Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Belgia: We flamandzkich domach zebrano 100 tys. ton azbestu!
Belgia: W tej części Belgii najwięcej palaczy
Belgia: Rośnie popyt na mniejsze samochody elektryczne
Belgia: PKB rośnie, choć bywało lepiej...
Belgia: Coraz więcej pracowników więzień szuka pomocy psychologicznej
Słowo dnia: Reiziger
Belgia: Co roku w UE tonie 5 tys. ludzi. Ilu w Belgii?
Flandria walczy z komarami tygrysimi!
W belgijskim zoo urodził się rzadki nosorożec indyjski!
Temat dnia: Bruksela jak Dziki Zachód? „Wielka fala przemocy”
Redakcja

Redakcja

Website URL:

Polska: Makijaż w szkole. Wielu nauczycieli go nie toleruje. Co na to prawo?

Twoje dziecko chodzi do szkoły w makijażu. Nie chcesz mu tego zabraniać, bo uważasz, że to jego wybór i prawo. Czy nauczyciel może mu kazać zmyć makijaż w szkole?

Zdaniem wielu nauczycieli tak, bo jest to element ogólnego wychowania. Zdaniem uczniów – nauczycielowi nic do tego. Zdania rodziców w tej kwestii są podzielone.

Mydło i woda

Zdarzenie sprzed lat. Lekcja języka polskiego. Jedna z dziewczyn, 16-latka, przyszła do szkoły w ostrym makijażu. Zdenerwowana nauczycielka wyszła na chwilę z klasy. Wszyscy byli przekonani, że za chwile wróci z dyrektorem. Przyszła jednak z niewielką miską wypełnioną ciepłą wodą, mydłem i papierowymi ręcznikami. I kazała dziewczynie umyć twarz. Trafiła na ostry opór.

– Nie będzie mi pani mówiła, co mam robić. Nie jest pani moją matką!  – rzuciła.

Nauczycielka kazała jej wyjść jej z klasy. Ta awantura miała swój ciąg dalszy, bo rodzice złożyli skargę na polonistkę. Dyrektor nakazał jej przeprosić uczennicę przed całą klasą.

Czy nauczycielka rzeczywiście nie miała takiego prawa? I co jest ważniejsze: wygląd ucznia/uczennicy czy wiedza, którą mają? – pytają często rodzice.

Czego nie wolno nauczycielowi?

Obowiązki ucznia – przypomnijmy – określa statut szkoły. Dotyczą one:

- właściwego zachowania podczas zajęć,
- usprawiedliwiania nieobecności na zajęciach przez osoby pełnoletnie,
- przestrzegania zasad ubierania się w szkole lub noszenia  jednolitego stroju,
- przestrzegania warunków wnoszenia i korzystania z telefonów komórkowych i innych urządzeń elektronicznych,
- właściwego zachowania wobec nauczycieli i innych pracowników szkoły oraz pozostałych uczniów.

A zatem o makijażu czy fryzurze, elementach wyglądu, nie decyduje szkoła. Bo szkoła nie może regulować niczego poza ubiorem uczniów.

Poza tym decydowanie o twarzy ucznia, makijażu czy fryzurze nie mieści się w kompetencjach nauczyciela. Po prostu.

Strefa Edukacji cytuje prawnika Marcina Kruszewskiego, specjalistę od prawa oświatowego, który na TikTok wyliczył, czego nie wolno nauczycielowi:

- nakazania zmycia makijażu,
- przeszukania plecaka,
- czytania korespondencji uczniów, np. sms-ów,
- krzyczenia na uczniów,
- wyrzucenia z sali lub niewpuszczenia ucznia do klasy, kiedy się spóźnił.

Tyle prawo. Opinie w tej kwestii są jednak podzielone.

Kreski na powiece i lekcja matematyki

Serwis mamadu.pl przytacza historię mamy dwóch 14-letnich bliźniaczek, które poszły do szkoły w makijażu.

– Moja córka miała od wychowawcy zgodę na bardzo lekki makijaż – kreski na powiece, zero tuszu, żadnej szminki. Jednak pani od matematyki postanowiła przy całej klasie skrytykować jej wygląd, po raz kolejny ją zaczepić – tłumaczy. – Co ciekawe, druga z bliźniaczek miała mocniejszy makijaż, ale nikt nie zwrócił jej uwagi, bo jest od zawsze uznawana za „tę grzeczną” – podkreśla.

I pyta zirytowana: – Ja jako matka się na to zgodziłam i nie rozumiem, co wspólnego mają ze sobą kreski na powiece i lekcja matematyki.

Co na to eksperci?

– Przychodzą do mnie dziewczynki w wieku 14, a nawet 13 lat. Noszą długie, żelowe paznokcie, ale nie tylko. Wiele z nich przedłuża rzęsy i podkreśla brwi henną, nie stronią także od intensywnego makijażu. To jednak nie jest zasada. Sama wychowuję 11-latkę i dzięki temu mam możliwość przyglądać się dzieciom w jej otoczeniu. Myślę, że to zjawisko z powodzeniem można porównać do świata dorosłych: niektóre kobiety decydują się podkreślać urodę, inne wolą pokazywać się w naturalnym wydaniu – tłumaczy specjalistka w rozmowie z dziendobry.tvn.pl.

I zwraca uwagę na budżet, który pozwala im realizować tego rodzaju zachcianki. To wydatek rzędu 200 zł miesięcznie. Rodzice muszą więc nie tylko wyrazić zgodę na wykonanie zabiegu, ale także go sfinansować.

Nauczyciele często odpowiadają: – Po co młodym dziewczynom makijaż? Po co chcą tak szybko być dorosłe? Mają na to całe życie!

18.11.20222 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. iStock

(sl)

 

  • Published in Polska
  • 0

Polska: Black Friday 2022. Jak się nie dać oszukać, kiedy wszyscy kuszą nas promocjami?

Przed nami jedno z największych wydarzeń zakupowych na świecie. Sklepy od dawna kuszą rabatami i promocjami, ale w takim momencie klient musi zachować szczególną ostrożność.

Black Friday. Czarny Piątek. Tak Amerykanie nazwali ostatni pracujący dzień tygodnia po Święcie Dziękczynienia. To jedno z największych „świąt” zakupowych na świecie. Porównywane jest z okresem bożonarodzeniowym, kiedy ludzie wydają w sklepach olbrzymie pieniądze.

Popularność Black Friday (w tym roku przypada 25 listopada) sprawiła, że eksperci od marketingu zaczęli tworzyć nowe okazje mające przyciągnąć klientów. To np. niedawny Dzień Singla i Cyber Monday (sprzedaje się wówczas elektronikę) w poniedziałek po Black Friday.

I jeszcze ciekawostka. Nazwa Black Friday pochodzi z policyjnego slangu, a odnosi się do często spotykanych za oceanem szturmów na placówki handlowe, podczas których muszą interweniować służby.

Sklepy kuszą rabatami i promocjami

Mimo że akcja trwa jeden dzień, to jest to tylko teoria, bo w rzeczywistości sklepy organizują czarne tygodnie, a wręcz miesiące. W tym czasie kuszą rabatami i promocjami. Ale czy tak jest na pewno?

– Ci, którzy uważają, że to święto konsumpcjonizmu i wyciągania pieniędzy od konsumentów twierdzą, że obniżki cen są pozorne. To tani chwyt marketingowy i w rzeczywistości kupujemy produkty za tę samą cenę, co przed rabatami. Dociekliwi tropiciele, których w sieci nie brakuje, udowadniają nawet, że są sprzedawcy, którzy na krótko przed Black Friday podnoszą ceny, żeby potem je szumnie obniżyć – a sama promocja staje się fikcją. W 2021 r. średnie obniżki cen podczas Black Friday w Polsce wyniosły 3,6 proc., a blisko 60 proc. sklepów internetowych nie zmieniło w tym czasie swoich cen – wylicza agencja Lightscape.

Nie oznacza to jednak, że promocji nie ma. Można kupić upragnioną rzecz w okazyjnej cenie. Ale zanim ktoś podejmie decyzję zakupową, musi ją przemyśleć. Czasami o to trudno, bo klient jest poddawany presji czasu. Sądzi, że okazja zaraz minie. Że ktoś inny kupi ten towar szybciej. Że musi skorzystać już w tym momencie.

Korzystajmy z porównywarek!

Black Friday to także od wielu lat święto e-commerce. Dla klientów sklepów online marki przygotowują dedykowane promocje i wynagradzają swoich najbardziej lojalnych klientów specjalnymi rabatami. Zakupy w sieci są wygodne i pozwalają oszczędzić czas. Ale internet jest naszym przyjacielem również wtedy, gdy planujemy zakupy w sklepach stacjonarnych. Dedykowane strony www czy aplikacje pozwolą przygotować się do planowanych wyprzedaży.

Przykładem są porównywarki cen, które pozwalają sprawdzić, czy dany produkt, który chcemy kupić, to faktycznie okazja czy tylko chwyt marketingowy. Taka strona pozwala śledzić cenę produktu, ile kosztował rok, pół roku temu czy na krótko przed Black Friday. Może się okazać, że 2 tygodnie przed wyprzedażą cena upatrzonego przez nas komputera była taka sama albo nawet niższa!

– To ostatnio częsty zabieg stosowany przez mniej rzetelnych sprzedawców – podwyższenie cen na krótko przed okresem promocji, a następnie obniżka, która sprawia, że tak naprawdę powracamy do ceny początkowej, więc w rzeczywistości na zakupie nie robimy żadnego dobrego interesu – podpowiada Lightscape.

Rzecznik praw konsumenta: Trzeba dokładnie zapoznać się z ofertą

Paweł Rodziewicz, rzecznik praw konsumenta, przestrzega przed takimi praktykami. I dodaje, że pułapek może być więcej. Na przykład rabat minus 50 procent może dotyczyć drugiej i kolejnej rzeczy, ale reklama może sugerować, że promocja dotyczy każdego produktu w dowolnej ilości. Dlatego przed dokonaniem zakupu należy dokładnie zapoznać się z ofertą.

– Największą ostrożność powinniśmy zachować jednak, dokonując zakupów przez internet. Ilość internetowych oszustw rośnie z każdym rokiem, a Black Friday jest idealnym momentem na przedstawienie „superokazji”, która będzie jedynie sposobem na zdobycie naszych pieniędzy lub wyłudzenie danych, również takich, które pozwolą oszustom uzyskać dostęp do naszego konta bankowego. W obu przypadkach zalecam zachowanie zdrowego rozsądku i spokoju. Jeżeli ktoś próbuje nas pospieszać lub w inny sposób rozpraszać przy podejmowaniu decyzji zakupowej, najprawdopodobniej chce przed nami coś ukryć – podkreśla rzecznik w rozmowie z expresselblag.pl.

Dobrze jest wiedzieć, że promocyjne zakupy nie sprawiają, że klient ma inne prawa, niż gdy kupuje droższą rzecz. Nadal może złożyć reklamację czy – w sprzedaży internetowej – zwrócić towar bez podawania przyczyny. Jest na to 14 dni.

– W przypadku zakupów dokonywanych w lokalu przedsiębiorcy, np. w sklepie, możliwość odstąpienia od umowy jest uzależniona wyłącznie od dobrej woli sprzedawcy. Warto o to zapytać przed dokonaniem płatności w kasie – zachęca Rodziewicz.

To już ostatni taki Black Friday

Ale miłośnicy zakupów nie muszą się martwić, że to wydarzenie zniknie. Chodzi o inne kwestie. Na ukończeniu są już prace nad wdrożeniem unijnej dyrektywy Omnibus. Ma ona ukrócić oszukańcze praktyki. Nie będzie już można zawyżać cen, żeby je potem obniżyć.

Nowe rozwiązanie wymaga, żeby przy nowej, niższej cenie była umieszczona najniższa cena, jaka obowiązywała w ciągu 30 dni przed wprowadzeniem promocji. Dotyczy to handlu internetowego. Tego rodzaju sklepy mogą zostać ukarane kwotą w wysokości 10 proc. ich rocznego obrotu.

20.11.2022 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. iStock

(sl)

 

  • Published in Polska
  • 0

Polska: Niech zapłoną świąteczne dekoracje! Chce tego większość Polaków

Czy w tym roku na ulicach naszych miast pojawią się świąteczne iluminacje? Jak wynika z sondażu firmy oświetleniowej, chce tego zdecydowana większość Polaków.

Drastyczne podwyżki cen prądu wymusiły na samorządach szukanie oszczędności, gdzie się da. Jednym z takich pomysłów jest rezygnacja lub ograniczenie świątecznych iluminacji i ozdób. W niektórych miastach będą skromniejsze, w innych pojawią się, ale nie na długo. Samorządowcy planują także skrócenie czasu ich świecenia.

– Ale nie chcemy całkowicie pozbawiać mieszkańców świątecznej atmosfery – zgodnie deklarują samorządowcy.

Nie wszystkim się to jednak podoba. Dlatego Multidekor, firma zajmująca się dekoracjami świątecznymi, zapytała Polaków, co sądzą o takim pomyśle. Sondaż przeprowadziła pracownia badawcza Insight Lab. Wyniki ankiety nie zaskoczyły.

Co wynika z sondażu?

Ponad 80 proc. Polaków uważa, że iluminacje w miastach to konieczny element świąt. 85 proc. badanych nie chce, żeby władze miast całkowicie zrezygnowały z iluminacji. Z jednego głównie powodu: budują one świąteczną atmosferę i sprawiają, że jeszcze bardzie oczekujemy Bożego Narodzenia.

Największy wpływ na tworzenie wspomnianej atmosfery mają iluminacje na budynkach i ulicach (50 proc. badanych) oraz choinki ustawione na placach czy rynkach (52 proc.).

Tylko co dziesiąty respondent chce całkowitej rezygnacji miast z iluminacji świątecznych. Nie stać nas bowiem na taką rozrzutność w czasach poważnego i mocno uderzającego nas po kieszeniach kryzysu energetycznego.

20.11.2022 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Pixabay

(sl)

 

  • Published in Polska
  • 0

Polska: Zmiany w prawie drogowym. Pijani kierowcy stracą swoje samochody

Posłowie zdecydowali, że pijani kierowcy będą tracili samochody na rzecz skarbu państwa. Nowe prawo musi jeszcze podpisać prezydent.

O tej zmianie mówiło się od dawna. To jeden z elementów zaostrzania prawa drogowego, które stopniowo wprowadzano w Polsce od 2021 roku.

Bezpośrednim powodem tej ofensywy był wypadek w Stalowej Woli. Pod koniec lata 2021 roku pijany kierowca doprowadził tam do wypadku drogowego. Zginęło wtedy małżeństwo 40-latków, osieracając dwoje dzieci.

Sejm odrzucił weto Senatu i ostatecznie znowelizował Kodeks karny. Nowy przepis dopuszcza konfiskatę pojazdu. Za tym rozwiązaniem zagłosowali wszyscy obecni na sali posłowie PiS i troje niezależnych. Opozycja była przeciw, a Konfederacja wstrzymała się od głosu.

Gdy prezydent Andrzej Duda podpisze już nowelizację i wejdzie ona w życie (po roku), to od listopada 2023 r. pijani kierowcy zaczną tracić samochody.

Kiedy kierowca straci samochód?

Nowelizacja przewiduje, że osoba prowadząca auto po pijanemu (od 0,5 promila alkoholu w organizmie) otrzyma sądowy zakaz prowadzenia pojazdów na minimum 3 lata.

Gdy spowoduje wypadek, straci pojazd na rzecz skarbu państwa.

Gdy będzie miał co najmniej 1,5 promila, jego samochód także przejdzie na własność państwa. I nie musi to być konsekwencja wypadku.

Jeśli pijany kierowca nie będzie właścicielem pojazdu, ale np. współwłaścicielem, to sąd orzeknie przepadek równowartości samochodu. Wycena pojazdu będzie odbywała się na zasadach rynkowych. Gdyby jednak nie dało się zastosować takiego mechanizmu, to wartość pojazdu oceni biegły sądowy.

Gdy pijany kierowca w wypadku „skasuje” pojazd, to wrak zostanie w jego posiadaniu, ale skarb państwa otrzyma równowartość sprawnego samochodu czy motocykla.

Inaczej wygląda sytuacja kierowców zawodowych prowadzących pojazd służbowy. W ich wypadku sądy będą orzekać nawiązkę w wysokości co najmniej 5 tys. zł na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej.

Konfiskata obejmie tylko samochody. Pijani rowerzyści nie będą tracili swoich pojazdów.

20.11.2022 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. policja

(sl)

 

Subscribe to this RSS feed