Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Belgia: Gandawa też zmaga się z przepełnionymi więzieniami
Słowo dnia: Mei
PRACA W BELGII: Szukasz pracy? Znajdziesz na www.NIEDZIELA.BE (niedziela 4 maja 2025, www.PRACA.BE)
W Brukseli otwarto „Muzeum Frytek"!
Polska: Zamiast kupować samochody, coraz chętniej je wypożyczamy
Belgia: Miasto Aalter zmienia procedurę rejestracji dla obcokrajowców
Belgia: Wypadki w martwym polu. 10% ofiar ciężko rannych lub śmiertelnych
Niemcy: Małe browary walczą o przetrwanie
Emisje CO2 w europejskim lotnictwie osiągnęły poziom sprzed pandemii
Słowo dnia: Grondwet
Redakcja

Redakcja

Świętujemy - Światowy Dzień Żyrafy - 21 czerwca

21 czerwca jest najdłuższym dniem w roku, z tej okazji obchodzony jest również dzień zwierzęcia o najdłuższej szyi na świecie – Światowy Dzień Żyrafy. Jest to dobry moment, aby czytelnikom portalu Niedzila.nl przybliżyć kilka ciekawostek na temat tego niezwykłego zwierzęcia.

Jan Brzechwa pisał: „Żyrafa tym głównie żyje, że w górę wyciąga szyję. A ja zazdroszczę żyrafie, ja nie potrafię.”

Zacznijmy, zatem od szyi – szyja żyrafy może być długa na 2m, ale posiada tyle samo kręgów, co szyja człowieka, mianowicie siedem. Szyje spełniają wiele funkcji, żyrafom służą również do walki. W czasie godów, samce używają ich w walce o samice. Starcie tego typu nosi nazwę necking.

Nie tylko szyja jest długa, również język zwierzęcia jest imponujący. Pięćdziesięciocentymetrowym jęzorem żyrafa może czyścić sobie uszy. Co ciekawe język ten jest koloru niebieskiego.

Ich długie kończyny razem z szyją pełnią również funkcje termoregulacyjne.  Samiec żyrafy może ważyć nawet 1200kg. Samica żyrafy waży około 830kg.

Nos żyrafy też jest niezwykły, ponieważ zwierzę potrafi go zamknąć. Najczęściej robi to, aby się ochronić w czasie burzy pisakowej.

Ciąża żyrafy trwa około 460 dni, oznacza to, że samica jest w ciąży rok i trzy miesiące. Gdy maleństwo w końcu się rodzi, musi spaść na ziemię z wysokości 1,5m.

Na wolności żyrafy występują w Afryce, a bardziej precyzyjnie od Czadu na północy po Republikę Południowej Afryki na południu i od Nigru na zachodzie do Somalii na wschodzie. Pochodzenie żyrafy można poznać, po wzorze na jej skórze.

Żyrafy są zwierzętami roślinożernymi a podstawą ich diety są liście akacji. Dzięki długiej szyi mogą jeść te niedostępne dla innych roślinożerców. Przeżuwają pożywienie, potem je połykają, nadtrawiony pokarm wraca do jamy ustnej i po raz kolejny jest przeżuwany. Żołądek żyrafy ma cztery komory.
Żyrafy biegnąc potrafią osiągnąć prędkość nawet 50km/h.

Najbardziej boją się drapieżnych zwierząt, a największe zagrożenie stanowią lwy. Żyrafy jednak nie są bezbronne. Dorosła żyrafa potrafi zaledwie jednym kopnięciem pozbawić wielkiego kota życia.

Co ciekawe naukowcy badający żyrafy nie potrafią się zgodzić, co do tego, ile jest gatunków długoszyich zwierząt. Jedni twierdzą, że jest jeden gatunek z 9 podgatunkami, inni, że tych podgatunków jest tylko 6, jeszcze inni badacze uważają, że na ziemi są 4 gatunki żyraf z 5 podgatunkami. 
Za słowami Kamili Bednarek: „Kto chce żyrafę spotkać już dziś, musi do zoo szybciutko iść”.



21.06.2019 Niedziela.NL // fot. Shutterstock, Inc.

(as)



Świętujemy - Światowy Dzień Żyrafy - 21 czerwca

21 czerwca jest najdłuższym dniem w roku, z tej okazji obchodzony jest również dzień zwierzęcia o najdłuższej szyi na świecie – Światowy Dzień Żyrafy. Jest to dobry moment, aby czytelnikom portalu Niedzila.nl przybliżyć kilka ciekawostek na temat tego niezwykłego zwierzęcia.

Jan Brzechwa pisał: „Żyrafa tym głównie żyje, że w górę wyciąga szyję. A ja zazdroszczę żyrafie, ja nie potrafię.”

Zacznijmy, zatem od szyi – szyja żyrafy może być długa na 2m, ale posiada tyle samo kręgów, co szyja człowieka, mianowicie siedem. Szyje spełniają wiele funkcji, żyrafom służą również do walki. W czasie godów, samce używają ich w walce o samice. Starcie tego typu nosi nazwę necking.

Nie tylko szyja jest długa, również język zwierzęcia jest imponujący. Pięćdziesięciocentymetrowym jęzorem żyrafa może czyścić sobie uszy. Co ciekawe język ten jest koloru niebieskiego.

Ich długie kończyny razem z szyją pełnią również funkcje termoregulacyjne.  Samiec żyrafy może ważyć nawet 1200kg. Samica żyrafy waży około 830kg.

Nos żyrafy też jest niezwykły, ponieważ zwierzę potrafi go zamknąć. Najczęściej robi to, aby się ochronić w czasie burzy pisakowej.

Ciąża żyrafy trwa około 460 dni, oznacza to, że samica jest w ciąży rok i trzy miesiące. Gdy maleństwo w końcu się rodzi, musi spaść na ziemię z wysokości 1,5m.

Na wolności żyrafy występują w Afryce, a bardziej precyzyjnie od Czadu na północy po Republikę Południowej Afryki na południu i od Nigru na zachodzie do Somalii na wschodzie. Pochodzenie żyrafy można poznać, po wzorze na jej skórze.

Żyrafy są zwierzętami roślinożernymi a podstawą ich diety są liście akacji. Dzięki długiej szyi mogą jeść te niedostępne dla innych roślinożerców. Przeżuwają pożywienie, potem je połykają, nadtrawiony pokarm wraca do jamy ustnej i po raz kolejny jest przeżuwany. Żołądek żyrafy ma cztery komory.
Żyrafy biegnąc potrafią osiągnąć prędkość nawet 50km/h.

Najbardziej boją się drapieżnych zwierząt, a największe zagrożenie stanowią lwy. Żyrafy jednak nie są bezbronne. Dorosła żyrafa potrafi zaledwie jednym kopnięciem pozbawić wielkiego kota życia.

Co ciekawe naukowcy badający żyrafy nie potrafią się zgodzić, co do tego, ile jest gatunków długoszyich zwierząt. Jedni twierdzą, że jest jeden gatunek z 9 podgatunkami, inni, że tych podgatunków jest tylko 6, jeszcze inni badacze uważają, że na ziemi są 4 gatunki żyraf z 5 podgatunkami. 
Za słowami Kamili Bednarek: „Kto chce żyrafę spotkać już dziś, musi do zoo szybciutko iść”.



21.06.2019 Niedziela.NL // fot. Shutterstock, Inc.

(as)



  • Published in Świat
  • 0

Technologie: Prof. Krawczyk o lęku przed 5G: ludzie boją się tego, co nieznane, co zmieni ich życie

Ludzie boją się tego, co nowe, nieznane, co zmieni ich życie. Obawy, jakie ludzie wyrażają teraz w związku z technologią 5G, przypominają obawy przed wprowadzeniem prądu elektrycznego w XIX wieku - ocenia w rozmowie z PAP elektrotechnik prof. Andrzej Krawczyk.

Prof. Andrzej Krawczyk to prezes Polskiego Towarzystwa Zastosowań Elektromagnetyzmu. Elektrotechnik, twórca bloga elektrofakty.pl. Zajmuje się teorią pola elektromagnetycznego i wpływem promieniowania elektromagnetycznego na organizm. W rozmowie z PAP rozwiewa lęki związane z technologią 5G.

PAP: Jak pan się odniesie do stwierdzenia, że technologia 5G jest powiązana z pandemią koronawirusa?

Prof. Andrzej Krawczyk: Jakiś czas temu pojawiły się fake newsy, że 5G powoduje wzrost zachorowań na koronawirusa, blokuje układ odpornościowy albo ułatwia wirusom dostęp do komórek ciała. To są absurdalne stwierdzenia i kompletnie nie mają pokrycia w faktach.

PAP: Ale 5G coś jednak łączy z pandemią koronawirusa. Oba te elementy wpływają bezpośrednio na styl naszego życia, mogą zmienić świat i przynieść nam niepewną przyszłość. Może to właśnie ten lęk przed skokiem w nieznane znajduje ujście w teorii spiskowej?

A.K.: Niewykluczone. Ludzie boją się tego, co jest nowe, co jest nieznane, co zmienia ich życie. Ale pandemii COVID-19 mało kto się spodziewał. A upowszechnienia się 5G - owszem. To nie jest żadna rewolucyjna technologia. Jej wdrożenie to bowiem konsekwencja zwyczajnego procesu ewolucyjnego w inżynierii.

PAP: To z czego wyewoluowało 5G?

A.K.: W telefonii komórkowej zaczynaliśmy od pierwszej generacji, stąd nazwa 1G. Telefony służyły wtedy tylko do rozmów. Były wielkie i ciężkie. Potem pojawiła się technologia 2G, która umożliwiła wysyłanie SMS-ów. Następnie weszła 3G, która pozwoliła korzystać przez komórkę z internetu. 4G przyniosła jeszcze szybszy internet i możliwość przesyłania MMS-ów czy nagrań wideo. A 5G daje internet tysiąc razy szybszy niż dotąd - to będzie kilkadziesiąt gigabitów na sekundę, zamiast - jak dotąd - kilkudziesięciu megabitów na sekundę.

PAP: Ale np. w mediach społecznościowych pojawiają się grupy przeciwników 5G. Skąd pomysł, żeby protestować przeciwko tej technologii?

A.K.: Protesty przeciwko telefonii komórkowej nie wiążą się tylko z siecią 5G. To bardzo stara historia obaw ludzi. Już nawet wprowadzenie prądu elektrycznego na przełomie XIX i XX wieku wywoływało podobne protesty.

PAP: Przypomina mi się okrutny eksperyment Thomasa Alvy Edisona, który zabił słonicę, podłączając ją do prądu zmiennego.

A.K.: Tak, Edison chciał pokazać, że prąd zmienny - promowany przez jego konkurenta, Nikolę Teslę - jest o wiele bardziej niebezpieczny niż prąd stały. Edison eksperymentował też na skazańcach z krzesłem elektrycznym, aby zniechęcić ludzi do prądu zmiennego. To działało na wyobraźnię. Potem, w latach 70.- 80. XX w. niechęć ludzi wobec osiągnięć związanych z elektromagnetyzmem skupiła się na liniach wysokiego napięcia. Mówiono np., że krowy pasące się pod tymi liniami nie dają mleka; ludzie niszczyli instalacje. Jednak od tego czasu żadne badania nie wykazały, aby te linie energetyczne komuś robiły krzywdę. Z czasem energia protestów przerzuciła się na sieci telefonii komórkowej, a miało to miejsce od początku jej istnienia.

PAP: Zauważam pewien czynnik wspólny dla protestów przeciwko słupom wysokiego napięcia i przeciwko stacjom bazowym telefonii komórkowej. Według mnie to złowroga, nieprzyjemna architektura tych instalacji.

A.K.: Ludzie boją się tego, co jest duże, co im burzy harmonię w przestrzeni publicznej. A słupy wysokiego napięcia rzeczywiście są pod tym względem podobne do stacji bazowych.

Jednak technologia 5G może spowodować, że odejdziemy od tych dużych wież antenowych. Anteny 5G będą bowiem niewielkie, wieszane w infrastrukturze miasta: na latarniach, ścianach domów. Będzie można je tak wtopić w przestrzeń miasta, że przestaną być zauważalne. To jedna z zalet 5G. Może dzięki temu, że znikną wielkie słupy z antenami, ludzie przestaną się tak bać tej technologii? Swoją drogą w Anglii czy Holandii, gdzie też były protesty przeciwko 5G, palono w ramach nich stacje bazowe... sieci 4G! Jaki to ma sens?

PAP: Może stacje bazowe przypominają nam, że “Wielki Brat patrzy” i nie ukryjemy się przed zasięgiem nowych technologii... A jakiej wielkości jest antena 5G?

A.K.: To antena typu MIMO - nieduże płaskie urządzenie o wymiarach kilkadziesiąt na kilkadziesiąt centymetrów. Jeśli sprytnie zaplanuje się budowę infrastruktury, to takie anteny będą niezauważalne, wtopione w przestrzeń miasta. Te podświadome obawy związane z wielkością urządzeń przestaną istnieć. Kolejną zaletą tych anten jest też to, że obsługują bardzo dużo urządzeń, również telefonów komórkowych w jednej chwili.

PAP: Ale anteny 5G będą też gęściej rozsiane w mieście. Może więc bardziej narażą one ludzi na obecność promieniowania elektromagnetycznego?

A.K.: Nie. One wbrew pozorom będą pracowały ze znacznie mniejszą mocą. Teraz antena, która wisi na stacji bazowej, aby dotrzeć do jednej osoby, emituje sygnał w szerokim obszarze. Natomiast antena „pudełkowa” będzie wysyłała wiązki promieniowania elektromagnetycznego kierunkowo, do jednego użytkownika. Inne osoby będą poza zakresem działania tego pola elektromagnetycznego. Kolejną zaletą jest to, że połączenia będą dochodziły szybciej i nie będą się zrywały. Dzięki sieci 5G przestaną istnieć kłopoty techniczne, jakie dziś mamy z zanikającymi rozmówcami podczas telekonferencji czy niemożność dodzwonienia się do bliskich w czasie Sylwestra.

PAP: Jakie będą praktyczne zastosowania dla 5G?

A.K.: Szybkiego przesyłania dużych ilości danych potrzebują choćby samochody autonomiczne. Będzie też mógł nastąpić szybki postęp telemedycyny. I tak możemy sobie wyobrazić, że pacjenta w szpitalu w Pcimiu będzie mógł operować najlepszy chirurg z Bostonu czy Oxfordu. A to tylko maleńki wycinek możliwości, jakie daje rozwój Internetu Rzeczy.

PAP: No dobrze, ale może 5G wcale nie jest konieczne, aby osiągnąć tak szybki i sprawny internet? Może wystarczy internet przesyłamy "po kablu" - przez sieci światłowodowe?

A.K.: Nie da rady. Światłowody oczywiście będą dalej wykorzystywane przy połączeniach na duże odległości, ale nie da się ze światłowodem podejść do każdego telefonu, każdego laptopa, każdego samochodu. Przynajmniej od jakiegoś miejsca internet musi dochodzić do anteny, która prześle sygnał do urządzenia.

PAP: W kontekście 5G pojawiają się głosy, że promieniowanie elektromagnetyczne nie jest naturalne. A to, co nienaturalne - traktowane jest jako złe.

A.K.: Każda technologia, z której korzystamy jest nienaturalna. Czy naturalne jest to, że w samolocie możemy się przemieszczać - unosząc się nad ziemią - z prędkością 1000 km na godzinę? Niekoniecznie. Ale dlaczego miałoby to być coś złego? Poza tym sztuczne pole elektromagnetyczne wchodzi w symbiozę z naturalnym polem elektromagnetycznym.

PAP: Naturalne pole elektromagnetyczne?

A.K.: Oczywiście! Jesteśmy przyzwyczajeni do pól elektromagnetycznych, bo sami jesteśmy ich emiterami. Płyną przecież w nas prądy, które przekazują sygnały w organizmie. I te prądy produkują swoje pole elektromagnetyczne. Każdy z nas to więc twór elektromagnetyczny.

PAP: Skoro prąd elektryczny jest nieodłączną częścią naszego życia, to czy sztuczne pole elektromagnetyczne nie zaburza jakoś funkcjonowania naszych naturalnych pól elektromagnetycznych?

A.K.: Nie. Dochodzi tu raczej do symbiozy a nie zaburzania. Pojawiają się hasła, że sygnał z 5G używany jest do kontroli umysłu. To są absurdy. Takie pole elektromagnetyczne nie ma możliwości zmieniać myśli.

PAP: Obawę o kontrolowanie mózgu można rozumieć też na innym, symbolicznym poziomie: telefony komórkowe zmieniają stan naszego umysłu. Może niektórzy ludzie boją się, że dalszy postęp cyfrowy doprowadzi do dalszego osłabiania się więzi między ludźmi, kontaktu z przyrodą. A życie duchowe przestanie być ważniejsze niż ciągły napływ nowych bodźców...

A.K.: To prawda, komunikacja między ludźmi kompletnie się zmieniła od kiedy pojawiły się telefony, nie tylko komórkowe. Dawniej, żeby dowiedzieć się, co u kogoś słychać, trzeba było się do niego wybrać z wizytą. Teraz wystarczy zadzwonić na komórkę lub przeczytać jego wpis w mediach społecznościowych. To skutek postępu. Ale kiedy pojawiły się pociągi, też wyrażano obawy, że kolej to zły wynalazek, bo pomaga ludziom oddalać się od siebie.

Aby zapobiec oddalaniu się ludzi, można oczywiście protestować przeciwko nowym technologiom. Ale może zamiast tego warto zadbać o te relacje w swoim życiu. Spotykać się z osobami, na którym nam zależy. Spędzać czas tak, jakbyśmy tego chcieli. I zgodnie z tymi wartościami wychowywać dzieci. Nowe technologie są tylko narzędziem i to my decydujemy, jak je używać.

PAP: Ale wróćmy jeszcze do wpływu promieniowania elektromagnetycznego na człowieka. Czy ono może negatywnie oddziaływać na organizm?

A.K.: Ja nie mówię, że pole elektromagnetyczne nie oddziałuje na człowieka. Jeśli ktoś mi powie, żebym usiadł na antenie radaru, to ja tego nie zrobię. Przy takiej sile pola elektromagnetycznego, jakie emituje radar, mógłbym sobie nadmiernie podgrzać niektóre części ciała. To samo jest z mikrofalówkami. Ale moc mikrofalówki czy radaru jest znacznie, znacznie większa niż aparatu telefonicznego czy stacji bazowej telefonii komórkowej. Cytując Paracelsusa, to wszystko jest trucizną, to a ryzyko zatrucia to tylko kwestia dawki. Weźmy np. takie zjawisko, jakim jest płynąca z góry woda. Jest przyjemnie, kiedy płynie nam na głowę ciepły prysznic. Ale jeżeli wejdziemy pod wielki wodospad - możemy zginąć.

PAP: No to odnieśmy pana metaforę do 5G: czy promieniowanie emitowane przez stacje bazowe to prysznic, ulewa czy wodospad?

A.K.: Przyjemny prysznic.

PAP: Od stycznia br., aby umożliwić budowę sieci 5G, zmieniono w Polsce normy promieniowania elektromagnetycznego. Teraz dopuszczalne są wielokrotnie większe dawki niż wcześniej. Może to nas jednak zbliżyło do wodospadu?

A.K.: Zupełnie nie. Dalej pozostajemy pod prysznicem. Normy, które zmieniły się na początku roku to dopasowanie się do tego, co w krajach Europy Zachodniej czy w Stanach Zjednoczonych. A te normy są i tak 50 razy zaniżone w stosunku do wartości, która mogłaby ewentualnie - a więc wcale nie wiadomo, czy rzeczywiście - w jakikolwiek sposób wpływać na organizm. Jesteśmy więc bardzo dalecy od tego, żeby pole elektromagnetyczne, w którym przebywamy, wpływało jakoś na organizm.

PAP: Czy można powiedzieć to ze stuprocentową pewnością? Przecież nigdy nie przetestowano, czy jeśli jakiś człowiek będzie przebywać przez całe swoje życie w polu elektromagnetycznym takim, jak wytwarza sieć 5G, to nie wpłynie to jakoś na jego zdrowie.

A.K.: Ale właśnie z przejścia z 4G na 5G płyną tylko zalety, jeśli chodzi o promieniowanie. Po pierwsze dlatego, że sygnał będzie precyzyjniej kierowany do użytkownika, a nie do wszystkich wokół. A oprócz tego będzie to drobna zmiana częstotliwości. Teraz mamy 2,6 GHz, a nowe sieci będą pracowały na częstotliwościach 3-3,5 GHz czy nawet 6 GHz. To są oddziaływania bardzo podobne i dalekie od tego, by zaburzać pracę ciała. Ale różnica jest tylko na plus: wyższa częstotliwość sprawi, że promieniowanie lepiej wytłumi się w skórze. Częstotliwości 5G będą więc zyskiem w stosunku do 4G. Tymczasem w raporcie amerykańskiej FDA (Food and Drug Administration - amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków - przyp.PAP)podsumowano, że wszystkie badania dotyczące 4G - wykonywane przez ostatnie dziesięciolecie - nie wykazały żadnego związku pola elektromagnetycznego z chorobami nowotworowymi, najczęściej wiązanymi z działaniem pola elektromagnetycznymi.

PAP: Ale to badania tylko człowieka. A pole elektromagnetyczne będzie oddziaływało nieprzerwanie na całą biosferę dekadami. Może więc nie jesteśmy w stanie w 100 proc. przewidzieć, czy jakiś gatunek akacji, grzyba czy żuczka nie zareaguje na to promieniowanie negatywnie?

A.K.: Nie spodziewałbym się, że pole takie będzie negatywnie działało na jakieś organizmy. Rzeczywiście jednak - nie można przewidzieć, co się stanie w przyszłości. Jeśli jednak chodzi o drzewa, badano, jak wpływa na nie pole elektromagnetyczne z telefonii komórkowej. Nic alarmującego tam nie wyszło.

Co do żuczków, to ukazała się praca polsko-słowackiej grupy badawczej na temat oddziaływania pola elektromagnetycznego na kleszcze. Metodologia tych badań - prowadzonych przez samych przyrodników, a żadnego specjalistę od elektromagnetyzmu - jest dyskusyjna. A media jeszcze podkręciły przekaz pisząc, że smartfony przyciągają kleszcze. A to przekomiczne, bo z tych badań to nie wynikło. Te badania trzeba powtórzyć na modelu bliższym technologii, z której rzeczywiście korzystamy.

PAP: Mówił pan, że promieniowanie elektromagnetyczne może podgrzewać komórki ciała. Przez ostatnie półtorej godziny rozmawiał pan ze mną przez komórkę. Czy czuje pan, że fale elektromagnetyczne z pana telefonu podgrzały pana ucho?

A.K.: Robiliśmy kilka lat temu badania - mierzyliśmy temperaturę ucha podczas półgodzinnej rozmowy telefonicznej. A dla porównania sprawdziliśmy też temperaturę, kiedy ktoś przez pół godziny trzymał przy uchu telefon z wyjęta baterią. W obu tych sytuacjach temperatura ucha wzrosła o 1 stopień Celsjusza. Ogrzane ucha nie jest więc wynikiem działania pola elektromagnetycznego, ale tego, że kiedy trzyma się coś przy uchu, jest gorszy obieg powietrza wokół twarzy. Odpowiadając więc na pani pytanie: nie. Fale elektromagnetyczne z komórki nie podgrzały mi teraz ucha. Są na to o wiele za słabe.



02.06.2020 Niedziela.BE // źródło: Rozmawiała Ludwika Tomala, PAP, naukawpolsce.pap.pl // fot. Shutterstock, Inc.

(kmb)

 

Historyk: prostytucja w starożytnym Rzymie była akceptowana; miała "chronić" małżeństwo

Prostytucja była w starożytnym Rzymie legalna i akceptowana przez państwo. Jej zadaniem była "ochrona" małżeństwa - skorzystanie z usługi prostytutki miało być "wentylem bezpieczeństwa". Jednak była to ochrona raczej z męskiego punktu widzenia, odczuć kobiet nie znamy - mówi w rozmowie z PAP historyk prof. Paweł Sawiński. 

Takie nastawienie starożytnych Rzymian dobrze ilustrują słowa przypisywane Katonowi Starszemu (234 - 149 p.n.e.), który miał zwrócić się następującymi słowami do młodzieńca, który zawstydzony opuszczał dom publiczny: „Nie jest hańbą tu wchodzić, hańbą jest tylko nie umieć stąd wyjść.” Prof. Paweł Sawiński, historyk starożytności z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu uważa, że wśród męskich przedstawicieli cywilizacji rzymskiej korzystanie z usług prostytutek nie było co prawda powodem do dumy, ale też nie wstydzono się tego. Należało jednak zachować pewien umiar – podkreśla.

Prostytucja była w Rzymie zjawiskiem dość powszechnym i akceptowanym przez państwo. Jeżeli wierzyć Swetoniuszowi (69 – 130 n.e.) cesarz Kaligula miał nawet założyć dom publiczny na Palatynie, czyli na jednym z siedmiu wzgórz, na których założono stolicę. Wiemy też, że administracja rzymska czerpała korzyści z działalności prostytutek, dzięki ściąganiu podatków. Ponoć Kaligula wprowadził np. podatek dla prostytutek od jednorazowego stosunku.

Mamy też pewne informacje z Pompejów na temat cennika usług prostytutek. Wynika z nich, że koszt takiej usługi sytuował się od 1-5 asów.

„Przy dziennym zarobku przeciętnego robotnika, który wynosił średnio 16 asów, nie były to zbyt wygórowane ceny. Najtańsze prostytutki oferowały swoje usługi nawet za 1 asa (...)” – wylicza prof. Sawiński.

Prostytutki oferowały swoje wdzięki zarówno w domach publicznych (w Pompejach zidentyfikowano dwupiętrowy budynek w centrum miasta), ale zapewne też w ulicznych tawernach, w których znajdowały się "pokoje na godziny". "Można było je również spotkać poza miastem. W Rzymie np. oferowały one swoje usługi m.in. przy słynnej drodze (via Appia), wzdłuż której ciągnęły się liczne grobowce” - mówi prof. Sawiński. Było to miejsce ruchliwe i powszechnie uczęszczane. Dlatego znalezienie klienta w rejonie nekropolii było stosunkowo proste.

Z usług prostytutek korzystali zarówno kawalerowie, jak i mężczyźni żonaci. Ci drudzy wcale nie robili tego po kryjomu.

"Mogli z tych usług korzystać swobodnie. Do +dyspozycji+ mieli również niewolnice i niewolników. Żony innych obywateli były natomiast nietykalne. Ewentualny romans z mężatką był niebezpieczny, gdyż wiązało się to z wkroczeniem w +strefę wpływów+ innego obywatela, a to mogło zakończyć się przykrymi konsekwencjami dla cudzołożnika” – podkreśla badacz. W jego ocenie, oznacza to, że w oczach rzymskich mężczyzn prostytucja miała na swój sposób chronić małżeństwo, a raczej ich własne interesy.

Co kobiety sądziły na ten temat? "Nie znamy odczuć kobiet, bo nie ma żadnego tekstu, który wyszedłby spod ich ręki. Wiemy tylko co mężczyźni myśleli o kobietach" - zaznacza historyk.

Średnia wieku zamążpójścia w starożytnym Rzymie to ok. 14-15 lat, ale rzymscy prawnicy dopuszczali nawet zawarcie związku z dziewczynkami w wieku 12 lat. Tymczasem mężczyźni mieli wówczas około 25 lat.

Prof. Sawiński przytacza treść zachowanego na papirusie listu, w którym mąż zwraca się do swojej żony. "Jest co prawda pełen troski, bo jego małżonka jest w stanie błogosławionym, to zaskakuje fragment dotyczący spodziewanego dziecka. Pisze w nim: +jeśli będzie to chłopiec - zaopiekuj się nim, ale jeśli dziewczynka - wyrzuć+". Historyk mówi, że tego typu praktyka była dość powszechna. Niechciane dzieci (głównie dziewczynki) porzucano poza miastem, najczęściej na śmietniskach. Tam często przejmowały je osoby, które wychowały takie porzucone dzieci na niewolników.

„Trzeba jednak podkreślić, że taka praktyka odnosiła się przede wszystkim to niższych grup rzymskiego społeczeństwa” – zaznacza naukowiec.

Mamy też świadectwa istnienia męskiej prostytucji. Z zachowanych graffiti z Pompejów wiemy, że niektórzy mężczyźni oferowali swoje usługi seksualne, które były adresowane zarówno do mężczyzn jak i kobiet - podkreśla historyk.

Mniej lub bardziej usatysfakcjonowani klienci domów publicznych pozostawiali wewnątrz domów uciech lub na murach okolicznych domostw swoje wrażenia. Tego typu napisy znane są na przykład z Pompejów. "Najczęściej mężczyźni przechwalają się ile to odbyli stosunków seksualnych lub jakiego rodzaju - na przykład grupowe. Często są to napisy bardzo wulgarne.

"Często mówi się, że nasza cywilizacja bazuje na antycznej. Tymczasem standardy starożytnego Rzymu były na wielu polach różne od dzisiejszych. Dotyczy to na przykład statusu kobiet i ich pozycji w rzymskiej rodzinie i społeczeństwie (m.in. brak praw politycznych), porzucania nowonarodzonych dzieci, czy traktowania niewolników” - podsumowuje naukowiec

 


04.06.2020 Niedziela.BE // źródło: Szymon Zdziebłowski, PAP - Nauka w Polsce, naukawpolsce.pap.pl // foto: Bas-relief and sculpture of ancient Roman warriors // fot. Shutterstock, Inc.

(kmb)

 

Subscribe to this RSS feed