Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Niemcy: Inflacja osiągnęła najniższy poziom od października
Belgia: Organizacje potępiają przesyłki przez port w Antwerpii do Izraela
Słowo dnia: Kampeerterrein
PRACA W BELGII: Szukasz pracy? Znajdziesz na www.NIEDZIELA.BE (niedziela 13 lipca 2025, www.PRACA.BE)
Belgia: Ziemniaki w UE potaniały. Ale nie w Belgii
Belgia: Lotnisko w Brukseli zamknie 1 z 3 pasów startowych
Belgia: Po ile mieszkania w Gandawie i okolicach?
Belgia: Poszukiwani kandydaci na kontrolerów ruchu lotniczego!
Flandria inwestuje w nauczanie dzieci niderlandzkiego
Belgia: Organizacja pozarządowa ma powiązania z Bractwem Muzułmańskim
Redakcja

Redakcja

15 lat temu Polska przystąpiła do Unii Europejskiej - 1 maja 2004

15 lat temu, o północy 1 maja 2004 r., Polska stała się członkiem UE. Akcesja była rezultatem długotrwałych wysiłków wielu rządów. Początki tego procesu sięgają zaś pierwszych miesięcy istnienia III RP.

1 maja 2004 r. Polska wraz z Cyprem, Czechami, Estonią, Litwą, Łotwą, Maltą, ze Słowacją, Słowenią i z Węgrami wstąpiła do Unii Europejskiej. Było to największe w historii rozszerzenie UE. Rządy państw Europy Środkowej traktowały integrację ze strukturami europejskimi jako ostateczne przełamanie istniejącego w latach 1945–1989 dwubiegunowego podziału kontynentu na konkurujące i wrogie obozy ideologiczno-polityczne.

Kryzys społeczno-ekonomiczny, który dotknął większość krajów komunistycznych w drugiej połowie lat osiemdziesiątych, doprowadził narody zamieszkujące tę część kontynentu do przekonania o konieczności współpracy i zacieśniania związków z bogatszymi państwami zachodniej Europy. Postawa społeczeństw oraz stopniowa, coraz większa otwartość państw Unii Europejskiej na rozszerzenie doprowadziły do rozpoczęcia procesu integracji z UE.

Druga połowa lat siedemdziesiątych i pierwsza połowa kolejnej dekady są uważane przez zwolenników integracji europejskiej za okres spowolnienia procesów współpracy między państwami Wspólnot Europejskich. Rządy większości krajów Europy Zachodniej były zaniepokojone powolnym tempem wzrostu gospodarczego oraz coraz większym dystansem, który dzielił je od USA i Japonii.

Receptą na przezwyciężenie tego stanu miało być zacieśnienie integracji gospodarczej, m.in. przez zniesienie barier hamujących swobodny przepływ towarów, usług i pracowników. Część państw Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej uważała również, że rozwój instytucji europejskich może służyć ich dążeniom do odgrywania większej roli na arenie międzynarodowej. W 1986 r. został podpisany Jednolity Akt Europejski, którego głównym celem było powstanie w pełni wspólnego rynku europejskiego oraz wzmocnienie współpracy politycznej między państwami.

Przyspieszenie integracji europejskiej stawiało państwa EWG w uprzywilejowanej pozycji w stosunkach gospodarczych z krajami spoza „wspólnego rynku”. PRL i inne państwa bloku sowieckiego nie uznawały podmiotowości EWG. Niemożliwe było więc zawarcie między państwami EWG a krajami komunistycznymi znaczących umów gospodarczych. EWG odżegnywała się także od podjęcia jakichkolwiek rozmów z kontrolowaną przez Moskwę Radą Wzajemnej Pomocy Gospodarczej. Dopiero na fali pierestrojki oraz pierwszych przemian w państwach bloku wschodniego doszło do nawiązania kontaktów między tymi dwiema organizacjami. W 1988 r. EWG i RWPG wydały deklarację zapowiadającą podjęcie współpracy.

19 września 1989 r. Polska i EWG podpisały „Umowę o handlu, współpracy handlowej i gospodarczej”. Dokument zapowiadał wyeliminowanie przepisów dyskryminujących polskie towary na rynkach zachodniej Europy oraz wsparcie eksperckie i techniczne dla przemian gospodarczych zachodzących w PRL. Kolejnym krokiem zacieśniającym współpracę pomiędzy EWG a Polską było rozpoczęcie jesienią 1989 r. pierwszych rozmów dotyczących umowy stowarzyszeniowej ze Wspólnotami Europejskimi. Ich oficjalna inauguracja nastąpiła dopiero rok później.

16 grudnia 1991 r. Polska podpisała umowę nazywaną „Układem Europejskim”. Jej zapisy ustanawiały stowarzyszenie pomiędzy Polską a Wspólnotami Europejskimi i ich państwami członkowskimi. W przeciwieństwie do umów zawieranych przez inne państwa w latach osiemdziesiątych ta podpisana z Polską nie zawierała jakichkolwiek zapisów dotyczących perspektywy członkostwa lub nawet rozpoczęcia negocjacji. Mimo to stanowiła poważny krok we współpracy Polski i Unii Europejskiej.

Umowa zawierała zobowiązania dotyczące większego otwarcia rynku europejskiego dla polskiego eksportu, ustanowienia stałych form współpracy oraz mechanizmów wsparcia finansowego i eksperckiego dla przemian gospodarczych w Polsce. Całość układu weszła w życie dopiero 1 lutego 1994 r., po ratyfikacji przez wszystkie państwa UE.

Dla Polski rozczarowaniem był nie tylko długi okres ratyfikacji, lecz i brak zapisów dotyczących większej otwartości rynku UE na pracowników z Polski. Układ nie zawierał też konkretnych zobowiązań dotyczących wsparcia finansowego. Wciąż jedynym istotnym funduszem pozostawało PHARE (Poland and Hungary: Assistance for Restructuring their Economies).

W latach 1990–1993 w doktrynie polskiej polityki zagranicznej po raz pierwszy pojawiła się perspektywa stopniowego zbliżania do struktur europejskich. W czasie pełnienia funkcji ministra spraw zagranicznych przez prof. Krzysztofa Skubiszewskiego jako priorytety polskiej polityki zagranicznej określano dążenie do współpracy z EWG i Radą Europy. Ważnym narzędziem polskiej dyplomacji miała być także współpraca regionalna, m.in. w ramach Trójkąta Wyszehradzkiego. Podstawą bezpieczeństwa miały być uregulowania Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie.

W okresie rządu Jana Olszewskiego do tych priorytetów dodano zacieśnianie współpracy z NATO, która miała być drogą do pełnego członkostwa w tym sojuszu. Drogą do członkostwa w UE miał być m.in. udział w CEFTA (Środkowoeuropejskie Porozumienie o Wolnym Handlu) oraz Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD).

„Dążymy do Polski, która będzie pełnoprawnym państwem członkowskim Wspólnot Europejskich” – stwierdził w exposé z 21 grudnia 1991 r. premier Jan Olszewski.

8 kwietnia 1994 r. Polska złożyła formalny wniosek o członkostwo w Unii Europejskiej. Była to swego rodzaju forma nacisku na państwa UE, aby wypracowały mechanizmy rozszerzenia wspólnoty o kraje Europy Środkowej. Dopiero w grudniu tego samego roku na szczycie Unii w niemieckim Essen przyjęto „Strategię przygotowania krajów Europy Środkowej i Wschodniej do członkostwa”. Dokument został uznany przez Polskę i inne kraje Europy Środkowej za rozczarowujący.

Jego zapisy były zapowiedzią spotkań przedstawicieli państw stowarzyszonych z członkami Komisji Europejskiej, Parlamentu Europejskiego i Rady Europejskiej. Strategia zawierała również zobowiązania dotyczące pomocy gospodarczej, eksperckiej i finansowej. Opublikowana kilka miesięcy później „Biała księga” zawierała podstawowe wymagania, które miały spełnić kraje kandydujące przed wstąpieniem do UE.

Kolejnym krokiem UE było przyjęcie przez Radę Europejską podczas szczytu w Madrycie w 1995 r. stanowiska, które jednoznacznie potwierdzało wolę rozbudowy struktury. Dokument stwierdzał, że rozszerzenie Unii jest „zarówno koniecznością polityczną, jak i historyczną szansą. Zapewni stabilizację i bezpieczeństwo na kontynencie, niosąc jednocześnie nowe możliwości rozwoju ekonomicznego oraz ogólny dobrobyt, tak przyszłym, jak i obecnym członkom Unii”.

Kilka miesięcy później Komisja Europejska przekazała Polsce i pozostałym krajom Europy Środkowej obszerny kwestionariusz dotyczący przygotowań do integracji i spełnienia kryteriów członkostwa. Polska odpowiedź została zawarta w 26 tomach liczących ponad 2600 stron. Już w 1996 r. rząd RP opracował Narodową Strategię Integracji, której celem było wskazanie kierunków negocjacji z UE. W tym samym roku utworzono Komitet Integracji Europejskiej, którego zadaniem miało być koordynowanie rozmów z Unią.

Kolejnym krokiem polskiej administracji był przegląd polskiego prawa pod względem zgodności z zapisami prawa europejskiego. Ten element procesu integracji był jednym z najtrudniejszych wyzwań stojących przed polskimi politykami. Do 2004 r. uchwalono ponad 250 ustaw dostosowujących polskie prawo do wymogów UE.

Podczas szczytu w Luksemburgu w 1997 r. zapowiedziano, że wiosną następnego roku zwołane zostaną konferencje z Czechami, Estonią, Polską, ze Słowenią i z Węgrami dotyczące rozpoczęcia negocjacji o akcesji. Wyłoniono również drugą grupę państw, z którymi rozmowy miały rozpocząć się później. W 1999 r. ostatecznie wyłoniła się grupa dziesięciu krajów, które miały wstąpić do UE. Integracja Rumunii i Bułgarii została opóźniona.

Negocjacje akcesyjne zostały oficjalnie zainaugurowane 31 marca 1998 r. W listopadzie tego samego roku dokonano otwarcia negocjacji dotyczących siedmiu obszarów tematycznych. Do połowy 2000 r. toczyły się już we wszystkich 29 zespołach negocjacyjnych.

Do końca roku 2000 Polska zdążyła zakończyć rozmowy w 25 spośród 30 obszarów negocjacyjnych. W przypadku dziewięciu z nich uzgodniono okresy przejściowe. Pozostałe pięć obszarów rozpatrywano w latach 2001–2002. Szczególnie wiele czasu poświęcono kwestii dostępu Polaków do europejskich rynków pracy oraz dopłat do produkcji rolnej.

Finał negocjacji Polski z UE nastąpił 13 grudnia 2002 r. podczas szczytu Unii w Kopenhadze. W trakcie przedłużających się rozmów ustalono ostatnie elementy umowy akcesyjnej. W centrum zainteresowań polskiej delegacji znajdowały się sprawy rolnictwa i budżetu na inwestycje strukturalne. Podczas szczytu przyjęto również terminarz dalszej procedury integracji.

16 kwietnia 2003 r. w Atenach w imieniu Polski pod traktatem akcesyjnym podpisali się premier Leszek Miller, minister spraw zagranicznych Włodzimierz Cimoszewicz oraz, jako trzecia, ówczesna minister ds. europejskich Danuta Hübner. W Atenach był także obecny prezydent Aleksander Kwaśniewski, który nazwał dzień podpisania traktatu „świętem jedności Europy” oraz „sukcesem, który może być drogowskazem dla świata i spełnieniem marzeń”.

Następnego dnia Sejm RP podjął uchwałę o wyznaczeniu daty referendum akcesyjnego na 7 i 8 czerwca 2003 r. Wyjątkowy w polskiej historii dwudniowy termin głosowania miał być zabezpieczeniem przez zbyt niską frekwencją. W przypadku uczestnictwa mniej niż połowy uprawnionych do głosowania referendum byłoby nieważne. W trakcie intensywnej kampanii referendalnej zdecydowana większość partii parlamentarnych (SLD, PSL, PO, PiS) poparła integrację na wynegocjowanych warunkach. Sceptyczna była „Samoobrona”. Zdecydowanie przeciwko przystąpieniu do UE wypowiadała się Liga Polskich Rodzin. Program integracji spotkał się także z poparciem Konferencji Episkopatu Polski.

Za członkostwem w UE opowiedziało się 77,45 proc. biorących udział w głosowaniu. 22,55 proc. było przeciwnych. Oddano też 0,72 proc. głosów nieważnych. Frekwencja wyniosła 58,85 proc. Wyniki te zostały przyjęte z entuzjazmem przez większość klasy politycznej. „Dokonała się rzecz wielka. Wracamy do wielkiej europejskiej rodziny. Wracamy na miejsce, które się Polsce i Polakom należy” – podkreślił prezydent Kwaśniewski.

23 lipca 2003 traktat akcesyjny został ratyfikowany. O północy 1 maja 2004 r. Polska stała się członkiem Unii Europejskiej.

Oficjalne unijne uroczystości odbyły się wieczorem 1 maja w Dublinie. Irlandia pełniła bowiem wówczas rotacyjne, półroczne przewodnictwo UE. 25 flag państw Unii przy dźwiękach „Ody do radości” Beethovena zostało wciągniętych na maszty przed siedzibą prezydent Irlandii Mary McAleese. Państwowe uroczystości odbyły się również na placu Piłsudskiego w Warszawie.


PAP - Nauka w Polsce, Michał Szukała

 

 

Zdrowie: Wypadanie włosów wiosną – jak radzić sobie ze skutkami zimy?

Pomimo że, średnio codziennie tracimy od 50-100 włosów, wiosną wypadanie nasila się jeszcze bardziej. Przyczyną są zazwyczaj  nagłe zmiany temperatury oraz efekt uboczny nie noszenia czapek i nie dbania o włosy zimą. Przymrożone, osłabione cebulki powodują wypadanie dopiero gdy się ociepli. Jak zaradzić problemom włosów na wiosnę?

Przesilenie wiosenne wpływa niekorzystnie na jakość naszych włosów. Przemęczenie organizmu bezsłoneczną porą roku, zimnem, chorobami oraz  brakiem substancji odżywczych odbija się na kondycji włosów. Mimo że, wiosna to pora odnowy, zanim do tego dojdzie musi wypaść to co stare. Wiosenne wypadanie włosów jest naturalnym procesem, który twa zazwyczaj od 1 do 2 miesięcy, ponieważ zmienia się wówczas zahibernowana zimą gospodarka hormonalna.

Dbać o włosy należy cały rok. Dieta powinna być bogata w witaminy i minerały, należy stosować odżywki, chronić je przed śniegiem czy promieniowaniem słonecznym. Żeby włosy nie wypadały, skóra głowy musi być zdrowa. Należy również czesać włosy delikatnymi szczotkami o zaokrąglonych ząbkach oraz unikać stresu. Na wzmocnienie włosów pomagają również kuracje, zarówno w postaci ampułek czy toników do wcierania w skórę głowy, które są bogate w czynne substancje w skoncentrowanej postaci powodujące pobudzenie procesów regeneracji komórek.

W sytuacji gdy wypada nam jednak więcej włosów możemy mieć do czynienia z łysieniem. Za łysienie odpowiedzialne są hormony typu męskiego, czyli androgeny, dokładnie dihydrotestosteron. Powodują one karłowacenie mieszków włosowych. Najczęściej łysiejemy w okolicach zakoli i na czubku głowy. Obfite wypadanie włosów może mieć różne przyczyny i objawiać się na różne sposoby. U kobiet istnieje dużo więcej przyczyn powodujących nadmierną utratę włosów, są nimi m.in.: choroby tarczycy, depresja, ciąża, menopauza, nadmiar witaminy A czy niski poziom żelaza. Niekiedy, również u płci pięknej mamy do czynienia androgenowym wypadaniem włosów typu kobiecego, które wymaga odpowiedniej diagnostyki i skomplikowanego leczenia.

Wypadanie włosów często jest przyczyną długofalowego stresu. Przyczynia się on do zmian na skórze, gdy więc zauważymy pierwsze symptomy wypadania włosów najpierw powinno się wyeliminować czynniki stresogenne. Łysienie w większości przypadków uzależnione jest genetycznie, czasami na jego występowanie mają wpływ hormony, przebyte choroby, nieodpowiednia higiena osobista, czy też zaburzone funkcjonowanie organizmu.

Bez względu na przyczynę, łysienie często wiąże się z uczuciem dyskomfortu oraz spadkiem poczucia atrakcyjności. Sposobem na pozbycie się problemu może być mikropigmentacja skóry głowy. Pozwala ona uzyskać imitację pełnej fryzury nawet na skórze całkowicie łysej. To szczegółowy proces, w którym bardzo naturalny wygląd jest tworzony za pomocą symulacji mikro-włosków.

Zabieg SMP polega na wprowadzeniu pigmentu w skórę głowy tworząc małe punkty wyglądające jak krótko ścięte włosy. Aplikacja odbywa się w miejscach, w których głowa pozbawiona jest włosów lub są one przerzedzone. – wyjaśnia Anna Sobczak, specjalista ds. mikropigmentacji, ekspert kliniki SMP. Głównym celem zastosowania metody mikropigmentacji skóry głowy jest odtworzenie efektu pełnej fryzury u osób częściowo lub całkowicie pozbawionych włosów. Zastosowanie tej niechirurgicznej techniki pozwala u pacjentów na odtworzenie linii włosów w przypadku występowania zakoli, ukrycie blizn po operacjach, oparzeniach, urazach. Daje efekt uzyskanie optycznego zagęszczenia fryzury, a dzięki odpowiednio dobranemu pigmentowi głowa wygląda jakby była pokryta tysiącami włosów. – dodaje Anna Sobczak z Kliniki SMP.

Kiedy zaczynają wypadać nam włosy powinniśmy najpierw zrobić badania krwi na różnego rodzaju niedobory oraz zbadać tarczycę i poziom żelaza. Stosuje się również tak zwaną metodę trichoskopową, pozwalająca powiększyć obraz skóry głowy i włosów za pomocą specjalnej sondy. Można wówczas odczytać i łatwo zdiagnozować na co pacjent choruje i  zdecydować, jakie wybrać leczenie.

 


21.03.2020 Niedziela.BE

(nrm)

 

Zdrowie: Koktajl lekowy – o niebezpiecznym łączeniu leków słów kilka

„I Ogólnopolski Kongres Pacjent w Centrum Uwagi”, czyli pierwsza taka inicjatywa, prezentująca zagadnienia innowacji w ochronie zdrowia i opieki farmaceutycznej, odbył się 27 marca w Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie (zorganizowany przez spółkę DOZ S.A.). Obok dyskusji o oczekiwaniach pacjentów względem wprowadzenia w Polsce ochrony farmaceutycznej, ważną kwestią poruszaną na kongresie, były skutki nieprawidłowego łączenia leków ze sobą i konsekwencjach, jakie to ze sobą niesie. O te kwestie zapytaliśmy dziennikarza Michała Figurskiego, Panią Danutę Kozioł, prof. dr hab. Józefa Drzewoskiego oraz kierownik DOZ Apteki w Polsce, Anitę Kolankowską.

Pani Danuta od dawna choruje i codziennie łyka do śniadania całą gamę pigułek zaleconych przez lekarza. Ostatnio jej sąsiadka z góry, podczas popołudniowej pogawędki, poleciła jej świetny preparat bez recepty, dostępny w lokalnej aptece, leczący nadciśnienie. Sąsiadka zapewniała, że specyfik jest ziołowy i naturalny i na pewno nie zaszkodzi Danucie: – „Wtedy miałam bardzo wysokie ciśnienie i źle się czułam przez kilka dni. Pomyślałem, że ten nowy lek, który poleciła mi znajoma, może mi pomóc. Tym bardziej, że był ziołowy, więc wydawał mi się bezpieczny.” – opowiada Danuta Kozioł – „Kupiłam go i zażyłam po kolacji, razem z innymi lekami. Poczułam bardzo silny ucisk w piersi, nie wiedziałam co się dzieje. Zadzwoniłam po pogotowie. W szpitalu okazało się, że ten nowy specyfik nie może być brany razem z moimi podstawowymi lekami. Niestety, ani lekarz, ani farmaceutka w aptece, nie ostrzegli mnie przed tym.” – żali się Pani Danuta.

Czy tej sytuacji można byłoby uniknąć, gdyby farmaceuta miał dostęp do karty leczenia pacjenta? O tą kwestię zapytaliśmy znanego dziennikarza, Michała Figurskiego i poprosiliśmy, aby podzielił się z nami pomysłami na to, jak jeszcze można polską służbę farmaceutyczną rozwinąć: – „W polskiej służbie farmaceutycznej wciąż można zmienić sporo rzeczy, np. udzielenie większych kompetencji farmaceutom, którzy powinni mieć dostęp do historii choroby każdego pacjenta, do tego jakie leki były mu wypisywane. Druga sprawa, to dowóz leków do pacjenta – sam, w pewnym okresie swojego życia, poruszałem się na wózku inwalidzkim i miałem problem z wykupieniem leków.” – dla Newsrm.tv tłumaczy Michał Figurski.

– „Wzajemne oddziaływanie leków na siebie może być korzystne dla chorego, ale wielokrotnie jest niekorzystne i przynosi poważne konsekwencje kliniczne. Interakcje korzystne polegają na tym, że kojarzymy leki, które wykazują wielokierunkowe działanie, dzięki temu możemy opanować chorobę, która ma bardzo złożoną patologię. Jeżeli połączymy dwa lub więcej leków, to możemy działać na kilka ścieżek, które prowadzą do rozwoju choroby. Kojarząc leki ze sobą, zwykle stosuje się mniejsze dawki, co zwiększa prawdopodobieństwo bezpiecznego leczenia.” – wyjaśnia profesor Józef Drzewoski.

Zapytaliśmy także naszego rozmówcę o konsekwencje i przykłady niewłaściwego łączenia leków ze sobą. Okazuje się, że im większa ilość specyfików w „koktajlu lekowym”, tym większe zagrożenie, że któryś z nich zadziałała w niewłaściwy sposób. Jednocześnie, pacjenci nie są w ogóle świadomi konsekwencji mieszania specyfików ze sobą: – „Jest wiele leków, które mogą doprowadzić do niechcianych konsekwencji. Klasycznym przykładem interakcji leków są interakcje niesteroidowych leków przeciwzapalnych, jak chociażby aspiryna czy ibuprom. Same te leki nasilają ryzyko wewnętrznych krwawień, a wchodząc w połączenie z lekami, które często stosowane są u osób chorych przewlekle, czy osób starszych, może doprowadzić do uszkodzeń wątroby czy nerek. Kolejną ważną kwestią, na którą trzeba zwrócić uwagę, jest interakcja leków hipotensyjnych, czyli obniżających ciśnienie. W niektórych przypadkach interakcja kilku leków zachodzi w sposób bezproblemowy i przynosi oczekiwany efekt, ale niekiedy końcowy skutek jest inny. Np. skojarzenie inhibitorów ACE z lekami z grupy sartanów, powoduje gwałtowne obniżenie ciśnienia, niewydolność nerek czy zaburzeń elektrolitowych.”

Profesor Drzewoski przestrzega przed samowolnym podejmowaniem leczenia i nie konsultowaniem z lekarzem nazwy leków, które planujemy zażywać. Mowa tutaj o całej gamie tzw. leków bez recepty, do których zaliczają się takie specyfiki jak ziołowe tabletki czy nawet witaminy dla dzieci: – „Bardzo groźne jest także samoleczenie przez pacjentów. Do grupy leków, które dany chory bierze, ma je racjonalnie przepisane przez lekarza, ci chorzy dokładają sobie inne leki. Wydaje im się, że to banalne i świetnie znane specyfiki, leki ziołowe czy witaminy, ale w połączeniu z innymi lekami, mogą one tworzyć niebezpieczny koktajl. I dlatego tak ważna jest rola farmaceuty, który jest łącznikiem i buforem bezpieczeństwa, pomiędzy pacjentem, a lekarzem i musi mieć możliwość zareagowania i poinformowania pacjenta, że konkretny specyfik, który chory chce u niego zakupić, może mieć niepożądane konsekwencje zdrowotne.” – podkreśla nasz ekspert.

Z niewłaściwym łączeniem specyfików w swojej pracy spotykają się zwłaszcza farmaceuci. Starają się, jak mogą, aby ostrzec pacjentów przed niekorzystnymi skutkami łączenia dwóch leków, ale na każdego chorego, który posłucha ich rad, przypada dwóch, którzy je zlekceważą: – „Pacjenci bardzo często spożywają bardzo dużą ilość leków. Wynika to z tego, że odwiedzają różnych specjalistów i zdarza się, że stosują leki o takich samych składach chemicznych, ale różnych nazwach. My, jako farmaceuci, wielokrotnie zwracamy uwagę, żeby tego nie powielać. Często pacjenci źle te leki kojarzą, wynika to z ich niewiedzy, ale naturalnie mają do niej pełne prawo. Nie wiedzą np. że leki przeciwzakrzepowe, wchodzą w interakcje z paracetamolem. Sami mieliśmy taki przypadek pacjenta, który przychodził kilka razy do apteki, skarżąc się na delikatne krwawienia, które z czasem się nasilały. Wtedy farmaceuta poprosił go o kartę leczenia i po szerokim wywiadzie, wspomaganym historią choroby, zorientowaliśmy się, że chory, prawdopodobnie, włączył dodatkowy lek spoza listy, o którym ta osoba nie powiedziała ani lekarzowi, ani farmaceucie. W wywiadzie dowiedzieliśmy się, że pacjent przyjmuje paracetamol, co spowodowało krwawienia. Chory myśląc, że paracetamol to jeden z najbezpieczniejszych leków, więc nie widział powodu, żeby o tym fakcie kogokolwiek poinformować.” – wspomina Anita Kolankowska, kierownik apteki w Warszawie.

Specjaliści nakazują również, aby nie łączyć ibuprofenu i kwasu acetylosalicylowego, obecnego w wielu specyfikach dostępnych na rynku. W żadnym wypadu nie powinno się również mieszać alkoholu z lekami, należy także uważać przy lekach na alergię i preparatów leczących wrzody jelita grubego. Niebezpieczne jest również połączenie żeń-szenia i leków przeciwcukrzycowych oraz przeciwzapalnych i przeciwpadaczkowych. Nawet sam sposób połknięcia leków może mieć znaczenie dla jego działania: preparatów nie należy popijać sokami, mlekiem czy coca-colą, bo może mieć to wpływ na działanie leku.

DOZ S.A. to spółka zarządzająca największą w kraju siecią DOZ Aptek „Dbam o zdrowie”, która liczy blisko 1000 placówek. Zatrudnia ponad 4 500 pracowników, którzy dbają o bezpieczeństwo leczenia farmakologicznego czterech milionów Pacjentów miesięcznie. Firma od lat realizuje i rozwija misję opieki nad Pacjentem w myśl idei „Pacjent w centrum uwagi”, czego owocem był „I Ogólnopolski Kongres Pacjent w Centrum Uwagi”. To pierwsza taka gala, w której głos mogło zabrać ponad 300 pacjentów z całej Polski, a ich indywidualna perspektywa pomogła uświadomić słuchaczom skalę problemu opieki farmaceutycznej w naszym kraju. Konieczność stworzenia wspólnej i wielodyscyplinarnej polityki skierowanej na pacjenta jest symbolem opieki zdrowotnej XXI wieku. To wyzwanie obejmuje wszystkich uczestników procesu leczenia: personel medyczny, pacjentów, decydentów służby zdrowia, ekspertów, administrację oraz organizacje pozarządowe. Dlatego tak ważne jest organizowanie spotkań i przedstawianie społeczeństwu istoty problemu.


05.05.2019 Niedziela.BE

(newsrm)

 

 

 

Biznes: Jak zadbać o firmową chmurę?

Rozwiązania chmurowe stale zyskują na popularności. Według firmy badawczej Forrester całkowity rynek chmury publicznej osiągnął w 2018 roku wartość 178 miliardów dolarów – to ponad o 32 miliardy więcej niż rok wcześniej. Z kolei analitycy IDC przewidują, że 90% przedsiębiorstw będzie korzystać z co najmniej kilku usług i platform w chmurze do 2020 roku. Jak zadbać o firmową chmurę – o tę kwestię zapytaliśmy Jolantę Malak, dyrektora regionalnego firmy Fortinet.

– „Rozwiązania chmurowe są coraz bardziej popularne. Mówimy tutaj o takich chmurach publicznych jak np. Google, Azur czy Amazon. Pozycja na rynku technologicznym tych rozwiązań jest tak duża, że, gdy popatrzymy na raport firmy Forrester z 2018 roku, to wartość tego rynku przekroczyła 178 miliardów dolarów. Korzystanie z tych chmur będzie wzrastać – mamy środowisko, które jest dostępne dla każdego, a w konsekwencji, to rodzi nowe zagrożenia. Kłopot w przypadku przedsiębiorstw zaczyna się w momencie, gdy zaczynamy korzystać z tych chmur, ale nie przygotowaliśmy wcześniej żadnych środków, które sprawiłyby, że nasza chmura będzie bezpieczna. Te rozwiązania pojawiają się w firmach często bardzo spontanicznie, czyli pracownicy mają jakąś potrzebę biznesową i realizują ją w postaci np. przechowywania i udostępniania danych przez chmurę OneDrive.” – tłumaczy dla Newsrm.tv Jolanta Malak.

Należy pamiętać, że zabezpieczenia są tak silne, jak ich najsłabsze ogniwa. Wystarczy, że pracownicy zaczną korzystać z tych samych haseł do różnych aplikacji w chmurze, a ryzyko automatycznie rozszerzy się o obszary niekontrolowane przez zespół IT firmy. Brak informacji o tym, jakie dane są przechowywane oraz gdzie i komu są udostępniane sprawi, że poziom zagrożeń będzie trudny do określenia, ale niemal na pewno się zwiększy. Nie pomaga też fakt, że każda platforma jest podatna na inne rodzaje ataków.

Przedsiębiorstwa oraz ich zespoły IT muszą przygotować się na to, że pracownicy będą korzystać z wielu środowisk w chmurze. Aby zapewnić odpowiednią ochronę i widoczność, konieczna będzie integracja zabezpieczeń i stworzenie odpowiedniej polityki reagowania na zagrożenia. Takie podejście pozwoli na bezpieczną komunikację w chmurze pomiędzy aplikacjami a urządzeniami końcowymi (komputerami, smartfonami), zaś firma będzie mogła czerpać korzyści z zalet przetwarzania danych w chmurze, jednocześnie unikając potencjalnych niebezpieczeństw. Zatrudnieni w firmie specjaliści od bezpieczeństwa powinni skupić się na promowaniu wśród pracowników dobrych praktyk, zaczynając np. od założenia przeznaczonych do użytku służbowego kont Dropbox i aplikacji Google. Nie rozwiąże to wszystkich problemów, ale w dalszej perspektywie ułatwi centralne zarządzanie tymi usługami i zmniejszy ryzyko.

Nasza rozmówczyni zwraca także uwagę na szereg korzyści, jakie użytkownikom oferują chmury: – „Przede wszystkim jest to już gotowa, przygotowana technologia. Wystarczy jedynie uiścić pewna opłatę, lub zarejestrować się w aplikacji, aby móc korzystać z dobrodziejstw chmur. Klasyczne IT nie mogło czegoś takiego zaoferować przez bardzo długi czas, bo cała infrastruktura obsługiwała ruch w firmie. Dostarczyciele usług chmurowych są zdecydowanie bardziej elastyczni, co wiąże się ze spontanicznością pojawiania się usług w firmach. Kolejny plus jest widoczny zwłaszcza w przypadku małych i średnich firm – one często nie mają rozbudowanego działu IT, a takie rozwiązanie chmurowe daje im dostęp do całej, rozbudowanej platformy, ułatwiającej komunikację i działanie firmy.” – dodaje nasza ekspertka.


05.05.2019 Niedziela.BE

(newsrm)

 

Subscribe to this RSS feed