Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Belgia: Własnościowe lub wynajem? Tak się mieszka w Belgii
Polska: Żony polityków ujawnią swój majątek? Zdecydują o tym... politycy
Decathlon zakończy działalność logistyczną w Willebroek. „Likwidacja 132 miejsc pracy”
Polska: Żabka zrobi konkurencję kwiaciarniom. Plan jest ambitny, ale nie bez szans
Belgia: Wielka bijatyka w więzieniu. „Rzucali nożami”
Polska: Przywłaszczył sobie portfel z pieniędzmi. Ta pazerność będzie go teraz kosztowała
Belgijski bokser mistrzem IBF w wadze superlekkiej
Brussels Airlines odwołuje 8 lotów w czwartek. Powodem strajk we Francji
Polska: Coraz więcej emerytur niższych od najniższych. Większość trafia do kobiet
Belgia: Pogoda na 24, 25 i 26 kwietnia

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę: Nasz wspólny przedziwny dzień świstaka (cz. 48)

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę: Nasz wspólny przedziwny dzień świstaka (cz. 48) fot. Shutterstock

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę, czyli cykliczne spotkania przy porannej kawie

Agnieszka Steur

 

Nasz wspólny przedziwny dzień świstaka

Ktoś ostatnio nazwał nasze życie w czasie kwarantanny „dniem świstaka”. Idiom ten pochodzi z amerykańskiego filmu z roku 1993, pod tym właśnie tytułem. W filmie główny bohater z niewyjaśnionego do końca powodu wpada w pętle czasu. Oznacz to, że przeżywa ten sam dzień wciąż i wciąż od nowa. Co gorsza, jest to dzień, nazwany przez bohatera, najgorszym w jego życiu. Filmów, w których element powtarzalności tego samego dnia jest motywem przewodnim powstało już wiele, ale nazwa pochodzi od tego, w którym główną rolę zagrał Bill Murray.

Określając nasze życie dniem świstaka, oczywiście nie mamy na myśli tego, że wpadliśmy w pętle czasu, ale że nasze dni są do siebie bardzo podobne.

Wyglądają tak, jakbyśmy właśnie przeżywali ten sam dzień wciąż i wciąż od nowa.

Z pewnością rutyna jest częścią życia wielu z nas, ale podczas kwarantanny powtarzalność, do której w pewnym sensie zostaliśmy zmuszeniu, odczuwamy wyraźniej. Dni są do siebie przecież bardzo podobne a ich urozmaicenie zależne jest tylko od naszej wyobraźni. Czasem bardzo trudno powiedzieć, czy coś wydarzyło się we wtorek, czy może w czwartek. Zresztą ten podział na dni tygodnia też nie zawsze ma znaczenie.

Ponadto podobnie jak bohater filmu, nie wiemy, kiedy ta sytuacja się zakończy. Dlatego porównanie naszego życia w obecnej sytuacji do „przygód” bohatera „Dnia Świstaka” wydaje się być bardzo trafne.

Postać grana przez Billa Murraya przechodziła różne stadia podczas zamknięcia w pętli czasu. Na początku starał się on wszystkim udowodnić to, że budzi się codziennie tego samego dnia. Nawet, jeśli mu się to udało, kolejnego dnia już nikt tego nie pamiętał, ponieważ dzień zaczynał się od nowa.

Później się załamał, poddał sytuacji i nic nie robił. W końcu jednak podjął wyzwanie, chciał się zmienić i stać lepszym człowiekiem.

A zatem może właśnie pod tym względem odpowiednim jest nazwanie naszego stanu dniem świstaka, może należy się skoncentrować na tym ostatnim etapie i by lepszym, niż było się wczoraj? Być może ta powtarzalność nie ma aż tak wielkiego znaczenia?

Zastanawiam się, co jest najtrudniejsze w mijających dniach. Z pewnością każdy może udzielić innej odpowiedzi na to pytanie. Czasem wydaje mi się, że wcale nie to poczucie powtarzalności a ograniczenie naszej wolności. To, że podobnie jak bohater czujemy, że nie mamy wpływu na to, co się dzieje.

Choć wcale tak nie jest. Przecież mamy wpływ na to, jak się w tej sytuacji zachowamy.

Co chyba równie ważne, mimo, że możemy odnieść wrażenie, że to dzień świstaka, tych dni nie będzie bez końca. Każdy dzień jest podobny do poprzedniego, to prawda, ale żaden z nich się już nie powtórzy.

Przecież wszystko mija. Stwierdzenie to nie jest żadnym odkryciem. Od kilku tygodni z nieba nie spadła kropla wody. Trawa w moim ogrodzie zaczęła już poważnie tracić zieleń. W poniedziałek nadal pogoda dopisywała a ja siedząc w ogrodzie myślałam, jak bardzo nie chce mi się po raz kolejny podlewać roślin. Sprawdziłam aplikację z prognozą pogody i okazało się, że nie muszę. We wtorek zaczął padać deszcz. Nie musiałam nawet używać wyobraźni, by usłyszeć, z jaką ulgą odetchnęła wysuszona ziemia. Ten deszcz był bardzo potrzebny. Zaglądając na tę samą aplikację przekonałam się, że jeszcze kilka dni nie będzie ładnej pogody, ale to nic. Powiadają, że po deszczu nadchodzi słońce, ciekawe, czy istnieje powiedzenie, że po suszy nadchodzi deszcz?

Wszystko przemija, również ten nasz przedziwny dzień świstaka w końcu się skończy.

 

Widzimy się za tydzień... przy porannej kawie.

Agnieszka

 


03.05.2020 Niedziela.BE

(as)

Last modified onsobota, 09 maj 2020 12:49

Dodaj komentarz

Kod antyspamowy
Odśwież