Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Flandria: 1 na 4 miejsca w żłobkach nie jest wykorzystywane
Belgia: Eksperci ds. cyberbezpieczeństwa pilnie potrzebni
Belgia: Młodzi ludzie „najmniej zmotywowanymi” pracownikami
Belgia: Tu domy (nieco) potaniały
Belgia, Walonia: Mniej wypadków i ofiar śmiertelnych
Belgijskie autostrady uszkodzone przez upały!
Niemcy: Służby graniczne zawróciły ponad 6 tys. osób w ciągu 2 miesięcy!
Belgia kupi 11 dodatkowych myśliwców F-35
Słowo dnia: Trimester
PRACA W BELGII: Szukasz pracy? Znajdziesz na www.NIEDZIELA.BE (sobota 5 lipca 2025, www.PRACA.BE)
Redakcja

Redakcja

Website URL:

Polska: Wracają kontrole na granicy. To przez Niemców i patrole ludzi Bąkiewicza

Od poniedziałku będą kontrole graniczne na przejściach z Niemcami i Litwą. Rząd tłumaczy, że to reakcja na politykę Berlina i sposób na zatrzymanie nielegalnej imigracji.

- Przywracamy czasową kontrolę na granicy Polski z Niemcami i Polski z Litwą. Decyzja zapadła dziś. Wejdzie w życie w poniedziałek 7 lipca. Do tego czasu odpowiednie służby, w tym przede wszystkim Straż Graniczna, zostały zobowiązane do logistycznego przygotowania tej operacji – mówi premier Donald Tusk a jego służby dodają, że to także „odpowiedź rządu na zmieniającą się sytuację migracyjną oraz działania Berlina, który kontynuuje restrykcyjną politykę graniczną wobec migrantów”.

Grania z Litwą ma być uszczelniona, bo to także szlak przerzutu do Europy nielegalnymi imigrantów. - Myśmy zainwestowali bardzo dużo wysiłku, pieniędzy, potu, niestety nawet krwi, aby granica polsko-białoruska była szczelna. Niestety w sytuacji, w której granica łotewsko-białoruska i litewsko-białoruska nie jest tak szczelna jak ta polska, musimy podejmować stanowcze decyzje – dodaje Donald Tusk.

Niemieckie podwożenie

Litwa dostaje trochę rykoszetem, bo naprawdę chodzi o granicę z Niemcami. I premier tego nie ukrywa. - Od mniej więcej miesiąca praktyka działania na granicy polsko-niemieckiej uległa wyraźnej korekcie. Strona niemiecka tak naprawdę odmawia wpuszczania na swój teren – inaczej niż to było przez ostatnich 10 lat – migrantów, którzy z różnych kierunków zmierzają do Niemiec, ubiegając się na przykład o azyl – tłumaczy.

Zgodnie z danymi, jakie przedstawił Onet, od 1 maja do połowy czerwca niemiecka policja odmówiła wjazdu 1 tys. 087 osobom, próbującym przekroczyć granicę z Polską. To dużo, bo w całym 2024 roku było to 9 tys. 387 osób.

To są osoby zawracane, bo jest jeszcze inna procedura. W myśl unijnego rozporządzenia Dublin III migranci ujęci na terenie kraju mogą być odesłani do państwa, w którym po raz pierwszy złożyli wniosek o azyl. Od stycznia końca marca Niemcy przekazali w ten sposób do Polski 170 osób.

Patrole Bąkiewicza

Przywrócenia kontroli na niemieckiej granicy nie sposób nie łączyć z akcją ultraprawicowego działacza Roberta Bąkiewicza. Ściągnął na granicę ludzi, którzy zatrzymują nawet prywatne samochody, zaglądają do nich szukając migrantów, mają zamiar dokonać „zatrzymania obywatelskiego”.

„Wracając z zakupów z Niemiec, zauważyliśmy na przejściu po polskiej stronie zgromadzenie kilkudziesięciu osób, które zablokowały drogę. Wydawało się, że kontrolują wzrokowo każdy przejeżdżający pojazd. Widzieliśmy, że auto na niemieckich tablicach rejestracyjnych zostało przez tę grupę przepuszczone. Przed dojazdem do przejścia granicznego, które zawsze było spokojne i puste, nie znajdowały się żadne ostrzeżenia. Ruszyliśmy wolno do przodu, starając się przejechać na polską stronę, jednak napotkaliśmy na fizyczny opór i agresję tych ludzi. Wszelkie próby poruszenia się o centymetr spotkały się z agresją połączoną z próbami dewastacji naszego pojazdu. Poziom adrenaliny i emocji był tak duży, że musieliśmy ustąpić i wycofać się do Niemiec” - to fragment listu wydrukowanego przez „Gazetę Wyborczą”.

- To nie są żadne patrole, tylko bojówki. Wiemy, kto je kontroluje i kto ma na nie wpływ - ocenia w rozmowie z Onetem. prof. Agnieszka Kasińska-Metryka, politolożka i specjalistka od komunikacji kryzysowej i dodaje, że reakcja państwa jest spóźniona. - Nie można pod patriotyzm podciągać wszystkich akcji, gdzie jest, przepraszam za słowo, mordobicie i gdzie działają bojówki – komentuje.


2.07.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. SG

(sl)

Polska: Będzie druga waloryzacja? Znamy odpowiedź rządu

Co z drugą waloryzacją rent i emerytur w tym roku? – pytają zainteresowani. Wszystko wskazuje na to, że jej nie będzie. Wiemy dlaczego.

Po raz pierwszy w tym roku emerytury i renty zostały zwaloryzowane tradycyjnie w marcu. Teraz emeryci i renciści zastanawiają się, co z drugą waloryzacją świadczeń. Zwłaszcza że rząd mówił o takim rozwiązaniu jeszcze przed wyborami.

Przepisy są jednoznaczne

Czy zatem dostaną drugą podwyżkę w 2025 roku? Przypomnijmy zatem, że jest ona przeprowadzana wtedy, kiedy inflacja w pierwszym półroczu przekroczy 5 proc. Ma to urealnić wysokość świadczenia w stosunku do wzrostu cen towarów i usług.

A to oznacza, że seniorzy obejdą się smakiem, bo najnowsze dane GUS nie pozostawiają wątpliwości w tej kwestii.

Bo inflacja jest za niska

W czerwcu inflacja wzrosła o 4,1 proc. rok do roku. Próg 5 proc. przekroczyła w tym roku tylko raz – w styczniu. Wyniosła 5,3 proc.

Od tego czasu systematycznie spadała, co oddalało i oddala wizję drugiej waloryzacji w 2025 roku.

Równie optymistyczne są prognozy Ministerstwa Finansów. Wynika z nich, że inflacja będzie stale się obniżać, żeby w 2026 r. spaść do 3 proc. Rząd podkreśla jednak, że temat wróci, jeśli wróci ryzyko wzrostu inflacji.

– Przepisy wprowadzające drugą waloryzację emerytur i rent są potrzebne – powiedział „Faktowi dr Tomasz Lasocki z Politechniki Warszawskiej.

I dodał, że w 2025 r. druga waloryzacja niekoniecznie jest już potrzebna. Na kolejną – dodajmy – emeryci i renciści muszą poczekać do marcu przyszłego roku.


2.07.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Canva

(sl)

Polska: Koniec ze sprzedażą pseudometrów. Będzie kontrola UOKiK

UOKiK zajmie się skargą dotyczącą sprzedaży pseudometrów przez deweloperów. Ofiarą tej praktyki mogły paść setki tysięcy kupujących mieszkania.

„Od prawie 30 lat deweloperzy sprzedają Polakom za ciężkie pieniądze pseudometry, czyli metry pod ścianami działowymi. A kolejne rządy pozostają zaskakująco bezsilnej w tej kwestii” – napisała na X Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, ministra funduszy i polityki regionalnej.

I podkreśliła, że „ofiarą tych nieuczciwych praktyk padło nawet setki tysięcy konsumentów, którzy stracili w sumie miliardy zł na rzeczy deweloperów”.

I złożyła skargę do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów z apelem, żeby położyć kres tej praktyce.

O co chodzi z tymi pseudometrami?

O sposób obliczania powierzchni użytkowej, do której wliczane są powierzchnie pod ścianami działowymi, a więc konsumenci płacą większą kwotę za mniejszą powierzchnie mieszkaniową. Pseudometry pod nimi są nielegalnie wliczane do powierzchni użytkowej.

Ministra Pełczyńska-Nałęcz powołuje się na konkretne wyroki sądowe, m.in. Sądu Okręgowego Warszawa-Praga i Sądu Rejonowego w Siemianowicach Śląskich. W tej sprawie – jak podaje InnPoland – kupujący sam raz jeszcze obliczył powierzchnię zakupionego lokalu. Według jego rachunku stracił 3 metry kwadratowe. Deweloper zakwestionował uwagi klienta, ale wyliczenia potwierdził geodeta.

Ostatecznie sąd nakazał zwrot nadpłaty za 3 metry kwadratowe. Sąd w Katowicach również uznał taką praktykę za niedopuszczalną.

Ministra zapowiada stosowne rozwiązania prawne

„Dlatego – napisała na X  Pełczyńska-Nałęcz – wysłałam oficjalne pismo do Prezesa UOKiK, z prośbą o podjęcie działań, które zagwarantują pełne stosowania prawa w kwestii wyliczania powierzchni użytkowej mieszkań, umożliwią skuteczne dochodzenie swoich praw przez osoby pokrzywdzone. Już niedługo pójdziemy z rozwiązaniem prawnym, które położy raz na zawsze kres takim praktykom”.

I zwróciła się do prezesa UOKiK z pytaniem o to, czy urząd przyglądał się tym praktykom i prośbą o podjęcie działań.


2.07.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Canva

(sl)

Polska: Kary dla kierowców. To początek zmian. Wiemy, co się zmieni

Wczoraj rząd zajął się projektem ustawy o bezpieczeństwie w ruchu drogowym. To oznacza koniec gadania i początek podejmowania decyzji. Często drakońskich.

To przypomnijmy efekt tragedii, do jakiej doszło na autostradzie A1 pod Piotrkowem Trybunalskim. Kierowca przyczynił się do tragedii, w której zginęła trzyosobowa rodzina.

Dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów. I co jeszcze?

We wtorek – jak podał „Fakt” – na posiedzenie Rady Ministrów trafił projekt ustawy o poprawie bezpieczeństwa ruchu drogowego. Co się zmieni? Spójrzmy na listę cytowaną przez serwis: 

- dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów dla kierowców, którzy złamią już nałożony wcześniej zakaz jazdy;
- kryminalizacja nielegalnych wyścigów – za ich organizowanie grozi od 3 miesięcy do 5 lat więzienia;
- podwyżka kar finansowych – dolna granica świadczenia za łamanie zakazu jazdy wzrośnie z 5 do 10 tys. zł;
- przepadek pojazdu przy bardziej rygorystycznych zasadach dla kierowców pod wpływem alkoholu.

Prawo jazdy będzie odbierane także za przekroczenie prędkości o ponad 50 km/h na drogach jednojezdniowych dwukierunkowych poza obszarem zabudowanym. 

Dotychczas taki przepis obowiązywał jedynie w terenie zabudowanym. Ograniczona zostanie też możliwość „kasowania” punktów karnych za najpoważniejsze wykroczenia.

Tragedia na A1. Zginęła trzyosobowa rodzina

Podkreślmy raz jeszcze, że zmiana przepisów na tak drakońskie była inspirowana tragedią na A1. Przypomnijmy, że we wrześniu 2023 r. trzyosobowa rodzina – Martyna, Patryk i ich 4-letni syn Oliwier – jechała autostradą koło Piotrkowa Trybunalskiego. BMW Sebastiana Majtczaka pędziło z prędkością ponad 253 km/h i uderzyło w tył kii. Samochód rodziny stanął w płomieniach.
34-letni łódzki biznesmen uciekł wtedy z miejsca wypadku. Ukrywał się przez prawie 2 lata. W Dubaju. 

W maju tego roku Sebastian Majtczak został zatrzymany w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Trzy dni później był już w Warszawie. 

Łodzianin usłyszał zarzut spowodowania śmiertelnego wypadku. Nie przyznał się jednak do winy. Sąd zastosował tymczasowy areszt do 24 sierpnia. Czeka w nim na proces przed polskim sądem. 

Grozi mu do 8 lat więzienia.


2.07.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. policja

(sl)

Subscribe to this RSS feed