Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Wakacje na kredyt? Co 10. mieszkaniec Belgii się na to decyduje
Belgia: Dług publiczny nadal olbrzymi. Tylko trzy kraje UE gorsze
PRACA W BELGII: Szukasz pracy? Znajdziesz na www.NIEDZIELA.BE (wtorek 22 lipca 2025, www.PRACA.BE)
Belgia: Pozwolenie środowiskowe dla lotniska w Brukseli cofnięte. Powód?
Polska: Śmierć w korytarzu życia. Nigdy nie rób tego, co ten kierowca
Belgia: Od 2027 roku jedna strefa policyjna w Brukseli
Polska: Według wyliczeń PIE średnia wartość pracy domowej kobiet w Polsce wynosi 4727 zł.
Belgia: Pożar w sklepie mięsnym w Evere
Polska: Ponad 324 tys. wykroczeń w pół roku. Fotoradary nie na wszystkich działają
Temat dnia: Król chwali Europę, ale i ostrzega. „Wstyd dla ludzkości”
Redakcja

Redakcja

Europejski Nakaz Aresztowania wobec obywatelki Niemiec – byłej nadzorczyni SS (SS Aufseherin) w obozie pracy przymusowej Mittweida będącym filią niemieckiego obozu koncentracyjnego KL Flossenbürg

Na wniosek prokuratora Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Poznaniu postanowieniem z 19 czerwca 2020 roku Sąd Okręgowy w Poznaniu wydał Europejski Nakaz Aresztowania wobec obywatelki Niemiec – byłej nadzorczyni SS (SS Aufseherin) w obozie pracy przymusowej Mittweida będącym filią niemieckiego obozu koncentracyjnego KL Flossenbürg.


Zbrodnie w obozie pracy przymusowej Mittweida.

Była nadzorczyni SS w obozie pracy przymusowej Mittweida jest podejrzana o współudział w popełnieniu w latach 1944 – 1945 zbrodni przeciwko ludzkości na obywatelach polskich osadzonych w tym obozie. Śledztwo prowadzi Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Poznaniu.

Czyny zarzucone podejrzanej zagrożone są karą pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 12, karze 25 lat pozbawienia wolności albo karze dożywotniego pozbawienia wolności.

Podejrzana brała udział w czynach polegających na zabójstwach obywateli polskich oraz celowym stworzeniu warunków zmierzających do ich biologicznego wyniszczenia.

Eksterminacja więźniów w „marszu śmierci”.

Podejrzanej zarzucono także udział w trwającym od 13 kwietnia do 8 maja 1945 roku „marszu śmierci” więźniów z Mittweida przez Hainichen i Freiberg

w kierunku Pragi, do którego doszło po ewakuacji obozu. Okoliczności związane z marszem groziły więźniarkom biologicznym wyniszczeniem. W trakcie ewakuacji załoga obozowa rozstrzelała kilkadziesiąt wyczerpanych fizycznie kobiet, które nie były w stanie wytrzymać tempa marszu.

Mordercza praca przymusowa uczestniczek Powstania Warszawskiego.

Niemiecki obóz pracy przymusowej Mittweida założony został 9 października 1944 roku. Osadzano w nim kobiety, w tym Polki, w dużej mierze zatrzymane przez władze okupacyjne w związku z wybuchem Powstania Warszawskiego. Ustalono dane 177 obywatelek polskich uwięzionych w tym obozie, zakwalifikowanych do kategorii więźniów „politycznych”, które zostały skierowane do pracy przymusowej w działającej na rzecz przemysłu zbrojeniowego firmie Lorenz AG. Wykonywały ciężką pracę fizyczną przez 24 godziny na dobę w systemie dwuzmianowym.

Warunki bytowe panujące w obozie zagrażały ludzkiej egzystencji. Racje żywnościowe były głodowe, brakowało opieki medycznej. Zabraniano korzystania z łaźni. Więźniarki bardzo długo nie otrzymały zimowej odzieży. Działania dowództwa obozu, w tym nadzorczyń SS, polegały na stosowaniu terroru wobec osadzonych, więźniarki były regularnie bite i maltretowane.

W toku śledztwa wystąpiono o wydanie Europejskiego Nakazu Aresztowania po ustaleniu przez Biuro Międzynarodowej Współpracy Policji Komendy Głównej Policji, iż podejrzana zamieszkuje na terenie Niemiec.


07.07.2020 Niedziela.BE // Źródło informacji: Prokuratura Krajowa, Warszawa // foto: niemiecki Obóz Koncentracyjny w Belsen; Rows of bodies at german Concentration Camp in Belsen on April 15, 1945. They were among thousands of corpses that lay unburied on the camp grounds when the camp was liberated by British Army; niemcy, germany, World War II // fot. Everett Collection / Shutterstock.com

(kmb)

 

 

 

 

 

Polska: Sąd skazał sędziego i jego żonę za kradzież sprzętu elektronicznego

W piątek (3 lipca 2020 r.) Sąd Rejonowy dla Wrocławia Krzyków we Wrocławiu uznał oskarżonych Roberta W., sędziego Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu oraz jego żonę Ewę W. za winnych kradzieży sprzętu elektronicznego. Sąd wymierzył sędziemu karę 1 roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata, a jego żonie 1 roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na 2 lata. 

Sędzia będzie dalej orzekał

Pomimo prokuratorskiego wniosku o zakaz wykonywania zawodu dla sędziego w okresie 15 lat, sąd nie orzekł wobec niego takiej kary. Sąd nie orzekł również wnioskowanej przez prokuratora dla sędziego kary grzywny w wysokości 35 tys. złotych. Sędziemu nakazano natomiast naprawienie szkody w wysokości ponad 3,8 tys. złotych oraz pokrycie kosztów procesu ok. 22 tys. zł.

Prokurator domagał się kary 3 lat bezwzględnego pozbawienia wolności dla sędziego i kary roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata dla jego żony.

Od wyroku Sądu Rejonowego dla Wrocławia Krzyków we Wrocławiu prokuratura złoży apelację.

Złodziej zatrzymany przez ochronę

Akt oskarżenia przeciwko Robertowi W. i jego żonie skierował Wydział Spraw Wewnętrznych Prokuratury Krajowej. W akcie zarzucono, że 4 lutego 2017 roku w sklepie Media Markt w Wałbrzychu sędzia wspólnie ze swoją żoną Ewą W. dokonali kradzieży dwóch głośników, dwóch pendrive'ów oraz kabla. Dwa dni później – 6 lutego 2017 roku - w sklepie Media Markt we Wrocławiu sędzia Robert W. dokonał kradzieży dwóch głośników, trzynastu pendrive'ów, dwóch kart Micro SD oraz słuchawek.

Obszerny materiał dowodowy zgromadzony w toku postępowania w postaci między innymi zeznań pracowników Media Markt, zeznań pracowników ochrony, zeznań funkcjonariuszy Policji oraz zapisów monitoringu jednoznacznie wskazał, że 6 lutego 2017 roku sędzia Robert W. udał się do sklepu Media Markt we Wrocławiu. Z uwagi na swoje zachowanie cały czas na kamerach monitoringu był on obserwowany przez pracowników ochrony. Obserwowali oni, jak sędzia wkłada do koszyka różnego rodzaju akcesoria i przy pomocy cążek i nożyka przełamuje ich zabezpieczenia przed kradzieżą. Puste opakowania sędzia odkładał na półki w dowolnym miejscu sklepu, a znajdujący się w nich wcześniej sprzęt wkładał do kieszeni swojego płaszcza. Pracownicy ochrony obserwowali, jak Robert W. porusza się po różnych działach sklepu i próbuje rozerwać opakowania szeregu urządzeń. W sytuacji, kiedy mu się to nie udawało, sędzia odkładał opakowania z urządzeniami na dowolne sklepowe półki znajdujące się także na innych działach niż te, z których je wziął. W pewnym momencie sędzia Robert W. podszedł do kas, wyjął z koszyka plastikową podstawkę i wyłącznie za nią zapłacił. Pracownicy ochrony podjęli decyzję o zatrzymaniu sędziego Roberta W. już za linią kas. Skradzione tego dnia akcesoria sędzia miał w kieszeni swojego płaszcza. Posiadał w niej również cążki i nożyk, które służyły do przełamywania zabezpieczeń elektronicznych i niszczenia opakowań.

Skradzione przedmioty w mieszkaniu sędziego

W toku śledztwa ustalono ponadto, że 5 lutego 2017 roku pracownik Media Markt w Wałbrzychu odnalazł puste opakowania po dwóch głośnikach, dwa opakowania od pendrive'ów oraz puste opakowanie po kablu. W oparciu o analizę zapisu monitoringu ustalono, iż kradzieży tych przedmiotów dzień wcześniej – 4 lutego 2017 roku między godziną 12 a 12.30 - dokonały dwie osoby – kobieta i mężczyzna. Ustalono, że kobietą była podejrzana Ewa W., zaś mężczyzną był jej mąż Robert W. - sędzia Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu.

W wyniku przeszukania w miejscu zamieszkania Ewy W. i Roberta W. ujawniono i zabezpieczono m.in. dwa głośniki i kabel o takich samych numerach seryjnych, jak numery seryjne znajdujące się na pustych opakowaniach ujawnionych w sklepie Media Markt.

Sposób dokonywania kradzieży tego dnia był identyczny, jak sposób kradzieży dokonanej przez sędziego w dniu 6 lutego 2017 roku. Tego dnia jednak aktywny udział w popełnieniu tego przestępstwa brała również żona sędziego – Ewa W.


06.07.2020 Niedziela.BE // Źródło informacji: Prokuratura Krajowa, Warszawa// fot. Shutterstock, Inc.

(kmb)

 

 

 

 

Śmierdzące dylematy etyczne... Polacy potwierdzili, jak wstręt wpływa na osądy moralne

Uczucie wstrętu zwiększa szanse na to, że czyjeś osądy moralne będą bardziej surowe - potwierdzili psychologowie z Wrocławia i Lublina. Aby to sprawdzić, ankietę o dylematach moralnych przeprowadzili... w pobliżu śmietnika, w którym wylali śmierdzący środek odstraszający dziki. "Osądy etyczne, które wydajemy, nie muszą być racjonalne" - komentuje dr hab. Michał Białek.

"Myślimy, że jesteśmy racjonalni w naszych osądach moralnych. A okazuje się, że część z tych osądów jest kompletnie wzięta z sufitu. To, że potrafię po fakcie usprawiedliwić, dlaczego daną postawę uważam za etycznie słuszną, nie znaczy, że bazuje ona na faktach" - komentuje psycholog moralności dr Michał Białek z Uniwersytetu Wrocławskiego.

Czy słusznym jest poddanie schwytanego zamachowca torturom, żeby dowiedzieć się, czy podłożył gdzieś kolejną bombę?

Czy lekarz powinien podać chorym nowy lek, którego skutki uboczne doprowadzą do śmierci części osób, ale jednak większości chorych uratuje życie?

Czy gdyby była możliwość podróży w czasie, etycznym byłoby zabicie Hitlera, zanim dojdzie do władzy?

Albo - analogicznie - zabicie osoby, która dopiero w przyszłości porwie dziecko dla okupu?


Polscy psycholodzy przed takimi dylematami stawiali badanych w sprytnie zaaranżowanym eksperymencie. Ankieter bowiem zaczepiał przechodniów stojąc niedaleko śmietnika, z którego unosił się bardzo brzydki zapach. A konkretnie był to smród środka odstraszającego dziki, który naukowcy wcześniej tam wylali. W swoich badaniach psycholodzy chcieli bowiem sprawdzić, czy uczucie wstrętu (wywołane czynnikiem z zewnątrz) wpłynie w jakiś sposób na wybory moralne badanych.

DZIKOŚĆ SERCA

Okazało się, że osoby, które w ramach badania zadeklarowały większy poziom wstrętu, były bardziej surowe w swoich ocenach moralnych. Zwracały więc większą uwagę na to, by etyczna była droga do celu (cel nie uświęca środków - podejście deontologiczne), zamiast szacować odległe w czasie zyski i straty danego czynu (podejście utylitarystyczne). Osoby, które odczuwały wstręt były więc bardziej skłonne sądzić, że: nie należy torturować zamachowca, nie można podać ratującego życie leku o groźnych skutkach ubocznych ani zabijać kogoś niewinnego, by nie dopuścić go do wyrządzenia zła.

Nie można powiedzieć jednak, że osoby badane w smrodliwym otoczeniu podejmowały inne decyzje moralne niż pozostałe. Kluczowym czynnikiem był deklarowany przez samego badanego poziom wstrętu. Bo nie każdy, kto wąchał środek przeciw dzikom zareagował wstrętem. Badania (są one potwierdzeniem i doprecyzowaniem wyników wcześniejszych już badań dotyczących wstrętu i moralności) ukazały się w czasopiśmie Social Psychological and Personality Science.

SMRODEK DYDAKTYCZNY

Dr hab. Białek wyjaśnia, jak to możliwe, że wstręt związany ze smrodem może zmienić podejście do tego, co etyczne, a co nie. "Do zapachów szybko się przyzwyczajamy i przestajemy je zauważać. Wstręt wywołany przez brzydki zapach może jednak w nas ciągle pozostawać" - mówi. Jeśli zaś ktoś nie zdaje sobie sprawy, skąd w nim ten wstręt się bierze, to często szuka przyczyny w sobie samym np. w informacjach, które przetwarza - w przypadku badanych były to scenariusze moralne. "Badany wnioskował więc, że wstręt wzbudzają w nim zachowania, o których czyta. A przez to bardziej był skłonny uznać je za niemoralne" - tłumaczy proces Michał Białek.

SKLEPY CYNAMONOWE

Wyjaśnia, że mechanizm związany z działaniem zapachu na uczucia wykorzystuje się już od dawna w marketingu. W niektórych sklepach - np. z ubraniami - rozpylane są przyjemne zapachy. Czujemy tę woń, kiedy wchodzimy, ale potem o niej zapominamy. "A bodziec cały czas działa i przyjemnie nas pobudza. Przez to zaś jest szansa, że nasze przyjemne pobudzenie przypiszemy ubraniom, które oglądamy" - wyjaśnia psycholog.

I dodaje: "Badania pokazują, że najpierw mamy intuicję, a dopiero potem poszukujemy argumentów, żeby przekonać samych siebie, że to słuszne".

NIEMORALNA PIŻAMA

Psychologów moralności zastanawia, jak ludzie ustalają, co jest dobre, a co złe. "Wydawałoby się, że najprostszym podejściem byłoby uznawać za złe to, co szkodzi innym. Ale tak nie jest. Na moralność składa się bowiem wiele różnych spraw" - mówi. Zwraca uwagę, że ludzie czują, że nie za bardzo etyczna jest kradzież, ale i... przyjście w piżamie do pracy. "Gdyby jednak spytać ludzi dlaczego piżama ich oburza - mają problem, żeby to racjonalnie wyjaśnić" - mówi dr Białek. I dodaje, że w tym przypadku za naganne uważamy nie to, co czyni innym krzywdę, ale to, co łamie konwencje społeczne.

EWOLUCJA WOLNIEJSZA NIŻ POSTĘP WIEDZY

Naukowiec tłumaczy, że moralność ma swoje źródła w przeszłości ewolucyjnej. "W społeczeństwach, gdzie jest dużo zagrożeń, dużo nieznanego, warto było polegać na rzeczach już sprawdzonych, robionych od dawna, aby się chronić przed niebezpieczeństwem" - mówi naukowiec. I tłumaczy, że kiedy było dużo chorób, a nie było jak ich leczyć, ludzie mieli tendencję, by nie jeść i nie dotykać tego, co obrzydliwie pachnie i wygląda, czy np. unikać obcych ludzi - aby chronić się przed chorobami czy śmiercią. A wstręt to emocja, która tym wyborom towarzyszyła.

"To był mechanizm adaptacyjny, który był przydatny kiedyś, kiedy wiedza o świecie była ograniczona. Teraz jednak ten mechanizm zaczyna szwankować. Wiele z tego, co było postrzegane jako ryzyko, ryzykiem w świetle badań naukowych wcale nie jest" - mówi psycholog. Ufanie wstrętowi wyprowadzać nas może więc czasem na manowce.

HOMOSEKSUALIZM I GMO

Dr Białek powołuje się na badania, z których wynika, że niechęć wobec osób homoseksualnych u niektórych powodowana może być właśnie uczuciem wstrętu. "U niektórych osób seks homoseksualny wzbudza wstręt, a przez to uznają one gejów za osoby niemoralne" - wskazuje naukowiec. I dodaje, że potem osoby te próbują racjonalizować swoje osądy - mówiąc np. że geje są niemoralni, bo np. niszczą tradycyjną rodzinę.

"Nie jest więc tak, że najpierw pojawia się myśl, że +geje niosą ryzyko dla rodziny+ i dlatego pojawia się wobec nich wstręt. Jest raczej odwrotnie: najpierw nie lubię gejów, a potem znajduję argumenty, żeby się usprawiedliwić, dlaczego kogoś nie lubię" - tłumaczy dr Białek.

Dodaje, że podobnie rzecz ma się np. z niechęcią do GMO. "Pokarm, w którym jest coś sztucznie zmienionego, może odstręczać. I stąd jedzenie go zaczyna być postrzegane jako niemoralne" - opowiada.

Mechanizm wstrętu pozwalał więc kiedyś ludziom dość efektywnie poruszać się w świecie. Pomagał unikać jedzenia zepsutych pokarmów, dotykania jadowitych zwierząt i kontaktu z chorymi osobami. "To działało dobrze przez wieki, więc zostało mocno w nas wmontowane. Ale teraz, kiedy warunki przetrwania się zmieniły, nie musi to być jedyny wyznacznik oceniania zachowań. Jeśli osoby homoseksualne lub o odmiennym kolorze skóry uważam za odpychające, to nie znaczy, że one są gorsze. I że to uczucie powinno kierować moimi sądami moralnymi" - kończy naukowiec.



05.07.2020 Niedziela.BE // źródło: PAP - Nauka w Polsce, Ludwika Tomala, naukawpolsce.pap.pl // fot. Shutterstock, Inc.

(kmb)

 

 

 

Naukowcy: czasopisma naukowe są zalewane przez kiepskie publikacje o koronawirusie

Dotyczące koronawirusa treści, nie mające pokrycia w faktach, coraz częściej trafiają nawet do poważnych czasopism naukowych. Problemowi nierzetelnych publikacji o COVID-19 przyjrzała się międzynarodowa grupa badaczy skupiona w sieci USERN. Akcję zainicjował naukowiec z Poznania.

"Od kwietnia wykonałem recenzję 60 prac dla pism biomedycznych, z których większość (tych recenzji - PAP) nie powinna nigdy powstać, nie mówiąc o ich przesyłaniu do czasopism naukowych" - powiedział PAP dr hab. Piotr Rzymski Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu.

Naukowiec był pomysłodawcą i głównym autorem komentarza opublikowanego w piśmie "International Immunopharmacology", a dotyczącego zalewu czasopism naukowych publikacjami poświęconymi COVID-19. Współautorami jest siedemnaścioro badaczy z ośrodków naukowych z całego świata: USA, Belgii, Iranu, Wenezueli, RPA, Irlandii, Niemiec, zrzeszonych w sieci USERN - Universal Scientific Education and Research Network.

Naukowiec zauważa, że w ciągu zaledwie kilku miesięcy, do głównych pism medycznych zgłoszono wiele tysięcy artykułów, z których większość dotyczy COVID-19. Generalnie zgłaszanych jest dużo więcej publikacji, niż przed pandemią. Wiele periodyków przyjęło strategię szybkiego publikowania artykułów na ten temat. "Konsekwencją jest publikowanie artykułów wątpliwej jakości. Są już znane przypadki wycofywania ich nawet z bardzo znanych czasopism, bo okazały się nie mieć poparcia w rzeczywistości" - zauważa dr hab. Rzymski.

Badacz opowiada, że recenzenci artykułów mają czasem zaledwie dzień lub kilka dni na recenzję. A gdy redakcja nie znajduje chętnych do tak szybkiej pracy - szuka dalej i znajduje osoby, które w końcu podejmą się tego zadania.

"Tego typu praktyki są szkodliwe dla wszystkich - dla periodyków o ugruntowanej pozycji i dla reputacji świata naukowego. Mogą być też potencjalnie niebezpieczne dla życia ludzi" - zauważa naukowiec. Opowiada, że sam recenzował publikację, której autor w treści przekonywał, żeby zwalczać koronawirusa wielogodzinnym wpompowywaniem gorącego powietrza do płuc pacjenta. W innej recenzowanej publikacji autorzy przedstawiali nie mające poparcia w faktach doniesienia na temat sztucznego wytworzenia COVID-19 w laboratoriach.

Dr hab. Rzymski uważa, że w początkowej fazie epidemii "szybka ścieżka" publikowania na temat koronawirusa była uzasadniona. Ułatwiało to przepływ bardzo wówczas skąpych informacji o nowym wirusie, objawach klinicznych COVID-19, a także przyspieszało rozwój krytycznie ważnych badań i poszukiwania leków. Jednak teraz, gdy podstawowe informacje są już znane - należałoby powrócić do standardowego trybu publikowania badań. W jego ocenie nie wpłynie to na spowolnienie powstania szczepionki.

"Już teraz trwają badania kliniczne dziesięciu preparatów, a ponad sto znajduje się na wcześniejszych etapach testowania" - przypomina.

Co motywuje autorów do publikowania niezbyt wiarygodnych tekstów? Dr hab. Rzymski tłumaczy to egoistyczną chęcią przedstawicieli różnych dziedzin nauki (nie zawsze nawet biomedycznych) wykorzystania sytuacji dla poprawy swoich wskaźników bibliometrycznych i legitymowania się publikacją w prestiżowym piśmie.

"Te osoby liczą na to, że ich artykuł przejdzie przez rzadsze sito szybkiej recenzji" - dodaje. Publikacje naukowe i ich cytowalność przekłada się z kolei na wyższą pozycję naukowca i jego instytucji.

Naukowcy w swoim komentarzu apelują do czasopism naukowych, by te stawiały na jakość publikowanych artykułów, a nie ilość i szybkość ich publikacji. "Jeśli nieprawidłowości dostrzegamy w najbardziej prestiżowych wydawnictwach, to jak musi wyglądać sytuacja w tych o mniej ugruntowanej pozycji?" - zastanawia się dr hab. Rzymski.


05.07.2020 Niedziela.BE // źródło: PAP - Nauka w Polsce, Szymon Zdziebłowski, naukawpolsce.pap.pl // fot. Shutterstock, Inc.

(kmb)

 

Subscribe to this RSS feed