Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Polska: Wyniki wyborów. Trzaskowski wygrywa bardzo małą różnicą głosów
Belgia, Eeklo: 17-latka ciężko ranna po upadku z hulajnogi elektrycznej
Polska: A miało być już ciepło. Co teraz mówią synoptycy
Belgia, praca: Mniej utraconych miejsc pracy z powodu bankructw
Belgia: STIB chce zrekrutować więcej kobiet!
PRACA W BELGII: Szukasz pracy? Znajdziesz na www.NIEDZIELA.BE (poniedziałek 19 maja 2025, www.PRACA.BE)
Belgia: Ponad dwa razy większy PKB na mieszkańca niż w Polsce!
Belgia, Bruksela: 27 czerwca kolejny protest związkowców!
Polska: Leki na raka bardziej dostępne. Jest lista Ministerstwa Zdrowia
Belgijski minister potępił czas oczekiwania na lotnisku w Brukseli
Redakcja

Redakcja

Belgia: Zaatakowano trzech kontrolerów biletów

Po niedzielnym ataku na trzech kontrolerów biletów z Brukseli, inspektorzy autobusowi oraz pracownicy ochrony lokalnej firmy transportowej, postanowili wyjść na ulice w Anderlechcie – czyli tam, gdzie doszło do ataku – aby zaprotestować. Pomimo manifestacji personelu, transport publiczny działał bez zmian.

W niedzielę ok. godziny 21:00 w Anderlechcie, grupa młodych ludzi zaatakowała trzech inspektorów komunikacji miejskiej. Podczas kontroli biletów okazało się, że kilku pasażerów zdecydowało się na podróż „na gapę”. W związku z tym, młodzi mężczyźni zostali poproszeni przez kontrolerów o opuszczenie pojazdu na przystanku w Anderlechcie, gdzie inspektorzy planowali sprawdzić ich dokumenty tożsamości oraz wlepić im mandaty.

W sprawę postanowiła włączyć się grupa młodych ludzi z okolicy – aby „obronić” niepokornych pasażerów, zaatakowali oni inspektorów autobusowych. Jeden z napadniętych mężczyzn został uderzony w skroń, drugi musiał stawić się w szpitalu w celu zszycia rany otwartej. Obecnie lokalna firma transportowa z Brukseli jest na etapie składania skargi do sądu.

Związek pracowników transportu domaga się większego wsparcia finansowego dla działu ochrony – tak, aby możliwe było wdrożenie dodatkowych środków bezpieczeństwa. Pierwsze spotkanie z kierownictwem przedsiębiorstwa komunikacyjnego dało jedynie niewielkie nadzieje na postęp. Jedna z protestujących, Martine Vanophem, przekazała że "kierownictwo nie rozumie sedna problemu".

 


 24.04.2018 KK Niedziela.BE

 

  • Published in Belgia
  • 0

Polska: Anteny Wi-Fi na koronie Chrystusa poruszyły polskich katolików

Wzniesiona w Świebodzinie z żelbetu 440-tonowa statua Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata jest prawdopodobnie najwyższą rzeźbą chrześcijańskiego Syna Bożego na świecie – ma 36 metrów wysokości, z czego trzy metry przypadają na pozłacaną koronę. Doliczając do tego 16,5-metrowy kopiec, uzyskamy obiekt o spektakularnej wysokości 52,5 metrów. Jest to przede wszystkim obiekt katolickiego kultu, poświęcony osiem lat temu przez biskupa Stefana Regmunta. Jak się jednak okazuje, statua Jezusa ma bardziej przyziemne zastosowanie. Na głowie statui zamontowano system anten, najprawdopodobniej zapewniających łączność Wi-Fi w okolicy.

Dziennik „Fakt” donosi o antenach na głowie Jezusa, licząc zapewne na poruszenie wiernych – czy aby nie doszło tutaj do świętokradztwa? Parafia świebodzińska nie pierwszy raz ociera się o poważne kontrowersje w sprawach sakralnych. Kilka lat temu pochowano pod statuą serce prałata Sylwestra Zawadzkiego, inicjatora jej budowy, co poruszyło nie tylko władze świeckie, ale też prokuraturę, która wszczęła śledztwo w sprawie możliwego „zbeszczeszczenia zwłok”.

Tym razem prokuratura nie będzie miała się do czego przyczepić, ale co powiedziałaby na to watykańska Kongregacja ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów? Na ujawnionych przez „Fakt” zdjęciach wyraźnie widać, jak za linią korony Chrystusa Króla Wszechświata ustawionych jest przynajmniej pięć anten parabolicznych. W jakim celu? Z dziennikarskiego śledztwa wynika, że miejsce na głowie statui Jezusa… jest do wynajęcia.

Umieszczenie anten na obiekcie o wysokości niemal 53 metrów nad powierzchnią ziemi jest jak najbardziej racjonalne. Jeśli możesz wznieść maszt wyższy niż połowa długości wypromieniowanej fali, będziesz mógł skoncentrować wypromieniowaną energię aż do horyzontu, zwiększając dystans za którym zacznie się zanikanie słyszalności (fading), wynikające z częściowego nakładania się sygnału radiowego na siebie. Rzadko kiedy jednak ekonomicznie można uzasadnić samodzielne wznoszenie tak wysokich masztów, więc jeśli dysponujemy już istniejącą budowlą, to tym lepiej.

Tak najwyraźniej zrobiła jedna ze świebodzińskich firm – dostawców Internetu. Jak twierdzą dziennikarze „Faktu”, z inicjatywą wyszedł proboszcz, który chciał mieć sygnał internetowy do zabezpieczenia monitoringu na terenie parafii. Oczywiście jak już się umieściło na górze nadajnik, to nie ma co się ograniczać, pod osłoną korony najwyraźniej zbudowano całą niezbędną infrastrukturę telekomunikacyjną. Sygnał może więc trafić do wszystkich klientów. Jak rozliczane jest to z parafią, pozostaje już tajemnicą handlową firmy.

Sam proboszcz nic o tym mówić nie chce. Dziennikarze zadzwonili na parafię w sprawie wynajmu miejsca na głowie statui Chrystusa Króla. Wpierw dano im do zrozumienia, że jest o czym rozmawiać, jednak rozmawiać należy z proboszczem. Później jednak dowiedziano się, że proboszcz nie jest zainteresowany wynajmem powierzchni.
Technologia w zbożnym celu

Jeśli proboszcz nie wie, jak wybrnąć z tej sytuacji, usłużnie podpowiadamy – wystarczy domówić się z dostawcą internetu, by w jakiś sposób włączyć do procesu logowania klientów korzystających z internetu z głowy statui Chrystusa Króla Wszechświata słowa Ewangelii, a część zysków z wynajmu przeznaczyć na jakiś zbożny cel. Laudato si’, druga encyklika papieża Franciszka, porusza temat nowych technologii w życiu chrześcijańskim, wcale ich nie odrzucając. Podkreśla jedynie, że technologie powinny służyć czynieniu sprawiedliwości i zmniejszaniu społecznych nierówności. Przedstawienie w takim świetle antenowej instalacji na głowie statui pomogłoby w akceptacji takiego rozwiązania wśród społeczności wiernych.


23.04.2018 Adam Golański, dobreprogramy.pl

 

 

  • Published in Polska
  • 0

Sport: TAG Heuer nakręca elektryczną rewolucję – kolarstwo elektryczne

Albert Einstein twierdził, że czas nie jest czymś absolutnym, a jego upływ zależy od punktu, z którego go postrzegamy. Patrząc na świat sportów motorowych nie sposób nie zgodzić się z genialnym fizykiem. Tutaj czas pędzi w zawrotnym tempie. To co wczoraj było nie do pomyślenia, dzisiaj staje się faktem. W wyścigach startują elektryczne i hybrydowe bolidy, a być może już jutro podobne konstrukcje zobaczymy w rajdach. Ta rewolucja dosięga również pojazdów dwukołowych. Za nieco ponad dwa tygodnie na Sycylii wystartuje wyścig kolarski Giro d’Italia w elektrycznej odsłonie – Giro E. Partnerem rywalizacji została szwajcarska firma TAG Heuer.

Elektryczny rower kontra bolid Formuły E

Ulice Rzymu widziały już wiele. Ale na pewno nie były świadkiem wyścigu, w którym obok siebie stanęły elektryczny bolid Formuły E i rower z ramą wypełnioną akumulatorami. W takim pojedynku zmierzyli się dwaj Włosi – młody kolarz Gianni Moscon i kierowca Giancarlo Fisichella, niegdyś zawodnik startujący w F1. Symboliczny przejazd E-Bike’a i wyścigowego auta po ulicznym torze zainaugurował partnerstwo firmy TAG Heuer i wyścigu Giro E. To kolejna rywalizacja sportowa napędzana energią elektryczną, którą wspiera szwajcarski producent zegarków. TAG Heuer jest też partnerem Formuły E, której towarzyszy od 2014 roku, czyli od początku istnienia cyklu.

Giro d’Italia dla amatorów

Wyścig Giro E został stworzony dla miłośników kolarstwa, którzy nie są zawodowcami. Mimo tego jego uczestnicy pojadą tą samą trasą co profesjonaliści startujący w Giro d’Italia. To dla amatorów niezwykła szansa, bowiem legendarny wyścig jest jednym z największych kolarskich wydarzeń na świecie. Podobnie jak przed rokiem, tak i w tym roku jego partnerem w zakresie pomiarów czasu jest TAG Heuer. Rywalizacja elektrycznych rowerów rozpocznie się 8 maja w położonej u stóp Etny sycylijskiej Katanii.

Fernando Alonso w hybrydzie

Decyzja o włączeniu do kolarskiej rywalizacji elektrycznych rowerów wpisuje się w światowy trend elektryfikacji sportu. Świetnym przykładem są tutaj Mistrzostwa Świata Wyścigów Długodystansowych (WEC), w których od kilku lat startują samochody z napędem hybrydowym. Rewolucję w 2012 roku zainicjowała Toyota, będąc pierwszym producentem, który wprowadził tę technologię i zachęcił kolejne zespoły do skorzystania z mocy takiego układu. Siłę hybrydowych bolidów pokazało ostatnio Porsche 919 Hybrid Evo, pokonując pętlę toru Spa w czasie krótszym niż samochód Formuły 1. Do bolidów napędzanych energią pochodzącą z paliwa i akumulatorów przekonują się również kierowcy F1. W nadchodzącym sezonie za sterami samochodu TS050 Hybrid Toyoty zasiądzie Fernando Alonso. Głównym celem Brazylijczyka jest wygrana w legendarnym Le Mans, najważniejszym wyścigu w kalendarzu WEC.

Elektryczna rewolucja w sporcie

Wyścigi długodystansowe nie są jedną dziedziną motorsportu, w której napęd wykorzystujący energię elektryczną zyskuje na znaczeniu. Formuła E cieszy się coraz większą popularnością, a w Formule 1 jest wykorzystywany system odzyskiwania energii z hamowania znany z hybryd. Co więcej, od 2020 roku samochody elektryczne mają rywalizować w Rallycrossowych Mistrzostwach Świata. Mówi się również, że auta z napędem alternatywnym trafią do WRC. Najprawdopodobniej będą to rajdówki hybrydowe lub zasilane wodorem. Ten szlak został już przetarty. W 2015 roku napędzana wodorowymi ogniwami paliwowymi Toyota Mirai pojechała w Rajdzie Niemiec jako tzw. samochód zero.

 


23.04.2018 NOZ/BE

 

  • Published in Belgia
  • 0

Wygodniej dziedziczyć pieniądze czy złoto?

Szacuje się, że niecałe 40% wszystkich firm w Polsce stanowią przedsiębiorstwa rodzinne, które przekazywane są z pokolenia na pokolenie. Wraz z inwestycją, dla kolejnych generacji przechodzą także aktywa, pasywa oraz wszelkie inne dobra materialne, zgromadzone przez właścicieli. W jakiej formie najbardziej opłaca się dziedziczenie?

Dziedziczenie spadkowe lub darowizna to najczęściej spotykane formy przekazania firmy dla następnego pokolenia. W szczególności właściciele rodzinnych przedsiębiorstw, już dużo wcześniej planują sposób przekazania majątku przedsiębiorstwa na rzecz najbliższych.  Szacuje się, że od 60 do 90% małych i średnich przedsiębiorstw w Polsce, to firmy o charakterze rodzinnym. Mamy zatem do czynienia z sytuacją kiedy pierwszy raz pokolenie przedsiębiorców myśli o emeryturze i pierwszy raz pokolenie 30-sto, 40-sto latków ma okazję odziedziczyć spory, wypracowany przez rodziców majątek. Zatem coraz gorętszym tematem na rynkach finansowych staje się sukcesja. Taka sama sytuacja ma miejsce również na rynku złota – wyjaśnia Marta Dębska, ekspert Grupy Goldenmark.

Jedną  z najprostszych i najwygodniejszych metod przekazania rodzinie zgromadzonych przez właścicieli dóbr materialnych, jest inwestycja w złoto. Jak zaznaczają eksperci, ten szlachetny kruszec stanowi od lat jedną z najbezpieczniejszych form inwestycyjnych, która dodatkowo wpływa na dywersyfikacja portfela inwestycyjnego. Złoto jest bardzo ciekawym narzędziem, które ułatwia przekazywanie kapitału kolejnym pokoleniom. Dzieje się tak, dlatego, że jest łatwe do przechowywania, jest to koncentracja dużego majątku w małym przedmiocie. Możemy je schować, wywieźć czy oddać na przechowywanie. Na pewno łatwiej przechowywać złoto niż chociażby nieruchomość, której to do kieszeni nie schowamy – tłumaczy Marta Dębska. Złoto jest także proste do przekazania, w zasadzie bez formalności możemy je dziedziczyć, tak jak nieruchomość lub inny przedmiot – dodaje ekspertka Goldenmark.

Do innych oczywistych zalet złota na pewno zalicza się fakt, iż jest to kruszec, który znajdzie nabywcę na całym świecie. Posiadając złoto, nie trzeba ograniczać się tylko do polskiego rynku, bez przeszkód możliwe jest spieniężenie kruszcu w zasadzie w każdym dużym mieście świata. Mówi się, że złoto jest bardzo „płynne”- to fakt. Możemy je odsprzedawać właściwie sztabka po sztabce. Istnieje możliwość sprzedaży sztabki nie tylko w Polsce, ale na rynkach międzynarodowych, o ile przy zakupie wybraliśmy produkt renomowanych producentów, posiadających certyfikację LBMA, która gwarantuje rozpoznawalność na całym świecie – podsumowuje Marta Dębska, ekspert Grupy Goldenmark.

Wypowiedź: Marta Dębska, ekspert Grupy Goldenmark.

 


 23.04.2018 NOZ/BU

 

  • Published in Polska
  • 0
Subscribe to this RSS feed