Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Belgia: Już wkrótce nowe stacje do ładowania na parkingach przy dworcach
Belgia: Te jabłka zdecydowanie najpopularniejsze
Belgia: W tym roku odkryto już 19 laboratoriów narkotykowych!
Temat dnia: Rynek pracy w Belgii - ilu bezrobotnych, a ile wakatów?
Słowo dnia: Sluitingstijd
Flandria: Rośnie liczba dzieci karmionych piersią
Belgia: Uwaga! W sierpniu transport publiczny w Gandawie utrudniony
Belgia: Urzędnicy dyskryminują? Wielu ludzi „tak to widzi”
Belgia: Młody mężczyzna skazany za przemyt marihuany z Tajlandii
Belgia: Brutalny właściciel mieszkania skazany na 3 lata więzienia
Redakcja

Redakcja

Website URL:

Polska: Etycy w szkołach. Wykształcą ich głównie katolickie uczelnie

Przemysław Czarnek wskazał uczelnie, które mają kształcić nauczycieli etyki. I znów rozpętał burzę.

Etyka albo religia i żadnego innego wyboru. Takie zmiany w polskiej szkole chce wprowadzić minister edukacji i nauki, Przemysław Czarnek. „Chcemy wrócić do tego, co było kilkanaście lat temu w polskiej szkole – czyli jeśli ktoś nie chciał chodzić na religię – bo przecież nie musi, bo religia nie jest i nie będzie obowiązkowa – to będzie chodził na etykę.” – mówił w czerwcu, a ostatnio dodał, że odpowiednie przepisy mają wkrótce wejść w życie.

Brakuje nauczycieli

Jednak nie od razu w każdej klasie wybór będzie obowiązkowy. Wdrożenie tego planu w pełni ma zająć dwa lata. Jednym z problemów jest brak nauczycieli etyki. I właśnie tą kwestią zainteresowała się posłanka partii Razem Paulina Matysiak. Chciała się dowiedzieć, które uczelnie zajmą się kształceniem kadr w ramach studiów podyplomowych, jak zostały one wybrane i ile szkół wyższych lub uniwersytetów MEN zaprosił do współpracy?

Na te wszystkie pytania odpowiedział właśnie wiceminister Włodzimierz Bernacki. W piśmie przyznaje, że jest niedobór nauczycieli tego przedmiotu, a brak osób nauczających etyki uniemożliwi szkołom realizację planu resortu: „Uprzejmie informuję, że wszystkie uczelnie w Polsce, które posiadają odpowiednią kadrę (lub ewentualnie zatrudnią wykładowców z innych ośrodków akademickich), mogą organizować studia podyplomowe z etyki dla nauczycieli. I takie studia obecnie są prowadzone”. Dodaje też, że MEN wystąpił do kolejnych uczelni z pytaniem o możliwości zorganizowania studiów podyplomowych z etyki. Prowadzenie zajęć ma im zlecić samo ministerstwo, a nauczyciele mają studiować za darmo.

Jakie uczelnie


„Przy wyborze uczelni, kierowano się kryterium merytorycznym, ale też geograficznym, tak aby potencjalni uczestnicy studiów mogli je odbyć w regionie swego zamieszkania.” – dodaje minister i wylicza uczelnie:

• Akademia Ignatianum w Krakowie,
• Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego,
• Katolicki Uniwersytet Lubelski,
• Uniwersytet Szczeciński,
• Uniwersytet Wrocławski,
• Wyższa Szkoła Kultury Społecznej i Medialnej (Toruń),
• Collegium Intermarium w Warszawie,
• Uniwersytet Papieski Jana Pawła II w Krakowie.

Pytanie zostało także wysłane do Uniwersytetu Jagiellońskiego, ale odmówił. W 2015 r. minister edukacji zlecił organizację studiów podyplomowych z etyki dla nauczycieli w tym samym trybie Uniwersytetowi Warszawskiemu, ale zakończyły się w 2017 roku.

Posłanka Matysiak, po otrzymaniu pisma z resortu, nie kryje oburzenia i zwraca uwagę, że większość wymienionych w piśmie uczelni jest katolickich. „Można zapytać o to, czemu inna uczelnia z regionu, mam na myśli Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu, który znajduje się w czołówce najlepszych uniwersytetów w Polsce, nie dostał takiego zapytania, a dostała je Wyższa Szkoła Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu. Nie wiemy, jakie były naprawdę kryteria doboru, ale na tym przykładzie możemy się domyślać.” – komentuje.

24.07.2021 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Shutterstock, Inc.

(sl)

 

Polska: Maseczki od kierowcy Morawieckiego. Koszt dla podatnika: 258 mln zł

W środku rozwijającej się pandemii rząd uruchomił program #PolskieSzwalnie, który miał zapewnić produkcję maseczek chroniących przed wirusem. Podpisano umowy, zakupiono materiały, jednak produkt nie nadawał się od użytku. Za projekt odpowiedzialny był m.in. były kierowca Kornela Morawieckiego, ojca premiera.

Była potrzeba, było działanie

Na początku pandemii w całej Polsce pojawił się problem z produktami deficytowymi. W wyniku nagłego, powszechnego zapotrzebowania, zabrakło rękawiczek medycznych, płynów do dezynfekcji i innych materiałów niezbędnych do walki z wirusem. Wśród nich znalazły się również maseczki. Sytuacja sprawiła, że rząd ogłosił wówczas uruchomienie programu #PolskieSzwalnie. Przedstawiciele państwa podpisali wtedy umowy z polskimi dostawcami, w tym znanymi markami, po czym ruszyła masowa produkcja masek ochronnych.

Nieprzypadkowe nazwiska


Według publikacji Onetu, wśród osób odpowiedzialnych za zrealizowanie przedsięwzięcia, pojawiają się dwa nazwiska: Cezariusz Lesisz oraz Jan Krupnik.

Cezariusz Lesisz to były przedsiębiorca, którego biznesy kończyły się fiaskiem i długami wobec wierzycieli. Prywatnie przyjaciel rodziny Morawieckich. Po serii nieudanych inwestycji, otrzymał pracę na stanowisku asystenta i kierowcy ojca premiera, Kornela Morawieckiego. W późniejszym czasie został doradcą do spraw gospodarczych i szefem gabinetu politycznego Mateusza Morawieckiego, w 2018 r. powołano go na stanowisko prezesa Agencji Rozwoju Przemysłu. To właśnie na niego spadła odpowiedzialność za projekt #PolskieSzwalnie.

Drugim przyjacielem Morawieckich okazał się Jan Krupnik. Po ukończeniu studiów na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego mężczyzna pracował jako doradca w jednym ze sklepów. Po niedługim czasie zajął jednak stanowisko specjalisty ds. marketingu i Public Relations w ARP. Mimo niewielkiego doświadczenia, Cezariusz Lesisz zlecił mu zrealizowanie programu szycia maseczek.

Produkcja niepełnowartościowych maseczek


W Stalowej Woli, we współpracy z firmą Hilltech, rząd uruchomił fabrykę maseczek. Na potrzeby przedsięwzięcia udostępniona została ogromna hala produkcyjna, którą wyposażono w niezbędne maszyny. Zatrudnienie znalazły w niej 24 osoby. Pojawia się jednak problem. Kiedy już wszystko było gotowe, pracownicy zorientowali się, że 1548 belek materiału zakupionego przez ARP, nie spełnia wymaganych parametrów. Jego jakość nie może zagwarantować właściwej ochrony przed wirusem. Potwierdza to informacja z Centralnego Instytutu Ochrony Pracy. Według umów podpisanych przez rząd, fabryka w Stalowej Woli nie mogła szyć maseczek drugiego gatunku. Niemedyczne wyroby miały prawo natomiast produkować inne firmy, z którymi państwo podjęło w tym zakresie współpracę.

Sprawa trafiła do sądu


Do prokuratury trafił anonimowy donos, po którym ARP zwołała spotkanie z przedstawicielami Hilltechu związanego z fabryką w Stalowej Woli, która zmuszona była wstrzymać wszelkie działania, a w konsekwencji zwolnić pracowników i opuścić halę. ARP wydała miliony na wadliwy towar, a przedsiębiorców pozostawiła bez wypłat. W rzeczonych rozmowach wziął udział m.in. Cezariusz Lesisz. Prezes ARP, który chcąc uniknąć przeniknięcia sprawy do opinii publicznej, miał namawiać biznesmenów, aby zasłaniali się tajemnicą handlową. Ci jednak nie zgodzili się. Sprawa trafiła do sądu, który nakazał upublicznienie informacji dotyczących pieniędzy wydanych na utworzenie fabryki w Stalowej Woli.

Ogromne pieniądze z kieszeni podatników


Jak podał w swojej publikacji Onet, dotychczas nie otrzymał od ARP odpowiedzi na pytanie: „Ile kosztowały polskiego podatnika niechroniące przed COVID-19 maseczki?”. Dziennikarze dotarli jednak do wyliczeń, które określili mianem minimalnych, gdyż według ich informacji, każda z firm miała z agencją inne ustalenia. Według informatorów, wyprodukowanie jednej maseczki miało kosztować 1,45 zł. Biorąc pod uwagę produkcję 178 mln maseczek, szacunkowy koszt wyniósłby 258 mln zł.

21.07.2021 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Shutterstock, Inc.

(sl)

 

Polska: Niższe ceny w sklepach spożywczych. Odczuliście?

W porównaniu do maja br., czerwcowe ceny produktów dostępnych w sklepach spożywczych zmalały. Tańsze były m.in. chemia gospodarcza, nabiał i napoje. Analitycy alarmują jednak, że w drugim półroczu ceny mogą wzrosnąć.  

UCE RESEARCH, Hiper-Com Poland i Grupę AdRetail wykonały cykliczną analizę, której celem było określenie spadków oraz wzrostów cen poszczególnych produktów dostępnych na rynku spożywczym. Analiza wykazała, że aż 8 z 12 produktów miało w czerwcu średnią niższą cenę w porównaniu do maja. Przeanalizowano 80 tys. wartości.

Większość produktów wykazała spadek

Według informacji przekazanych przez analityków, niższe ceny dotyczyły podstawowych produktów domowego użytku. Staniały chemia gospodarcza, art. inne (karmy dla zwierząt, pieluchy itp.), mięso, nabiał, napoje, produkty tłuszczowe, używki i warzywa. Niestety spadkowa tendencja nie dotyczyła pieczywa, dodatków spożywczych, produktów sypkich oraz owoców, które w ostatnim miesiącu pierwszego półrocza mogliśmy nabyć za wyższą kwotę niż w maju.

Pieczywo wątpliwym liderem


Choć na giełdach głośno było o niespotykanym od dawna wzroście cen za warzywa, raport wykazał, że były one produktem, którego ceny spadły najbardziej w stosunku do poprzedniego miesiąca. W czerwcu wynosiły bowiem o 12,7 proc. mniej niż w maju. Drugie miejsce zajęły używki, które mogliśmy kupić taniej o 11,9 proc. Niekwestionowanym, choć niechlubnym liderem zestawienia, było pieczywo, które podrożało o 15,6 proc. Wśród tendencji rosnącej, drugie miejsce zajęły produkty sypkie, droższe o 6 proc. w porównaniu do cenników majowych. Średnia wartość wszystkich badanych produktów zmalała również o 6 proc. w stosunku „miesiąc do miesiąca”.

Możemy spodziewać się wzrostów cen


Twórcy „Indeksu cen w sklepach detalicznych I-VI 2021” prognozują, że w drugim półroczu możemy spodziewać się 5 proc. wzrostu cen. W przypadku rozwinięcia pandemii i nałożenia obostrzeń, poziom ten może być jeszcze wyższy. Analitycy wyjaśniają, że sieci handlowe korzystają z okresu wakacyjnego, aby poprawić własny wizerunek, dlatego starają się w oczach konsumentów utrzymać ceny na stosunkowo niskim poziomie. Badaniem objęto sklepy spożywcze, dyskonty, hiper- i supermarkety, sieci convenience oraz cash&carry położone na terenie wszystkich polskich województw.

24.07.2021 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Shutterstock, Inc.

(sl)

 

Belgia: Pomoc psychologiczna dla ofiar powodzi. „Przekazujemy też złe wiadomości”

Powódź, która nawiedziła Belgię, kosztowała życie ponad 30 osób i wyrządziła wielkie starty materialne. Pokrzywdzeni przez kataklizm potrzebują też pomocy psychologicznej.

- Nie jesteśmy psychicznie gotowi na takie katastrofy, więc pomoc psychologiczna jest w takiej sytuacji bardzo ważna – tłumaczyła Marie Vandekerckhove, profesor psychologii z Wolnego Uniwersytetu w Brukseli (VUB), cytowana przez portal vrt.be.

Tego rodzaju pomocy szczególnie mocno potrzebują bliscy ofiar oraz zaginionych. Im więcej czasu mija od powodzi, tym większe ryzyko tego, że zaginionych nie uda się odnaleźć żywych.

- Ludzie mają nadzieję, że bliscy wrócą, ale jednocześnie zdają sobie sprawę, że mogli zginąć – tłumaczy Sophie Vandecruys z belgijskiej policji.

Vandecruys rozmawiała w minionych dniach z bliskimi wielu zaginionych. - W trakcie pierwszej rozmowy staramy się uzyskać jak najwięcej informacji o zaginionym, co prowadzi do bardzo emocjonalnych reakcji – powiedziała, cytowana przez vrt.be.

– Jeśli kogoś odnajdujemy, to przekazujemy dobrą wiadomość, ale czasem musimy przekazywać też złe wiadomości – dodała Vandecruys.

Podkreśliła, że psychologowie wspierają pokrzywdzonych także wtedy, gdy ci muszą się pożegnać z bliskimi. Pracownicy policji pomagają im również w praktycznych sprawach, takich jak przygotowanie pogrzebu.

21.07.2021 Niedziela.BE // fot. Shutterstock, Inc.

(łk)

 

Subscribe to this RSS feed