Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Belgia: Pracownicy sklepu second hand znaleźli wśród datków... granat!
Polska: Wiemy już, kiedy ZUS wypłaci 14 emerytury? Znamy harmongram
Belgia: Lime musi natychmiast wycofać swoje hulajnogi z Brukseli
Polska: Płatne parkowanie niesprawiedliwe. RPO chce zmian przepisów
Belgia: Ostre cięcie wydatków w Gandawie. „Burmistrz zemdlał”
Polska: Za granicą taniej niż w Polsce. Porównanie cen mówi wszystko
Temat dnia: Szokująca śmierć 11-letniego Fabiana. Policjant wraca do pracy
Polska: Fala upałów. Tak szybko samochód zamienia się w piekarnik
Słowo dnia: Familienaam
Belgia: Poszedł po frytki... Wyłowiono ciało 19-latka
Redakcja

Redakcja

Website URL:

Polska: Niebezpieczne śmieci zalegają w lasach i na podwórkach. Gminy są bezradne

Usuwanie niebezpiecznych odpadów to wyzwanie dla samorządów. Za brak pieniędzy na to płacą mieszkańcy. Swoim zdrowiem.

Rocznie w Polsce odkrywane się co najmniej dziesiątki nielegalnych wysypisk z substancjami niebezpiecznymi. Jednak gminy często nie mają pieniędzy, żeby pozbyć się problemu. Efekt? Trujące śmieci zalegają na działkach latami.

Za drogie dla gmin

NIK ujawnił wiele nieprawidłowości w gospodarce odpadowej. Kluczowym problemem jest odpowiedzialność za dzikie wysypiska. Teoretycznie odpowiada za nie posiadacz śmieci – zazwyczaj właściciel działki, na której odpady się znajdują.

W praktyce jednak często trudno skłonić taką osobę do sprzątania.

Jeśli odpady są niebezpieczne, gmina ma obowiązek natychmiast je usunąć – nawet z prywatnych działek. Na przeszkodzie stają pieniądze.

Według danych NIK za ubiegły rok tylko w Zielonej Górze odpady niebezpieczne na usunięcie czekały od 2015 roku. Koszt ich likwidacji wyniósł około 30,9 mln zł. W Sosnowcu było jeszcze drożej – tu koszt usunięcia około 1000 pojemników mauzer i 200 beczek wyniósł mniej więcej 113 mln.

Nieefektywna pomoc

Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej wprowadził programy finansowego wsparcia gmin z takim problemem. Jednak NIK twierdzi, że to i tak za mało, żeby w pełni pokryć koszty likwidacji porzuconych odpadów niebezpiecznych. Dodatkowo od 18 grudnia 2020 roku Fundusz nie ogłosił naborów wniosków o dofinansowanie likwidacji takich odpadów, ponieważ oczekuje na rekomendacje ministra klimatu i środowiska.

To oznacza, że wracamy do punktu wyjścia. Niebezpieczne odpady wciąż są gromadzone w lasach i na prywatnych działkach. Często za zgodą właścicieli terenów. Niektóre osoby zarabiają na ich przechowywaniu. Znane są również przypadki, w których niebezpieczne odpady „przechodzą” od jednego właściciela do drugiego. Dlaczego? Ponieważ tak jest taniej.

Kary nie pomagają

NIK zauważa, że mimo licznych działań podejmowanych przez rząd w celu zwalczania przestępstw przeciwko środowisku – w tym zaostrzenia kar za śmiecenie – problem nadal jest poważny. Liczba odkrywanych dzikich wysypisk odpadów niebezpiecznych utrzymuje się na stałym poziomie – od kilkudziesięciu do ponad 100 rocznie. Chociaż może być ich dużo więcej, bo nie wszystkie przypadki są zgłaszane tam, gdzie powinny.

Odpady niebezpieczne można znaleźć m.in. w nieczynnych kopalniach, na terenie niepilnowanych nieruchomości, w lasach, w przyczepach zostawionych na parkingach, nieużywanych magazynach, wynajmowanych halach albo garażach.

Plan NIK

NIK zaapelował o zwiększenie wsparcia finansowego dla gmin mierzących się z problemem zagospodarowania groźnych nieczystości. Zarekomendował też zmiany w prawie, które pozwolą sprawniej usuwać niebezpieczne odpady – zwłaszcza wtedy, gdy trudno wykryć osobę odpowiedzialną za śmiecenie. Dzięki temu łatwiej będzie zmierzyć się z dzikimi wysypiskami, żeby chronić środowisko i zdrowie ludzi.

19.05.2023 Niedziela.BE // źródło: News4media // fot. Canva

(sm)


Polska: Tak wyglądają panowie Samochodzik i Kleks od Netfliksa [ZWIASTUNY]

Pojawił się zwiastun nowej wersji „Pana Samochodzika i templariuszy” według powieści Zbigniewa Nienackiego. Główną rolę gra Mateusz Janicki.

Ta informacja kilka miesięcy temu zelektryzowała starszych fanów kina i literatury przygodowej. Takiej raczej dla młodszych. Netflix ogłosił, że kręci nową wersję jednej z części Pana Samochodzika.

Zaczęło się od książek Zbigniewa Nienackiego o Tomaszu NN, czyli Panu Samochodziku

To człowiek, który dysponuje niesamowitym pojazdem (potrafił nawet pływać) i rozwiązuje tajemnicze sprawy. Pan Samochodzik stał się sławny przez książki, ale popularność podbił serialowy hit z lat 70 XX wieku. Mowa o „Panu Samochodziku i templariuszach”. W tej wersji filmowej tytułową role zagrał nieżyjący już Stanisław Mikulski, sławny Kloss. Teraz będzie to Mateusz Janicki.

Za nową wersją filmu stoi platforma streamingowa Netflix. Reżyserii filmu podjął się Antoni Nykowski, a autorem scenariusza jest Bartosz Sztybor.

W nowej wersji adaptacji książki Zbigniewa Nienackiego znany historyk sztuki, łowca skarbów oraz właściciel niezwykłego auta wpada na trop skarbu templariuszy, który jest kluczem do wielkiej mocy, która może zachwiać równowagą dobra i zła na świecie. W udaremnieniu tych planów Panu Samochodzikowi pomaga grupa harcerzy.

W sieci właśnie pokazano zwiastun filmu.

Pan Kleks

To nie jedyna nostalgiczna podróż Netfliksa. Wkrótce zobaczymy nową wersję „Akademii Pana Kleksa” według powieści Jana Brzechwy. Głównej roli nie gra już Piotr Fronczewski. W nowej wersji zastąpił go Tomasz Kot.
„Akademia Pana Kleksa” to ekranizacja powieści Jana Brzechwy. Film będzie się składał z 2 części. Pierwszą widzowie zobaczą pod koniec 2023 roku. Na drugą poczekamy do roku 2025.

Film:

Link: TUTAJ


19.05.2023 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. materiały prasowe

(sm)

Polska: Wakacje 2023. Morze, góry, Mazury i… Bałkany

Na liście najpopularniejszych polskich miejscowości, do których Polacy wybierają się na tegoroczne wakacje, nie ma zaskoczeń.

Jak wynika z danych portalu Travelist.pl, w tym roku zainteresowanie wakacyjnymi pobytami jest wyższe niż w ubiegłym. Od stycznia do początku maja na lipiec i sierpień Polacy zarezerwowali blisko 50 proc. więcej miejsc. I to mimo wyższych niż przed rokiem cen.

Drożej, ale krócej

A te według Travelist.pl kształtują się tak. W sezonie 2022 za noc w pokoju hotelowym rezerwujący musieli zapłacić średnio 531 zł. Obecnie – 677 zł. W porównaniu do 2019 r. różnica jest jeszcze większa i wynosi aż 266 zł. To wzrost o 65 proc.

I – co podkreśla portal – nic nie wskazuje na to, żeby tuż przed rozpoczęciem sezonu miało być taniej, bo średnie ceny wciąż rosną.

Odbija się to jednak na długości pobytów – są krótsze niż wcześniej. W tym roku kupujący rezerwują średnio 5,44 dnia, w 2022 r. było to 5,61 dnia, a w 2019 roku – 6,17.

Ucieczka za granicę

Innym przejawem tej sytuacji – według Travelist.pl – jest „ucieczka” Polaków za granicę. Z roku na rok jest coraz więcej rezerwacji u naszych południowych sąsiadów i na Bałkanach.

Jak podaje Travelist.pl, w 2019 r. zaledwie 3 proc. klientów za cel swoich wakacyjnych wybierało zagranicę. W 2022 – już 7 proc., w tym – 10 proc.

– Trudno się temu dziwić, ponieważ za bardzo podobne pieniądze można zarezerwować pobyt w krajach, które kuszą nie tylko zbliżonymi cenami, ale też gwarancją pięknej pogody – mówi Eliza Maćkiewicz z Travelist.pl.

Morze popularniejsze niż góry

Wakacje w kraju najczęściej spędzamy nad Bałtykiem. W tym roku planuje tam wypoczywać ponad 50 proc. klientów portalu, pomimo najwyższych cen w tym regionie. W szczycie sezonu noc w pokoju hotelowym dla dwóch osób kosztuje średnio 710 zł.

Tracą natomiast polskie góry – rezerwacji jest mniej niż w poprzednich latach.

W TOP 10 miejscowości, do których pojedziemy na wakacje, są obecnie:

Kołobrzeg,
Gdańsk,
Mielno,
Jastrzębia Góra,
Ostróda,
Iława,
Zakopane,
Mrzeżyno,
Szklarska Poręba,
Ustka.

22.05.2023 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. iStock

(sm)


Belgia: W Brukseli nowe rowery miejskie!

Lime, gigant mobilności współdzielonej, ma w najbliższych dniach uruchomić w belgijskiej stolicy 250 nowych rowerów do użytku publicznego – donosi dziennik Le Soir. Pierwsze rowery są dostępne od 18 maja.

Nowe, wspólne rowery, które można wypożyczyć za pośrednictwem aplikacji Lime lub Uber, zwiększą już stosunkowo dużą liczbę rowerów publicznych w Brukseli. Inne firmy obecne już na stołecznych ulicach to Bolt, Dott, Tier i Poppy.

Lime obsługuje w stolicy flotę liczącą około 3500 hulajnóg elektrycznych. Było to źródłem publicznej debaty, ponieważ kontrowersyjne pojazdy są często niewłaściwie zaparkowane, blokując chodnik i stwarzając zagrożenie dla pieszych.

19.05.2023 Niedziela.BE // fot. Wildwater.tv / Shutterstock.com

(kk)

 

Subscribe to this RSS feed