Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Zara otworzy największy sklep na świecie w Antwerpii!
Polska: Najtańsze zakupy zrobisz w tych sklepach. Ten sam lider po raz trzeci
Ojciec jako żywiciel rodziny – stereotyp silny również w Belgii
Prawdziwa pamięć czy fikcyjny produkt? Skandal z Renee Salt i „książkami duchów”
Belgia: 4 na 10 osób nigdy nie korzysta z AI w pracy
Wojna: Trump obwinia Putina: przełom w narracji o wojnie
Niemcy: 200 policjantów podejrzanych o ekstremizm
Sport: Straszna cena kibicowania: Nowe prawo piłkarskie po zamieszkach na stadionie
Belgia: Inflacja cen żywności przekracza 4%!
PRACA W BELGII: Szukasz pracy? Znajdziesz na www.NIEDZIELA.BE (piątek 9 maja 2025, www.PRACA.BE)
Redakcja

Redakcja

Website URL:

Prezes PiS przesuwa wybory samorządowe. Wójtowie i burmistrzowie porządzą dłużej

To już pewne. Wybory samorządowe nie odbędą się w 2023 roku. Takie plany już oficjalnie ogłosił prezes PiS. Dyskusja się skończyła.

W 2018 roku wydłużono kadencje władz samorządowych z 4 do 5 lat. To rozwiązanie spodobało się zarówno sejmowym, jak i lokalnym politykom. Wójtowie, burmistrzowie i prezydenci miast mówili, że będzie więcej czasu na zrealizowanie zaplanowanych projektów. Jednak taka zmiana trochę też „namieszała”.

Dwa razy w roku

Zgodnie z kalendarzem wyborczym – najbliższe wybory samorządowe wypadają jesienią 2023 roku. To także termin wyborów parlamentarnych. Nie mogą się one odbyć w jednym czasie, bo przepisy prawa w tej materii są jasne.

– Maksymalny odstęp pomiędzy tymi wyborami może wynieść 6 tygodni. Oczywiście może być on też krótszy. W historii mieliśmy wybory, które odbywały się w odstępie dwóch tygodni – przypomniał ostatnio Rafał Wróbel, partner w Kancelarii Radców Prawnych Puchała Wróbel Krupa Polifke.

Czas, jaki ma dzielić głosowania, jest jednak zbyt krótki. Dlatego PiS od dłuższego czasu planował przesunięcie głosowania na wójtów, burmistrzów czy prezydentów miast. Już wiemy, że tak się właśnie stanie. Wszelkie dyskusje uciął Jarosław Kaczyński na spotkaniu ze swoimi zwolennikami.

Pół roku dłużej

– To jest niewykonalne, żeby przeprowadzić naraz wybory samorządowe i parlamentarne. To mówi PKW i to mówią także wszyscy szefowie finansów partyjnych – powiedział prezes PiS na spotkaniu w Mielcu.

I jasno zdeklarował, że jego ugrupowanie złoży projekt ustawy, na mocy której do urn pójdziemy dwa razy, ale nie dwa razy w 2023 roku. Najpierw mają się odbyć wybory do sejmu i senatu (jesień 2023), a dopiero potem do samorządu (wiosna 2024).

W Mielcu Kaczyński dodał, że były postulaty, aby to przesunięcie było jeszcze większe. Nawet roczne, ale to Andrzej Duda nalegał, aby było to 6 miesięcy.

– Ponieważ jego podpis jest tutaj konieczny, to zdecydowało, że jest to i nasz postulat – wytłumaczył prezes PiS.

Trzeba dodać, że pewne zastrzeżenia co do niemal nakładających się wyborów zgłaszało Krajowe Biuro Wyborcze. Zwracało uwagę, że ta sama osoba może kandydować w jednych i w drugich wyborach, a to zmyli głosujących.

Za i przeciw

Jak są przyjmowane zapowiadane zmiany? Ze strony samych samorządowców raczej z aprobatą. Jeszcze w czerwcu Związek Samorządów Polskich wysłał do prezydenta Andrzeja Dudy list z prośbą o przełożenie wyborów samorządowych właśnie na wiosnę 2024 roku.

„Połączenie wyborów samorządowych z parlamentarnymi, a przez to połączenie samorządowej i parlamentarnej kampanii wyborczej zdecydowanie ograniczy możliwość uczestniczenia mieszkańców w debacie o przyszłości ich lokalnej wspólnoty” – m.in. napisali samorządowcy.

W liście podkreślono też, że wybory samorządowe w ogóle powinny odbywać się wiosną. Wówczas nowe władze gmin miałyby czas na przygotowanie budżetu na przyszły rok. Obecnie wójtowie czy burmistrzowie wybierani jesienią muszą pracować na planach finansowych poprzedników.

– Wybory na jesień powodują, że nowe władze nie mają realnej możliwości przygotowania budżetu na kolejny rok, tylko muszą zatwierdzić budżet już przygotowany przez poprzednie władze. Po wyborach niekiedy mamy do czynienia ze zmianami personalnymi, niezbędny jest wtedy czas do wdrożenia się nowej władzy – dodał Adam Ciszkowski, prezes Związek Samorządów Polskich.

Ale już Związek Miast Polskich w swojej analizie wylicza: „Gdyby wybory samorządowe odbyły się w najwcześniejszym terminie – 23/24 września, a parlamentarne w najpóźniejszym – 5 listopada, okres pomiędzy wyborami wyniósłby 6 tygodni. Nie ma przeszkód, żeby w obwodowych komisjach wyborczych były te same osoby, choć będą to różne komisje”. I stwierdza jasno: „Obecnie nie ma przesłanek konstytucyjnych dla przedłużenia kadencji organów stanowiących JST”.

Jest jedno „ale”

Jest jeszcze jedna kwestia, której dziś chyba się powszechnie nie zauważa.

– Proponowany zabieg polegający na wydłużeniu bieżącej kadencji władz lokalnych i regionalnych i przesunięcie wyborów samorządowych na wiosnę 2024 tylko pozornie problem kolizji kampanii do różnych wyborów likwiduje. A to dlatego, że wiosną 2024 r. będą odbywać się wybory do Parlamentu Europejskiego, którego kadencja (podobnie jak kadencja organów JST) trwa 5 lat. W konsekwencji, wydłużając kadencję organów samorządowych i przesuwając wybory na wiosnę 2024 r., fundujemy sobie stałą kolizję tych wyborów z wyborami europejskimi – podkreśla Rafał Wróbel.

05.09.2022 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. iStock

(sw)

 

  • Published in Polska
  • 0

Kapsułka z kamerą zbada układ pokarmowy. Naukowcy poszukują pacjentów, którzy ją przetestują

Grupa polskich naukowców stworzyła innowacyjny produkt, który jest nieinwazyjną alternatywą dla gastroskopii i kolonoskopii. Kapsułka zrobi zdjęcia i sama przekaże je lekarzowi.

Kapsułka, która ma zaledwie 11 mm szerokości i 23 mm długości, może dokonać prawdziwej rewolucji w dziedzinie gastrologii. To maleńkie urządzenie ma szansę zastąpić nieprzyjemne, długotrwałe i kosztowne badania, takie jak gastroskopia czy kolonoskopia. Stworzyli ją naukowcy z Wrocławia, a jej działanie jest tak proste, że pacjenci będą mogli wykonywać je samodzielnie w domu.



Sami twórcy określają zabieg mianem „przyjaznego dla pacjenta badania całego toru żołądkowo-jelitowego”. Endoskopia kapsułkowa polega na połknięciu przez badanego urządzenia kształtem przypominającego tabletkę, wyposażonego w bezprzewodową kamerę. Przechodząc przez układ pokarmowy wykonuje ona kilkadziesiąt tysięcy zdjęć, które później przekazywane są lekarzowi prowadzącemu. Specjalne algorytmy pomagają też wyodrębnić te obrazy, na których mogą być widoczne zmiany zdrowotne.



„Najczęstszymi chorobami, które można zbadać za pomocą endoskopii kapsułkowej, są choroba Leśniowskiego-Crohna, celiakia, guzy jelita cienkiego i niedokrwistość o niewyjaśnionym pochodzeniu” – czytamy na stronie internetowej poświęconej projektowi.



Pomiar jest bezpieczny i nieinwazyjny, a z urządzeniem można połączyć się za pomocą technologii Bluetooth. Twórcy innowacyjnej kapsułki podkreślają, że koszt takiego badania będzie zbliżony do standardowej kolonoskopii lub gastroskopii. Pacjent po wykonaniu zabiegu może niezwłocznie wrócić do swoich codziennych obowiązków.



„Badanie wykonywane jest za pomocą jednorazowej, bezprzewodowej kapsuły z aparatem cyfrowym i lampą LED. Najpierw pacjent połyka kapsułkę. Następnie dzięki ruchom perystaltycznym przechodzi biernie przez przewód pokarmowy podczas wykonywania zdjęć jelita cienkiego. W międzyczasie obrazy są przesyłane do urządzenia rejestrującego, które pacjent nosi na pasku wokół talii. Endoskopia kapsułkowa trwa zwykle około 8 godzin. Urządzenie może jednak działać nawet do 12 godzin, a kapsułka przechodzi przez układ pokarmowy w ciągu 48 godzin” – wyjaśniają autorzy projektu.



Teraz szukają testerów



Zanim kapsułka trafi na rynek – co wstępnie zaplanowano na 2024 rok – konieczne jest wykonanie kolejnych testów z jej użyciem. Dlatego badacze poszukują teraz chętnych, którzy poddaliby się badaniu. Pacjenci, którzy zgodzą sią współpracować, muszą być pełnoletni. Nie mogą natomiast mieć zdiagnozowanej wcześniej niedrożności jelit lub bardzo rzadkich chorób układu pokarmowego. Pozostałe osoby mogą zgłaszać swoją gotowość poprzez formularz dostępny na stronie Biocam.

10.09.2022 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. screen Facebook / Maciej Kawecki

(sw)

 

  • Published in Polska
  • 0

Już nie tylko podręcznik Roszkowskiego. Jest inna książka do HIT-u

Na 2336 szkół tylko kilkadziesiąt zamierza używać podręcznika promowanego przez ministra Czarnka. Pozostałe nareszcie mają wybór.

Historia i teraźniejszość to nowy przedmiot w szkołach ponadpodstawowych. Wprowadził go minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek. Jego resort zlecił przygotowanie podręcznika prof. Wojciechowi Roszkowskiemu. Książka szybko przeszła ministerialne sito i została dopuszczona do użytku. Tyle że zawiera ona treści, z którymi nie zgadzają się uczniowie, nauczyciele i rodzice. Roszkowski krytykuje m.in. używanie tabletki antykoncepcyjnej i ostro pisze o metodzie in vitro.

„Coraz bardziej wyrafinowane metody odrywania seksu od miłości i płodności prowadzą do traktowania sfery seksu jako rozrywki, a sfery płodności jako produkcji ludzi, można powiedzieć hodowli. Skłania to do postawienia zasadniczego pytania: kto będzie kochał wyprodukowane w ten sposób dzieci? Państwo, które bierze pod swoje skrzydła tego rodzaju „produkcję”?” - to fragment wzbudzający największe kontrowersje.

Nie chcą takiego HIT-u

Z tego właśnie powodu szkoły, wybierając podręcznik, często pomijają książkę Roszkowskiego. Z danych Inicjatywy Wolna Szkoła wynika, że na 2336 sprawdzonych szkół w całej Polsce tylko 53 chcą używać podręcznika Roszkowskiego. To informacje pobrane ze stron internetowych placówek, bo tam właśnie wskazywany jest zestaw obowiązujących książek.

Szkoły, które nie chcą używać tego podręcznika, nie muszą korzystać z żadnej książki (prawo na to zezwala) lub wybrać inną pozycję. Książkę, która jeszcze nie miała akceptacji MEiN.

Numer 2 będzie numerem 1?

To pozycja Wydawnictw Szkolnych i Pedagogicznych „Historia i teraźniejszość. Podręczniki. Liceum i technikum. Część 1.”. Jego autorami są Izabella Modzelewska-Rysak, Leszek Rysak, Karol Wilczyński i Adam Cisek.

Był jednak problem z jego akceptacją przez resort. Przez długi czas nie było wiadomo, czy książka zostanie dopuszczona do użytku w szkołach. Resort i oceniający podręcznik eksperci zalecali wprowadzenie w nim poprawek.

Jaki jest tego efekt? Książka w poniedziałek już formalnie otrzyma resortowe błogosławieństwo. Wydawnictwo wie to od piątkowego popołudnia, czyli dowiedziało się już po rozpoczęciu roku szkolnego.

- Ja przyjmuję wszystkie wnioski o dopuszczenie do użytkowania podręczników. W poniedziałek wyjdzie zgoda na podręcznik Wydawnictw Szkolnych i Pedagogicznych jako drugi, bo został zgłoszony jako drugi pod koniec czerwca. Procedura trwa od półtora do dwóch miesięcy. Za chwilkę będzie zgoda na podręcznik Oświatowca. Czekam na kolejne wydawnictwa - poinformował minister edukacji Przemysław Czarnek.

Mówiąc o kolejnej pozycji, Czarnek ma na myśli wydawnictwo SOP Oświatowiec Toruń Sp. z o.o. Tytuł podręcznika to: „Historia i teraźniejszość. Podręcznik dla szkoły branżowej I stopnia”.

06.09.2022 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. WSiP

(sw)

 

  • Published in Polska
  • 0

Sejm uszczelnił przepisy o dodatku węglowym. I ustalił dopłaty do innych źródeł ogrzewania

Luka w prawie spowodowała, że jedno gospodarstwo domowe otrzymywało kilka dodatków węglowych. I to zgodnie z prawem. Teraz takie wyłudzanie pieniędzy ma się zakończyć.

3 tysiące złotych dodatku do węgla to całkiem pokaźna kwota. Ale jeśli jest możliwość zwielokrotnienia tej kwoty, to czemu tego nie zrobić? Z takiego założenia wyszła część Polaków, którzy dzięki niewłaściwie skonstruowanym przepisom na potrzebę wniosku o świadczenie składali deklaracje niekoniecznie zgodne z prawdą.

Ustawa wskazywała bowiem, że dodatek należy się na gospodarstwo, a nie na piec. Korzystając z tego zapisu, Polacy deklarowali, że pod jednym dachem żyje kilka niezależnych od siebie rodzin, które współdzielą źródło ogrzewania. Nagle okazywało się, że są to m.in. rodziny skłócone i żyjące w separacji.

Jako przykład „Dziennik Gazeta Prawna” podawał gminę Niedźwiedź w powiecie limanowskim. Tam do Centralnej Ewidencji Emisyjności Budynków zgłoszono 3 tys. pieców, a o 3 tys. zł. dopłaty do węgla wnioskowało aż 15 tys. gospodarstw.



Urzędnicy, chociaż wiedzieli, że w wielu przypadkach oświadczenia mijają się z prawdą, to jednak bezradnie rozkładali ręce. Taką mamy ustawę.



– Wiele osób spośród tych, które składają wniosek o dodatek węglowy, twierdzi, że prowadzi gospodarstwo jednoosobowe. I jak my mamy to sprawdzić? – pyta cytowana w przez DGP urzędniczka z gminnego ośrodka pomocy społecznej.



Będą zmiany w ustawie



Coraz głośniejsze uwagi na temat dziurawych przepisów dotarły do rządzących, którzy w czasie ostatniego posiedzenia Sejmu zaproponowali zmiany zasad przyznawania dodatku oraz weryfikowania wniosków. Z projektu, do którego dotarło DGP, wynika, że wkrótce na jeden adres będzie przysługiwał tylko jeden dodatek. Ponadto czas rozpatrywania dokumentu zostanie wydłużony z 30 do 60 dni. Urzędnicy dostaną również dodatkowe narzędzia weryfikacji – będą mogli porównać deklaracje dotyczące dodatku węglowego z wnioskami, którzy beneficjenci składali wcześniej (np. wnioskiem o 500 plus, deklaracją śmieciową czy danymi z rejestru PESEL).



Ruszą kolejne dopłaty



W ostatni piątek (2 września) Sejm przyjął również ustawę o dopłatach do innych niż węgiel źródeł ogrzewania.

Na dodatek w wysokości 3 tys. zł będą mogły liczyć gospodarstwa, w których głównym źródłem ciepła jest piec na pellet drzewny bądź inny rodzaj biomasy.

2 tys. zł będzie przysługiwało osobom ogrzewającym dom olejem opałowym.
1 tys. zł będzie przysługiwało osobom, które w piecach palą drewnem kawałkowym.
500 zł wyniesie dodatek dla osób korzystających z gazu LPG.

05.09.2022 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. iStock

(sw)

 

  • Published in Polska
  • 0
Subscribe to this RSS feed