Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Polska: Składki, składki, składki. Tak rodzice dokładają do szkoły
Belgia: Nastolatek ranny w pożarze e-hulajnogi
Polska: Czas na imprezę. Rusza planowanie i rezerwacja restauracji
Belgia: Ciało kobiety znalezione w Spoor Oost w Antwerpii
Polska: To już koniec stylizacji paznokci, jakie znamy. Jest zakaz
Temat dnia: Czy mieszkańcy Flandrii są szczęśliwi?
Polska: Drony wlatują, jak i kiedy chcą. Jesteśmy bezradni?
Słowo dnia: Blij
Belgia: Pociągi opóźnione z powodu... koni na torach
Belgia, Bruksela: Jedna osoba ranna w wybuchu gazu
Redakcja

Redakcja

Polska: Do pracy soczewki zamiast okularów. Teraz szef będzie musiał dopłacić

Tylko pół roku mają pracodawcy na spełnienie nowych norm BHP. A tych jest kilka istotnych.

Rozporządzenie wejdzie w życie w połowie listopada i od tego czasu pracodawcy będą mieli tylko sześć miesięcy na spełnienie nowych norm BHP. A dotyczą one warunków pracy zatrudnionych osób.

Zmiany może nie są rewolucyjne, ale ważne.

Po pierwsze, osoba korzystająca z „przenośnego systemu komputerowego” przez połowę dobowego czasu pracy musi mieć zapewniony stacjonarny monitor ekranowy. Ten przenośny zestaw to oczywiście laptop. Jest jeszcze inne wyjście, bo zamiast podłączonego normalnego monitora pracodawca może zadbać o podstawkę, która podwyższa komputer. W taki sposób, żeby jego górna krawędź znajdowała się na wysokości oczu.

Osoba korzystająca z laptopa powinna także otrzymać dodatkową klawiaturę, myszkę i jeżeli będzie miał taką ochotę to także podnóżek.

Monika Smulewicz, autorka bloga „HR na szpilkach” „Rzeczpospolitej” tłumaczy, że przepisy nie wskazują jasno, czy takie „bonusy” musi otrzymać także osoba pracująca zdalnie. Czy jednak tylko pracujący w biurze.

Tu trzeba jednak zaznaczyć, że już wcześniej wprowadzone przepisy nakazują pracodawcy zapewnienie pracownikowi „na zdalnym” odpowiedniego sprzętu.

Na pierwszy rzut oka w skali jednego pracownika nie są to może gigantyczne koszty. W skali firmy mogą jednak stanowić spore niespodziewane wydatki, a w konsekwencji dodatkowe obciążenie, szczególnie biorąc pod uwagę mnogość obciążeń nałożonych na przedsiębiorców w ostatnich latach – komentuje ekspertka.

Kolejna sprawa to regulacje dotyczące refundacji zakupu szkieł kontaktowych. Obecnie przepisy wskazują okulary, a co do soczewek to wielu pracodawców nie traktuje tego jak obowiązku, ale jako pozapłacowy bonus – dobrą wolę i sposób na docenienie pracownika.

W nowych przepisach po wyrazach „zapewnić pracownikom okulary” dodano „lub szkła kontaktowe”.

Filip Firut z kancelarii Sendero ocenia, że firmy mogą niechętnie zapewniać dodatkowy sprzęt. – Obserwując jednak, jak firmy dbają obecnie o finanse i analizują każdy wydatek, nie spodziewam się masowego doposażania pracowników w dodatkowy sprzęt – tłumaczy.

12.11.2023 Niedziela.BE // źródło: News4Media/Fot. iStock

(en)

 

Polska: Strajk sędziów. Na boiska trzeba ściągać zastępców

To może być piłkarski paraliż. Dramat klubów i kibiców. Sędziowie protestują i nie chcą sędziować spotkań.

Niewielu ich lubi. Kibice są na nich źli, kiedy podejmują decyzje niezgodne z ich oczekiwaniami. Trenerzy i piłkarze też często zgłaszają pretensje do pracy sędziów. Ale na boisku są niezbędni.

A teraz protestują. 70 procent sędziów z województwa lubelskiego ma zamiar w najbliższy weekend zostać w domach. Biorą urlopy i nie chcą sędziować.

- Próbowali nas zastraszyć, ale większość się nie dała – powiedział sportowemu serwisowi TVP jeden z sędziów z Lublina.

Roszady poza boiskiem

- W trybie nadzwyczajnym mecze niższych klas w okręgu lubelskim ma poprowadzić kilkudziesięciu sędziów sprowadzonych z sąsiednich okręgów – Białej Podlaskiej, Chełma i Zamościa, gdzie rozgrywki już się kończą lub skończyły – oraz sędziowie szczebla centralnego, na których władze piłkarskie mają największy wpływ – czytamy.

I tak np. Wojciech Myć, który sędziuje spotkania Ekstraklasy albo I ligi, ma teraz poprowadzić mecz wojewódzkiej ligi juniorów A1 Górnik Łęczna – Start 1944 Krasnystaw. Z kolei Jacek Małyszek z I ligi ma wybiec na boisko podczas meczu  Motor Lublin – Widok SP 51 Lublin w lidze juniorów. Takich roszad jest więcej i każda jest próbą gaszenia sportowego pożaru.

Bunt sędziów

O co chodzi? Sędziowie nie zgadzają się na sposób traktowania ich przez Lubelski Związek Piłki Nożnej a chodzi konkretnie o sprawę Wojciecha Reka.

To także sędzia, którego LZPN skreślił z listy obserwatorów sędziowskich. Oficjalnie chodziło o „wyskokowe działania w afekcie” co – tłumacząc na język polski – oznacza, że Rek ostro sprzeciwiał się szefom związku. Jednak może chodzić też o to, że Rek pomaga prawnie sędziom, którzy stali się ofiarami przemocy ze strony piłkarza, trenera czy działacza klubowego.

- Jest mi miło, że większość środowiska sędziowskiego czuje solidarność i że zarówno sędziowie, jak i niektórzy obserwatorzy, którzy zgłosili urlop, pokazują prawdziwe koleżeństwo. Tak to odbieram. Jest to przejaw koleżeństwa zarówno wobec mnie, jak i wobec środowiska sędziowskiego, którego są członkami – mówi teraz Rek.

09.11.2023 Niedziela.BE // źródło: News4Media/Fot. iStock

(en)

 

  • Published in Sport
  • 0

13-letni diesel z Niemiec marzeniem Polaka. To hit wśród sprowadzanych aut

Rynek samochodów używanych w Polsce się ożywił. W październiku sprowadziliśmy bardzo dużo takich aut. Zła wiadomość jest taka, że to starsze pojazdy.

Kryzys zaczął się w pandemii COVID-19, kiedy azjatyckie fabryki produkujące podzespoły dla motoryzacji stanęły. To sprawiło, że europejskie zakłady też przestały produkować. Zaczęło brakować nowych aut. Ich ceny skoczyły do góry. To sprawiło, że używane także podrożały, a jako że zaczęło brakować nowych pojazdów, to z komisów momentalnie zaczęły znikać używane. Potem jeszcze doszła wojna w Ukrainie i Ukraińcy kupujący i wywożący do swojego kraju kupowane w Polsce auta.

Ale właśnie coś się zmieniło. Według danych AAA Auto w październiku liczba ofert samochodów na rynku wtórnym wzrosła z 199 112 do 208 867 aut. Cena wzrosła średnio o 600 zł, ale spadł wiek oferowanych pojazdów. – Wzrost liczby ofert samochodów na wtórnym rynku z jednoczesnym spadkiem mediany wieku i przebiegu, to dobra wiadomość, ponieważ świadczy o powolnym odmładzaniu się pojazdów poruszających się po polskich drogach. Przed rokiem, w tym samym okresie, mediana wieku aut używanych wynosiła niemal 12 lat, a obecnie są one o rok młodsze i mają za sobą o 6 tys. mniej przejechanych kilometrów – diagnozuje Karolina Topolova, dyrektor generalna i prezes zarządu AURES Holdings, operatora międzynarodowej sieci autocentrów AAA AUTO.

Z kolei zgodnie z analizami instytutu Samar w październiku  zarejestrowano w Polsce 79 153 sprowadzone z zagranicy używane samochody osobowe i dostawcze o dmc do 3,5 tony. - To o 26,2 proc. więcej niż rok temu. To największy miesięczny wynik od 2 lat i największy wskaźnik wzrostu w tym roku – podkreśla instytut.

To, pod kątem importu, najlepszy miesiąc w tym roku. Wynika to z tego, że w Polsce samochodów jeszcze brakuje, ale na zachodzie ich dostępność rośnie. Europejczycy kupują sobie nowe auta i sprzedają stare. Naturalnymi kupcami są polscy handlarze.

- Zdecydowaną większość sprowadzonych pojazdów - dokładnie 617 132 sztuki - stanowią samochody osobowe, których rejestracje wykazują wzrost o 2,7 proc. Tegoroczny import samochodów użytkowych - 56 944 sztuki - jest o 0,2 proc. większy niż przed rokiem – przytacza kolejne liczby Samar.

Są też gorsze informacje, bo wiek importowanych aut utrzymuje się na wysokim poziomie. Obecnie taki samochód ma średnio 13 lat.

Najchętniej Polacy wybierają Volkswagena, za którym są: Audi A4, Opel Astra i Volkswagen Golf.

Kraje z których sprowadzamy samochody
1. Niemcy
2. Francja
3. Belgia
4. Stany Zjednoczone
5. Holandia
6. Szwecja
7. Włochy
8. Austria
9. Dania
10. Szwajcaria

09.11.2023 Niedziela.BE // źródło: News4Media/Fot. iStock

(en)

 

Polska: Cena gazu w 2024 pozostanie zamrożona. Tak zdecydowała opozycja

Ta informacja powinna ucieszyć kilka milionów Polaków. W przyszłym roku możemy liczyć na zamrożenie cen gazu m.in. dla gospodarstw domowych, szkół, przedszkoli, szpitali.

Wcześniej takie zobowiązanie znalazło się w programie wyborczym Koalicji Obywatelskiej. Teraz potwierdził je w rozmowie z serwisem Money.pl Grzegorz Onichimowski, jeden z doradców KO, typowany na ministra finansów w przyszłym rządzie Donalda Tuska.

Gospodarstwa domowe nie muszą się martwić

– Według naszej oceny utrzymanie zamożnienia cen na poziomie z 2023 r. kosztować będzie około 5 mld zł. Te pieniądze muszą się znaleźć – podkreślił Onichimowski.

I dodał: – Do końca 2024 r. ceny powinny zostać utrzymane. Później będziemy powoli wracać do poziomów rynkowych. Tendencje są takie, że nie będzie konieczności dalszego ich mrożenia.

Obejmie to – przypomnijmy raz jeszcze – gospodarstwa domowe i odbiorców wrażliwych, m.in. szkoły, przedszkola, szpitale. W sumie ok. 7 mln. Polaków.

Co z pozostałymi klientami?

„Każdy klient będzie rozliczany według rzeczywistego zużycia gazu oraz z uwzględnieniem ceny, jaka faktycznie będzie obowiązywać w 2024 roku. Oznacza to, że ostateczna kwota, którą klienci zapłacą za dostarczony gaz, może w przyszłym roku jeszcze ulec zmianie w stosunku do przesłanej prognozy – odpowiedział serwisowi PGNiG OD.

A Grzegorz Onichimowski dodał, że: cena gazu… – Dziś wydaje się stabilna. Mamy nadzieję, że nie będzie konieczności interwencji, żeby odgórnie rozwiązywać problemy klientów biznesowych. Wydaje się, że ceny poniżej tych 200 zł za MWh mają szansę się utrzymać.

Wyjaśnijmy, że ustalony maksymalny limit cenowy wynosi teraz 200,17 zł za jedną MWh.

09.11.2023 Niedziela.BE // źródło: News4Media/fot. iStock

(en)

 

  • Published in Polska
  • 0
Subscribe to this RSS feed

Login