Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Słowo dnia: Reiziger
Belgia: Co roku w UE tonie 5 tys. ludzi. Ilu w Belgii?
Flandria walczy z komarami tygrysimi!
W belgijskim zoo urodził się rzadki nosorożec indyjski!
Temat dnia: Bruksela jak Dziki Zachód? „Wielka fala przemocy”
Belgia: Szerszenie azjatyckie zaatakowały drona!
Belgia: Uwaga na klocki hamulcowe z AliExpress. Zawierają azbest!
Belgia: Premier pod naciskiem. Partie domagają się działań przeciwko Izraelowi
Belgia: Oni śmiecą najbardziej
Belgia: Dwóch mężczyzn zatrzymanych za gwałty w Bois de la Cambre
Redakcja

Redakcja

Website URL:

Popularne lody wycofane ze sprzedaży. Wydano ostrzeżenie

Producent znanych słodyczy podjął decyzję o wycofaniu ich ze sprzedaży na terenie kilkunastu krajów Europy. Wśród nich znalazły się też popularne lody, które muszą zniknąć z obrotu w Polsce.

W Polsce tylko lody

Firma Froneri, która produkuje słodycze takie jak Nestlé, Milka, Toblerone, Oreo czy Princessa, poinformowała publicznie o stwierdzeniu w nich obecności szkodliwego dla zdrowia tlenku etylenu. W Polsce dotyczy to jedynie niektórych lodów, jednak wadliwe produkty trafiły do sprzedaży w kilkunastu różnych krajach.

„Na podstawie informacji dostarczonych przez dostawcę możemy potwierdzić, że ten problem dotyczy Francji, Niemiec, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii, Malty, Danii, Polski, Portugalii, Andory, Austrii, Holandii, Belgii, Grecji, Cypru i Rumunii.” – potwierdził portalowi polsatnews.pl Piotr Kuna, Krajowy Kierownik ds. Zasobów Ludzkich i PR z Froneri.

Stężenie jest niskie, ale składnik szkodliwy

Producent wadliwych lodów wyjaśnił, że stabilizatory stosowane do produkcji słodyczy przez firmę Froneri, używane są w ilościach, które nie powinny spowodować ryzyka związanego z ich spożyciem. Po wykryciu w nich tlenku etylenu, którego używanie w Unii Europejskiej jest zabronione, przedsiębiorstwo zdecydowało się profilaktycznie wycofać z obrotu produkty obarczone prawdopodobieństwem wystąpienia niepożądanego składnika.

Komisja Europejska komentuje

„Bezpieczeństwo produktów spożywczych wprowadzanych na rynki UE ma ogromne znaczenie dla Komisji Europejskiej. Właśnie dlatego wdrożyliśmy system, system wczesnego ostrzegania o żywności i paszach (RASFF), aby zapewnić szybką wymianę informacji przez państwa członkowskie i umożliwić ich szybką skoordynowaną reakcję w przypadku wykrycia zagrożeń dla zdrowia publicznego.” – tak do sprawy odniósł się Stefan De Keersmaecker, rzecznik komisji zajmujący się bezpieczeństwem żywności, którego o komentarz poprosiła Polska Agencja Prasowa.

O jakie lody chodzi?

W Polsce wyodrębniono sześć produktów marki Milka, które mogą zawierać tlenek etylenu. Producent wskazał szczegółowe informacje, które pomogą w zweryfikowaniu lodów wycofanych ze sprzedaży.

 

29.07.2021 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. iStock

(sl)

 

Polska: Pod fabrykę ekologicznych samochodów chcą wyciąć setki hektarów lasu

Sejm przyjął przepisy ułatwiające budowę fabryki pierwszego polskiego samochodu elektrycznego. Ekolodzy już biją na alarm, że zbliża się potężna wycinka lasu. „Himalaje hipokryzji” - komentuje Małgorzata Tracz.

„Lokalizacja fabryki Izery na Śląsku wpłynie na transformację regionu oraz wpisze się w jego innowacyjną specjalizację.” – mówił w połowie grudnia ubiegłego roku minister klimatu i środowiska Michał Kurtyka, gdy ogłaszał plan produkcji pierwszego, polskiego auta elektrycznego. Ma się nazywać właśnie Izera, a symboliczne „wbicie łopaty” jest planowane na ten rok. Zakład ma powstać w Jaworznie. Pracę znajdzie tu ok. 15 tysięcy osób, przy czym 3,2 tys. przy samej produkcji, a reszta w firmach kooperującyh. Pierwsza Izera ma zjechać z taśmy w 2024 roku.

Las pod fabrykę

Pod zakład potrzebna jest jednak ziemia. I to dużo. Fabryka ma stanąć na gruncie należącym dziś do Lasów Państwowych, a Sejm przyjął właśnie projekt ustawy, na mocy której grunty w Jaworznie LP będą mogły zamienić na inne państwowe działki. „(…) na inne lasy, grunty lub nieruchomości, na których jest możliwe prowadzenie gospodarki leśnej. Chodzi o rozwiązanie problemów z pozyskaniem lokalizacji dla inwestycji uzasadnionych potrzebami i celami polityki państwa związanej ze wspieraniem rozwoju i wdrażaniem projektów dotyczących energii, elektromobilności czy transportu." – tak projekt ustawy opisuje rząd w wystosowanym komunikacie.

Przepisy mają obowiązywać tylko przez dwa lata i dotyczą konkretnie 118-hektarowej działki u zbiegu ul. Wojska Polskiego i Obrońców Września w Jaworznie (znajdującej się blisko autostrady A4) oraz nieruchomości leśnej w Stalowej Woli. Tam mają zostać rozbudowane zakłady zbrojeniowe. „PiS właśnie przegłosował specustawę, która pozwoli na wycięcie 1250 ha lasów w Jaworznie i Stalowej Woli, aby postawić fabrykę samochodów elektrycznych. Wszystko w imię walki o czyste powietrze i rozwój elektromobilności. To już są Himalaje hipokryzji." – skomentowała na Twitterze ten fakt posłanka Małgorzata Tracz, przewodnicząca Partii Zieloni.

Państwowe pieniądze

W grudniu Piotr Zaremba, prezes ElectroMobility Poland - firmy mającej produkować Izerę - przyznał, że rozważano inne lokalizacje. Było ich blisko 30, ale zdecydowano się na Jaworzno. „Ważna była nie tylko możliwość zbudowania fabryki, ale też odpowiedniego zaplecza logistycznego i stworzenie parku dostawców w bezpośrednim sąsiedztwie zakładu. Jaworzno daje największy potencjał w tym zakresie, stąd po dokładnych i szczegółowych analizach wskazaliśmy właśnie to miejsce. Dodatkową gwarancją powodzenia tego projektu są partnerzy, którym deklarują wsparcie i zaangażowanie, aby doprowadzić inwestycję do końca.” – tłumaczył, a minister Kurtyka dodał, że projekt może liczyć na finansowe wsparcie rządu.

29.07.2021 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. gov.pl

(sl)

 

Brytyjscy eksperci: spada liczba zakażeń w Wielkiej Brytanii, ale wkrótce znowu może wzrosnąć

W Wielkiej Brytanii od kilku dnia spada liczba zakażeń, ale wkrótce znowu może wzrosnąć, gdy dzieci powrócą do szkół, a dorośli do pracy - ostrzegają brytyjscy specjaliści. Na odtrąbienie sukcesu jest jeszcze za wcześnie - zastrzegają.

W poniedziałek niespodziewanie w Wielkiej Brytanii po raz kolejny spadła liczba dziennych zakażeń, tym razem poniżej 25 tys. A jeszcze niedawno odnotowywano 50 tys. infekcji w ciągu doby. Również niedawno (19 lipca) zniesiono wszystkie obostrzenia sanitarne. Nie oznacza to jednak, że pandemia jest w odwrocie - twierdzą brytyjscy specjaliści. I ostrzegają, że wszystko może się zmienić za kilka tygodni, jak dzieci wrócą do szkół, a ich rodzice - do pracy.

Niedawno ostrzegano w Wielkiej Brytanii, że dobowa liczba zakażeń wirusem SARS-CoV-2 może sięgnąć 100 tys. albo nawet 200 tys. przypadków. Jak na razie tendencja jest jednak odwrotna. "Z przyjemnością obserwujemy, jak liczba zakażeń spada, lecz musimy trzymać się faktów. Najpierw mieliśmy dramatyczny wzrost, a teraz dramatyczny spadek” – przestrzega w wypowiedzi dla BBC News prof. Christl Donnelly z University of Oxford oraz Imperial College London.

Specjaliści nie mają pewności, dlaczego tak się dzieje, w każdym razie są bardzo ostrożni w ocenach obecnej sytuacji. Ostrzegają, że oficjalne dane epidemiczne mogą nie odzwierciedlać tego, co się faktycznie dzieje. Zwracają też uwagę, że w Anglii rośnie liczba hospitalizacji, co jest niepokojące, ale z kolei spada ona w Szkocji. „Chcielibyśmy wierzyć, że jesteśmy w punkcie zwrotnym; trzeba jednak poczekać, aż wszystkie dane będą na to wskazywać” – zaznacza dr Mike Tildesley z University od Warwick.

Mimo postępów w programie szczepień przeciwko COVID-19 Wielka Brytania nie osiągnęła jeszcze odporności populacyjnej. Dwoma dawkami zaszczepiono dotąd ponad 70 proc. społeczeństwa, a jedną – 88 proc. To dużo, jednak eksperci zwracają uwagę, że z powodu większej zakaźności wariantu Delta odporność populacyjna powinna sięgać co najmniej 80-90 proc.

Zdaniem prof. Donnelly za obecny spadek zakażeń nie może odpowiadać odporność populacyjna. „To nieprawdopodobne, żeby odporność populacyjna doprowadziła do tak szybkiego spadku transmisji” – podkreśla.

Prof. Adam Kucharski z London School of Hygiene and Tropical Medicine uważa, że na spadek zakażeń złożyło się to, że szkoły są obecnie zamknięte, większa jest też świadomość wzrostu zagrożenia. Z tego powodu mniej jest okazji do transmisji wirusa, nawet jego bardziej zakaźnego wariantu Delta. Pogoda sprzyja spotkaniom w przestrzeni otwartej, w której mniejsze jest ryzyko zakażenia. A część osób mimo zniesienia obostrzeń wciąż przestrzega wielu zasad sanitarnych, szczególnie noszenie maseczek w pomieszczeniach zamkniętych.

Zdaniem prof. Donnelly skutki oficjalnego zniesienia obostrzeń (od 19 lipca) mogą się dopiero ujawnić w statystykach, najwcześniej pod koniec tego tygodnia. „Nieco odsunęliśmy się od przepaści, ale nadal jesteśmy blisko niej” – zaznacza prof. Kucharski. Przypomina, że koronawirus wciąż krąży i liczba zakażeń może zacząć się podwajać z 25 tys. do 50 tys. a potem do 100 tys., a następnie do 200 tys. tego wciąż nie można wykluczyć.

Prof. Donnelly nie jest aż taką pesymistką, ale przyznaje, że nie wiemy co się wydarzy we wrześniu jak wszyscy wrócą z wakacji. (PAP)


31.08.2021 Niedziela.BE // źródło: Nauka w Polsce www.naukawpolsce.pap.pl // autor: Zbigniew Wojtasiński // fot. Shutterstock, Inc.

(kl)

 

Belgia: Wszczęto dochodzenie, które ma sprawdzić czy reakcja władz na powódź była odpowiednia

Prokuratura z Liège wszczęła dochodzenia w sprawie reakcji władz na powódź w prowincji. Celem jest m.in. ustalenie, czy można było zapobiec śmierci mieszkańców regionu. O sprawie donosi dziennik De Standaard.

Trwa badanie, czy popełniono wykroczenia w czasie powodzi w prowincji Liège. Prokuratura rozpoczęła śledztwo w sprawie „nieumyślnego spowodowania śmierci z powodu braku ostrożności lub błędnej oceny sytuacji”.

W zeszłym tygodniu dziennik Het Laatste Nieuws poinformował, że belgijskie władze otrzymały około 25 ostrzeżeń dotyczących fatalnych warunków pogodowych, ale zwlekały do ostatniej chwili z podjęciem jakichkolwiek działań. Śledztwo jest inicjatywą samego prokuratura – póki co, nie złożono żadnej skargi w tej sprawie.

„Chcemy dążyć do poznania prawdy przy zachowaniu spokoju, obiektywności i niezależności, z szacunku dla ofiar i ich rodzin” – poinformował prokurator, Damien Leboutte.


29.07.2021 Niedziela.BE // fot. Shutterstock, Inc.

(kk)

 

Subscribe to this RSS feed