Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Polska: Nie segregują śmieci, dostają kary i idą do sądu. Setki spraw
Polska: Kim jest Ignacy z bluzy Stanowskiego? Ludzie masowo wpłacają pieniądze
19-latek wjechał w policjanta w Antwerpii!
Belg zaginął w Liechtensteinie. Szczęśliwy finał sprawy
Temat dnia: 15 belgijskich żołnierzy rannych podczas ćwiczeń w Szkocji!
Polska: W tych zawodach mogliby pracować kandydaci na prezydenta
Słowo dnia: Liederen
Belgia: Eurowizja - dziś Belgia i Polska walczą o finał!
Niemcy: Zakazano działalności skrajnie prawicowej grupy „Królestwo Niemiec”
Polska: Na połączenia z tego numeru trzeba uważać. Bo można dużo stracić
Redakcja

Redakcja

Website URL:

WHO chce zakazać pokazywania papierosów w filmach, mediach czy książkach. O paleniu nie będą mogli pisać nawet internauci

W ciągu ostatnich dwóch dekad walka z paleniem papierosów okazała się mało efektywna, a liczba palaczy od lat zamiast spadać, stoi w miejscu. Przed listopadowym szczytem w Panamie Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) opublikowała propozycję zaostrzenia zapisów Ramowej konwencji o ograniczeniu użycia tytoniu. Nie ma w nich nic o walce z papierosami, są za to propozycje dotyczące promocji, reklamy i sponsoringu wyrobów tytoniowych. Zgodnie z nowymi wytycznymi jakiekolwiek wzmianki dotyczące palenia, nikotyny czy wyrobów tytoniowych, które pojawią się w przestrzeni publicznej, mogą podlegać karze, a nowe regulacje obejmą wszystkich – od Kowalskiego, przez platformy cyfrowe, media, po film, a nawet naukowców publikujących artykuły i raporty o skutkach palenia czy redukcji szkód z tym związanych.

– WHO proponuje totalną walkę z paleniem, polegającą de facto na wprowadzeniu cenzury, która ma objąć nie tylko aktualne treści związane z paleniem i tytoniem, ale też wszystkie światowe dzieła filmowe czy literackie pokazujące, jak dawniej wyglądało życie, jak palono papierosy. Te propozycje – po raz pierwszy w tak totalnej, radykalnej skali – oznaczają po prostu ograniczenie wolności słowa, ale i wolności informacji, ponieważ one obejmą również m.in. prezentowanie wyników badań naukowych związanych z użytkowaniem tytoniu – mówi agencji Newseria Biznes Andrzej Sadowski, prezydent Centrum im. Adama Smitha.

Jak podaje Światowa Organizacja Zdrowia (WHO), papierosy pali ponad 1,1 mld osób. Każdego roku z tego powodu umiera na świecie ponad 8 mln ludzi, przy czym ponad 1 mln to ofiary biernego palenia. Aby zaradzić tej epidemii, państwa członkowskie WHO przyjęły w 2003 roku Ramową konwencję o ograniczeniu użycia tytoniu (WHO FCTC), która miała doprowadzić do znacznego spadku liczby palaczy na świecie. Stronami konwencji są 182 kraje, ale niektóre, jak USA, jej nie ratyfikowały. Pomimo strategii, regulacji, kampanii zdrowotnych i edukacyjnych, podwyżek akcyzy, wycofania wyrobów mentolowych czy drastycznych zdjęć na paczkach walka z papierosami okazała się mało efektywna, a liczba palaczy od lat znacząco się nie zmienia. W Polsce ostatnimi laty wręcz rośnie – według przeprowadzonego jeszcze w 2019 roku badania CBOS papierosy paliło 26 proc. dorosłych Polaków. Natomiast ostatni raport Polskiej Akademii Nauk pokazał, że w 2022 roku do codziennego palenia papierosów przyznawał się blisko już co trzeci dorosły (28,8 proc.).

Mimo niskiej efektywności walki z paleniem papierosów WHO nie ma żadnych nowych propozycji dla osób, które chcą zerwać z nałogiem. Ma inny pomysł. Przed tegorocznym szczytem FCTC, który odbędzie się między 20 a 25 listopada w Panamie, opublikowała propozycję rozszerzenia zakresu art. 13 Ramowej konwencji o ograniczeniu użycia tytoniu, który dotyczy promocji, reklamy i sponsoringu wyrobów tytoniowych. Nowe regulacje obejmą nie tylko przemysł tytoniowy i przedsiębiorstwa powiązane z tą branżą, ale też m.in. media społecznościowe, telewizję, prasę, platformy cyfrowe i streamingowe, przemysł filmowy i wydawniczy, instytucje nauki, kultury i mediów, a nawet związki zawodowe i organizacje non-profit.

– Propozycje regulacji WHO – o ile odpowiednia grupa państw zechce przyjąć te nowe rozwiązania – na dobrą sprawę będą jednak dotyczyć każdego obywatela. Zwykły Kowalski, jeśli wyrazi np. swoją opinię o produkcie tytoniowym czy elektronicznym, będzie osobą podlegającą represji, bo właśnie tak restrykcyjne są propozycje Światowej Organizacji Zdrowia – mówi Andrzej Sadowski.

WHO proponuje szeroką interpretację nowych przepisów, bez wskazywania ich granic prawnych. To zaś oznacza, że wszelkie wzmianki dotyczące palenia, nikotyny czy wyrobów tytoniowych, które pojawią się w przestrzeni publicznej, mogą być penalizowane.

Kary i grzywny mogą dotknąć np. osoby publikujące na portalach społecznościowych posty o życiu prywatnym, dotyczące korzystania z wyrobów nikotynowych albo dziennikarzy piszących o przemyśle tytoniowym czy skali nałogu w społeczeństwie, jeżeli wywiad, cytat lub artykuł zostałby uznany za treść promocyjną. Ograniczenia mogą dotknąć również kulturę, ponieważ WHO chce wymazać wszelkie wzmianki dotyczące palenia papierosów w filmach czy serialach. Użycie informacji dotyczących palenia papierosów, zdjęć czy filmów przedstawiających palaczy może zostać uznane za reklamę branży tytoniowej, a w takim wypadku platformom cyfrowym, wydawcom czy firmom medialnym będzie grozić utrata wszelkich dotacji i preferencji podatkowych, które zostały im przyznane.

– Nie sposób sobie dzisiaj wyobrazić, że próbuje się wstecznie zmieniać klasyczne dzieła filmu czy literatury albo wręcz ich zakazywać ze względu na tzw. poprawność polityczną. A w przypadku tytoniu ta poprawność polityczna będzie nawet większa niż ta, z którą mamy dzisiaj do czynienia – podkreśla prezydent Centrum im. Adama Smitha.

Propozycje wysunięte przez WHO uderzą również w biznes i swobodę prowadzenia działalności gospodarczej. Firmy i spółki giełdowe z branży tytoniowej mogą mieć problemy z informowaniem o swoich planach inwestycyjnych, publikowaniem raportów informujących np. o realizacji ich zobowiązań dotyczących ochrony środowiska czy dobrych praktykach w zarządzaniu łańcuchem dostaw, a nawet z przedstawianiem ofert pracy. De facto mogą być też narażone na odpowiedzialność prawną za publikowanie raportów okresowych i prowadzenie sprawozdawczości spółek giełdowych.

Pozbawione możliwości informowania o swoich działaniach zostaną też związki zawodowe, które nie będą mogły publikować biuletynów czy gazetek związkowych. Dlatego Pracownicy Przemysłu Tytoniowego zrzeszeni w NSZZ „S” (branża zatrudnia w Polsce ok. 100 tys. pracowników) również krytykują zalecenia WHO i wystosowali już w tej sprawie list do premiera Mateusza Morawieckiego.

– Propozycje WHO ewidentnie idą w kierunku ograniczeń czy wręcz zakazu prowadzenia działalności gospodarczej w niektórych obszarach. Dotyczy to np. osób prowadzących w Polsce plantacje tytoniu. I jeżeli na nadchodzącym szczycie WHO FCTC polski rząd podpisze się pod tymi propozycjami Światowej Organizacji Zdrowia (World Health Organisation, WHO), to najpierw powinien zakomunikować obywatelom i przedsiębiorcom, że wprowadza tak daleko idące ograniczenia – mówi Andrzej Sadowski.

Część ekspertów zauważa też, że nowe wytyczne WHO mogą paradoksalnie wręcz utrudnić walkę z nałogiem tytoniowym, która na całym świecie przyjmuje w tej chwili dwie formy. Jedna z nich to „quit or die” („rzuć lub umieraj”), która zakłada radykalne rzucenie palenia. Druga to „harm reduction” („redukcja szkód”) polegająca na ograniczaniu negatywnych skutków społecznych i zdrowotnych palenia papierosów. Powszechnie stosowaną alternatywą jest w tym przypadku substytucyjna terapia nikotynowa, w której palacz rozstaje się z tradycyjnym papierosem, ale dalej dostarcza uzależniającą nikotynę za pomocą innych produktów, takich jak e-papierosy czy podgrzewacze tytoniu albo tytoń do żucia, które nie zawierają substancji smolistych obecnych w zwykłym dymie tytoniowym. Te produkty są też traktowane jako przejściowe na drodze do rzucania nałogu.

Metodę „harm reduction”, która zakłada stopniowe odchodzenie od nikotyny, stosuje coraz więcej państw, m.in. Szwecja, Nowa Zelandia, Czechy czy Wielka Brytania. Zgodnie z regulacjami zaproponowanymi przez WHO teraz może to być zakazane – podobnie jak np. publikacja i omawianie raportów czy artykułów naukowych dotyczących skutków palenia, a także publiczna debata na ten temat.

– Trudno sobie wyobrazić, żeby w państwach, gdzie obywatele są przyzwyczajeni do korzystania z wolności słowa, doszło do tak daleko idącej cenzury, jej egzekucji i karania ludzi za przekazywanie chociażby swoich opinii dotyczących palenia tytoniu – ocenia ekspert. – Po ostatnich doświadczeniach związanych z pandemią – kiedy nawet w państwach demokratycznych doszło do daleko idących naruszeń konstytucyjnych praw obywateli – dzisiaj taka propozycja staje się realną groźbą, że zostaniemy pozbawieni znaczącej wolności. Ona zacznie się od zakazywania mówienia o paleniu i tytoniu, a potem może być rozszerzona na inne dziedziny naszych opinii i naszego życia. Dlatego doprowadzenie do takiego precedensu – pod hasłem dbania o nasze zdrowie – może przerodzić się w konstrukcje skrajnie totalitarne, którym będziemy poddawani w coraz większym stopniu.

Według ekspertów wdrożenie nowych wytycznych WHO – o ile zostaną przyjęte na nadchodzącym szczycie w Panamie – w praktyce może się jednak okazać trudne. Po pierwsze, mogą być one sprzeczne z art. 54 Konstytucji RP, który zapewnia wolność wyrażania poglądów i rozpowszechniania informacji. Po drugie, bezpośrednie zaimplementowanie ogólnych i niedoprecyzowanych wytycznych WHO – nawet jeśli poprze je Komisja Europejska – do polskiego porządku prawnego jest sprzeczne z obowiązującą procedurą legislacyjną.

– Musiałyby też powstać dedykowane organy, które kontrolują przestrzeń publiczną pod kątem takich wypowiedzi i wymierzają kary z tytułu właśnie wymienienia czy wyrażania opinii o paleniu papierosów – zauważa Andrzej Sadowski.


17.10.2023 Niedziela.BE // bron: new seria // tagi: palenie papierosów, papierosy, tytoń, branża tytoniowa, nałóg nikotynowy, alternatywne wyroby tytoniowe, podgrzewacze tytoniu, COP 10 w Panamie, Ramowa konwencja o ograniczeniu użycia tytoniu, World Health Organisation, WHO, Światowej Organizacji Zdrowia // mówi: Andrzej Sadowski, prezydent, Centrum im. Adama Smitha // fot. Madcat Madlove, Tajlandia / shutterstock.com

(kp)

  • Published in Biznes
  • 0

Polska: „Zamrożenie” cen energii to mydlenie oczu. Dowodem rosnące ceny

Ceny energii elektrycznej w Polsce w ciągu roku wzrosły o około 30 proc. To najwięcej od ponad 30 lat.

Szczególnie dotknięci podwyżkami są klienci korzystający z taryf dwustrefowych. Dla nich tańsza strefa jest tańsza tylko teoretycznie, ponieważ tak naprawdę płacą nawet 180 proc. więcej. Tak wynika z analizy Bartłomieja Derskiego z portalu wysokienapiecie.pl, bazującej na danych udostępnionych przez Agencję Rynku Energii.

Wyższe limity

Przypomnijmy, że po znowelizowaniu ustawy limity zużycia energii elektrycznej, do których cena jest „zamrożona”, wynoszą już nie 2000, 2600 i 3000 kWh, tylko odpowiednio:

3000 kWh dla większości gospodarstw domowych;
3600 kWh dla gospodarstw domowych z osobami z niepełnosprawnościami;
4000 kWh dla rolników i posiadaczy Karty Dużej Rodziny.

W pierwszej połowie 2022 roku gospodarstwa domowe płaciły średnio 73,9 gr/kWh brutto, a w analogicznym okresie tego cena wzrosła do 95,7 gr za kilowatogodzinę. To koszt wszystkich składników rachunku za prąd.

Lepiej, ale nie dla obywatela

Chociaż ceny prądu zostały oficjalnie „zamrożone”, to nie do końca mamy się z czego cieszyć. Z kilku przyczyn. Zaliczamy do nich wprowadzenie akcyzy, zwiększenie podatku VAT z 5 do 23 proc. oraz podniesienie stawki w przypadku zużycia ponad limit podniesiony niedawno z 2000 do 3000 kWh w podstawowej wersji.

„Realny koszt ogrzewania mieszkania prądem w tym roku jest więc niemal trzykrotnie wyższy. Rodzina zużywająca na cele grzewcze 5000 kWh (małe ocieplone mieszkanie), wydawała w ubiegłym roku na to 1900 zł brutto (z dystrybucją), a w tym roku zapłaci 4700 zł brutto (plus za zużycie energii na potrzeby sprzętów domowych itp.)” – poinformował serwis wysokienapiecie.pl.

18.10.2023 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. iStock

(sp)

  • Published in Polska
  • 0

Polska: Znów chcą dzielić Polaków. Tym razem administracyjnie

W 1999 roku w Polsce doszło do dużej zmiany w administracji terytorialnej. Głównie za sprawą zmniejszenia liczby województw do 16. Gotowa jest już propozycja kolejnej rewolucji.

Dr Łukasz Zaborowski propozycję zmiany obowiązującego podziału zaprezentował w raporcie „Korekta układu województw – ku równowadze rozwoju” opublikowanym przez Instytut Sobieskiego.

Nowa wizja

Według Zaborowskiego aktualna struktura administracyjna Polski skupia się na największych miastach i pomija mniejsze regiony. Jego celem jest reaktywacja średnich regionów, ze szczególnym uwzględnieniem obszarów miejskich.

W swoim raporcie przedstawił cztery wersje nowego podziału administracyjnego Polski.

Wariant I: minimalny

W tym wariancie nie zwiększamy liczby województw, ale zmniejszamy obszar największego z nich – mazowieckiego. Około połowy jego terytorium zostaje przemieszczone do województw sąsiednich.

Wariant II: umiarkowany

W drugim wariancie powstają nowe województwa, które liczbą ludności i strukturą klasycznego regionu węzłowego nawiązują do obecnego układu. Za najbardziej brakującą jednostkę w strukturze osadniczej kraju autor uznał województwo kaliskie.

Wariant III: równoważący

Na tę opcję składają się 22 województwa. W wariancie zachodzi dalej idące ograniczenie terytorialne województw głównych ośrodków metropolitalnych. Obok nich powstają większe powierzchniowo województwa wieloośrodkowe, współtworzone przez drugorzędne miasta regionalne – tłumaczy autor.

Wariant IV: makroregionalny

Ta opcja zakłada, że makroregionalne jednostki (12) oparte są na wielkoskalowych układach osadniczych. Ich rdzenie to ośrodki metropolitalne uzupełnione na ścianie wschodniej miastami o znaczeniu ponadregionalnym – stwierdził Zaborowski.

Koncepcje Łukasza Zaborowskiego wprowadzają świeże spojrzenie na aktualny podział administracyjny Polski. Każdy z wariantów to inne podejście do reorganizacji – od niewielkich korekt po gruntowną zmianę obecnej struktury. Czas pokaże, czy i ewentualnie który z tych pomysłów z teorii zostanie przekuty w praktykę.

17.10.2023 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Canva

(sp)

  • Published in Polska
  • 0

Polska: 1 listopada coraz bliżej. A to znaczy, że znicze podrożeją

Już niedługo Polacy ruszą na groby swoich bliskich. Na co zwrócić uwagę podczas zakupu zniczy, żeby nie przepłacić? I nie kupić czegoś, co jest niewarte swojej ceny?

Asortyment zniczy w sklepach i hurtowniach jest szeroki, przez co wybór może być trudny. Łukasz Kuchta, producent zniczy, w rozmowie ze Strefą Biznesu podkreślił kreatywność branży. A my radzimy, na co zwrócić uwagę podczas zakupu tych symbolicznych światełek.

Ceny w górę

W tym roku ceny zniczy wzrosły głównie z powodu droższego szkła zniczowego, którego cena jest uzależniona od ceny gazu. Na szczęście ceny parafiny są stabilne. Jednak trzeba pamiętać o podwyżkach płacy minimalnej – bo to też zwiększa koszty produkcji.

Z dostępnością zniczy albo wkładów nie ma problemu. Sklepy oferują zarówno wkłady zalewane, jak i prasowane. Wybór zależy od preferencji i składu produktu.

Przede wszystkim trzeba zwrócić uwagę na czas palenia podany na etykiecie. Zdaniem Kuchty wkłady olejowe palą się dłużej, ale pod warunkiem, że mieszanka jest dobrze zrobiona i knot jest odpowiednio dobrany.

Kreatywni producenci

Co roku pojawiają się nowe trendy w projektowaniu zniczy. Producenci starają się być innowacyjni i dostosować ofertę do oczekiwań klientów, choć i tak to cena jest obecnie głównym kryterium wyboru. Warto wybierać produkty cięższe, bo to zwykle wskazuje na lepszą jakość.

Coraz popularniejsze stają się też znicze ledowe importowane z Chin. Oczywiście nie oznacza to, że osoby, które kupują takie zamienniki, rezygnują z tradycyjnych zniczy.

Pamiętajmy, że znicze powinniśmy przechowywać w suchym miejscu, ponieważ tylko wtedy zachowają swoje właściwości. I nie można wrzucać do nich zapałek, o czym wiele osób nie wie lub nie pamięta.

Im wcześniej, tym taniej

Z zakupem zniczy na Wszystkich Świętych nie warto czekać do ostatniej chwili, ponieważ 1 i 2 listopada ich ceny mogą być wyższe niż obecnie.

Najdroższe znicze to znicze duże, zdobione na przykład wizerunkami świętych. Kosztują w granicach 13-16 zł za 40 godzin palenia. Za jeszcze bardziej okazałe modele, palące się przez ponad dwie doby, trzeba zapłacić 20-30 zł.

O wiele tańsze są znicze palące się 10 godzin – w supermarketach kosztują ok. 2 zł za sztukę. Znicz szklany 60 g, który pali się 18 godzin, kosztuje już ok. 6 zł, a znicz wazonik – 9 zł (pali się 28 godzin).

21.10.2023 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Canva

(sp)

  • Published in Polska
  • 0
Subscribe to this RSS feed