Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Belgia: Aż tylu młodych rowerzystów korzysta z telefonów. „Bardzo groźne”
Polska: Wiatraki wpędzają nas w chorobę? Wyniki badanie temu przeczą
Belgia, Borgerhout: Protest przeciwko wycince drzew
Polska: Ostatni moment na zapisanie dziecka. Korepetycje nadal w cenie
Belgia: Pożar firmy zajmującej się utylizacją odpadów przypadkowy
Polska: Miliony podrożeją. Los Lotto już nie za 3 zł. Wygrane także w górę
Temat dnia: Tu potrzebują pracowników. „Ponad 4 tys. euro miesięcznie”
Polska: Od dziś w aptekach więcej szczepień. Zabieg jest darmowy
Słowo dnia: Woede
Belgia, Zeebrugge: Mężczyzna pobity na śmierć
Redakcja

Redakcja

Website URL:

Belgia, Flandria: Już 8% pracowników w izolacji lub na kwarantannie

Dzienna liczba nowych zakażeń koronawirusem zaczęła w Belgii ostatnio spadać, ale nie przekłada się to jeszcze na spadek liczby ludzi przebywających na izolacji lub kwarantannie.

- Liczba ludzi, którzy z powodu zakażenia koronawirusem lub kwarantanny, nie mogą pracować, jest najwyższa od początku kryzysu pandemicznego – powiedział portalowi vrt.be Hans Maertens z organizacji flamandzkich pracodawców Voka.

Na początku lutego aż 8% pracowników we Flandrii, czyli północnej, niderlandzkojęzycznej części Belgii, przebywało w domu na izolacji lub kwarantannie. W styczniu odsetek ten wynosił jeszcze 6% - wynika z ankiety przeprowadzonej przez Voka w 700 firmach.

Pracownicy skierowani na kwarantannę lub pozostający w domu z powodu opieki nad dziećmi przebywającymi na kwarantannie trafiają na tzw. tymczasowe bezrobocie, co oznacza, że tracą część dochodu. Niektórzy tacy pracownicy wyrabiają sobie zwolnienia lekarskie, co z finansowego punkt widzenia jest dla nich bardziej atrakcyjne.

To nieuczciwe i nieodpowiedzialne zachowanie, podkreślają flamandzcy pracodawcy. – Tego rodzaju oszustwa ze zwolnieniami lekarskimi muszą się skończyć. Pracodawcy cierpią tu podwójnie: z jednej strony tracą pracowników, a z drugiej strony muszą im nadal płacić – powiedział Maertens, cytowany przez vrt.be.

02.02.2022 Niedziela.BE // fot. Shutterstock, Inc.

(łk)

 

Polska: Minister udzielał wywiadu w TVP i głosował w sejmie. "Mam podzielną uwagę"

Co powinien zrobić poseł, który w jednym czasie zaplanował wywiad w telewizji i głosowanie w sejmie? Minister sportu Kamil Bortniczuk udowodnił, że nie ma rzeczy niemożliwych i pogodził obie sprawy. Oddał swój głos w sprawie „lex Kaczyński”, będąc równocześnie na antenie TVP.

Czym jest „lex Kaczyński”?


Tak potocznie został nazywany projekt ustawy, któremu patronował szef PiS-u Jarosław Kaczyński. Gdyby wszedł w życie, pracodawcy mogliby bezpłatnie testować swoich pracowników na obecność koronawirusa i żądać od nich informacji o wyniku badania. A pracownicy, którzy dowiedliby, że do zakażenia doszło w miejscu pracy, mogliby donosić na siebie nawzajem i domagać się odszkodowania. Dlatego też projekt dorobił się także drugiej, nieco ironicznej nazwy – „lex konfident”.

Głosowanie w sprawie ustawy

We wtorkowy wieczór w sejmie doszło do pierwszego czytania projektu tej ustawy. Zdecydowaną większością głosów sejm go odrzucił. Minister sportu i turystyki Kamil Bortniczuk był jednym z posłów, którzy brali udział w tym głosowaniu, mimo że fizycznie nie było go na sali obrad. Skorzystał – jak sam powiedział – z możliwości głosowania zdalnego – mógł zrobić to z dowolnego miejsca.

Polityk podszedł do sprawy kreatywnie. W tym samym czasie w studiu TVP, gdzie udzielał wywiadu Danucie Holeckiej. Pomiędzy pytaniami, m.in. o igrzyska olimpijskie w Pekinie, działalność Społecznej Rady Sportu i ogólne plany jego resortu, Bortniczuk regularnie spoglądał na leżący przed nim tablet. W pewnym momencie wykonał ruch, który część widzów natychmiast powiązała z głosowaniem. I miała rację.

Robię, bo mogę

Tygodnik „Wprost” zapytał ministra o to, czy tak było. W krótkim sms-ie Bortniczuk odpowiedział: „Tak. Skoro są takie możliwości, to dlaczego miałbym ich nie wykorzystać?”. Do zdalnego głosowania na antenie szef resortu odniósł się również na Twitterze. „Mam podzielną uwagę” – napisał.

05.02.2022 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. gov.pl

(ss)

 

Polska: 100 złotych od państwa na oglądanie telewizji. Znamy szczegóły

To już pewne. Osoby, które muszą kupić dekoder niezbędny do odbierania cyfrowej telewizji naziemnej, otrzymają od państwa 100 złotych. Jak dostać pieniądze i kiedy stracimy sygnał?

Dekoder kosztuje około 200 złotych. Rząd ma zamiar dopłacić połowę – 100 zł. We wtorek 1 lutego przyjął pakiet przepisów w tej sprawie. Pieniądze będą przyznawane na gospodarstwo domowe, tylko na jedną osobę. Wnioski będzie można składa przez platformę gov.pl lub Pocztę Polską. „Umożliwi to uzyskanie świadczenia także przez osoby z ograniczonym dostępem do usług cyfrowych” – podkreśla Ministerstwo Cyfryzacji.

Kiedy już wniosek zostanie złożony zgodnie z procedurą, każdy z wnioskodawców otrzyma specjalny kod (mailem lub listownie) do przedstawienia w sklepie z elektroniką. Program będzie realizowany tylko do końca tego roku.
O co chodzi w tej operacji? O cyfrową telewizję naziemną. Wkrótce jej sygnał będzie nadawany w technologii DVB-T2 z kodekiem HEVC. Za tym określeniem kryje się poważna zmiana technologiczna.

„Dzięki temu jako użytkownik telewizji naziemnej zobaczysz więcej programów telewizyjnych, w lepszej jakości obrazu i dźwięku – wszystkie programy będą bowiem nadawane w jakości HD. Zmiany w nadawaniu telewizji to także możliwość oferowania przez nadawców nowych atrakcyjnych usług, w tym usługi telewizji hybrydowej HbbTV, czyli m.in. wyświetlanie dodatkowych informacji o aktorach grających w filmie, składach drużyn piłkarskich czy też możliwość zakupu produktów podczas ich prezentacji od razu z poziomu telewizora” – wyjaśnia Urząd Komunikacji Elektronicznej. I dodaje, że nie wszystkie telewizory będą odbierały taki sygnał.

Krajowy Instytut Mediów ocenia, że za stary sprzęt mają w Polsce raczej seniorzy i osoby mieszkające samotnie. Według szacunków jakieś 25 proc. odbiorców może mieć problem z odbiorem telewizji po wprowadzeniu zmian. Chodzi o ok. 2 mln gospodarstw domowych na 5 mln wszystkich używających naziemnej telewizji cyfrowej. Najgorzej jest z tym w województwie lubuskim, gdzie właściwy sprzęt ma co czwarty odbiorca, ale już w opolskim odpowiednie telewizory ma 66 procent użytkowników.

Dlatego, żeby już wkrótce oglądać cyfrową telewizję naziemną w dobrej jakości należy mieć właściwy telewizor albo podłączony do niego dekoder. Jeżeli ktoś go nie ma, musi kupić. I w tej kwestii może liczyć na wspomnianą rządową dopłatę.

Jak to sprawdzić?

„Jeśli kupiłeś telewizor niedawno, sprawdź w instrukcji obsługi jego parametry techniczne, a więc czy odbierze on sygnał DVB-T2/HEVC” – radzi Urząd Komunikacji Elektronicznej. I podpowiada, że można sprawdzić, czy posiadany odbiornik potrafi odebrać programy w nowym standardzie. Trzeba przeskanować sprzęt i dodać nowe programy do listy. „Każdy telewizor lub dekoder ma funkcję wyszukiwania nowych programów. Na testowym multipleksie Telewizji Polskiej poszukaj takich kanałów jak TVP  Dokument, TVP Kultura, TVP Kobieta, TVP Polonia i TVP Rozrywka, a na testowym multipleksie TVN-Discovery wyszukaj TVN HD, TVN7 HD, TTV, TVN Fabuła i Metro” – wyjaśnia UKE.

Kiedy stracimy sygnał? Oto terminy zmian

28 marca  – województwa lubuskie i dolnośląskie,
25 kwietnia – województwa pomorskie, zachodniopomorskie, kujawsko-pomorskie, w części wielkopolskiego i części mazowieckiego,
23 maja – województwa małopolskie, podkarpackie, śląskie, opolskie, łódzkie, w południowej części mazowieckiego i świętokrzyskiego,
27 czerwca – województwa mazowieckie, warmińsko-mazurskie, lubelskie.

05.02.2022 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. iStock

(ss)

 

Polska: Uczniowie mogą się nie dostać do wymarzonej szkoły

W tym roku o miejsca w szkołach ponadpodstawowych będzie walczyło znacznie więcej uczniów niż przed rokiem. To oznacza, że nie każdy dostanie się tam, gdzie chce.

Kuratorzy oświaty podają już terminarze tegorocznej rekrutacji do szkół ponadpodstawowych. Są one różne w różnych województwach. Na przykład na Mazowszu od 16 do 30 maja będzie można składać dokumenty o przyjęcie do szkoły dwujęzycznej czy placówek sportowych. 20 czerwca upłynie termin starania się o miejsce w pozostałych szkołach.

Nie terminy rekrutacji są jednak w tym roku szkolnym problemem. I to poważnym...

Podwójny rocznik

W tym roku może być problem z dostaniem się do wymarzonej szkoły i klasy. Wynika to z faktu, że w placówkach ponadpodstawowych naukę zaczną uczniowie, którzy w do podstawówek przyszli jako 6- lub 7-latkowie. Teraz oba roczniki będą ubiegały się o przyjęcie do – często wymarzonej – szkoły średniej. To oznacza, że o jedno wolne miejsce będzie konkurowało więcej chętnych.
Przypomnijmy, że wiek szkolny został obniżony w 2009 roku. Znowelizowane przepisy zaczęły obowiązywać na początku reformy oświaty w Polsce i dawały możliwość wyboru. Każdy z rodziców mógł sam zdecydować, czy swoje dziecko wysłać do podstawówki w wieku 7 lat czy o rok wcześniej. Od 2015 roku nauka w szkołach dla wszystkich 6-latków była już obowiązkowa.
Te zmiany cofnął rząd PiS. Pod koniec 2015 roku zniósł obowiązek szkolny dla młodszych dzieci. Nie zniknął jednak problem podwójnego rocznika. Teraz mogą pojawić się problemy przy rekrutacji do szkół ponadpodstawowych.

Szukanie miejsc

„W Katowicach zakładając, że wszyscy uczniowie ostatnich klas szkół ponadpodstawowych zdadzą, zwolni się 2243 miejsc dla ósmoklasistów. Tych jest ok. 2677. Już wiadomo, że w roku szkolnym 2022/2023 katowickie szkoły mogą utworzyć 148 klas pierwszych (65 w liceach, 64 w technikach, 19 w branżówkach). Jak informuje Dariusz Czapla z katowickiego Urzędu Miasta, teraz było 96 klas pierwszych (51 w liceach, 37 technikach i osiem w branżówkach). Widać więc, że wyraźnie zwiększono liczbę miejsc w technikach i dwukrotnie w szkołach branżowych. Miejsc więc starczy dla wszystkich, ale niekoniecznie będzie to wymarzona szkoła i klasa, bo najwięcej uczniów wciąż decyduje się jednak na licea” – tak opisuje przewidywane trudności Radiu Zet.

W innych miastach jest podobnie, bo np. w Lublinie w czerwcu szkołę średnią skończy 4188 nastolatków, a podstawówkę około 6 tys. uczniów. Dlatego miasto już zaplanowało, że od września powstanie 196 klas pierwszych, czyli o jakieś 40 więcej niż obecnie.

Chodzi o nasze dzieci

Problem w tym, że szkoły nie mogą rozrastać się w nieskończoność, bo w ostatnich latach i tak poważnie „spuchły”. Stało się tak za sprawą kolejnej reformy – tym razem autorstwa PiS. Zaledwie trzy lata temu w szkołach średnich także pojawił się podwójny rocznik: absolwenci gimnazjów i pierwsi uczniowie zreformowanych, ośmioklasowych podstawówek. Szkoły musiały podwoić liczbę miejsc w porównaniu z poprzednim rokiem.

– Tak zawsze kończą się zabawy z eksperymentami na żywym ciele – powiedziała nam na FB pani Marta, matka obecnej już studentki pedagogiki. – Córka przeszła przez piekło tej rekrutacji. Nie dostała się do swojego wymarzonego liceum, bo było tylu chętnych. Skończyła inne i to – jej zdaniem – zaważyło na wyborze kierunku studiów. Jak dziś samo mówi, była za słabo przygotowana. Nie życzę innym rodzicom, żeby usłyszeli od swojego dziecka taką opinię. To boli. Może rządzący przypomną sobie wreszcie, że tu chodzi o jakość wykształcenia i szanse naszych dzieci w przyszłości, a nie o to, czyje będzie na wierzchu.

03.02.2022 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. iStock

(ss)

 

Subscribe to this RSS feed