Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Belgia: Urlop za granicą? Tu najczęściej
Belgia: Kierowca otworzył drzwi, zginął rowerzysta
PRACA W BELGII: Szukasz pracy? Znajdziesz na www.NIEDZIELA.BE (środa 21 maja 2025, www.PRACA.BE)
Belgia: Oszustwa wyborcze w Ninove? 7 aresztowań
Polska: Oszustwo na... Czyste Powietrze. Naciągacze zastawiają pułapki
Belgia, Polska: Jak głosowali Polacy w Gandawie? Zaskakujący zwycięzca
Polska: Aż trudno w to uwierzyć. Ciągnął psy za samochodem [WIDEO]
Belgia, Dinant: Wypadek podczas wspinaczki. Jedna osoba nie żyje
Polska: 800 plus po nowemu. Sprawdź od kiecy i co się zmieni
Temat dnia: Dziś strajk sektora publicznego w Belgii. Liczne zakłócenia!
Redakcja

Redakcja

Website URL:

Polska: Wybuch rakiety w Przewodowie. Atak czy pomyłka? Są ustalenia prokuratury

Polscy śledczy wyczerpali już wszystkie krajowe narzędzia w wyjaśnianiu wybuchu rakiety w miejscowości Przewodów. Ustalili, że to był ukraiński pocisk. Zginęły wtedy 2 osoby.

Do tragedii doszło w połowie listopada 2022 roku. W biały dzień w miejscowości Przewodów (woj. lubelskie) spadł pocisk rakietowy. Uderzył w punkt skupu zboża. Zabił dwóch mężczyzn w wieku 59 i 62 lat.

Pocisk zboczył z kursu?

Przewodów to miejscowość przy granicy z Ukrainą. Było jasne, że tragedia to wynik toczącej się tam wojny. Było jednak wiele pytań. Kto wystrzelił rakietę? To był celowy atak, czy jednak wypadek? Rosyjska prowokacja czy ukraińska pomyłka?

– Wczoraj na większe ośrodki miejskie na Ukrainie spadły rakiety. Ukraina broniła się. Mieliśmy do czynienia z poważnym starciem wywołanym przez Rosję. (...) Wiele wskazuje na to, że była to rakieta obrony powietrznej, która niestety spadła na terytorium Polski. Najprawdopodobniej była to rakieta produkcji rosyjskiej typu S-300. Nie mamy w tej chwili dowodu na to, że była to rakieta wystrzelona przez stronę rosyjską.

Jesteśmy w bezpośrednim kontakcie z naszymi sojusznikami z NATO. Podkreślam – nie mamy żadnej poszlaki, która pozwalałyby stwierdzić, że był to atak na Polskę – mówił wtedy na gorąco prezydent Andrzej Duda.

Szybko sensu nabierała teoria, że rakiety nie wystrzelili Rosjanie. Że był to pocisk ukraińskiej obrony przeciwpowietrznej, który zboczył z kursu. Nie trafił w pocisk rosyjski i uderzył w skup zboża w Przewodowie.

Wiadomo skąd

Teraz „Rzeczpospolita” ujawnia, że polska prokuratura zakończyła już swoje czynności w tej sprawie. Śledczy wyczerpali wszystkie dostępne w Polsce narzędzia służące wyjaśnieniu sprawy.

„Prokuratura ma wiedzę, z jakiego miejsca obrony przeciwlotniczej Ukrainy został wystrzelony, ale pilnie strzeże tej informacji” – podaje dziennik.

Prokuratura stanowczo wyklucza jednak, żeby pocisk był wystrzelony z terytorium Rosji.

Do wypadku miało dojść w trakcie rosyjskiego ostrzału m.in. elektrowni koło Lwowa. Ukraiński pocisk przeciwrakietowy miał nie sięgnąć celu, a następnie nie uległ samozniszczeniu.

Rakieta pod Bydgoszczą

Natomiast oficjalnie nadal jest wyjaśniana sprawa rosyjskiej rakiety znalezionej w lesie niedaleko Bydgoszczy. Ta sprawa wciąż budzi ogromne emocje po obu stronach konfliktu politycznego.

W połowie grudnia ubiegłego roku Rosjanie przeprowadzili zmasowany ostrzał terytorium Ukrainy. Do ataku wykorzystali m.in. samoloty stacjonujące na Białorusi. Na radarach naszych służb pojawił się obiekt, który wleciał do Polski znad Białorusi. Polskie służby śledziły obiekt, ale w okolicach Bydgoszczy straciły go z oczu.

Obiektu szukano, ale akcja przez śnieżną pogodę została szybko przerwana. Resztki rakiety w kwietniu tego roku znalazł przypadkowy świadek.

W maju tego roku biegli ocenili, że był to pocisk manewrujący Ch-55 powietrze-ziemia produkcji ZSRR. Takie rakiety mają zasięg ok. 3 tys. kilometrów i mogą przenosić głowice jądrowe.

Pocisk z polskiego lasu to wersja 555, przeznaczona do ładunków konwencjonalnych. Rakieta, która spadła w okolicach Bydgoszczy, była nieuzbrojona.

26.09.2023 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. policja

(sw)

  • Published in Polska
  • 0

Polska: Alimenciarze są winni miliardy złotych. Nie tylko swoim dzieciom

Należności alimentacyjne liczone są w miliardach złotych. Do końca sierpnia dług alimenciarzy urósł do 14,5 mld zł. W ciągu roku powiększył się aż o 3,2 mld.

Krajowy Rejestr Długów (KRD) poinformował, że kwota średniego zadłużenia zwiększyła się o ok. 16 proc. i osiągnęła blisko 50 tys. zł. Liczba osób unikających płacenia alimentów wzrosła o 28,7 tys. Aż 94 proc. alimenciarzy to mężczyźni.Okoła miliona dzieci nie dostaje należnych im pieniędzy.

Tu nie płacą najczęściej

Największe problemy z terminową płatnością alimentów są widoczne wśród mieszkańców województwa warmińsko-mazurskiego i Dolnego Śląska. Odpowiednio 29 i 25 na 1 tys. pełnoletnich mężczyzn zalega z płatnościami na swoje dzieci. Średnia krajowa wynosi 18.

Najwyższą wartość długów alimentacyjnych odnotowano na Mazowszu (ponad 1,94 mld zł), w województwie śląskim (ponad 1,68 mld zł) i w dolnośląskim (1,37 mld zł). W województwach opolskim, lubuskim i podlaskim jest pod tym względem najlepiej. Tutaj długi alimentacyjne nie przekraczają 400 mln zł.

Najmniej dłużników alimentacyjnych mieszka w największych miastach (27,1 proc. tej populacji). Częściej można ich spotkać w średnich miastach (37,1 proc.) lub na wsiach i w miasteczkach (35,7 proc.).

Alimenciarze mają też inne zaległości

Dłużnicy alimentacyjni są grupą szczególnie skłonną do unikania spłacania również innych zobowiązań. Z danych KRD wynika, że takie zaległości ma 60 proc. alimenciarzy. W sumie ich dług sięga blisko 2,4 mld zł. Wielu zalega z płatnościami wobec 3 lub więcej wierzycieli.

Za co nie płacą? Na przykład za mieszkanie (czynsz, prąd, woda, gaz) i za telefon. Lubią też jeździć sobie na gapę.

Dłużnicy alimentacyjni często zalegają również z płatnościami wobec firm zarządzających wierzytelnościami. W tym przypadku suma zadłużenia przekracza 1,9 mld zł.

30.09.2023 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Canva

(sw)


  • Published in Polska
  • 0

Polska: W mieście, pod miastem? Gdzie kupić mieszkanie

Co zrobić, jeśli nie stać nas na mieszkanie w stolicy województwa? Poszukać go pod miastem, w sąsiednich gminach. Tam ceny są dużo niższe.

Z najnowszego raportu lokalnego portalu Nieruchomosci-online.pl wynika, że jeśli zdecydujemy się na używane mieszkanie w gminie podmiejskiej, to niewykluczone, że za metr kwadratowy zapłacimy nawet do 50 proc. mniej niż w stolicy województwa. Tyle że znalezienie tam mieszkania jest trudne, bo liczba ofert jest ograniczona.

Gdzie i o ile mniej zapłacimy?

– Drożejące mieszkania w dużych miastach sprawiają, że Polacy coraz częściej spoglądają w kierunku gmin ościennych, bo tam ceny używanych mieszkań są niższe, dzięki czemu kupujący mogą sobie pozwolić na większy metraż – podkreśla Rafał Bieńkowski, PR manager portalu.

Do 50 proc. mniej niż w mieście za mkw. mieszkania z rynku wtórnego zapłacimy w takich miastach jak Warszawa, Kraków, Wrocław, Gdańsk, Katowice, Białystok, Toruń, Zielona Góra. W tych ośrodkach rozstrzał cen mieszkań pomiędzy miastem a gminami ościennymi bywa największy.

Do 40 proc. taniej zapłacimy natomiast za mieszkanie w okolicach takich stolic województw jak Poznań, Bydgoszcz, Opole, Szczecin i Gorzów Wielkopolski.

Obecnie tylko w trzech aglomeracjach różnice pomiędzy miastem a gminami sięgają 30 proc. – są to Łódź, Olsztyn i Rzeszów.

– Znacząca oszczędność i lepsze warunki mieszkaniowe potrafią brać górę nad minusami, takimi jak konieczność dojazdu do miasta czy słabiej rozwinięta infrastruktura – dodaje Bieńkowski.

Cena metra kwadratowego mieszkania w mieście i pod miastem

Średnie ceny ofertowe mieszkań używanych  w największych ośrodkach miejskich (sierpień 2023 r.):

• Warszawa – 15,3 tys. zł/mkw., gminy podmiejskie – od 7,4 do 13,2 tys. zł/mkw.,
• Kraków – 14 tys. zł/mkw., gminy podmiejskie – od 7,1 do 9,9 tys. zł/mkw.,
• Wrocław – 11,8 tys. zł/mkw., gminy podmiejskie – od 6 do 9,2 tys. zł/mkw.,
• Łódź – 7,6 tys. zł/mkw., gminy podmiejskie – od 5,5 do 6,2 tys. zł/mkw.,
• Poznań – 10,3 tys. zł/mkw., gminy podmiejskie – od 6 do 8,2 tys. zł/mkw.,
• Gdańsk – 13,1 tys. zł/mkw., gminy podmiejskie – od 6,9 do 14,2 tys. zł/mkw.

Mało ofert poza miastem

Niestety w niektórych województwach znalezienie mieszkania w bliskim sąsiedztwie dużego miasta może być bardziej niż trudne. Powodem jest niska podaż mieszkań na rynku wtórnym w gminach. Pod tym względem w najgorszej sytuacji są okolice Kielc, Opola, Lublina i Rzeszowa.

Analiza liczby ogłoszeń w sierpniu 2023 r. pokazała, że wybór mieszkań w gminach sąsiadujących z tymi miastami jest bardzo ograniczony i często sprowadza się do kilku lub kilkunastu ofert. Ponad 95 proc. mieszkań na sprzedaż znajduje się w stolicy regionu.

Co można zrobić w tej sytuacji? Poszukać alternatywy.

Dom w gminie zamiast mieszkania w mieście?

– Część osób poszukujących mieszkania zorientowała się, że w jego cenie w dobrej lokalizacji w dużym mieście można kupić dom na przedmieściach lub w okolicznej gminie. Na przykład w Białymstoku średnia cena mieszkania wynosi 8,7 tys. zł/mkw., a za metr kwadratowy domu wolnostojącego pod miastem właściciele oczekują od 4 do 6,2 tys. zł – mówi Rafał Bieńkowski.

Z obserwacji biur nieruchomości wynika, że Polacy najczęściej poszukują obecnie szeregówek lub bliźniaków o powierzchni 80-100 mkw. oraz domów wolnostojących do 120 mkw.

Cena metra kwadratowego domu w mieście i pod miastem

Średnie ceny ofertowe domów wolnostojących w największych ośrodkach miejskich (sierpień 2023 r.):

• Warszawa – 10 tys. zł/mkw., gminy podmiejskie – od 6,6 do 9,6 tys. zł/mkw.,
• Kraków – 9,3 tys. zł/mkw., gminy podmiejskie – od 4,2 do 8,8 tys. zł/mkw.,
• Wrocław – 8,8 tys. zł/mkw., gminy podmiejskie – od 4 do 8,6 tys. zł/mkw.,
• Łódź – 6,3 tys. zł/mkw., gminy podmiejskie – od 4 do 5,6 tys. zł/mkw,
• Poznań – 7,8 tys. zł/mkw., gminy podmiejskie – od 4,4 do 8,2 tys. zł/mkw.,
• Gdańsk – 8,9 tys. zł/mkw., gminy podmiejskie – od 4,9 do 7,5 tys. zł/mkw.


30.09.2023 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. iStock

(sw)


  • Published in Polska
  • 0

Polska: Amnestia 800 plus. Wielu złodziei wyjdzie na wolność

Za tydzień zmieni się finansowy próg, od którego kradzież jest przestępstwem. A to sprawi, że wiele osób opuści więzienia.

Organizacje handlowców wiele razy apelowały, żeby w przepisach niczego nie zmieniać. Tłumaczyły, że władza w taki sposób daje złodziejom przyzwolenie na kradzieże. Na nic zdały sie te apele i 1 października w Polsce zmienią się przepisy.

Obecnie – jeszcze – jeżeli ktoś ukradnie mienie, którego wartość nie przekracza 500 złotych, odpowiada jak za wykroczenie. Dopiero gdy złodziejski rachunek przekroczy 500 zł, to czyn staje się przestępstwem.

800 plus

Różnica jest znacząca. Za wkroczenie grozi areszt, grzywna lub ograniczenie wolności. Karą za przestępstwo jest już więzienie – nawet do 3 lat.

Teraz jednak próg finansowy zostanie podniesiony do 800 zł. Tak się stanie na mocy nowelizacji Kodeksu karnego. Politycy, którzy poparli ten pomysł, tłumaczyli, że wszystko drożeje i trzeba prawo dostosować do nowej, finansowej rzeczywistości. Handlowcy załamują ręce.

Zmiany wejdą w życie 1 października.

Amnestia

I tu zaskoczenie. Jak zauważył „Dziennik Gazeta Prawna”, nowe przepisy mają jeszcze jeden – zupełnie niespodziewany – efekt.

„W związku z podwyższeniem progu kradzieży z 500 zł do 800 zł przestępstwa przeciwko mieniu o wartości mieszczącej się w tym przedziale zostaną zamienione na wykroczenia. To oznacza, że w najbliższą niedzielę każdy, kto za kradzież czy paserstwo na kwotę między 500 a 800 zł odsiedział już 30 dni, będzie musiał wyjść na wolność” – czytamy.

Dlaczego? Bo zgodnie z art. 4 KK, gdy popełni się czyn w trakcie obwiązywania jednych przepisów, a jest się sądzonym już w nowej rzeczywistości, to stosuje się łagodniejsze prawo.

Część zakładów karnych już wysłało do sądów listę osób, które trzeba będzie wypuścić na wolność.

30.09.2023 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. iStock

(sw)

  • Published in Polska
  • 0
Subscribe to this RSS feed