Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Polska: Po marihuanę sięgamy najczęściej. Wiele osób robi to samotnie
Belgia: Rozbito gang przemytników kokainy
Polska: Nowe podręczniki, nowe egzaminy. Będzie reforma szkoły
Temat dnia: Tanie przesyłki z Chin zalewają Belgię. Premier wezwany do działań
Polska: Fiskus ma oko na handlujących w internecie. Tak pilnuje podatków
Słowo dnia: Souvenirwinkel
Belgia: Protesty w Gandawie. „Będą zwalniać”
26-letnia Niemka zaginęła w Australii
Polska: Rozwód i alimenty na nowych zasadach. Sprawdź, co się zmieni
Belgia: Sprzedawał dzieciom e-papierosy z domieszką narkotyków
Redakcja

Redakcja

Website URL:

Belgia: Dentysta dla dziecka? Wielu rodziców na to nie stać

W 2021 r. około 4,4% dzieci w wieku do 16 lat mieszkających w Unii Europejskiej nie miało dostępu do odpowiedniej opieki dentystycznej - poinformowało unijne biuro statystyczne Eurostat.

To o 1,8 punktu procentowego więcej niż w 2017 r. Dzieci wychowywane przez jednego rodzica częściej pozbawione są odpowiedniej opieki dentystycznej niż dzieci, mieszkające z dwojgiem rodziców (7,1% wobec 4% w 2021 r.).

W Belgii odsetek dzieci bez odpowiedniej opieki dentystycznej był w 2021 r. relatywnie wysoki i wyniósł 5,9%. To szósty najwyższy wynik w całej UE. Brak właściwej opieki stomatologicznej to często skutek trudnej sytuacji finansowej rodziców.

Największy problem z zapewnieniem dzieciom dostępu do dentysty mieli w 2021 r. rodzice na Łotwie (7,7%), w Hiszpanii (7,1%), na Węgrzech (7%) i w Słowenii (6,8%).

Najlepiej pod tym względem wypadły takie kraje jak Luksemburg (0,6%), Chorwacja (0,8%), Szwecja (1,1%) i Austria (1,2%), wynika z danych opublikowanych na stronie internetowej biura Eurostat.

29.05.2023 Niedziela.BE // fot. Shutterstock, Inc.

(łk)

Belgia: Lekarz oskarżony o morderstwo żony wrócił do domu

73-letni emerytowany lekarz Freddy V., podejrzany o zamordowanie żony, wrócił z aresztu do domu - poinformował dziennik „Het Nieuwsblad”.

Oficjalnie mężczyzna nadal jest pozbawiony wolności, ale sąd zgodził się na zamianę pobytu aresztu na areszt domowy z nadzorem elektronicznym.

Prokuratura podejrzewa, że Freddy V. 14 maja tego roku zabił swoją żonę. Kobieta straciła życie w domu. Wezwany przez V. na miejsce lekarz stwierdził zgon i uznał, że są przesłanki, by twierdzić, że nie doszło do niego z przyczyn naturalnych.

Prokuratura zleciła przeprowadzenie sekcji zwłok. Wykazała ona, że kobieta mogła stracić życie w wyniku użycia wobec niej przemocy fizycznej. Głównym podejrzanym w tej sprawie stał się jej mąż.

Mężczyzna zaprzecza, by zabił małżonkę. Według niego rany na jej ciele można wytłumaczyć tym, że przewróciła się po tym, jak w nocy wstała z łóżka. Prokuratura nie dała wiary tym tłumaczeniom i nakazała aresztowanie V.

- Mój klient nadal twierdzi, że jego żona przewróciła się w nocy, kiedy próbowała oprzeć się o tzw. balkonik [chodzik dla seniora]. Ze względu na dobro śledztwa nie będę podawał dalszych szczegółów - powiedział adwokat podejrzanego, cytowany przez „Het Nieuwsblad”.

26.05.2023 Niedziela.BE // fot. Shutterstock, Inc.

(łk)

Polska: Tłuste koty PiS mają się świetnie. Rocznie zarabiają miliony złotych

Dwa lata temu na listę „tłustych kotów PiS” trafiło ponad 300 nazwisk. Dziś ta lista z pewnością już spuchła. Większość – obok topowych nazwisk – stanowi „drobnica”, która też uciułała co najmniej milion złotych.

„Puls Biznesu” przedstawił w 2012 roku tzw. listę wstydu Platformy Obywatelskiej. Był to wykaz partyjnych działaczy i sympatyków partii, którzy znaleźli pracę w firmach powiązanych z władzą centralną i lokalną.
Lista zrobiła piorunujące wrażenie. Liczyła 428 pozycji, a jeszcze można było do niej dodać setki kolejnych.

Grzech każdej władzy

W tym zestawieniu znalazł się np. były już wówczas minister Aleksander Grad, a także minister Zbigniew Derdziuk i 11 wiceministrów. Na liście znaleźli się też senatorowie PO, tacy jak Jan Michalski i Franciszek Adamczyk oraz 11 posłów, m.in. Łukasz Tusk, kuzyn Donalda Tuska.

Były znane nazwiska jak Franciszek Adamczyk, ówczesny szef rady nadzorczej Bumaru, członek rady nadzorczej KGHM, a jeszcze wcześniej senator PO. Byli też lokalni działacze jak Alina Ambroziak, dyrektorka Bursy Regionalnej w

Ostrołęce. Ile osób pamięta dziś jeszcze te nazwiska?

Ale ta akcja najwyraźniej zainspirowała PSL, które w 2021 r. zaprezentowało listę „tłustych kotów PiS”. Znalazło się na niej 357 osób, które zajmują intratne stanowiska w spółkach skarbu państw. Okazało się, że ludzie powiązani z PiS

zarabiają na państwowych posadach olbrzymie pieniądze. Od kilkudziesięciu do kilkuset tysięcy złotych miesięcznie.

To był dla PiS policzek

Jarosław Kaczyński w swojej działalności politycznej stara się nie popełniać błędów ekipy PO-PSL. Jeszcze w 2018 roku prezes PiS powiedział jasno:

– Zapadła decyzja, zgodnie z naszymi deklaracjami, które składaliśmy już niejednokrotnie i które ja składałem. Do polityki nie idzie się dla pieniędzy. Ci, którzy funkcjonują w spółkach, są przez nas szanowani, jeżeli dobrze wykonują swoje obowiązki, ale nie będziemy łączyć tych dwóch funkcji. To znaczy, że te osoby nie będą kandydowały na żadnym szczeblu samorządu.

Efekt był taki, że część działaczy wybrała pieniądze zarabiane w firmach i zrezygnowała z działalności w samorządach. Miało to jeszcze jeden efekt, który może Kaczyński miał w głowie od dawna. Otóż członek zarządu firmy jako radny musi co roku przedstawiać oświadczenie majątkowe i wyspowiadać się ze swoich zarobków. Kiedy taki prezes radnym już nie jest, to opinia publiczna jego zarobków nie poznaje.

Tłuste koty odchodzą

Tymczasem Kaczyński w 2021 roku zaatakował tłuste koty raz jeszcze. Mówił o syndromie „tłustych kotów”.

– Niechęć do pracy, chęć walki tylko o różnego rodzaju stanowiska – wymieniał ich cechy.

W PiS się zagotowało. Już przymierzano się do czystek. Do zwolnień. I tak się niekiedy działo, bo np. Sylwia Sobolewska, żona Krzysztofa Sobolewskiego (bliskiego współpracownika prezesa PiS) pracowała w 3 spółkach skarbu państwa. Po słowach Kaczyńskiego odeszła, ale... została członkiem zarządu Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej w Kamieniu Pomorskim.

Eugeniusz Daciuk jest dyrektorem Zarządu Zlewni w Zamościu podległej państwowym Wodom Polskim. Jest też teściem Jacka Sasina. Ale według PiS Daciuk nie jest tłustym kotem i zakaz zatrudniania rodziny go nie dotyczy. Dlaczego?

– Tu nie ma żadnego nepotyzmu, bo teść to nie jest rodzina. Rodzina to jest pokrewieństwo z krwi, a to jest nabyta sprawa. I ja tutaj nie widzę żadnego nepotyzmu w tym przypadku – tłumaczył.

Jak się mają teraz tłuste koty?

Świetnie, co pokazał to ostatnio TVN. Małgorzata Sadurska to była posłanka PiS z województwa lubelskiego. Pracowała także w Kancelarii Prezydenta, z której przeszła do zarządu państwowego PZU. Sadurska jak członek zarządu zarobiła tam w 2022 roku 2,050 mln zł. Rok wcześniej było to 1,801 mln zł.

Maksa Kraczkowskiego nazywają złotym dzieckiem PiS. Tuż po studiach (został magistrem prawa, mając 21 lat) wstąpił do PiS i konsekwentnie piął się po szczeblach politycznej kariery. Najpierw był warszawskim radnym, potem posłem przez kilka kadencji, aż wskoczył do biznesu. I to od razu do wielkiego biznesu, na fotel wiceprezesa PKO BP. W marcu br. został odwołany ze stanowiska. W 2022 r. zdążył jednak zarobić ponad 2 mln zł.

Sadurska nie jest wyjątkiem, bo można wymienić choćby Marcina Pawlickiego, szczecińskiego działacza PiS oraz radnego. 44-latek jest także wiceprezesem Enei SA. W 2022 roku zarobił 1,14 mln zł brutto. Miesięcznie daje to średnio 95 tys. zł. Plus dieta radnego – 42,3 tys. zł rocznie.

Więcej przykładów? Proszę bardzo:

Wojciech Jasiński, były poseł, który obecnie zasiada w radach nadzorczych PKO BP i PZU. Zarobki w 2022 r. – 368 tys. zł

Maciej Łopiński, były minister w Kancelarii Prezydenta, Zasiada w radzie nadzorczej PKO BP. W ubiegłym roku zarobił tam 204 tys. zł.

26.05.2023 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. pis.org

(sm)

Dzień Dziecka 2023. Uwaga, nie każda zabawka jest bezpieczna

Ponad połowa Polaków właśnie chodzi po sklepach i przeczesuje strony internetowe. Szukają prezentu na Dzień Dziecka.

Raport PayPo pokazuje, że z okazji 1 czerwca 61 proc. Polaków kupuje dziecku prezenty. To dane dotyczące osób, które takie zakupy robią co roku, bo 23 proc. badanych robi to sporadycznie. Tylko 15 proc. ankietowanych nie kupuje prezentów dziecku na Dzień Dziecka.

Rodzice kierują się przy tym głównie:

- preferencjami dziecka (63 proc.),
- dostępnym budżetem (23 proc.),
- własnymi upodobaniami (7 proc.).

W większości przypadków są to słodycze (54 proc.) i zabawki (47 proc.). Są także tacy, którzy stawiają na wręczanie pieniędzy (39 proc.), książek i gier (32 proc.). W dalszej kolejności Polacy wskazali:

- ubrania,
- wyjście do kina lub wyjazd,
- urządzenia elektroniczne,
- hulajnogi lub rowery.

Statystycznie prezenty nie są drogie. Chociaż za rower czy smartfon trzeba zapłacić sporo, to jednak zazwyczaj wartość prezentu z okazji Dnia Dziecka to 50-100 złotych.

Uwaga na zabawki

Jak co roku Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów przedstawił raport dotyczący dostępnych na polskim rynku zabawek.

„Rwaliśmy je, podpalaliśmy i zgniataliśmy, żeby sprawdzić, czy będą bezpiecznym prezentem dla najmłodszych. Na 30 modeli 11 nie spełniało wymagań konstrukcyjnych lub formalnych” – informuje UOKiK.

Dodajmy, że takie eksperymenty przeprowadzane są w laboratoriach, w których sprawdza się np. łatwopalność zabawek. Sprawdza się także, czy np. linkę od jakiegoś produktu dziecko może sobie zawiązać za szyi. Kolejny test dotyczy np. tego, jak w organizmie zachowa się połknięty element zabawki.

Najczęściej występujące nieprawidłowości:

w 3 przypadkach – lalka, 2 zwierzaki – występowanie małych części,
w 3 przypadkach – piłka, lalka, miś – dostęp do wypełnienia z materiału włóknistego,
w 1 przypadku – zwierzak – oddzielenie się od zabawki przyssawki z pętelką z linki.

Wykaz kontrolowanych zabawek

UOKiK zajął się także zabawkami magnetycznymi. To np. puzzle czy książeczki. Co do kwestii technicznych, to sprawdzono siłę przyciągania zastosowanych magnesów.

„Połknięcie elementów magnetycznych może wywołać u dziecka stan zapalny, a nawet perforację (pęknięcie) jelit, stwarzając tym samym zagrożenie dla zdrowia i życia” – tłumaczą eksperci.

Na 20 modeli zabawek 3 miały nieprawidłowości: zbyt małe elementy i zbyt silny strumień przyciągania magnetycznego.

Wykaz kontrolowanych zabawek

UOKiK radzi rodzicom

Upewnij się, że zabawka jest bezpieczna i dobierz ją odpowiednio do wieku malucha. Lalki, maskotki czy gryzaki dla najmłodszych nie mogą zawierać małych części – dziecko mogłoby się nimi udławić.

Obejrzyj dokładnie zabawkę, zanim podejmiesz decyzję o jej zakupie – zweryfikuj solidność szwów, sprawdź, czy nie ma ostrych krawędzi, sztywnych lub wystających elementów. Często mała nierówność może być przyczyną dużego nieszczęścia.

Upewnij się, że zabawka jest bezpieczna i dobierz ją odpowiednio do wieku malucha. Lalki, maskotki czy gryzaki dla najmłodszych nie mogą zawierać małych części – dziecko mogłoby się nimi udławić.

Obejrzyj dokładnie zabawkę, zanim podejmiesz decyzję o jej zakupie – zweryfikuj solidność szwów, sprawdź, czy nie ma ostrych krawędzi, sztywnych lub wystających elementów. Często mała nierówność może być przyczyną dużego nieszczęścia.

29.05.2023 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. iStock

(sm)

Subscribe to this RSS feed