Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Belgia: Park Tenbosch obiektem dziedzictwa kulturowego Brukseli!
Belgia: Do zoo w Antwerpii powrócą karłowate hipopotamy!
Belgia: Proximus zwalnia dyrektora naczelnego
Belgia: Rząd likwiduje podatek dla sektora żeglugowego
Belgia: Coraz więcej strajków w więzieniach!
Belgia: Supermarkety Colruyt i Delhaize wycofują dwie marki
Belgia: Nowe auto? Już tak często „elektryk”
Belgia: Czy w szkołach dyskryminują? Oto liczby
Słowo dnia: Ter ontspanning
PRACA W BELGII: Szukasz pracy? Znajdziesz na www.NIEDZIELA.BE (niedziela 3 sierpnia 2025, www.PRACA.BE)
Redakcja

Redakcja

Polska, biznes: Rząd planuje nowe obciążenia podatkowe dla ponad 40 tys. firm. Dla wielu z nich może to oznaczać koniec działalności

Ponad 40,5 tys. działających w Polsce spółek komandytowych musi się liczyć od początku przyszłego roku z dodatkowymi obciążeniami podatkowymi. Resort finansów w ramach uszczelniania systemu podatkowego i walki z optymalizacją podatkową zamierza obłożyć je 19-proc. CIT-em, co razem z podatkiem PIT od dywidendy pobieranym od wspólników złoży się na łączną daninę rzędu 34,4 proc. – To pogorszy konkurencyjność polskich przedsiębiorstw wobec zagranicznych podmiotów – uważa ekspert podatkowy TPA Poland.

– Przedmiotem prac Sejmu jest obecnie ustawa zmieniająca szereg ustaw podatkowych, w tym ustawę o podatku dochodowym od osób prawnych i ustawę o podatku dochodowym od osób fizycznych – mówi agencji informacyjnej Newseria Biznes dr Wojciech Sztuba, doradca podatkowy, partner zarządzający w firmie TPA Poland. – Jednym z najbardziej bulwersujących jest ten, który odnosi się do opodatkowania spółek komandytowych. Do tej pory nie były obłożone podatkiem dochodowym.

W połowie września rząd opublikował projekt ustawy o zmianie ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych, ustawy o podatku dochodowym od osób prawnych, ustawy o zryczałtowanym podatku dochodowym od niektórych przychodów osiąganych przez osoby fizyczne oraz niektórych innych ustaw. Nowelizacja ta zakłada rozszerzenie katalogu podmiotów objętych podatkiem CIT o spółki komandytowe, które do tej pory takiego obowiązku nie miały.

Ministerstwo Finansów w uzasadnieniu do projektu zakłada, że obecnie spółki komandytowe służą do agresywnej międzynarodowej optymalizacji podatkowej. Według urzędników spółki komandytowe z komplementariuszem, którym jest spółka z o.o., obchodzą prawo podatkowe, naruszając tzw. klauzulę obejścia prawa podatkowego.

– Zaledwie 0,4 proc. wspólników wszystkich spółek komandytowych to podmioty zagraniczne. Taką liczbę udało się ostatnio ustalić na podstawie twardych danych pochodzących z KRS – podkreśla dr Wojciech Sztuba. – Trzeba jasno powiedzieć, że ta regulacja ma charakter bardzo asymetrycznego uderzenia w polskich przedsiębiorców, dlatego że za znakomitą większością spółek komandytowych stoi polski przedsiębiorca, polski kapitał rodzinny.

Spółek komandytowych jest w Polsce ponad 40,5 tys. (dane za 2019 rok), a istota ich konstrukcji polega na połączeniu ograniczonej odpowiedzialności wspólników z jednokrotnym opodatkowaniem PIT, zazwyczaj w formie podatku liniowego 19 proc.

Nowelizacja ustawy zakłada, że od 1 stycznia przyszłego roku spółki komandytowe zapłacą 19 proc. CIT-u, a oprócz tego wspólnicy osiągający zysk dodatkowo zapłacą dotychczasowy 19-proc. podatek PIT od dywidendy. Razem procent składany takiego efektywnego opodatkowania to 34,4 proc.

– Tego typu opodatkowanie spowoduje, że rentowność netto polskiego biznesu spadnie o około 15 punktów procentowych, gdy tymczasem opodatkowanie podmiotów zagranicznych gospodarujących w Polsce się nie zmieni. Oprócz tego tworzy się też ryzyko domiarów podatków za nieprzedawnione okresy historyczne, czyli za lata 2015–2020, co wynika wprost z projektu ustawy, jak również z jego uzasadnienia – mówi ekspert TPA Poland.

Przedsiębiorcy i organizacje zrzeszające właścicieli firm próbują przekonać władze do rezygnacji z tego projektu. Podkreślają, że na 40 587 spółek komandytowych w Polsce tylko 439 ma zagranicznego wspólnika, spośród których 30 proc. pochodzi z Niemiec. Podmioty umożliwiające potencjalny wypływ środków pieniężnych do rajów podatkowych to znikomy margines (113 z Luksemburga, 41 z Cypru, 15 z Malty).

– Gospodarcze skutki takich regulacji mogą być takie, że spółka komandytowa stanie się martwym wehikułem, tej formy prawnej nikt nie będzie w przyszłości używał. Te spółki oczywiście częściowo zostaną w obrocie, podobnie jak dzisiaj widzimy jeszcze sporą część spółek komandytowo-akcyjnych, tyle że one nie mają istotnego znaczenia dla gospodarki, nie są ważnym graczem – mówi dr Wojciech Sztuba.

1 stycznia 2014 roku wprowadzono podatek dochodowy CIT dla spółek komandytowo-akcyjnych. Do tej pory ich liczba rosła dynamicznie – w 2011 roku zwiększyła się o ponad 46 proc., w 2012 – o 86 proc., zaś w rekordowym 2013 – o blisko 103 proc. Na koniec 2013 roku według danych GUS było zarejestrowanych 5,7 tys. spółek S.K.A. Po wprowadzeniu dodatkowego opodatkowania liczba takich form prawnych sukcesywnie zaczęła spadać, by na koniec 2019 roku wynieść 3,7 tys. Część z nich przekształciła się w spółki komandytowe.

– Dla polskiego kapitału, który dzisiaj korzysta ze spółek komandytowych, będą dwie możliwości: albo zaakceptuje podwójne opodatkowanie z jednoczesną dalszą ochroną swojego majątku, albo za cenę obniżenia jego ochrony zdecyduje się np. na formę spółki jawnej lub inną formę jednokrotnego opodatkowania. Przy czym w obu tych przypadkach jest to bardzo zła wiadomość dla polskiego kapitału i dla polskich przedsiębiorców, bo w długim terminie ich konkurencyjność z kapitałem zagranicznym istotnie się pogorszy – mówi ekspert TPA Poland.

Jak podkreśla, proponowane regulacje mają charakter antyrozwojowy. Sukces niemieckiej gospodarki czy gospodarek zachodnich opiera się w głównej mierze na przekazywaniu sobie w formie sukcesji przedsiębiorstwa z pokolenia na pokolenie, a tego rodzaju sukcesja, gdzie istnieje ograniczona odpowiedzialność majątkowa, jest chroniona prawnie, tak jak ma to miejsce w spółkach z ograniczoną odpowiedzialnością.

– Zmiana przepisów w stronę, jaką zaplanował resort finansów, w trwały sposób to uniemożliwi – twierdzi dr Wojciech Sztuba. – Motywacja przepisów zmieniających prawo podatkowe od przyszłego roku jest dość jasna, nawet wymieniona wprost w uzasadnieniu do projektu. To jest motywacja fiskalna, to znaczy resort finansów poszukuje nowych źródeł finansowania deficytu budżetowego i – prawdę mówiąc – uczciwiej byłoby, gdyby politycy mieli odwagę podnieść nominalne opodatkowanie wszystkich podatników, czyli nominalne stawki CIT czy PIT.

 

22.10.2020 Niedziela.BE // fot. Shutterstock, Inc. // tagi: TPA Poland, podatki, prawo, spółka, spółka komandytowa, firma, CIT, niedziela.be
 
(newseria/kmb)
 
  • Published in Biznes
  • 0

Wzrost zachorowań na cukrzycę. Nawet milion Polaków może być niezdiagnozowanych, a w dobie pandemii coraz trudniej dostać się do lekarza

Z cukrzycą zmaga się około 422 mln osób na całym świecie, w tym blisko 3 mln w Polsce. To według WHO pierwsza niezakaźna epidemia. – Na całym świecie obserwujemy wzrost zachorowań, podobnie w Polsce. Mamy wiele przypadków niezdiagnozowanej cukrzycy, co może się wiązać z niechęcią Polaków do wykonywania badań – mówi Anna Śliwińska z Polskiego Stowarzyszenia Diabetyków. Według raportu „Cukrzyca – niewidzialna pandemia”  przeprowadzonego na zlecenie Nationale-Nederlanden 1/3 respondentów w ciągu ostatnich trzech lat nie sprawdziła poziomu cukru we krwi. W dobie koronawirusa dostępność lekarzy specjalistów jest ograniczona – tak uważa 60 proc. badanych.

– Szacuje się, że nawet milion Polaków nie wie, że choruje na cukrzycę, a stan przedcukrzycowy ma ponad 5 mln osób. Zatem w przyszłości możemy się spodziewać, że zachorowań będzie coraz więcej. Nie bez powodu mówi się, że cukrzyca jest pierwszą niezakaźną epidemią, jaka występuje na świecie – podkreśla w rozmowie z agencją Newseria Biznes Anna Śliwińska, prezes zarządu głównego Polskiego Stowarzyszenia Diabetyków.

Jak wynika z badania Nationale-Nederlanden „Cukrzyca – niewidzialna pandemia”, sytuacja związana z koronawirusem wyzwoliła u Polek i Polaków pewne obawy dotyczące ich zdrowia. 2/3 ankietowanych uważa cukrzycę za poważną chorobę i boi się na nią zachorować. Co 10. potwierdza, że choruje na cukrzycę, a blisko jedna trzecia przyznaje, że z tą chorobą zmaga się członek ich najbliższej rodziny. Pomimo tego co trzeci badany deklaruje, że w ciągu ostatnich trzech lat nie skontrolował poziomu cukru we krwi.

– Jako stowarzyszenie i całe środowisko diabetologiczne zabiegamy o to, aby takie badania były obowiązkowe, chociaż rzeczywiście świadomość ludzi jest coraz większa i coraz częściej są one wykonywane, chociażby w ramach medycyny pracy. Nawet jeżeli lekarz takich badań nie zaleci, to polecamy wszystkim osobom po 45. roku życia, aby poprosiły lekarza o skierowanie albo sami je sfinansowali – zaleca prezes PSD.

Przyczyną cukrzycy typu II jest często niezdrowy tryb życia w połączeniu z predyspozycją genetyczną.

– Jeśli choroba występowała w najbliższej rodzinie albo podczas ciąży w przypadku kobiet, można się obawiać zachorowania – uściśla Anna Śliwińska. – Jeżeli nie będziemy prowadzili zdrowego trybu życia, czyli nie będziemy się zdrowo odżywiali, nie będziemy aktywni fizycznie, to czeka nas bardzo często nadwaga, otyłość i, co za tym idzie, cukrzyca typu II.

Dobrą wiadomością jest to, że Polacy coraz więcej wiedzą na temat zdrowych nawyków. Siedmiu na dziesięciu uważa, że ich wdrożenie w życie pomoże uniknąć zachorowania na takie choroby jak nowotwory, cukrzyca czy zawał serca. Dwie trzecie badanych deklaruje, że stosuje na co dzień odpowiednią dietę.

– Według badania przeprowadzonego na zlecenie Nationale-Nederlanden najczęstszym powodem, który uniemożliwia nam zadbanie o siebie, jest stres. Wskazuje na to 30 proc. Polaków. Na drugim miejscu ex aequo znajduje się brak ruchu fizycznego i brak czasu na badania profilaktyczne (po 28 proc.). Okazuje się, że tylko 1/4 Polaków nie ma najmniejszego problemu z zadbaniem o siebie i zachowaniem zdrowego stylu życia – wskazuje Joanna Walczuk, menadżer ds. portfela produktów w Nationale-Nederlanden.

Jednocześnie 60 proc. badanych twierdzi, że ma świadomość, jakie są potencjalne powikłania cukrzycy i jaki tryb życia powinni prowadzić, żeby się przed nimi i samą cukrzycą ustrzec.

– Jedna czwarta Polaków wskazuje, że najbardziej obawia się chorób układu krążenia, natomiast co 10. obawia się też zakażenia koronawirusem – mówi Joanna Walczuk.

– Cukrzyca nieleczona i niezaopiekowana wywołuje katastrofalne powikłania. W Polsce nadal mamy sporo takich przypadków, kiedy chorzy dowiadują się o tym, że mają cukrzycę, przy okazji zawału serca czy udaru mózgu, co już jest powikłaniem niezdiagnozowanej cukrzycy – podkreśla Anna Śliwińska.

Trzy czwarte uczestników badania wskazuje, że największym problemem w leczeniu w Polsce jest dostęp do lekarzy specjalistów oraz do innowacyjnych terapii i technologii.

– W dobie koronawirusa problem związany z umówieniem wizyty jeszcze się pogłębił, na co wskazuje 60 proc. ankietowanych. Dodatkowo co drugi badany uważa, że koszty związane z leczeniem cukrzycy są bardzo wysokie – mówi Joanna Walczuk.

Co trzeci jest z kolei zdania, że najbardziej pomocne w przypadku zachorowania na cukrzycę byłoby dla niego wsparcie finansowe na zakup leków i sprzętu diagnostycznego. Podobny odsetek respondentów wskazuje na pomoc w umówieniu wizyty u lekarza specjalisty.

Jak widać, Polacy mają świadomość, że leczenie cukrzycy często wymaga dodatkowych nakładów finansowych. Zgodnie z danymi Polskiego Stowarzyszenia Diabetyków blisko 80 proc. cukrzyków potwierdza, że nie stać ich na optymalną i nowoczesną terapię. Na rynku dostępne są już jednak rozwiązania, które mogą być realnym zabezpieczeniem i wsparciem w przypadku zachorowania na tę chorobę oraz w trakcie walki z jej powikłaniami. Taka ochrona dostępna jest w ramach umowy dodatkowej do indywidualnego ubezpieczenia na życie oraz grupowego ubezpieczenia na życie.  

 


22.10.2020 Niedziela.BE // fot. Shutterstock, Inc. // tagi: Nationale-Nederlanden, Polskie Stowarzyszenie Diabetyków, cukrzyca, terapia, zdrowie, profilaktyka, badania, niedziela.be

(newseria/kmb)

 

Aktywność fizyczna wzmacnia odporność. Zmniejsza ryzyko wystąpienia infekcji górnych dróg oddechowych o 30 proc.

Regularne ćwiczenia są niezbędnym warunkiem dobrego stanu zdrowia i prawidłowej odporności. – Osoba, która ćwiczy regularnie, o 30 proc. rzadziej zapada na infekcje dróg oddechowych – podkreśla dr hab. n. med. Ernest Kuchar, specjalista chorób zakaźnych. Aktywność fizyczna to także odpowiedź na choroby cywilizacyjne takie jak cukrzyca czy miażdżyca, a to one – mimo zagrożenia koronawirusem – są główną przyczyną zgonów w krajach rozwiniętych. Eksperci radzą więc, by nie porzucać ćwiczeń w sezonie jesienno-zimowym, tym bardziej że w siłowniach i klubach fitness obowiązuje rygorystyczny reżim sanitarny, który minimalizuje ryzyko zakażenia.

– Choroby związane z miażdżycą, takie jak zawał serca oraz udar, to dwie najczęstsze przyczyny zgonów, na trzecim miejscu lokują się nowotwory. One i pozostałe choroby cywilizacyjne, takie jak cukrzyca, nadwaga, hipercholesterolemia i nadciśnienie, są związane z niezdrowym trybem życia i mają związek z niedoborem wysiłku fizycznego. Polskie społeczeństwo jest w zasadzie w całości zagrożone przez brak tego wysiłku, który jest niezbędny do zachowania zdrowia – mówi agencji Newseria Biznes dr hab. n. med. Ernest Kuchar, specjalista chorób zakaźnych i medycyny sportowej, kierownik Kliniki Pediatrii z Oddziałem Obserwacyjnym Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

Ekspert podkreśla, że efekty dadzą tylko ćwiczenia wykonywane systematycznie.

– Pandemia to specjalna sytuacja, jednak wysiłek fizyczny jest potrzebny regularnie. Jakakolwiek przerwa przekraczająca dwa tygodnie ma niekorzystny wpływ na nasze zdrowie i naszą odporność – dodaje.

Badania naukowe prowadzone w czasie pandemii grypy AH1N1pdm09 wykazały, że regularny wysiłek fizyczny zmniejsza o około 30 proc. ryzyko zakażeń dróg oddechowych.

– Regularna aktywność fizyczna poprawia chemię naszego organizmu, szczególnie hormony, które powodują, że czujemy się lepiej, a to jest bezcenne dla naszego zdrowia psychicznego – mówi Tomasz Groń, dyrektor zarządzający Benefit Systems Oddział Fitness.

Świadomość w tym zakresie buduje ogólnopolska kampania edukacyjna „Ćwicz odporność”, w której aktywny udział bierze sześć sieci fitness: Zdrofit, Fabryka Formy, Fitness Academy, S4, Step One i My Fitness Place. Klienci tych sieci mogą nabyć pakiety, które będą skłaniać do regularnych ćwiczeń – nie tylko w klubach, ale też w ramach treningów online na platformie Yes2Move.com.

– Kluby fitness czy siłownie stają się centrami zdrowia, w których jesteśmy w stanie przeciwdziałać chorobom cywilizacyjnym i pomagać sobie w psychofizycznej kondycji w tym trudnym jesienno-zimowym okresie – dodaje Tomasz Groń.

W obiektach sportowych obowiązują podwyższone zasady sanitarne zgodne z aktualnymi wytycznymi GIS. Podstawowe wymogi to dystans społeczny w wymiarze 1,5 metra i częsta dezynfekcja rąk. Od 10 października na jedną osobę musi przypadać 7 mkw. w klubach znajdujących się w strefach żółtych, a 10 mkw. – w strefach czerwonych. Ponadto w obiektach sportowych niemal standardem jest klimatyzacja, która wymusza obieg powietrza i szybko je filtruje. Sale treningowe są wietrzone i dezynfekowane tak, żeby można było utrzymać odpowiednią sterylność urządzeń. Po ćwiczeniach wszyscy użytkownicy są zobowiązani do dezynfekcji urządzenia, aby chronić siebie i kolejnych ćwiczących.

– Podobne zasady dotyczące reżimu sanitarnego obowiązują praktycznie w całej Europie. W Anglii zaraz po tym, jak kluby zostały otwarte, zrobiono badania – na 8 mln wizyt było tylko kilkanaście przypadków z potwierdzonym COVID-19 – mówi dyrektor zarządzający Benefit Systems Oddział Fitness.

Jak wskazuje dr Ernest Kuchar, tak niski odsetek odwiedzin klientów z COVID-19 w klubach fitness najprawdopodobniej ma związek z faktem, że w czasie gorszego samopoczucia z reguły rezygnujemy z treningów. – Osoba, której organizm walczy w danej chwili z koronawirusem, musi czuć się gorzej i zwykle nie ma ochoty na wysiłek fizyczny i wizytę w siłowni. To jest zachowanie instynktowne.

Zdaniem ekspertów, powołujących się na badania norweskich naukowców, obiekty sportowe, które przestrzegają aktualnych wytycznych GIS, są miejscem podwyższonego ryzyka epidemicznego. Jednak w klubach fitness czy na siłowni znacznie łatwiej niż w innych miejscach użyteczności publicznej można realizować wyśrubowane normy sanitarne.  

 


13.10.2020 Niedziela.BE // fot. Shutterstock, Inc. // tagi: Benefit Systems, zdrowie, sport, aktywność fizyczna, fitness, siłownia, odporność, zdrowie psychiczne, koronawirus, niedziela.be

(newseria/kmb)

 

COVID-19 przyspieszył cyfryzację firm o sześć lat. Jeszcze większych zmian może dokonać wdrożenie sieci 5G

Pandemia koronawirusa znacząco przyspieszyła cyfryzację przedsiębiorstw – pokazuje nowy raport Deloitte. Ta nabierze jeszcze szybszego tempa wraz z wdrożeniem sieci 5G, która ma być katalizatorem dla nowego etapu globalnej, cyfrowej rewolucji. W Polsce wdrożenie nowego standardu zbliża się wielkimi krokami, ale duży wpływ na nie będzie mieć nowelizowana właśnie ustawa o krajowym systemie cyberbezpieczeństwa. Znalazły się w niej zapisy, które pozwalają na wykluczenie niektórych dostawców infrastruktury, co może opóźnić wprowadzanie tej technologii w Polsce nawet o trzy lata.

– Cyfryzacja jest procesem, którego w tej chwili właściwie nie da się już zatrzymać ani cofnąć. Wirus, którego tak nie lubimy, okazał się największym cyfryzatorem w historii. Według badań dzięki pandemii COVID-19 przyspieszyliśmy proces cyfryzacji gospodarki globalnej o około sześciu lat, nie ma sensu się już cofać – podkreśla w rozmowie z agencją Newseria Biznes Rafał Jaczyński, dyrektor ds. cyberbezpieczeństwa w Europie Środkowo-Wschodniej i krajach nordyckich firmy Huawei.

Jeszcze przed wybuchem pandemii 94 proc. firm wskazywało, że transformacja cyfrowa zalicza się do najważniejszych celów strategicznych w ich organizacji. W Polsce cyfryzację za priorytet uznała ponad połowa (58 proc.) menadżerów wysokiego szczebla – wynika z kwietniowego raportu Deloitte („Przemysł 4.0 w Polsce - rewolucja czy ewolucja”).

COVID-19 przyspieszył procesy cyfryzacji w firmach. W ciągu ostatnich sześciu miesięcy większość z nich podjęła w tym zakresie bardzo intensywne działania. Polskie przedsiębiorstwa skupiały się głównie na umożliwianiu telepracy (56 proc.) i przeniesieniu procesów wewnętrznych do świata online (51 proc.) – pokazuje z kolei wrześniowy raport „Trusted Economy w nowej rzeczywistości. Ograniczanie ryzyka związanego z szybką cyfryzacją”, przygotowany przez Deloitte we współpracy z Obserwatorium.biz i Asseco Data Systems. Firmy musiały w ekspresowym tempie cyfryzować swoje procesy między marcem a wrześniem, kiedy lockdown i ograniczenia związane z pandemią były najdotkliwiej odczuwalne.

 Zyski, które przedsiębiorstwa dzięki temu uzyskały, są bardzo wymierne. Po pierwsze, klienci lubią i doceniają nowe, cyfrowe kanały kontaktu. 75 proc. klientów, którzy nawet pierwszy raz mieli do czynienia z takim cyfrowym światem, deklaruje, że będzie z tych kanałów dalej korzystać. Po drugie, cyfryzacja to oszczędności. Globalne dane wskazują na to, że można oszczędzić mniej więcej 10–20 proc. w produkcji w łańcuchu dostaw, a kapitałochłonność biznesu można zmniejszyć o 15–30 proc. To są realne oszczędności. Do tej pory brakowało motywacji, żeby tę cyfryzację zacząć i dokończyć, wirus po prostu pozwolił te bariery mentalne przełamać, nie pozostawiając firmom i nam wyjścia – mówi Rafał Jaczyński.

Jak podkreśla, cyfryzacja w sektorze przedsiębiorstw nabierze jeszcze szybszego tempa wraz z wdrożeniem sieci 5G. Nowa technologia ma być katalizatorem, który zapoczątkuje w globalnej gospodarce nowy etap cyfrowej rewolucji. Tylko w Polsce – jak wynika z rządowej Strategii 5G dla Polski – ma ona przyczynić się do powstania blisko 0,6 mln nowych miejsc pracy i wygenerować dodatkowe przychody w wysokości 13 mld euro rocznie do 2025 roku, głównie w takich sektorach jak finanse, motoryzacja i transport publiczny, opieka zdrowotna czy energetyka. 

– Technologii 5G potrzebujemy jak powietrza, zwłaszcza w Polsce. Gdyby w Kalifornii nie było internetu, nie powstałaby Dolina Krzemowa. Podobnie my – jako kraj i polskie firmy – nie będziemy uczestniczyć w podziale przychodów i zysków z ekosystemu 5G, jeżeli u nas piątej generacji nie będzie. Ona musi powstać szybko i co ważne, bezpiecznie – wskazuje ekspert Huaweia.

Zgodnie z wymogami Komisji Europejskiej do 2025 roku kraje członkowskie UE powinny zapewnić szerokie pokrycie siecią 5G na głównych szlakach komunikacyjnych i w największych miastach. W Polsce – nie czekając na aukcję pasma 3,6 GHz – komercyjne wdrożenia nowego standardu przeprowadziły już Polkomtel, T-Mobile i Orange. Według Deloitte do końca tego roku ponad 100 firm na całym świecie rozpocznie testowanie prywatnych wdrożeń 5G, inwestując w nie łącznie kilkaset milionów dolarów („Technology, Media and Telecommunications Predictions 2020”).

 Według Deloitte ci, którzy jako pionierzy wdrożą piątą generację w sieciach komórkowych, oraz firmy, które jako pierwsze będą miały kontakt z tą technologią, mogą zapewnić sobie przewagę konkurencyjną przynajmniej na dekadę. To jest nie do przecenienia. W związku z tym jeżeli chcemy uczestniczyć w tym wyścigu i w podziale tego rynku, którego wartość jest szacowana nawet na tryliony dolarów, musimy w końcu uruchomić u nas 5G w pełnym zakresie – podkreśla Rafał Jaczyński.

Na wdrożenie w Polsce 5G oraz wybór dostawców infrastruktury i oprogramowania dla nowego standardu telekomunikacyjnego duży wpływ będzie mieć nowelizacja ustawy o krajowym systemie cyberbezpieczeństwa. Resort cyfryzacji opublikował jej projekt na początku września, a 6 października br. zakończył się etap publicznych konsultacji dokumentu. Wzbudził on duże kontrowersje, nie tylko w branży telekomunikacyjnej. Znalazły się w nim bowiem zapisy, które pozwalają na wykluczenie dostawców infrastruktury pochodzących z państw nieprzestrzegających praw człowieka. Może to ograniczyć dostęp chińskich firm do wdrażania tej technologii w Polsce.

 Zakończyły się konsultacje projektu nowelizacji ustawy o krajowym systemie cyberbezpieczeństwa, która wprowadza dodatkowe – i niestety czysto polityczne – kryteria służące do wyboru dostawców – ocenia ekspert Huaweia. – Ta ustawa absolutnie nie dotyczy cyberbezpieczeństwa i opieram się tutaj na opiniach izb, które już częściowo opublikowały swoje stanowiska. Ona jest nielegalna, niezwykle kosztowna dla państwa polskiego, dla podmiotów krajowego systemu cyberbezpieczeństwa i operatorów telekomunikacyjnych. Jest też dewastująca dla wizerunku Polski jako wiarygodnego i przewidywalnego partnera biznesowego.

Wielu ekspertów ocenia, że próba wykluczenia chińskich firm z polskiego rynku negatywnie odbije się na relacjach i wymianie handlowej z Państwem Środka. Prawnicy wskazują też, że te zapisy pozwalające eliminować przedsiębiorstwa z rynku na podstawie politycznych, niejasnych kryteriów i bez możliwości odwołania do sądu stoją w sprzeczności z przepisami o wolnym handlu, konkurencji i wolności gospodarczej oraz prawem międzynarodowym.

 Kryteria dopuszczenia do budowy 5G powinny skupiać się przede wszystkim na produktach. Sieci telekomunikacyjne buduje się z urządzeń, nie z ich dostawców. Dopiero kiedy na podstawie testów, certyfikatów i wymogów będziemy w stanie ocenić te rozwiązania, możemy też dokonać oceny ich dostawców, ale według takich kryteriów, które są wymierne i uczciwe, na podstawie certyfikacji i wymagań dotyczących bezpieczeństwa. Ważne, żeby te kryteria były uczciwe, precyzyjne i dotyczyły wszystkich dostawców na rynku, niezależnie od tego, z którego kraju się wywodzą – mówi Rafał Jaczyński.

Na zlecenie Huaweia brytyjska firma Assembly Research policzyła, ile będzie kosztować polską gospodarkę wprowadzenie nowelizacji ustawy o KSC w obecnym kształcie i wykluczenie z rynku chińskiego dostawcy. Według analityków opóźni to wdrażanie technologii 5G w Polsce nawet o trzy lata, co pociągnie za sobą straty sięgające 4,8 mld euro. Część tych kosztów wynika z faktu, że operatorzy telekomunikacyjni będą zmuszeni wycofać wykorzystywany już w tej chwili sprzęt Huaweia i ponieść koszty zakupu nowego. To zaś może odbić się także na kieszeniach klientów.

– Przez ten czas będziemy tracić nawet pół miliarda złotych miesięcznie  tak wynika z opracowań brytyjskiej firmy, która robiła podobne analizy dla operatorów w Wielkiej Brytanii – wskazuje dyrektor ds. cyberbezpieczeństwa w Europie Środkowo-Wschodniej i krajach nordyckich Huaweia. – Dodatkowy koszt, który będą musieli ponieść operatorzy i niestety przerzucić go na abonentów, jest związany z koniecznością usunięcia obecnie używanego sprzętu z sieci telekomunikacyjnych.

 


13.10.2020 Niedziela.BE // fot. Shutterstock, Inc. // tagi: Huawei, 5G, infrastruktura, infrastruktura 5G, telekomunikacja, cyberbespieczeństwo, prawo, firma, gospodarka, koronawirus, niedziela.be

(newseria/kmb)

 

  • Published in Biznes
  • 0
Subscribe to this RSS feed