Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
W belgijskim zoo urodził się rzadki nosorożec indyjski!
Temat dnia: Bruksela jak Dziki Zachód? „Wielka fala przemocy”
Belgia: Szerszenie azjatyckie zaatakowały drona!
Belgia: Uwaga na klocki hamulcowe z AliExpress. Zawierają azbest!
Belgia: Premier pod naciskiem. Partie domagają się działań przeciwko Izraelowi
Belgia: Oni śmiecą najbardziej
Belgia: Dwóch mężczyzn zatrzymanych za gwałty w Bois de la Cambre
Belgia, Flandria: Nie płuc lub jelita. Ten rak najczęściej atakuje mężczyzn
Belgia: Nauczyciel religii zwolniony. Wysyłał uczennicy niestosowne wiadomości
Słowo dnia: Eindpunt
Redakcja

Redakcja

Website URL:

Polska: NIK krytycznie o policji i urzędach. Strach jeździć samochodem

„Dane z polskich dróg powinny przerażać.” – mówi szef Najwyższej Izby Kontroli Marian Banaś. Najnowszy raport pokazuje, jak bezskuteczna jest walka z pijanymi kierowcami. Winę za to ponosi policja, urzędnicy i programy profilaktyczne, których właściwie nie ma.

Najnowszy raport pokontrolny NIK jasno wskazuje, że Polska jest tym krajem w UE, w którym najłatwiej można zginąć na drodze. Na 100 wypadków śmierć ponosi średnio 9,5 osób i jest to najwyższy wskaźnik w Europie. W dużej mierze przyczyniają się do tego pijani kierowcy. „W 2020 r. kierujący będący pod działaniem alkoholu spowodowali 1 656 wypadków (7,9 proc. wypadków z winy kierujących), w których zginęło 216 osób (10,7 proc. wszystkich ofiar z winy kierujących), a rannych zostało 1 847 osób (7,7 proc. wszystkich rannych z winy kierujących).” – wyliczono przedstawiając wyniki kontroli. Co gorsza, dane wskazują na tendencję wzrostową, bo jeszcze w 2017 roku nietrzeźwa była jedna na 160 skontrolowanych kierowców, a trzy lata później już jedna na 70.

Nic nie pomaga

NIK stwierdza jasno, że działania mające na celu wyeliminowanie pijanych z dróg są nieskuteczne. To samo dotyczy prowadzących po zażyciu substancji odurzających. W latach 2017-2020 za prowadzenie pojazdu w stanie nietrzeźwości lub pod wpływem środka odurzającego skazano (w pierwszej instancji) prawie 26 tys. osób, które były już wcześniej prawomocnie karane za takie czyny. Rząd nie podjął skutecznych działań, aby przeciwdziałać sytuacji. Krajowa Rada Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego nie wskazała żadnych konkretnych rozwiązań. Jej praca ograniczała się do corocznej analizy statystyk, a przygotowywane zestawienia nie były kompletne.

„Kontrole NIK wykazały też niską ściągalność należności Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej. Wysokość niewpłaconych kwot na jego rzecz przekroczyła w 2019 r. 240 mln zł (tj. ponad 77 proc. kwot orzeczonych przez sądy nawiązek i świadczeń pieniężnych). Wśród przyczyn tego stanu zidentyfikowano brak sankcji za uchylanie się od zapłaty zasądzonych kwot oraz bezskuteczną egzekucję komorniczą.” – punktuje kolejne działania NIK i dodaje, że z analizy spraw wynika, iż podnoszenie kar za „jazdę po pijaku” nie przyczynia się do zmniejszenia liczby przestępstw.

Opieszałość


Nie tylko strona rządowa, w ocenie kontrolerów, jest winna tej sytuacji. Zastrzeżenia są także co do pracy urzędów powiatowych. Zdarzało się, że nie wydawały one decyzji o zatrzymaniu prawa jazdy, gdy wymagały tego przepisy. Inne urzędowe działania – jak wysłanie kierowcy na kurs reedukacyjny – były nieterminowe i podjęte z błędami. Rekordem jest wystosowanie pisma po 434 dniach od wpływu do urzędu prawomocnego wyroku sądu. Zresztą sami sędziowie przekazywali informacje do starostw z opóźnieniem. „W wypadku zakazu prowadzenia pojazdów na krótki okres, taka zwłoka uniemożliwiała starostom wydanie decyzji o cofnięciu uprawnień kierującemu i w konsekwencji konieczne było wydanie zatrzymanego prawa jazdy.” – podaje przykład błędów NIK.

Policja

Wiele słów krytyki pada także pod adresem policji. Wytyka się jej, że w drogówce pracuje coraz mniej osób. Policjanci nie są właściwie przeszkoleni i nie potrafią ocenić, czy kierowca znajduje się pod wpływem jakichś środków odurzających. System kursowy dla funkcjonariuszy jest źle skonstruowany i okazało się, że (w skontrolowanych komendach) 40 proc. funkcjonariuszy drogówki nie ukończyło takiego szkolenia. „Wyniki anonimowej ankiety przeprowadzonej przez NIK wśród policjantów drogówki są alarmujące, ponieważ ponad połowa respondentów nie potrafiła ocenić, czy kierujący znajduje się pod wpływem środków odurzających oraz jakie czynności powinna wykonać podczas przeprowadzania badań z użyciem każdego typu narkotestu.” – alarmuje Izba i dodaje, że ponad 3/4 policjantów nie posiadało podczas każdej służby urządzenia lub testera do przeprowadzania badań na obecność środków odurzających.

13.10.2021 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. iStock

(sp)

 

  • Published in Polska
  • 0

Nowa wersja "Kevin sam w domu". Święta już nie będą takie same

Albo będzie to marna podróbka telewizyjnej legendy, albo bożonarodzeniowy hit. Za miesiąc premiera nowej wersji kultowej już komedii familijnej.

Oryginał z 1990 roku był przebojem kinowym, który potem zawładnął telewizją i doczekał się bardzo udanej kontynuacji (i jednego nieudanego nawiązania). „Kevin sam w domu” w salach kinowych zarobił ponad 476 milionów dolarów a jego produkcja kosztowała ok. 18 mln dolarów. Z Macaulaya Culkina obraz uczynił dziecięcą gwiazdę i pozwolił mu zagrać jeszcze w wielu innych filmach. Aktor do tej pory odcina kupny od dawnej sławy.

Świąteczna przygoda rezolutnego dziecka, które musi bronić się przed nieudolnymi przestępcami, została dobrze przyjęta zwłaszcza w Polsce. „Kevin…” i jego kontynuacja stały się świątecznym hitem Polsatu. Kiedy w 2010 okazało się, że stacja nie ma zamiaru pokazać filmu w okresie bożonarodzeniowym, szybko powstała internetowa petycja w tej sprawie. Podpisało ją 49 tysięcy osób, choć są też źródła wskazujące na wyższe liczby. Polsat się ugiął i zapowiedział, że przez kolejne lata film będzie pokazywany w święta.

Teraz ta popkulturowa historia ma nową część. Studio Disney nakręciło współczesną wersję filmu. Nie jest to remake obrazu 1990 roku, tylko raczej reeboot, czyli próba opowiedzenia historii na nowo. W sieci zadebiutował już zwiastun, a film będzie można obejrzeć od 12 listopada na platformie streamingowej.

Zwiastun: TUTAJ.

Tytuł filmu to „Home Sweet Home Alone”, a jego bohaterem jest chłopiec o imieniu  Max. Gra go Archie Yates, który w 2019 roku zagrał w „Jojo Rabit”. Musi – tak jak Kevin – strzec domu, bo jego bliscy wyjechali do Japonii. Początkowo dla dziecka czas bez rodziców oznacza ciągłą zabawę, ale sielanka lada moment ma się skończyć. Para rabusiów (tym razem kobieta i mężczyzna) chce dostać się do domu Maksa, aby odzyskać znajdującą się tam rodzinną pamiątkę. Chłopiec musi się przed nimi bronić i robi to w podobny sposób, jak robił to Kevin. Widza czeka zatem popis różnego rodzaju sztuczek i podstępów wykorzystywanych do powstrzymania złoczyńców. W filmie ma wystąpić starszy brat Kevina z 1990 roku. Devin Ratray, który przed laty zagrał Buzza, tym razem wcieli się w postać policjanta. Czy to jedyne tego typu nawiązanie do pierwowzoru? Na to pytanie odpowiedź przyniesie już film.

Pozostaje otwarte pytanie, czy nowa wersja przypadnie widzom do gustu? Dziś trudno o tym przesądzać i na pewno są tacy, którzy już teraz uważają, że na telewizyjne świętości nie można się porywać. Ale w filmowej branży kręcenie remake’ów czy rebootów to już norma. I nie ma znaczenia, czy pierwsze wersje cieszą się nostalgiczną popularnością. Tak przecież uczyniono z filmami „Star Trek”, „Jumanji” czy „Planeta małp” albo z serią o King Kongu. Część z nich wypada bardzo dobrze, jak wspomniana seria o małpach, które przejęły kontrolę nad Ziemią. Inne zanotowały kinową klęskę. Tak było np. z filmem z „Miami Vice” z 2006 r., który miał wykorzystać sentyment do serialu z 1984 roku.

13.10.2021 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Materiały prasowe

(sp)

 

  • Published in Polska
  • 0

Biedronka angażuje się w ochronę zagrożonych gatunków zwierząt w Polsce. Co najmniej 1,5 mln zł trafi na ratowanie m.in. żubrów, wilków czy rysi

Sieć przeznaczy cały dochód ze sprzedaży książki o zagrożonych gatunkach zwierząt w Polsce na ich ratowanie. Biedronka zadeklarowała, że co najmniej 1,5 mln zł zostanie przeznaczone na ochronę sześciu gatunków: żubra, rysia, wilka, morświna, sóweczki oraz jeża wschodniego i zachodniego. – Za tę kwotę możemy już bardzo wiele zrobić – mówi dr Andrzej Kepel, prezes zarządu Polskiego Towarzystwa Ochrony Przyrody „Salamandra”, które będzie koordynować projekt. Pierwsze inicjatywy ruszą jeszcze w tym roku.

Polskie organizacje przyrodnicze są przygotowane organizacyjnie i pod względem zasobów ludzkich do realizacji wielu działań skutecznie chroniących przyrodę. Czynnikiem ograniczającym te działania jest brak środków, zwłaszcza coraz mniej krajowych środków publicznych przeznaczanych na działalność polskich organizacji przyrodniczych. Środki unijne są do pozyskania, ale najczęściej wymagają również wkładu własnego. Dlatego tak ważne jest zaangażowanie partnerów z tzw. odpowiedzialnego biznesu oraz osób fizycznych, które przekazują darowizny czy wpłaty z 1 proc. – mówi agencji Newseria Biznes dr Andrzej Kepel. – Tak duża kwota, jaką otrzymujemy od Biedronki, pozwala nam realizować wiele różnych działań w takiej skali, że rzeczywiście mogą one przynieść rezultaty odczuwalne dla tych gatunków.

Rozpoczęliśmy bardzo ważną inicjatywę, która związana jest z ochroną zagrożonych gatunków. Podjęliśmy w tym celu współpracę z organizacjami, które specjalizują się w tej tematyce, i wpisuje się to świetnie w naszą strategię zrównoważonego rozwoju. Chcemy nawiązywać do tej inicjatywy poprzez sprzedaż książki, która od 7 października jest dostępna dla naszych klientów – mówi Marcin Ładak, członek zarządu Jeronimo Martins Polska.

Wsparcie zadeklarowane przez sieć handlową będzie pochodzić ze sprzedaży książki „Chrońmy zagrożone gatunki”. To publikacja przygotowana wspólnie z organizacjami, które działają na rzecz ochrony dzikich zwierząt i towarzysząca popularnej zwłaszcza wśród najmłodszych akcji Gang Swojaków. Biedronka cały utarg z jej sprzedaży przeznaczy właśnie na wsparcie ich inicjatyw. Sieć zadeklarowała, że będzie to co najmniej 1,5 mln zł, ale w zależności od zaangażowania klientów może być to kwota jeszcze wyższa.

Książka ta opisuje gatunki zwierząt, które są zagrożone w naszym kraju, więc ma przede wszystkim walor edukacyjny. Dzięki temu, że była ona wspierana poprzez organizacje zajmujące się tą tematyką, będzie bardzo wysoko ceniona przez rodziców i dzieci – mówi Marcin Ładak.

Jak podkreślają przedstawiciele sieci, szczególnie ważne dla walki z kryzysem klimatycznym jest docieranie z proekologiczną wiedzą do najmłodszych. W promowaniu wiedzy o zagrożonych gatunkach dzikich zwierząt pomagają także ich pluszowe odpowiedniki, które można zdobyć po uzbieraniu określonej liczby naklejek otrzymywanych po zakupach w Biedronce.

– Mówimy tutaj o gatunkach szczególnie zagrożonych na terenie naszego kraju, wśród których w ostatnim okresie nastąpił wyraźny spadek populacji, z bardzo różnych względów. To m.in. żubry, rysie, wilki oraz jeże – wymienia członek zarządu Jeronimo Martins Polska. – Niektóre z tych populacji udaje się odbudowywać, niektóre zostają na bardzo niskim stopniu rozwoju, dlatego nasza inicjatywa wsparcia finansowego dla tych organizacji powinna przynieść wymierne rezultaty, nie tylko w tej sferze edukacyjnej, ale również w sferze odbudowy tych gatunków.

Program wsparcia będzie realizowany we współpracy z czterema organizacjami przyrodniczymi, które od lat zajmują się ochroną zagrożonych gatunków. Liderem tego konsorcjum będzie PTOP „Salamandra”, które także będzie odpowiedzialne za część działań. Pierwsze programy pomocowe ruszą jeszcze w tym roku i będą kontynuowane w 2022 roku.

W przypadku żubrów chodzi przede wszystkim o ograniczanie konfliktów wolno żyjących stad z lokalną społecznością, co w północno-zachodniej Polsce udaje się robić dosyć skutecznie i to jest warunkiem dalszego rozwijania wolno żyjących stad. W przypadku rysi i wilków chodzi przede wszystkim o pomoc osobnikom, które wpadły w tarapaty głównie z powodu człowieka, czyli np. potrąconych przez samochody, zranionych po wpadnięciu we wnyki. Chodzi także o wsparcie programu przywracania rysi w północno-zachodniej Polsce, który całkiem dynamicznie w tej chwili się rozwija – wymienia planowane inicjatywy dr Andrzej Kepel.

Inne programy to m.in. inwentaryzacja gatunku sóweczki w wybranych lasach, które do tej pory nie były badane pod  tym kątem, i tworzenie stref ochronnych wokół miejsc gniazdowania tych ptaków oraz uwzględnienie ochrony tego gatunku w niektórych obszarach Natura 2000. Planowane jest także wsparcie lokalnych i regionalnych działań na rzecz ochrony występujących w Polsce gatunków jeży – wschodniego i zachodniego, ich siedlisk oraz ratowanie i przywracanie naturze osobników poszkodowanych w wyniku działalności człowieka.

– Morświn zagrożony jest głównie przez rybołówstwo, więc w ramach programu będą testowane różne bezpieczne narzędzia połowowe i to, w jaki sposób sprawdzają się one w warunkach Bałtyku – wymienia prezes PTOP „Salamandra”.

Jak podkreśla, tego typu wsparcie dla zagrożonych gatunków jest szczególnie istotne w dobie kryzysu klimatycznego, z którym walka staje się coraz ważniejsza.

Powodem zagrożenia większości gatunków zwierząt jest jeden gatunek – homo sapiens, czyli człowiek. My doprowadziliśmy do kryzysu klimatycznego, my powodujemy również zanikanie wielu gatunków poprzez ich bezpośrednie zabijanie, niszczenie siedlisk, zajmowanie przestrzeni, grodzenie korytarzy ekologicznych i wiele innych działań. Dlatego też powinniśmy tę odpowiedzialność na siebie wziąć i zacząć działania odwracające te fatalne trendy, przynajmniej tam, gdzie się da – podkreśla dr Andrzej Kepel.

14.10.2021 Niedziela.BE // źródło:newseria // tagi: zagrożone gatunki zwierząt w Polsce, ratowanie wymierających gatunków, proekologiczna akcja Biedronki, Gang Swojaków, maskotki, sprzedaż książki // mówi: dr Andrzej Kepel, prezes zarządu, Polskie Towarzystwo Ochrony Przyrody „Salamandra” Marcin Ładak, członek zarządu Jeronimo Martins Polska // fot. taranchic / Shutterstock.com

(sp)

 

  • Published in Polska
  • 0

Polska: W przyszłym roku podrożeją tylko najtańsze papierosy. Za kilka lat paczka papierosów będzie kosztować co najmniej 23 zł

Od 2022 roku wzrośnie akcyza na papierosy i alkohol, a według wyliczeń Ministerstwa Finansów paczka tradycyjnych papierosów zdrożeje o ok. 30 gr. Jednak branża tytoniowa wskazuje, że podwyżka będzie dwa razy wyższa, a przy planowanych dalszych wzrostach w 2027 roku paczka papierosów będzie kosztować co najmniej 23 zł. Co więcej, podrożeją tylko najtańsze papierosy, co może doprowadzić do załamania legalnego rynku i oznaczać skokowy wzrost szarej strefy. Analogiczna sytuacja miała już miejsce w latach 2011–2014, kiedy coroczne podwyżki akcyzy o 10 proc. doprowadziły do tego, że szara strefa objęła prawie 1/5 rynku. – Propozycje Ministerstwa Finansów są powrotem do tych negatywnych doświadczeń – podkreślają przedstawiciele firm tytoniowych.

– Ministerstwo Finansów zaskoczyło branżę i całe środowisko, proponując projekt ustawy akcyzowej jeszcze przed konsultacjami, przed Forum Akcyzowym, które miało wypracować pewne rekomendacje – mówi agencji Newseria Biznes Roman Jamiołkowski, dyrektor ds. korporacyjnych w British American Tobacco Polska.

Resort finansów opublikował w piątek po południu projekt nowelizacji przepisów akcyzowych, który zakłada znaczącą podwyżkę akcyzy na alkohol i papierosy. Zgodnie z założeniami ma on wejść w życie już na początku 2022 roku. Co ciekawe, ministerstwo jeszcze w połowie września przekonywało, że nie prowadzi prac nad podwyżką akcyzy, a informacje o planowanym podniesieniu tego podatku nazywało fake newsem. Tymczasem media zauważają, że ocena skutków regulacji ministerialnego projektu datowana jest na 16 września br.

Istotny jest też fakt, że projekt podwyżki akcyzy został opublikowany na cztery dni przed planowanym spotkaniem II Forum Akcyzowego.

– Forum miało odbywać się we wtorek i środę, tymczasem już w piątek po południu pojawia się projekt ustawy – mówi Roman Jamiołkowski.

Jestem absolutnie zdumiona tym, że projekt zmiany ustawy o podatku akcyzowym jest publikowany w momencie, kiedy ma się odbywać Forum Akcyzowe, czyli platforma dialogu między Ministerstwem Finansów a branżą, firmami tytoniowymi, naukowcami, lekarzami i organizacjami biznesowymi. Ten projekt jest wyciągnięty z kapelusza, zaskoczenie jest ogromne – dodaje Karolina Bursa-Moczulska, dyrektor ds. korporacyjnych w Imperial Tobacco Polska.

Branża tytoniowa wskazuje na niestabilność polskiego prawa oraz fakt, że ostatnia 10-proc. podwyżka akcyzy weszła w życie z początkiem 2020 roku i była uchwalana w ekspresowym tempie. Tym razem zanosi się, że sytuacja będzie podobna. Zwłaszcza że konsultacje społeczne nowego projektu mają potrwać tylko do 15 października br.

Ten projekt ustawy zaskakuje nas bardzo mocno i bardzo negatywnie i dlatego jako większość branży – trzy z czterech dużych firm, reprezentujących 70 proc. rynku [British American Tobacco Polska, Imperial Tobacco Polska i Japan Tobacco International Polska – red.], chcemy o tym rozmawiać – mówi dyrektor ds. korporacyjnych w British American Tobacco Polska.

Zgodnie z projektem Ministerstwa Finansów od 2022 roku minimalna stawka akcyzy na papierosy wzrośnie z obecnych 100 proc. do 105 proc. całkowitej kwoty akcyzy. Na tym jednak nie koniec podwyżek, bo resort przedstawił też tzw. mapę drogową, która zakłada, że w latach 2023–2027 stawka akcyzy na tytoń do palenia, papierosy i wyroby nowatorskie będzie rosła co roku o 10 proc.

– Sam pomysł wprowadzenia mapy drogowej dla rynku tytoniowego – czyli przewidywalności podwyżek dla naszego sektora – jest korzystnym rozwiązaniem. Jednak podwyżka w wysokości 10 proc. każdego roku jest już drastyczną propozycją, niespotykaną w żadnym innym kraju Unii Europejskiej – podkreśla Karolina Bursa-Moczulska.

W branży tytoniowej największy sprzeciw budzi podwyżka minimalnej stawki akcyzy na papierosy ze 100 proc. do 105 proc. Według wyliczeń Ministerstwa Finansów przez wzrost opodatkowania paczka tradycyjnych papierosów zdrożeje od przyszłego roku o ok. 30 groszy. Jednak branża wskazuje, że te wyliczenia mijają się z rzeczywistością i podwyżka będzie co najmniej dwukrotnie wyższa. Co więcej, ma objąć tylko najtańsze produkty. Tym samym odbije się głównie na kieszeniach mniej zamożnych Polaków.

– Mamy dzisiaj do czynienia z sytuacją, w której tanie papierosy mają zdrożeć między 60 groszy a 1 zł, a drogie papierosy nie zdrożeją wcale. Zapłacić ma za to przysłowiowy Kowalski, a zyskać konsument zamożny oraz firmy, które operują na rynku premium i które podwyżki akcyzy nie doświadczą – mówi Roman Jamiołkowski

Gdyby analogicznie o tę samą kwotę podnieść stawkę akcyzy nie tylko dla najtańszych, ale i dla tych droższych papierosów, budżet państwa zyskałby dodatkowo nawet 300 mln zł rocznie.

– Podwyżka minimalnej stawki akcyzy ze 100 do 105 proc. dla najtańszych papierosów spowoduje, że w najbliższym czasie ich paczka będzie kosztować już około 20 zł, co wypycha najuboższych konsumentów do szarej strefy. Naszym zdaniem można zaproponować 10-proc. podwyżkę stawki kwotowej, która będzie alternatywą dla podwyżki stawki minimalnej. Wówczas budżet państwa powinien zyskać w przyszłym roku 300 mln zł więcej i będzie to zdecydowanie bardziej korzystne z punktu widzenia konkurencyjności przedsiębiorstw – ocenia Adrian Jabłoński, dyrektor ds. korporacyjnych i komunikacji w Japan Tobacco International Polska.

Branża szacuje, że przy aktualnie planowanej skali podwyżek w 2027 roku paczka tradycyjnych, najtańszych papierosów będzie kosztować już około 23 zł. To zaś może doprowadzić do załamania legalnego rynku i oznaczać skokowy wzrost szarej strefy. Podobna sytuacja miała miejsce w latach 2011–2014, kiedy coroczne podwyżki akcyzy o 10 proc. doprowadziły do tego, że szara strefa objęła prawie 1/5 rynku.

Propozycje MF są powrotem do tych negatywnych doświadczeń. Zbyt wysokie podwyżki i zła konstrukcja podatku akcyzowego dla rynku tytoniowego mogą znowu doprowadzić do analogicznej sytuacji – prognozuje Karolina Bursa-Moczulska.

Zastrzeżenia branży budzi również poziom opodatkowania podgrzewaczy tytoniu, zaliczanych do tzw. wyrobów nowatorskich. Te są obecne na rynku raptem od kilku lat, ale zdobywają rosnącą popularność i już w tej chwili mają w nim około 10-proc. udział. Tymczasem – podczas gdy w paczce wyrobów tytoniowych jest 10 zł akcyzy – w paczce wkładów do podgrzewaczy wynosi ona 1,68 zł.

– Co dziesiąty papieros wypalany w Polsce, a w Warszawie co piąty, to są właśnie te produkty. Ta kategoria podwaja swój wynik rok do roku, co jest ważne z perspektywy budżetu państwa, który mógłby czerpać z tego korzyści. Tymczasem patrząc na stawki w różnych krajach Unii Europejskiej, Polska jest absolutnie na końcu i nikt nie ma na te wyroby niższej akcyzy niż my – podkreśla Roman Jamiołkowski. – Warto byłoby dobić chociaż do średniej unijnej, która powinna wynosić ok. 3–3,5 zł w paczce podgrzewaczy. Wskazywaliśmy też, że być może warto byłoby wprowadzić połowę tego, co w paczce papierosów tradycyjnych, a więc około 5 zł. Wszystkie te apele zostały jednak pominięte i akcyza w paczce podgrzewaczy zdrożeje z 1,68 zł do 2,45. To jest wręcz zmiana symboliczna.

– Nowatorskie wyroby tytoniowe dzisiaj korzystają z 80-proc. preferencji w stosunku do wyrobów tradycyjnych. Naszym zdaniem ta preferencja może zostać zachowana, ale na poziomie 20 proc., tak jak np. w Niemczech, ewentualnie na poziomie połowy tego, jak opodatkowane są dzisiaj wyroby tradycyjne – dodaje Adrian Jabłoński.

13.10.2021 Niedziela.BE // źródło: newseria // mówi: Roman Jamiołkowski, dyrektor ds. korporacyjnych, BAT Polska
Karolina Bursa-Moczulska, dyrektor ds. korporacyjnych, Imperial Tobacco Polska Adrian Jabłoński, dyrektor ds. korporacyjnych i komunikacji, JTI Polska // fot. Ronald Rampsch / Shutterstock.com

(sp)

 

  • Published in Polska
  • 0
Subscribe to this RSS feed