Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Belgia: 5 sklepów w Antwerpii zamkniętych. Powodem przemoc gangów
Niemcy: Liczba rozwodów stabilna
Co pacjent powinien jeść w szpitalu? Zasmażka odpada
Belgia: Trwa śledztwo w sprawie salmonelli na fermie w Geel
Polska: Bo dziecko dostanie się do gorszej szkoły. Straszą brakiem oceny z religii w średniej
Belgia: Coraz więcej osób na Ozempicu!
Słowo dnia: Zalmsalade
PRACA W BELGII: Szukasz pracy? Znajdziesz na www.NIEDZIELA.BE (piątek 27 czerwiec 2025, www.PRACA.BE)
Belgia, praca: Ojcowie zarabiają więcej niż bezdzietni mężczyźni. Dlaczego?
Polska: Wróciły! Paragony grozy znad morza i z gór. Jajecznica za 67 złotych
Redakcja

Redakcja

Website URL:

Belgia, Molenbeek: Policja aresztowała trzech nastolatków, którzy opluli klamki radiowozu

W zeszłym tygodniu policja z brukselskiej gminy Molenbeek zatrzymała trzech nastolatków, którzy zostali przyłapani na opluwaniu klamek policyjnego radiowozu. W świetle obostrzeń wprowadzonych w ramach walki z epidemią koronawirusa zachowanie to zostało uznane za próbę narażenia zdrowia funkcjonariuszy policji.

Jak informuje Het Nieuwsblad, młodociani podejrzani byli członkami grupy tzw. „białych kamizelek”, utworzonej przez lokalną radną ds. spójności społecznej, Glorię Garcia Fernandez. Jak na ironię, celem grupy są działania mające zwrócić uwagę młodych ludzi na kwestie takie, jak przestrzeganie wymaganego dystansu, zakaz organizowania zgromadzeń oraz konieczność dbania o higienę.

Chociaż koronawirus jest przenoszony drogą kropelkową, to nic nie wskazuje na to, że młodzi ludzie odpowiedzialni za oplucie klamek radiowozu są nosicielami COVID-19.

Nawet jeśli okazałoby się, że są zakażeni, to wirus nie może przeniknąć przez warstwy skóry – jeśli więc policjanci, którzy dotknęli klamek, umyli dłonie, nie powinni się zarazić.

 

22.05.2020 Niedziela.BE

(kk)

 

Polska, MEN: Kolejney etap stopniowego uruchamiania stacjonarnej pracy szkół i placówek od 25 maja

W związku ze stopniowym przywracaniem stacjonarnej pracy szkół i placówek od 25 maja uruchamiamy zajęcia opiekuńczo-wychowawcze z możliwością prowadzenia zajęć dydaktycznych dla uczniów klas I-III szkół podstawowych oraz konsultacje dla uczniów klas 8 szkół podstawowych i maturzystów.

Umożliwienie zajęć opiekuńczych w klasach I-III szkoły podstawowej to odpowiedź na oczekiwania tych rodziców, którzy chcieliby wrócić do pracy. Po otwarciu od 6 maja br. przedszkoli i oddziałów przedszkolnych to kolejny krok w stronę stopniowego powrotu do stacjonarnego funkcjonowania szkół.

To dyrektor szkoły określi szczegółowy sposób sprawowania opieki, jak i prowadzenia zajęć dydaktycznych dla dzieci, które będą przebywać w szkole. Forma zajęć dydaktycznych jest uzależniona od warunków epidemicznych panujących na terenie gminy, w której szkoła się znajduje oraz od możliwości spełnienia wytycznych Ministra Zdrowia, Głównego Inspektora Sanitarnego oraz Ministra Edukacji Narodowej.

Zajęcia wynikające z realizacji podstawy programowej w klasach I-III szkoły podstawowej prowadzić będą nauczyciele edukacji wczesnoszkolnej, natomiast zajęcia opiekuńczo-wychowawcze wychowawcy świetlic szkolnych i w miarę możliwości inni – wskazani przez dyrektora szkoły – nauczyciele. Dyrektor, mając na uwadze warunki organizacyjne, zdecyduje o podziale uczniów do poszczególnych grup i ustali, którzy nauczyciele będą prowadzili zajęcia.

Dodatkowo dyrektor szkoły, wspólnie z nauczycielami, oceni stan realizacji podstawy programowej kształcenia ogólnego dla poszczególnych klas I-III i rozplanuje pozostałe treści do 26 czerwca 2020 r., czyli do zakończenia zajęć dydaktyczno-wychowawczych.

Dyrektor razem z nauczycielami ustali również w jakim zakresie potrzebna jest modyfikacja szkolnego zestawu programów nauczania i dostosuje sposób realizacji podstawy programowej odpowiednio dla uczniów przebywających w szkole, jak i pozostających w domu.

Liczba godzin przeznaczonych na zajęcia dydaktyczne w szkole w formule stacjonarnej powinna być uzależniona od liczby dzieci, które w tych zajęciach fizycznie uczestniczą.

W związku z tym zaapelowaliśmy do samorządów i dyrektorów szkół, aby organizacja tych zajęć i ich godzinowy wymiar uwzględniał proporcję uczniów pozostających pod opieką w szkole i tych uczących się w domu.

Konsultacje w szkołach od 25 maja br.

Od 25 maja br. uczniowie klas VIII szkół podstawowych, w tym specjalnych, a także maturzyści, będą mieli możliwość korzystania z konsultacji na terenie szkoły ze wszystkich przedmiotów. Szczególnie chodzi tu o przedmioty, z których maturzyści i ósmoklasiści już w czerwcu będą zdawali egzaminy.

Wymiar tych konsultacji będzie uzależniony od potrzeb ucznia, a także warunków danej szkoły. Konsultacje są dobrowolne dla ucznia, natomiast dyrektor szkoły jest zobowiązany do tego, aby je zorganizować, biorąc pod uwagę możliwości szkoły i potrzeby uczniów, w tym szczególnie z niepełnosprawnością.

Apelujemy do samorządów i dyrektorów szkół, aby w miarę potrzeb oraz możliwości zorganizować dla uczniów z orzeczeniem o potrzebie kształcenia specjalnego indywidualne zajęcia.

Dodatkowo od 1 czerwca br. uczniowie wszystkich klas ze szkół dla dzieci i młodzieży będą mieli możliwość korzystania z konsultacji ze wszystkich przedmiotów na terenie szkoły. Wymiar tych konsultacji zostanie uzależniony od potrzeb ucznia, a także warunków szkoły. Konsultacje będą dobrowolne dla ucznia, natomiast dyrektor szkoły będzie zobowiązany je zorganizować, biorąc pod uwagę możliwości szkoły.


21.04.2020 Niedziela.BE // źródło: Ministerstwo Edukacji Narodowej (MEN), Warszawa // fot. Shutterstock, Inc.

(kmb)

 

Zdrowie: Strach ma wielkie oczy, ale nie trwa wiecznie

Epidemia COVID-19 dobrze pokazała, ile w ludziach strachu i jak może on kierować ich życiem. Prof. dr hab. Piotr Tryjanowski z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu opowiada, dlaczego strach ma taką siłę, na ile reagujemy podobnie jak zwierzęta - i dlaczego cenna jest odwaga.

Nauka w Polsce: Jak bardzo strach jest wpisany w naszą naturę? To chyba podstawowa emocja potrzebna nam do przetrwania, prawda?

Prof. Piotr Tryjanowski z Wydziału Medycyny Weterynaryjnej UPP: Bardzo, i to od zawsze. Gdyby nie strach, to byśmy z Panem Redaktorem nie rozmawiali. Po prostu nasi przodkowie by nie przetrwali. Trzeba jedynie balansować między tym, kiedy zaczynać - a kiedy przestawać się bać. I od razu powiedzmy, że nie jest to prosta rzecz. Jak pokazują badania, tego balansu nabywamy z doświadczeniem, najczęściej - choć nie tylko - z wiekiem.

NwP: Jak dobrze sprawdza się biologicznie wpisany w ludzi strach w cywilizowanym świecie? Spójrzmy np. na obecną epidemię. Strach nam bardziej pomaga, czy szkodzi?

PT: Sporo zależy od sytuacji. Niektóre lęki są dziwne i wręcz wynikają z tchórzostwa, część to znany strach przed nowymi, niespotykanymi wcześniej sytuacjami. Długotrwały strach jednak paraliżuje i uniemożliwia podejmowanie racjonalnych decyzji. Pocieszające jest to, że nie da się stale bać. Po prostu organizm nie da rady. Trzeba żyć, jeść, rozmnażać się.

NwP: Na ile więc, jeśli chodzi o strach, reagujemy podobnie jak zwierzęta?

PT: Produkujemy ten sam hormon strachu – kortyzol. Boimy się silniejszych od siebie. Niekoniecznie większych, choć to też widać w przypadku reakcji na wielkie drapieżniki, które w historii były dla nas groźne, ale też znacznie mniejszych, praktycznie niewidocznych patogenów – bakterii i wirusów.

NwP: Czego boją się zwierzęta? Czy boją się chorób?

PT: Każde zwierzę boi się nieco czego innego. I jako gatunek i jako osobnik. Zależy to od wielkości, kondycji fizycznej, stanu fizjologicznego. Strach matki karmiącej młode jest inny, niż wędrującego samopas starego samca. Boją się drapieżników, głodu, ognia i chorób. Uciekając od jednego, wpadamy w inny problem. Owca unika wilka, ale staje się głodna, a jak głodna - to nie ma porządnie funkcjonującego układu immunologicznego i sił na walkę z chorobami. Życie - tak zwierząt, jak i nas ludzi - jest pełne kompromisów.

Natomiast bardzo ciekawe jest to, jak zwierzęta boją się chorób. Starają się unikać zarażonych osobników, i utrzymywać stosowną odległość od nich. Przypomina to popularny social distancing w trakcie COVID-19. Z tym, że nie da się odizolować zupełnie i lepiej rozpoznawać kto jest rzeczywiście chory i stanowi realne zagrożenie, a kto zdrów. Chore osobniki większość zwierząt rozpoznaje po sygnale chemicznym, czyli po prostu po zapachu.

NwP: A panika - skąd się wzięła?

PT: Z nadmiernego strachu, a w zasadzie ze strachu w najmniej odpowiednim momencie. Kiedy agresor – drapieżnik, konkurent, choroba – są zupełnie nieznani, sytuacja i środowisko także nowe, i nie bardzo wiadomo, co robić. Często daje to efekt praktycznie nieprzemyślanych ruchów. Ni to atak, ni to ucieczka; szamotanie się "od ściany do ściany". Często panika wygląda na zupełnie nieprzemyślaną, ale myślę, że w takim chaosie może tkwić nieco szans na przeżycie.

NwP: Mówi się, że strach ma wielkie oczy - dlaczego? Powiększamy zagrożenia w naszym mózgu? Czy takie wyczulenie było nam potrzebne?

PT: Powiedzenie wzięło się od tego, że w strachu naprawdę powiększają się nam oczy i to jeden z kluczowych elementów mimiki wystraszonej twarzy. Rozszerzające się oczy ukazują większą powierzchnię białek, co stanowi sygnał do aktywizacji ciała migdałowatego, obszaru mózgu odpowiedzialnego m.in. za agresję oraz reakcje obronne. Wielkie oczy są także sygnałem dla innych; my też na ich podstawie oceniamy, czy ktoś się boi. Reakcja na zagrożenie jest skrajnie asymetryczna. Boimy się niejako na zapas, bo kto ignorował zagrożenia - po prostu nie żyje, a przetrwali strachliwsi. Do dziś wielu panicznie wręcz reaguje na węże czy pająki, które w naszej strefie klimatycznej nie stanowią wielkiego zagrożenia. Wyczulenie okazało się nie tylko potrzebne, ale i długotrwałe.

NwP: Jeśli strach jest tak przydatny, dlaczego "niestrachliwe” geny są ciągle obecne w populacji?

PT: Bo - co pokazują badania na wielu gatunkach zwierząt, ale też ludzi - dobór naturalny to nie wszystko. Istnieje jeszcze dobór płciowy, a samicom podobają się odważne samce - mówiąc rzecz jasna w uproszczeniu. Jest i dobór kulturowy. Społeczeństwo też stawia pomniki bohaterom, a nie tchórzom. I to jest też obraz zwycięstwa nad strachem.

NwP: Ostatnio badacze, w tym zespół pana profesora, coraz częściej wspominają o krajobrazie strachu. Na czym to polega?

PT: Chodzi o to, by na zagadnienie strachu spoglądać szerzej. Szanse przeżycia zwierzęcia w środowisku zależą nie tylko od jednego czynnika, ale całej ich grupy. Posłużmy się przykładem znanym z bajek czy szkolnych podręczników. Upraszczając, patrzymy, że zając musi uciekać przed lisem, by przeżyć. Jednak w rzeczywistości ta sytuacja jest bardziej skomplikowana i szansa na skuteczną ucieczkę zależy od tego, czy w pobliżu nie ma czasem wilka, który wystraszy lisa, a może jest drzewo lub kamień, za którymi można się schować - albo i jakiś ptak, na którego lis zapoluje zamiast na zająca. Wiele różnych czynników, czyli właśnie cały krajobraz.

NwP: A jak reagują większe grupy zwierząt i ludzi? Czy strach rozprzestrzenia się jak fala w stadach i w ludzkich społecznościach?

PT: Trochę tak. Niektórzy wręcz porównują to do popularności memów. Jak chwyci, to leci niczym kostki domina. Ale zobaczmy, że w stadach, czy to ptaków, czy też dużych ssaków kopytnych, też nie wszystkie osobniki zachowują się tak samo. Jest miejsce na kombinowanie, indywidualne decyzje i czynniki losowe. Fala zatem występuje, ale nie wszystkich zalewa swoim zasięgiem.

Prawdę mówiąc - co jest bardzo zaskakujące pomimo setek badań - nie wiemy dokładnie, komu uda się przetrwać, a komu nie. To wielka niewiadoma, choć rzecz jasna osobniki różnią się prawdopodobieństwem, powtarzam: prawdopodobieństwem, a nie pewnością przeżycia. A jako ciekawostkę dodam, że sporo takich badań prowadzi się w systemie finansowym, przecież tam strach, a zwłaszcza panika, mogą kompletnie przewartościować rynek.

NwP: Na ile więc strach decyduje o obieraniu kierunku przez ludzkie społeczności?

PT: Na pierwszym etapie, gdy czynnik straszący zaczyna działać, to bardzo mocno. Coś jest prawdziwego w przysłowiu, że początki bywają trudne. Boimy się nieznanego jedzenia, terenu, nietestowanych wcześniej okoliczności. Z czasem jednak przyzwyczajamy się, czego przykładem jest nasza reakcja na pociąg, którego niegdyś bano się jak dziwnej mechanicznej maszyny, a stacje kolejowe akceptowano daleko od centrów miast. Takich przykładów jest całkiem sporo. Homo sapiens jest gatunkiem społecznym i dość zhierarchizowanym, zatem to od wodzów – tak kiedyś, jak i dzisiaj – powinniśmy oczekiwać rozpoznania sytuacji i kierowania się w decyzjach innymi parametrami niż wyłącznie strachem.

NwP: Czy więc strach bierze się pod uwagę np. w modelowaniu reakcji społeczeństw? Czy trudno jest to zrobić?

PT: Powstają modele układów złożonych uwzględniające strach. Śledzę głównie te prace naukowe, które wykorzystują podobny aparat do stosowanego przez nasz zespół i rozwiązujące podobne problemy. Widać, że to temat atrakcyjny poznawczo, choć koncentrujący się na problemie strachu w obecności wielu gatunków drapieżników. W społeczeństwach jest podobnie. Boimy się jednego władcy, uciekamy pod parasol ochronny innego. Tworzą się sojusze, układy i koterie. Prawdziwa polityka. Z czasem wręcz jest taki chaos, że trudno to wszystko zrozumieć i rozwikłać. Mówię o tym, by pokazać, z jak wielką skalą trudności mamy do czynienia.

Ostatnio jestem pod wrażeniem prac hinduskiego zespołu matematyków pod kierunkiem dr. Nikhila Pala. Stosują oni wyrafinowane metody matematyczne, ale tworzą je to, by zrozumieć układy biologiczne i społeczne. Przypomina to nieco nasze prace wykonywane z reakcjami ptaków na pojawianie się różnego rodzaju drapieżników. Myślę, że z czasem nawiążemy współpracę. Odpowiedziałbym nawet przewrotnie. Jeśli coś trudno zrobić, to musimy przestać się bać współpracy.

 

22.05.2020 Niedziela.BE // źródło: Nauka w Polsce - PAP, Marek Matacz, www.naukawpolsce.pap.pl // fot. Shutterstock, Inc.

(kmb)

 

Prof. Izdebski o związkach i życiu seksualnym Polaków w czasie pandemii

W okresie pandemii zwiększyło się zainteresowanie pornografią w sieci, a w związkach Polaków więcej jest konfliktów i przemocy domowej, w tym - seksualnej. Izolacja społeczna jest często testem na przetrwanie w związku – twierdzi w rozmowie z PAP pedagog, seksuolog i doradca rodzinny prof. Zbigniew Izdebski.

Dotychczas największą trudnością w relacjach seksualnych Polaków był stres i zmęczenie. Wprowadzona w związku z pandemią koronawirusa izolacja sprawiła, że ludzie przebywają ze sobą dłużej, mogą więcej rozmawiać i częściej uprawiać seks. Nie zawsze jednak są w stanie z tego korzystać, z wielu powodów - zauważa prof. Zbigniew Izdebski, kierownik Katedry Biomedycznych Podstaw Rozwoju i Seksuologii Uniwersytetu Warszawskiego oraz Katedry Humanizacji Medycyny i Seksuologii Uniwersytetu Zielonogórskiego.

Jak ocenił, izolacja społeczna to ogromny test na przetrwanie w związku - szczególnie wtedy, gdy już wcześniej wystąpiły w nim problemy. Dotyczy to zarówno związków toksycznych, jak i tzw. "nijakich". „Więcej osób może się zdecydować na rozstanie. Nie dogadują się, co jeszcze bardziej się uwidoczniło w czasie izolacji, lub czują się samotni, choć są razem" – przestrzega.

Z dotychczasowych badań prof. Izdebskiego wynika, że 10 proc. Polek i Polaków żyje w tzw. związkach równoległych. Interesuje go to, jak po epidemii będzie wyglądała dynamika tych relacji, ponieważ - jak mówi - niektórzy dotąd wytrzymywali w związkach tylko dlatego, że mieli drugiego partnerkę bądź partnera.

W domu częściej przebywają nie tylko rodzice, ale także ich dzieci, co może być utrudnieniem dla życia intymnego. Pojawiają się zatem konflikty w związkach, jak i w kontaktach z dziećmi.

"Jak pokazują badania, polska rodzina w ostatnich latach proces wychowania w znacznym stopniu przerzuciła na szkołę. Izolacja sprawiła, że przebywamy ze sobą dłużej, ale to nie jest przyjazny moment na wychowywanie dzieci i wprowadzanie pewnych rygorów. Z tego wynikają dodatkowe napięcia w relacjach z dziećmi. Nie można tak po prostu trzasnąć drzwiami i wyjść z domu - tłumaczy prof. Izdebski.

Jak podkreśla, w domu trzeba zadbać o poczucie intymności - np. nie należy wchodzić do pokoju nastolatka bez pukania. "Również dzieci powinny pukać, gdy wchodzą do pokoju rodziców. Unikamy w ten sposób niepotrzebnych konfliktów. Każdemu potrzebna jest własna przestrzeń, szczególnie teraz, w okresie izolacji" – podkreśla.

Czy należy oczekiwać, że w związku z epidemią i koniecznością pozostawania w domu przybędzie ciąż? „Niekoniecznie, ponieważ istnieje realna obawa przed zakażeniem koronawirusem i jego skutkami, jak również przed utratą pracy. Nie wiemy też, jak Polacy radzą sobie ze środkami antykoncepcyjnymi w okresie izolacji społecznej" – odpowiada prof. Izdebski.

Specjalista nie obawia się o tzw. singli: "Niektóre osoby żyjące w pojedynkę wcale nie muszą mocno odczuwać skutków izolacji społecznej, bo w samotności jest im często dobrze, a w nawiązywaniu kontaktów z innymi osobami pomaga internet, w tym portale randkowe".

Jak dodaje, wzrosła też liczba osób umawiających się w sieci, które ostatnio zaczynają się spotykać także w realu, bo stopniowo słabnie związany z pandemią lęk przed zarażeniem.

Jego zdaniem w najbliższym czasie zwiększy się zapotrzebowanie na pomoc ze strony psychiatrów, psychologów i psychoterapeutów, co już jest widoczne. Choć – przyznaje – niektóre osoby dobrze sobie radzą z pracą zdalną, szczególnie w korporacjach, i nie jest ona dla nich tak mocno obciążająca, jak bezpośrednia praca w biurze.

Prof. Zbigniew Izdebski jest autorem wielu raportów na temat zachowań seksualnych Polaków. Kolejne takie opracowanie pt. "Zdrowie i życie seksualne Polek i Polaków w wieku 18-49 lat w 2017 roku. Studium badawcze na tle przemian od 1997 roku" ukaże się pod koniec czerwca 2020 r. Obecnie prof. Izdebski realizacje projekt badawczy, dotyczący zdrowia seksualnego i relacji w związkach w czasie koronawirusa.

"Nie mamy jeszcze wyników badań sondażowych, możemy na razie mówić jedynie o pewnych spostrzeżeniach wynikających z praktyki seksuologów i psychologów. Wiele z nich jest niepokojących" – zastrzega prof. Izdebski.

Z dotychczasowych obserwacji wynika, że wzrosło zainteresowanie pornografią w sieci. Nie jest to jeszcze powód do niepokoju - zależy, jak jest ona wykorzystywana i czemu służy. "W okresie pandemii koronawirusa dla niektórych osób to może być jedna z nielicznych przyjemności. Czasami jest inspiracją na ożywienie kontaktów seksualnych w związku. W niektórych przypadkach może jednak dochodzić do znudzenia pornografią, którą zazwyczaj oglądali, i zaczynają poszukiwać nowych wrażeń - wchodzą na strony, o których wcześniej nawet nie pomyśleli" – mówi.

Prof. Izdebski przypomina, że można się uzależnić od pornografii, choć może do tego dojść nie tylko w czasie pandemii. "Uzależnić się można od wielu innych rzeczy, na przykład od używek. Pandemia nie jest do tego potrzebna" - zauważa.

Poważniejszym problemem – twierdzi specjalista - jest problem przemocy domowej, który także występuje w okresie pandemii. Dotyczy on nie tylko przemocy fizycznej i psychicznej, ale również seksualnej, chodzi m.in. o gwałt małżeński. Trzeba jednak pamiętać, że w czasie izolacji społecznej, dłuższego przebywania razem, może dochodzić także do innych zdarzeń wbrew woli ofiary, dotyczących także innych domowników, na przykład rodzeństwa.

„Niebezpieczeństwo polega na tym, że takie sytuacje nie muszą się skończyć wraz z ustaniem pandemii. Mam nadzieję, że wiele na ten temat dowiemy się z naszych badań” – podkreśla prof. Izdebski. (PAP)


21.05.2020 Niedziela.BE // źródło: Zbigniew Wojtasiński, naukawpolsce.pap.pl // fot. Shutterstock, Inc.\

(kmb)

 

Subscribe to this RSS feed