Nie ma chętnych na zakup mieszkania z rządowym dofinansowaniem. Program okazał się totalną porażką.

– Program jest kierowany do osób, które posiadają zarobki umożliwiające spłatę kredytu na mieszkanie, ale jednocześnie nie mają pieniędzy na wymagany wkład własny.

Likwidujemy w ten sposób barierę braku środków na wkład własny wymagany dla uzyskania kredytu hipotecznego na zakup lub budowę mieszkania zaspokajającego potrzebę mieszkaniową – tak rząd reklamuje jeden z wielu swoich programów, który miał ułatwić Polkom kupno mieszkania.

Odpowiednia ustawa została przyjęta w październiku 2021 r., a zaczęła obowiązywać od 26 maja. Pomysł był śmiały: państwo miało dołożyć rodzinom pieniądze do wkładu własnego wymaganego do zaciągnięcia kredytu na dom lub mieszkanie.

– Możesz uzyskać kredyt do 100 proc. wartości mieszkania, jeśli masz zdolność do obsługi tego zobowiązania. Do mniej zamożnych gospodarstw domowych adresujemy większość programów polityki mieszkaniowej, na które też przeznacza się najwyższe wydatki z budżetu – można do dziś przeczytać na stronach rządowych.

Dziś już wiadomo, że program okazał się klapą. Do tej pory nie wpłynął do banków ani jeden wniosek o udzielenie takiej pomocy.

– Nie oszukujmy się, ta sytuacja rynkowa powoduje, że kredytobiorcy pewnie nie będą się aż tak garnęli, jak mogliby – mówił w TVN Piotr Uściński, wiceminister rozwoju i technologii.

Ekonomista Bartosz Turek uważa, że winna jest sytuacja gospodarcza. – Program gwarancji kredytowych, czyli kredytów bez wkładu własnego, miał sens w czasach, w których stopy procentowe nie były tak wysokie – komentuje.

Dziś jednak sytuacja się zmieniła. Inflacja sprawia, że Rada Polityki Pieniężnej podnosi stopy procentowe. Z tego powodu liczba udzielonych kredytów mieszkaniowych spadła rok do roku o ok. 70 proc. Ludzie nie starają się o pieniądze, a wielu z nich – nawet gdyby chcieli kupić mieszkanie – nie ma teraz zdolności kredytowej.

Co dalej? Niedawno minister rozwoju i technologii Waldemar Buda przedstawił nowy program – przekształcania budynków biurowo-handlowych na cele mieszkalne.

11.08.2022 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. iStock

(ss)

Niektóre z nich były najczęściej pobieranymi w sieci. Nie są już dostępne do ściągnięcia, ale z urządzeń trzeba usunąć je samodzielnie.

Specjalista ds. cyberbezpieczeństwa Alex Kleber ostrzega w sieci przed zagrożeniem, z którym wiąże się aż 7 aplikacji bijących rekordy pobierania. Po wykryciu zainfekowanych programów zostały one już usunięte z App Store, jednak użytkownicy urządzeń Apple, którzy zdążyli je wcześniej zainstalować, powinni sami usunąć zawirusowane pliki ręcznie – i to jak najszybciej.

„Wszystkie te aplikacje znalazły się wśród 100 najczęściej pobieranych aplikacji w amerykańskim App Store, niektóre z nich znalazły się w pierwszej dziesiątce, a PDF Reader dla plików Adobe PDF zajął pierwsze miejsce w kategorii edukacja” – czytamy w serwisie lifehacker.com.



Twórcy siedmiu niebezpiecznych narzędzi zadbali o to, aby na pierwszy rzut oka nie budziły one żadnych podejrzeń. Żeby trafiły do App Store, hakerzy udostępniali ich pozornie bezpieczne wersje. Dopiero po uzyskaniu certyfikatu uaktywniał się złośliwy kod zaszyfrowany wcześniej w ukrytej bazie danych.



Eksperci ostrzegają, że w sieci nikt nie jest w stu procentach bezpieczny. Aby uśpić czujność swoich ofiar i ominąć zabezpieczenia, hakerzy zakładają nawet fałszywe firmy i strony internetowe. Posługują się również fikcyjną polityką prywatności. W przypadku opisywanych 7 aplikacji uwagę zwracała również ich wspólna cecha – domena GoDaddy, która była całkowicie przypadkowa.



Jakie aplikacje należy usunąć z urządzeń Apple?

1. PDF Reader for Adobe PDF Files
2. Word Writer Pro
3. Screen Recorder
4. Webcam Expert
5. Streaming Browser Video Player
6. PDF Editor for Adobe Files
7. PDF Reader

10.08.2022 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. iStock

(ss)

W związku z nadciągającą falą upałów służby ratunkowe w Belgii przygotowują się na ewentualne pożary lasów, zaś lokalne władze zaczęły wdrażać rygorystyczne środki zapobiegawcze, zakazując m.in. palenia papierosów i wzniecania pożarów na obszarach leśnych.

Pożary lasów nie są w Belgii niczym nowym, ale ich częstotliwość wzrasta. Uważa się, że większość pożarów jest powodowanych nieintencjonalnie przez działalność człowieka, nie jest to bowiem zjawisko naturalne. Niestety, w niektórych przypadkach dochodzi również do celowych podpaleń.

Tego lata pożary spustoszyły znaczną część Europy. Podczas ostatniej fali upałów pożary dotknęły Francję, Niemcy, Czechy, Szwajcarię i Belgię. Skala pożarów w Belgii zwykle nie jest porównywalna z tymi w regionach śródziemnomorskich ze względu na łagodniejszy klimat w Belgii, ale pożary są częste i wymagają skoordynowanej reakcji.

Belgijska gospodarka przeciwpożarowa w mniejszym stopniu koncentruje się na gaszeniu pożarów, zamiast tego polega na izolowaniu pożarów i kierowaniu ich w tzw. „korzystniejsze” kierunki. Podczas gaszenia pożarów belgijska straż pożarna musi uwzględnić rodzaj roślinności i kierunek wiatru.

Częstymi źródłami pożarów lasów są popioły z grilla, źle zgaszone niedopałki papierosów na suchej trawie, potłuczone butelki lub szkło pozostawione na słońcu, a nawet ciepło wydobywające się z pojazdów. „Pojazdy, takie jak kombajny lub traktory, których silniki są wciąż gorące, mogą się zapalić i rozprzestrzenić ogień” – w rozmowie z belgijską stacją RTBF, poinformował Marc Gilbert, pułkownik straży pożarnej ze strefy Val de Sambre.

W niektórych rzadszych przypadkach pożary są rozpalane celowo. We Francji aresztowano mężczyznę podejrzanego o celowe wywołanie pożaru, który zniszczył około 13 tys. hektarów lasu w Gironde koło Bordeaux.

Częstotliwość pożarów lasów znacznie rośnie w okresach suszy. Belgia przez cały rok cierpiała z powodu ekstremalnej suszy, która bardzo obciąża rolnictwo i ma duży wpływ na dostępność wody. Jak ostrzegają eksperci, na suchych polach zaledwie jedna iskra może doprowadzić do powstania ognia. Przy sprzyjających warunkach pożar może się szybko rozprzestrzenić i zniszczyć duży obszar pól lub lasów.

Według RTBF, belgijscy strażacy poinformowali, że liczba pożarów, z którymi tego lata walczyli w całym kraju, wzrosła. Według szacunków unijnego programu obserwacji ziemi Copernicus, w tym roku w Belgii spłonęło około 382 hektarów ziemi, co przewyższa sumę z całego 2019 roku. W 2011 roku ekstremalna susza doprowadziła do pożarów lasów, które zniszczyły 2180 hektarów ziemi.

Widoczny jest również związek pomiędzy działalnością człowieka a pożarami lasów. W 2020 roku, kiedy lockdown sprawił, że większość mieszkańców Belgii pozostało w domach, odnotowano znaczny spadek liczby pożarów.

10.08.2022 Niedziela.BE // fot. Shutterstock, Inc.

(kk)

W ubiegłym roku w krajach Unii Europejskiej pracowało w sumie 365 tys. strażaków – poinformowało unijne biuro statystyczne Eurostat.

Strażacy stanowili w 2021 r. około 0,2% wszystkich pracowników w państwach należących do Unii Europejskiej. Większość europejskich strażaków jest w wieku od 30 do 54 lat (264 tys.). Strażaków w wieku co najmniej 55 lat było 50,3 tys., a tych młodszych niż 29 lat – 50,1 tys.

Relatywnie najwięcej strażaków było w Estonii, na Cyprze, w Rumunii i w Słowacji. Stanowili oni tam około 0,4% wszystkich zatrudnionych. W Holandii strażaków jest relatywnie najmniej. W 2021 r. stanowili oni jedynie 0,05% wszystkich pracowników (5,8 tys. zatrudnionych).

W Belgii było to 0,2% (około 9,5 tys. strażaków), czyli tyle, ile unijna średnia, a w Polsce nieco poniżej 0,2%.  

W 2020 r. państwa Unii Europejskiej wydały w sumie 32,9 mld euro na ochronę przed pożarami. To o ponad 6% więcej niż rok wcześniej – wynika z danych opublikowanych na stronie internetowej biura Eurostat.  

Wydatki na straż pożarną stanowią średnio niespełna 0,5% wszystkich wydatków budżetowych państw UE. W Belgii stanowiły one niespełna 0,4% wszystkich wydatków, a w Polsce 0,5%. Relatywnie najwięcej na straż pożarną wydaje Rumunia (ponad 0,8% wszystkich wydatków budżetowych), a najmniej Dania (mniej niż 0,2%).

10.08.2022 Niedziela.BE // fot. Shutterstock, Inc.

(łk)