ujmując to nie tylko z perspektywy uczestników - ale i naukowców, którzy dysponowali już odpowiednim słownikiem pojęć.

Badania - realizowane w ramach doktoratu dr Kalinowskiej bez dodatkowego finansowania - byłoby trudno powtórzyć w takiej samej formie w sanatoriach. Aby zbadać flirt wśród polskich seniorów dr Kalinowska zdecydowała się więc na własny koszt wyjeżdżać na turnusy do uzdrowisk. "Na pierwszy wyjazd do sanatorium pojechałam sama. Pojawiła się jednak bariera: jako samotnej, dużo młodszej kobiecie trudno mi było uzyskać pełny wgląd w badane środowiska, byłam niewiarygodna jako kuracjuszka. Na kolejne wyjazdy zabierałam więc męża, w tandemie badawczym czuliśmy się w terenie swobodniej" - uśmiecha się badaczka.

Socjolog zbierała też informacje o flircie w sposób bardziej tradycyjny - przeprowadzając wywiady z imprezowiczami i kuracjuszami.

Spodziewała się, że z jej badań wyniknie opis pokoleniowej przemiany obyczajów związanych z flirtem i podrywem. "A z badań wyszło mi raczej, że zmiana obejmuje wszystkie grupy wiekowe. W sytuacji flirtu wcale nie tak często kierujemy się normami moralnymi - tym, co nam wolno, a czego nie. Coraz wyższą pozycję zyskują za to tzw. etyki afektywne. To emocje stają się więc argumentem w dokonywaniu ocen, wyborów. To one są tym, co nami kieruje i są dla nas narzędziem do oceny innych" - podsumowuje socjolog.

Poprzednie badania dr Kalinowska prowadziła w gimnazjum. Aby zbadać życie gimnazjalistów, przez rok chodziła na zajęcia z jedną klasą. "Uczniowie oczywiście wiedzieli, że nie jestem w ich wieku, ale szybko przełamaliśmy dystans" - uśmiecha się badaczka. Zapowiada, że kolejne jej badania dotyczyć będą doświadczenia, jakim jest poczucie bezsensu, które towarzyszy choćby wykonywaniu niektórych obowiązków zawodowych.

 


14.03.2019 Niedziela.BE // źródło: Ludwika Tomala, Serwis Nauka w Polsce, PAP - www.naukawpolsce.pap.pl

 

Subscribe to this RSS feed