Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Polska: Coraz mniej dzieci na państwowym garnuszku. To nie jest dobry znak
Belgia: W ten weekend nie będzie pociągów pomiędzy Brugią a Ostendą
Słowo dnia: Genieten
PRACA W BELGII: Szukasz pracy? Znajdziesz na www.NIEDZIELA.BE (piątek 16 maja 2025, www.PRACA.BE)
Belgia: Jeszcze większe wydatki na armię? Belgia przeciwna
Polska: Zmiana czasu po konsultacjach. Polacy mają już tego dość
Belgia: Zbieg z więzienia w Walonii wciąż na wolności!
Polska: Fotoradary działają. Tak kierowcy zdejmują nogę z gazu
Nielegalne obrzezania w Belgii. Policja przeprowadziła przeszukania
Polska: Miliardowa inwestycja. Tysiące laptopów i tabletów trafi do szkół
Redakcja

Redakcja

Website URL:

Polska: Lekarz już nie przemówi z telewizora. Zmiany w suplementach diety

W aptekach zostawiamy miliony. Sporą część tych pieniędzy wydajemy na suplementy diety. Ten rynek czekają teraz poważne zmiany.

Najwyższa Izba Kontroli kilka miesięcy temu opublikowała raport dotyczący procesu rejestracji suplementów. Wnioski są porażające. W latach 2017-2020 w Głównym Inspektoracie Sanitarnym złożono blisko 63 tys. powiadomień o wprowadzeniu lub zamiarze wprowadzenia do obrotu nowego suplementu diety. Okazuje się, że analizie poddano zaledwie 11 procent z nich. I to jeszcze nie jest najgorsze, bo NIK punktuje, że tylko część produktów weryfikowano pod kątem zawartości niedozwolonych substancji.

„Weryfikacja niektórych powiadomień ciągnęła się latami. Najdłuższe analizy trwały od dwóch do niemal 14 lat i do dnia zakończenia kontroli NIK w maju 2021 r. wyniki badań wciąż nie były znane.

I tłumaczy: „Sprzedaż można bowiem rozpocząć z chwilą złożenia w Głównym Inspektoracie Sanitarnym powiadomienia o wprowadzeniu lub zamiarze wprowadzenia na rynek nowego suplementu diety”.

Pierwszy suplement diety został w Polsce zarejestrowany w 2007 roku.

Polacy te produkty pokochali i niemal od razu zaczęli na nie wydawać ogromne pieniądze. Wyczuł to rynek i firmy co rusz wprowadzają kolejne preparaty. Tylko w latach 2017-2020 było aż 62,8 tysiąca zgłoszeń dotyczących rejestracji suplementów.

W 2018 roku firmy wydały na reklamę tych specyfików (oraz leków bez recepty) 4,2 mld zł. W 2020 r. było to już ponad 15 mld zł. Wartość całego rynku suplementów diety w Polsce szacowana jest na ok. 6-6,5 mld zł.

Teraz ten rynek czekają poważne zmiany, bo rząd pracuje nad ustawą, która dokładniej ureguluje kwestie reklamy i handlu suplementami.

Informacja

Po pierwsze przy każdej reklamie ma zostać umieszczony komunikat: „Suplement diety jest środkiem spożywczym, którego celem jest uzupełnienie normalnej diety. Suplement diety nie ma właściwości leczniczych”.

Bez lekarzy

Specyfików nie będzie mógł już reklamować aktor-lekarz. Będzie zakaz używania wizerunku autorytetów i ekspertów w dziedzinie nauk medycznych i nauk o zdrowiu. To nie koniec, bo nie będzie się można posłużyć nawet przedmiotami kojarzonymi z takimi zawodami. To np. łóżko szpitalne, stetoskop albo aparat do mierzenia ciśnienia.

Uwaga na dzieci

W projekcie nowego prawa jest także propozycja, aby reklama nie mogła być skierowana do małoletnich do 12. roku życia. Nie może wprowadzać w błąd i sugerować – np. nazwą – że jest to produkt leczniczy.

Sklepy

W sklepach stacjonarnych suplementy mają być wyraźnie oddzielone do leków. Nie będzie można mieszać ich ze sobą na półkach i – co ważne – suplementy nie mogą być umieszczone w bezpośrednim sąsiedztwie punktu obsługi klienta.

Chodzi o to, aby klient-pacjent nie nabrał skojarzeń, że suplement leczy.

10.09.2022 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. iStock

(sw)

 

Polska: Inflacyjne mapy Google. Mają pomóc kierowcom zaoszczędzić paliwo

Google wprowadza nowe rozwiązania do swojej popularnej usługi mapowej. Dzięki niej kierowcy mają zaoszczędzić na paliwie.

Google tłumaczy, że nowa funkcja w popularnej aplikacji mapowej to krok w stronę ekologii. Informatyczny gigant przekonuje, że nowa funkcja (wdrażana właśnie w niemal 40 krajach Europy) wskaże trasę najbardziej korzystną dla środowiska. Zoptymalizowaną pod kątem zużycia paliwa.

– Jadąc taką trasą, zmniejszycie wydatki na paliwo oraz zredukujecie emisję dwutlenku węgla, co dla wielu mieszkańców Europy ma duże znaczenie – podaje Google. I przytacza raport Statista z tego roku, który wskazuje, że to właśnie transport drogowy jest głównym źródłem emisji dwutlenku węgla.

– Dlatego teraz, oprócz proponowania najszybszej trasy, Mapy Google wskażą również trasę, na której zużycie paliwa będzie najniższe – oczywiście, jeśli będzie inna niż najszybsza trasa. Z łatwością będzie można sprawdzić względną oszczędność paliwa oraz różnicę czasową między tymi dwiema trasami i wybrać najbardziej odpowiednią opcję. – Tak Google reklamuje swoje nowe rozwiązanie.

Ekologiczne podejście jest jednak tylko jednym z powodów uruchomienia nowej funkcji. Kolejnym są pieniądze. Mniejsze spalanie silnika to także mniejsze zużycie paliwa, a w efekcie mniejszy wydatek dla kierowcy.

– Trasy z najniższym spalaniem mogą się różnić w zależności od typu silnika. Na przykład przy większych prędkościach silniki diesla są bardziej wydajne niż silniki na gaz i benzynę, a samochody z napędem hybrydowym i pojazdy elektryczne sprawdzają się lepiej podczas jazdy w korkach. Dlatego w najbliższych tygodniach umożliwimy kierowcom, którzy korzystają z funkcji wyznaczania tras przyjaznych dla środowiska w Europie, Stanach Zjednoczonych i Kanadzie, wybranie typu silnika: benzyna lub gaz, diesel, napęd hybrydowy lub silnik elektryczny (EV). Dzięki temu będą oni mogli zobaczyć najlepszą trasę i dokładne szacunki dotyczące spalania paliwa lub zużycia energii – zaznacza Google.

Dodajmy, że jeszcze niedawno wydawało się, że kierowcy mogą liczyć na ustabilizowanie się cen paliw na stacjach, a możliwe, że nawet na obniżki. Tak miało się stać za sprawą największych światowych producentów ropy. Tego rodzaju kraje planowały zwiększenie wydobycia surowca.

Tak się jednak nie stanie. Organizacja Krajów Eksportujących Ropę Naftową zaskoczyła najnowszą decyzją i teraz, w październiku, ma zostać wydobytych o 100 tys. mniej baryłek dziennie. Pierwszy plan zakładał, że będzie ich o 100 tys. więcej.

Zgodnie z prognozami e-petrol.pl, w tym tygodniu ceny paliw mają kształtować się następująco:

6,52-6,64 zł/l dla benzyny 95-oktanowej,
7,65-7,79 zł/l dla oleju napędowego,
3,14-3,23 zł/l autogazu.

10.09.2022 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. iStock

(sw)

 

To nie żart. W urzędzie można skorzystać z toalety tylko „za zgodą przełożonego”

Trzeba zapytać szefa, czy można skorzystać z ubikacji, a najlepiej tego unikać i robić to w domu. I nie jest to żart, to urzędnicza rzeczywistość i walka z drożyzną.

Rosnące ceny energii, a także wody to dziś bolączka nie tylko każdego domu i mieszkania, ale też samorządów. Wiele miejscowości drży na myśl o rachunkach i dlatego ich władza wprowadzają oszczędności. Już zapadają decyzje, żeby uliczne latarnie świeciły w nocy krócej. Już w górę idą ceny biletów w komunikacji publicznej. Już teraz wójtowie czy burmistrzowie liczą, na czym by tu jeszcze można zaoszczędzić.

Prezydent Bydgoszczy chce zwołać sztab kryzysowy, a spotkanie ma dotyczyć przygotowań do zimy, zwłaszcza dostaw energii elektrycznej, cieplnej i gazu. Chodzi m.in. o to, że miasto musi wydać kilkanaście milionów złotych więcej za oświetlenie ulic. O ile w tym roku kosztowało to budżet miasta 16 mln zł, o tyle w przyszłym rachunek ma wynieść aż 28 mln.

– To są pieniądze, których nie wydamy na chodniki, ścieżki rowerowe czy place zabaw, bo tereny publiczne musimy przecież oświetlić. W mieście nie może być ciemno – mówi Tok FM Tomasz Bońdos, koordynator Zespołu ds. Zarządzania Energią.

Starostwo Powiatowe w Wołowie (województwo dolnośląskie) podeszło do sprawy w nietypowy sposób. Chociaż zaczyna się poważnie, bo władze powiatu przygotowały „koncepcję poprawy stanu budżetu”. Ten strategiczny dokument zawiera taki punkt jak „oszczędność energii elektrycznej i cieplnej oraz wody” czy poważne zastanowienie się nad przekazaniem dróg powiatowych okolicznym gminom.

I w tym miejscu przestaje się już robić poważnie, bo starostwo zaczęło swoje plany wcielać w życie. Na drzwiach do toalety została umieszczona kartka, której treść jest realizacją planu oszczędnościowego.

„W związku z wdrażanym programem naprawczym powiatu, wizyty w toalecie mogą odbywać się wyłącznie za zgodą przełożonego. Jednocześnie w godzinach porannych uprasza się o korzystanie z toalet we własnych mieszkaniach” – czytamy w komunikacie. Sprawę nagłośnił miejscowy radny Bartosz Granat.

Kartka szybko stała się internetowym hitem. I to tak poważnym, że zajął się nią poseł Michał Jaros z KO. Można się domyślić, że krytykuje on PiS i wywodzące się z tego ugrupowania władze powiatu.

– Przecież to jest tragikomedia w czystej postaci, na dodatek kpina z urzędników, a przede wszystkim z mieszkanek i mieszkańców powiatu wołowskiego – komentuje. A stosowny film umieścił oczywiście w sieci.

08.09.2022 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. iStock / screen Facebook

(sw)

 

  • Published in Polska
  • 0

Długie kolejki po drewno opałowe. Ceny wyższe nawet o 100 procent

Ceny drewna opałowego biją rekordy. Niekiedy są o 100 proc. droższe niż przed rokiem. Co gorsza – trudno je dostać. W całej Polsce przed składami drewna ustawiają się długi kolejki.

Brak węgla spowodował, że drewno opałowe jest wykupowane na pniu. Niektóre nadleśnictwa wprowadziły nawet limity i zapisy dla zainteresowanych. Co prawda Lasy Państwowe – co zgodnie potwierdzają właściciele składów w rozmowie z RMF FM – nie podnoszą cen, ale to sami przedsiębiorcy przebijają się na licytacjach.

Kupują drewno, gdzie się da

Jacek Krzyżanowski, współwłaściciel składu opału w Lublinie, w rozmowie z RMF FM potwierdza: – Niewiele mamy drewna i bardzo trudno je kupić.

U niego za metr sześcienny grabu trzeba zapłacić około 700 zł, za dąb 680 zł. Przed rokiem te ceny dochodziły do góra 400 zł.

Właściciele składu we Wronkach w Wielkopolsce drewno opałowe sprzedają o 200 proc. drożej niż przed rokiem. Jak powiedzieli RMF FM, skupują je z w całej Polski, a nie jak dotąd w lokalnych nadleśnictwach.

– Wozimy po 200-300 km. Kupujemy od osób prywatnych, od firm, które zajmują się wycinką, ponieważ w Lasach Państwowych jest teraz trudno dostępne – podkreślają.
Za metr najtańszego drewna kominkowego mieszkańcy Wronek muszą zapłacić 590 zł.

Trzeba samemu iść po drewno do lasu

W Lasach Państwowych w Olsztynie za metr sześcienny drewna liściastego trzeba zapłacić 133 zł, iglaste – 105 zł. Można je kupić taniej, ale pod jednym warunkiem: trzeba samemu iść po nie do lasu – doprecyzował w rozmowie z RMF FM Adam Pietrzak, rzecznik Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Olsztynie.

I dodał: – Leśniczy wskaże powierzchnię, na której można przygotować sobie stosy. Następnie leśniczy dokonuje odbioru. Wtedy cena wynosi czterdzieści kilka złotych za metr sześcienny – mówi Pietrzak. I dodaje, że nie każdy jednak umie, ma czas i sprzęt, by to drewno samemu zebrać.
Leśnicy przypominają, że do pozyskania jest także chrust, który jest tani. Kosztuje 50-60 zł za metr sześciennych, ale wymaga pracy i czasu, żeby go zebrać, a potem wywieźć z lasu.

Lasy Państwowe sprzedają coraz więcej gałęzi opałowych

Michał Gzowski, rzecznik Lasów Państwowych, zapowiada, że Lasy Państwowe nie zwiększą limitu pozyskania drewna opałowego, bo ten – jak tłumaczy portalowi – jest dostosowany do warunków przyrodniczych, a nie do potrzeb przemysłu czy państwa.

Ze względu na kryzys energetyczny polecono jednak leśnikom, żeby ci pozyskiwali jak najwięcej odciętych gałęzi. To drewno nie jest w planie wycinki, jest dodatkowym opałem.

Do końca sierpnia Lasy Państwowe sprzedały o 46 proc. więcej gałęzi opałowych niż przed rokiem. Ich średnia cena jest wyższa o 2 zł niż przed rokiem – metr sześcienny kosztuje 31 zł za. Ale tylko w przypadku, gdy kupujący samodzielnie przygotuje drewno do pomiaru.

Będą palić, czym tylko się da

Brak węgla, brak drewna opałowego, zaporowe ceny… To rzeczywistość, z którą już mierzy się coraz więcej rodzin. Nietrudno się domyślić, co zimą będzie się działo w polskich domach – zwłaszcza jeżeli ta zima okaże się ciężka.

Ludzie zaczną ogrzewać swoje mieszkania i domy, czym się da. Do pieców trafią stare meble, często lakierowane, odpady, plastiki, stare, mokre deski, a nawet – czego na pewno nie można wykluczyć – opony. Rezultatem tego stanu rzeczy będzie… – …smog, który co roku zabija około 50 tys. Polaków – powiedzieli serwisowi 300gospodarka.pl Sławomir Śmiech i Lilia Karpińska z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.

08.09.2022 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. iStock

(sw)

 

  • Published in Polska
  • 0
Subscribe to this RSS feed