Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Polska: Kleszczowe zapalenie mózgu nie odpuszcza. Trzeba się szczepić
Mieszkańcy Belgii zaoszczędzili w 2024 roku mniej niż inni Europejczycy!
Belgia: Niezapowiedziane kontrole w niderlandzkich szkołach
Niemieccy producenci samochodów odnotowują ogromny spadek zysków!
Belgia: Gandawa też zmaga się z przepełnionymi więzieniami
Słowo dnia: Mei
PRACA W BELGII: Szukasz pracy? Znajdziesz na www.NIEDZIELA.BE (niedziela 4 maja 2025, www.PRACA.BE)
W Brukseli otwarto „Muzeum Frytek"!
Polska: Zamiast kupować samochody, coraz chętniej je wypożyczamy
Belgia: Miasto Aalter zmienia procedurę rejestracji dla obcokrajowców
Redakcja

Redakcja

Biznes: Polskie Ministerstwo Finansów planuje wprowadzenie wirtualnych kas fiskalnych w branży gastronomicznej, hotelarskiej i transportowej. Eksperci spodziewają się powiększenia szarej strefy

Możliwość stosowania wirtualnych kas fiskalnych, zgodnie z projektem rozporządzenia Ministerstwa Finansów, miała mieć tylko branża transportowa, ale w maju rozszerzono katalog podmiotów również o branżę gastronomiczną, hotelarską i handlu węglem. – Nie powinniśmy zaczynać od takich wrażliwych podatkowo sektorów – podkreślają eksperci. Ich zdaniem wprowadzenie wirtualnych kas rodzi pole do nadużyć i unikania rejestracji transakcji, co może prowadzić do wzrostu szarej strefy i zmniejszenia wpływów z VAT do budżetu. Ze względu na łatwość ingerencji w oprogramowanie rośnie też ryzyko wycieku danych i szpiegostwa gospodarczego.  

Kasy wirtualne mają być alternatywą dla użytkowanych dotychczas kas rejestrujących. W przeciwieństwie do nich wirtualna kasa nie wymaga zakupu sprzętu. Wystarczy oprogramowanie, które można zainstalować na dowolnym urządzeniu, np. na telefonie, tablecie czy laptopie.

– Przed rokiem w nowelizacji ustawy o podatku od towarów i usług nieopatrznie, nawet bezrefleksyjnie, dopisano do kas rejestrujących online możliwość stosowania również tzw. kas online niesprzętowych. Kasy online, połączone z tzw. Centralnym Repozytorium Kas, na bieżąco raportują do Ministerstwa Finansów, a jednocześnie zachowują dane dotyczące przeprowadzonych transakcji we własnej pamięci. Jednak rok temu dopisano możliwość, żeby kasa online była kasą nieistniejącą, czyli aplikacją – mówi agencji Newseria Biznes prof. Witold Modzelewski, prezes Instytutu Studiów Podatkowych.

To budzi szereg zastrzeżeń wśród ekspertów.

– Wprowadzenie wirtualnych kas fiskalnych będzie oznaczało chaos. Nie będzie wiadomo, kto i jak rejestruje te dane, nie będą one również wysyłane do Ministerstwa Finansów. Największy chaos będzie panował w Krajowej Administracji Skarbowej, ponieważ w tej chwili urzędy skarbowe, które prowadzą czynności sprawdzające, dokładnie wiedzą, co mogą sprawdzić, mogą zidentyfikować urządzenie i mają pełne dane. W przypadku wprowadzenia kas wirtualnych nikt nie będzie w stanie ich skontrolować. Poza tym, czy oprogramowanie, które może wyglądać dokładnie tak samo jak kasa software’owa, faktycznie nią będzie? – pyta Marcin Monkiewicz, prezes Organizacji Pracodawców Branży Fiskalnej.

Bez względu na rodzaj kasy przed rozpoczęciem jej użytkowania konieczne jest przeprowadzenie fiskalizacji i uzyskanie numeru ewidencyjnego. W przypadku kas online dzieje się to automatycznie, nie ma potrzeby zgłaszania jej do urzędu skarbowego jak w przypadku zwykłej kasy fiskalnej.

– Możemy na przykład zgubić telefon, na którym zainstalowana jest kasa, i co wtedy? Jak będziemy do tego podchodzić, skoro kasa nie będzie cały czas podłączona do repozytorium i nie będzie wysyłała danych? Co, jeśli kasa się sformatuje albo wirus zaatakuje dysk twardy? – zastanawia się prezes OPBF.

Problemem jest także bezpieczeństwo cyfrowe tego oprogramowania i ryzyko wycieku danych.

– Idąc krok dalej, trzeba się zastanowić nad możliwością wykorzystania takiego oprogramowania do szpiegostwa gospodarczego – ponieważ nie będziemy mieć pewności, jakie intencje miał twórca aplikacji – podkreśla Marcin Monkiewicz. – Poza tym, co w przypadku, kiedy kupimy kasę wirtualną, której twórca popełnił błąd? Mimo że to oprogramowanie będzie certyfikowane przez Główny Urząd Miar, może się okazać, że coś zostało niedopatrzone. Takie rzeczy się zdarzają. Czy wtedy podatnik będzie odpowiadał za błędy konstrukcyjne programu?

Z założenia wirtualne kasy fiskalne, ze względu na łatwą dostępność i obniżenie kosztów, miały zachęcić przedsiębiorców do wyjścia z szarej strefy. Zdaniem ekspertów może być jednak zupełnie inaczej.

– Przedsiębiorcy, którzy będą chcieli wyjść z szarej strefy za pomocą nieistniejących kas rejestrujących, czyli wirtualnych, zrobią to. To nie oni są problemem. Problemem są ci, którzy działają w złej wierze – ocenia prof. Witold Modzelewski .

– Na zdrowy rozsądek Ministerstwo Finansów powinno być ostatnim podmiotem zainteresowanym, żeby kasy wirtualne wprowadzać szybko i na dużą skalę – mówi dr Marian Szołucha z Instytutu Prawa Gospodarczego.

Wirtualne kasy mogą więc oznaczać rozszczelnienie systemu rejestracji sprzedaży, a tym samym wzrost szarej strefy.

– To urządzenie pozwala ukryć przed kontrolerem fakt sprzedaży nieopodatkowanej. Czyli nic nie udowodnimy nawet temu, który będzie działał w złej wierze, a to znaczy, że będzie bezkarny – podkreśla prof. Witold Modzelewski. – Raz utracone pieniądze przez państwo, czyli raz niezapłacone podatki, są stratami bezpośrednimi i przede wszystkim bezpowrotnymi. Nigdy tych pieniędzy nie odzyskamy, to nie jest moment na taki eksperyment.

Ministerstwo Finansów podkreślało, że ze względu na to ryzyko pilotaż powinien być przeprowadzony na małej grupie podatników. Początkowo miała być to tylko branża transportowa, ale w maju resort rozszerzył katalog o sektory: gastronomiczny, hotelarski i handlu węglem. Tymczasem tylko w gastronomii szarą strefę szacuje się na 1–2 mld zł rocznie. Po wprowadzeniu wirtualnych kas fiskalnych skala ta może być znacznie większa. Jak wynika z danych Krajowej Izby Gospodarczej Elektroniki i Telekomunikacji, w dużych sieciach restauracji poziom szarej strefy sięga 5 proc. Tam, gdzie proces sprzedaży jest mniej sformalizowany, czyli np. w pojedynczych punktach gastronomicznych, nierejestrowane transakcje mogą odpowiadać nawet za połowę obrotów.

– Branża hotelarska, restauracyjna i cateringowa uważana jest przez samą administrację skarbową za wrażliwą. Wprowadzenie kas wirtualnych w takim trybie daje zielone światło do kolejnych nadużyć – mówi Stefan Kamiński, prezes Krajowej Izby Gospodarczej Elektroniki i Telekomunikacji.

Jak podkreślają eksperci, początkowo tego typu kasy powinny być przeznaczone dla branż, które do tej pory nie były objęte kasami fiskalnymi. Obszarem do przetestowania kas wirtualnych może być sprzedaż z automatów, sprzedaż internetowa czy przejazdy przy wykorzystaniu aplikacji.



27.05.2020 Niedziela.BE // źródło: Newseria // fot. Shutterstock, Inc.// tagi: wirtualne kasy fiskalne, sprzedaż, szara strefa, handel, podatek od sprzedaży, kasy fiskalne online, branża HoReCa, podatki, niedziela.biz

(kmb)

Motoryzacja: Pandemia sprzyja większej brawurze na drogach. Bezpieczeństwo mają poprawić wyższe kary i ograniczniki prędkości w samochodach

Z powodu koronawirusa na niektórych drogach krajowych liczba aut spadła nawet o 80 proc. W czasie pandemii Polacy jeżdżą mniej, za to bardziej niebezpiecznie – tylko od 24 kwietnia do 6 maja w wypadkach zginęło 76 osób, czyli średnio sześć–siedem dziennie. Najczęstszą przyczyną wypadków jest nadmierna prędkość, bo puste ulice zachęcają do większej brawury. O bezpieczną jazdę apelują producenci samochodów. Volvo wprowadza automatyczne ograniczenie prędkości we wszystkich swoich autach do 180 km/h. Kierowca będzie też mógł zaprogramować dodatkowe ograniczenia prędkości maksymalnej.

– Podczas pandemii koronawirusa wyraźnie widać zmniejszenie ruchu drogowego, w związku z czym spadła liczba wszystkich wypadków, w tym także ofiar śmiertelnych. Jednak stosunek ofiar śmiertelnych do łącznej liczby wypadków niestety wzrósł. Czyli mamy mniej wypadków, ale jeśli się już wydarzą, najczęściej mają bardziej tragiczne skutki – podkreśla w rozmowie z agencją informacyjną Newseria Biznes Stanisław Dojs, PR Manager w Volvo Car Poland.

Z danych GDDKiA wynika, że w okresie od 9 marca do 17 maja natężenie ruchu drogowego było mniejsze o 53 proc. niż w analogicznym okresie 2019 roku. Największy spadek nastąpił w okolicach Wielkanocy – ok. 80 proc. w stosunku do ubiegłorocznych danych. Spada też liczba wypadków. O ile w marcu 2019 roku w Polsce odnotowano 2079 wypadków drogowych, w których zginęło 189 osób, o tyle w 2020 roku w tym samym okresie wypadków było o 33 proc. mniej – 1423. Zginęło w nich natomiast 155 osób, czyli jedynie o 18 proc. mniej niż w roku ubiegłym.

Puste drogi zachęcają do większej brawury, przyczyną wypadków jest więc przede wszystkim nadmierna prędkość. Od dłuższego czasu kolejni producenci decydują się na ograniczenie prędkości maksymalnych wybranych modeli. Firma Volvo Cars poszła o krok dalej.

– Zdecydowaliśmy się na wprowadzenie ograniczenia prędkości w swoich samochodach. To elektroniczny ogranicznik do 180 km/h, czyli prędkości, która jest znacznie powyżej dopuszczalnej w większości krajów europejskich, w Polsce też. To czytelny sygnał, że jako marka chcemy wziąć odpowiedzialność za zwiększenie bezpieczeństwa na drodze i choć niewielu kierowców w Europie decyduje się na jeżdżenie tak szybko, to my wysyłamy sygnał: koniec wyścigów na drodze – podkreśla Stanisław Dojs.

Wszystkie nowe modele Volvo mają mieć wbudowany ogranicznik prędkości. Choć decyzja producenta podzieliła kierowców, to koncern tłumaczy, że w ten sposób chce walczyć o ograniczenie śmiertelnych ofiar wypadków drogowych oraz ciężko rannych.

– Legislacja poszczególnych państw unijnych skłania kierowców do tego, żeby bardziej odpowiedzialnie korzystać z samochodów i żeby ograniczać prędkość – wskazuje przedstawiciel Volvo Car Poland.

Jak przekonuje, tylko niewielka liczba kierowców będzie próbowała demontować ogranicznik. Wpływ na to będą mieć nowe przepisy.

– Od 1 lipca 2020 roku w Polsce za przekroczenie prędkości o ponad 50 km/h poza terenem zabudowanym będzie czasowo zabierane prawo jazdy. Na autostradzie będziemy mogli stracić prawo jazdy za przekroczenie 190 km/h, na drodze ekspresowej za ponad 170 km/h, a na drodze krajowej – ponad 140 km/h. Zatem po zdjęciu naszej blokady nic nie zyskamy – ocenia ekspert.

Każdy samochód Volvo, oprócz ograniczenia prędkości do 180 km/h, będzie wyposażony w funkcję Care Key, dzięki której jego właściciel będzie mógł zaprogramować dodatkowe ograniczenia prędkości maksymalnej w przypadku, gdy np. pożyczy samochód innemu użytkownikowi.

Volvo pracuje też nad kolejnymi rozwiązaniami, które mają zwiększyć bezpieczeństwo na drogach i  wyeliminować kierowców wsiadających za kółko pod wpływem alkoholu czy środków zaburzających koncentrację. Mają być wprowadzane w przyszłości we wszystkich modelach samochodów.

– Będą to systemy monitorujące aktywność oczu kierowcy – czy są skierowane na drogę, czy ich ruch wskazuje na jego koncentrację. Jeżeli kierowca straci przytomność, osunie się na fotelu, te systemy będą w stanie zareagować, zatrzymać bezpiecznie samochód i sprawić, że nie dojdzie do najtragiczniejszych wypadków – zapowiada Stanisław Dojs.



28.05.2020 Niedziela.BE // źródło: Newseria // foto: Dutch traffic sign with speed camera warning // fot. Shutterstock, Inc.// tagi: koronawirus, wypadki na drogach, ruch drogowy, nadmierna prędkość, kierowcy, Volvo Car Poland, ogranicznik prędkości w samochodach Volvo, Care Key, niedziela.be

(kmb)

Biznes: Pandemia przewartościuje układ sił w globalnej gospodarce i zmieni relacje handlowe między krajami. Spadnie znaczenie Chin jako globalnej fabryki świata

Światowy PKB spadnie w 2020 roku o 3 proc. – przewidywał w połowie kwietnia Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Mocniej ucierpią kraje rozwinięte, a spośród rynków rozwijających się te europejskie i południowoamerykańskie stracą bardziej niż azjatyckie. Nakładająca się na to wojna handlowa oraz poszukiwanie nowych relacji biznesowych spowodują, że świat może nie wrócić już do kształtu sprzed pandemii koronawirusa. Zdaniem Radosława Pyffela z Akademii Leona Koźmińskiego Polska będzie musiała odnaleźć się w tym nowym świecie nie tylko w aspekcie gospodarczym, ale też społecznym i psychologicznym.

– Już obserwujemy duże zmiany, natomiast nie jesteśmy w stanie oszacować siły ich wpływu. Za kilka czy kilkanaście miesięcy, kiedy zostanie wynaleziony lek albo szczepionka, albo być może wirus zmutuje i przestanie być niebezpieczny, wyjdziemy w zupełnie innej kondycji i prawdopodobnie na nowo ułożą się relacje między poszczególnymi gospodarkami, instytucjami i organizacjami – mówi agencji informacyjnej Newseria Biznes Radosław Pyffel, kierownik studiów biznes chiński w Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie. – Stosunkowo dobrze gospodarczo radzą sobie z tym Chiny, bo Międzynarodowy Fundusz Walutowy prognozuje, że zanotują wzrost gospodarczy PKB między 0 a 5 proc.

Zdaniem MFW najbardziej prawdopodobny jest wzrost chińskiej gospodarki w 2020 roku o 1,2 proc. i imponujące odbicie w 2021 roku – o 9,1 proc. Także Indie zwiększą PKB w obydwu latach, odpowiednio o 1,9 proc. oraz 7,4 proc. Dzięki temu rynki rozwijające się zanotują w tym roku tylko 1-proc. spadek, podczas gdy dojrzałe ekonomie stracą 6,1 proc. Dla strefy euro fundusz przewiduje spadek 7,5-proc., dla Stanów Zjednoczonych niemal 6-proc., przy czym są to prognozy opublikowane w połowie kwietnia. Według eksperta mogą być nawet głębsze.

– Bardzo dużo stracą Stany Zjednoczone i Europa Zachodnia. To będą spadki powyżej 10 proc. PKB. Polska wyjdzie całkiem nieźle, bo między 5 a 10 proc., czyli też z dużym spadkiem, ale mniejszym niż kraje Europy Zachodniej czy USA. Nieźle wyglądają niektóre kraje afrykańskie, Indie, Azja Centralna czy niektóre kraje Azji Południowo-Wschodniej – szacuje. – Ale przed nami jeszcze kilka miesięcy, tu mogą być zwroty akcji, dopiero wtedy będziemy mogli podliczyć straty i zobaczyć, kto w jakiej kondycji z tego wychodzi. Wtedy zacznie się najciekawsze, bo prawdopodobnie na nowo będą się układać relacje gospodarcze pomiędzy poszczególnymi krajami.

Podkreśla, że znaczenie Chin jako globalnej fabryki świata spadnie. Kraj ten od kilku lat przekształca swoją gospodarkę z modelu produkcyjnego na konsumpcyjny. Przyczynami są też uniezależnianie się Stanów Zjednoczonych od chińskiego importu, czyli wojna handlowa, wzmocniona jeszcze kampanią prezydencką w USA, czy ograniczenie dostaw do Europy. Będą też kraje, które przejmą od Chin część zleceń, jak np. Wietnam. Ponadto Chińczycy sami przenoszą produkcję do innych krajów Azji, głównie południowo-wschodniej, czy do Afryki i tam inwestują. Jeśli państwa te zyskają na przewartościowaniu sił, zarobią też Chińczycy wbrew intencjom polityki Donalda Trumpa.

– To jest pierwszy paradoks, jaki widzę, a drugi jest taki, że Chiny przechodzą na gospodarkę bardziej zaawansowaną. Mamy chińskie 5G, które jest powszechnie stosowane, także przez wiele krajów zachodnioeuropejskich, które nie posłuchały ultimatum Stanów Zjednoczonych w tej sprawie. Chiny chcą być liderem nowych technologii z elektrycznymi samochodami, sztuczną inteligencją, 5G, więc wynoszenie tej taniej produkcji może być im na rękę – tłumaczy ekspert z Akademii Leona Koźmińskiego. – To jest czas dla wizjonerów gospodarczych, ludzi odważnych, z wyobraźnią, którzy w tym chaosie odnajdą jakiś porządek i zaproponują, w jaki sposób na nowo te łańcuchy układać. Pomyślność poszczególnych krajów będzie zależeć od tego, jak się odnajdą w  rzeczywistości, która dopiero się wyłoni, a której jeszcze dzisiaj nie znamy.

Powstaje pytanie, jak w tym nowym otoczeniu odnajdzie się Polska. Według MFW nasza gospodarka skurczy się w tym roku o 4,6 proc., zaś w 2021 roku wzrośnie o 4,2 proc. Mocniej ucierpią np. Czechy czy Słowacja (-6,0 proc. i -5,1 proc.), które zaliczane są już przez MFW do krajów rozwiniętych. Silnie odczują skutki pandemii kraje południa Europy, nie tylko Włochy, Grecja czy Hiszpania, ale też np. Chorwacja czy Czarnogóra, dla których istotną częścią gospodarki jest przemysł turystyczny. Kryzys uderzy też w małe gospodarki, takie jak np. estońska, które jednak jeszcze szybciej odbiją w przyszłym roku.

– Kryzys najbardziej uderzy w Europę Zachodnią, szczególnie Niemcy. My osłabniemy jako poddostawca i to jest jedno wyzwanie. Drugie ma charakter społeczny, bo Polska od 28 lat nieprzerwanie notowała wzrost gospodarczy, teraz wygląda na to, że nie uda się tej passy utrzymać. Uważaliśmy to za coś oczywistego, teraz tak nie będzie i trudno przewidywać, jakie to spowoduje skutki – komentuje Radosław Pyffel. – Trzecie wyzwanie jest takie, że Polska w ostatnich trzech dekadach obstawiała koniec historii – integracja europejska i przystąpienie do NATO właściwie miały załatwić sprawę. Wygląda na to, że historia się dopiero zaczyna, wyłania się zupełnie nowy świat i przed Polską stoi wielkie wyzwanie, żeby zrozumieć procesy, które teraz zachodzą, i wyjść z nich z trafnymi diagnozami i z dobrymi odpowiedziami. Świat, jaki znamy sprzed 2016 roku, a już na pewno sprzed 2020 roku, się bowiem skończył.



26.05.2020 Niedziela.BE // źródło: Newseria // fot. Shutterstock, Inc. // Tagi: koronawirus, pandemia, wojna handlowa, układ sił, Akademia Leona Koźmińskiego, Chiny, USA, MFW, prognozy gospodarcze, niedziela.biz

(kmb)

Polska: Rozmowy telefoniczne podczas pandemii częstsze i wyraźnie dłuższe. W weekendy wzrosty sięgają nawet 60 proc.

Komunikacja zdalna w czasie pandemii zastąpiła spotkania twarzą w twarz. Rozmowy telefoniczne stały się częstsze i zdecydowanie dłuższe. Sieć T-Mobile odnotowała średni wzrost wykorzystania usług głosowych o 40 proc., a w weekendy nawet o 60 proc. Z kolei transmisja danych w sieci wzrosła o ok. 1/4. Wykorzystujemy ją nie tylko do kontaktów z bliskimi, lecz także do nauki i rozrywki. – Po tym kilkutygodniowym doświadczeniu widzimy już, że sieć piątej generacji jest absolutnie niezbędna – mówi rzeczniczka operatora Małgorzata Rybak-Dowżyk i podkreśla, że pandemia wyraźnie przyspieszyła zmiany zachodzące na rynku telekomunikacyjnym. Od 18 maja T-Mobile szeroko je komentuje na nowym blogu.  

Ograniczenia w kontaktach i przemieszczaniu się sprawiły, że stosowanie cyfrowych narzędzi stało się koniecznością. Instytucje publiczne i urzędy zachęcają do korzystania z e-usług, placówki kulturalne czy usługi przeniosły działalność do internetu, a w szkołach powszechnie wdrożono e-learning. Ta nowa rzeczywistość zmieniła też zachowania Polaków i sposób, w jaki korzystają oni z usług telekomunikacyjnych.

– Pandemia koronawirusa sprawiła, że Polacy przeszli przyspieszony kurs cyfryzacji. Okazało się, że łączność jest podstawą funkcjonowania wielu rodzin od początku do końca dnia – dotyczy to zarówno edukacji, rozrywki, jak i wykonywania obowiązków służbowych – mówi agencji Newseria Biznes Małgorzata Rybak-Dowżyk, dyrektor Departamentu Komunikacji Korporacyjnej T-Mobile.

Jeszcze na początku marca sieć T-Mobile odnotowywała największą aktywność użytkowników w porze porannej i wieczornej w dni powszednie, czyli w momentach wyjazdu do pracy (6.00–8.00) i powrotów do domu. Z kolei w weekendy przed pandemią – w odróżnieniu od dni roboczych – nie występowały piki mobilności rano i wieczorem. Użytkownicy rozpoczynali aktywność rano i kontynuowali ją w ciągu całego dnia. Miesiąc później, kiedy już obowiązywały ograniczenia związane z koronawirusem, zachowania abonentów operatora wyraźnie się zmieniły, a cały tydzień upodobnił się do schematu weekendowego.

– Transmisja danych w sieci wzrosła o 25 proc., korzystanie z usług głosowych średnio o ok. 40 proc. W weekendy jest to nawet ponad 60 proc. w stosunku do staniu sprzed pandemii – mówi rzeczniczka operatora. – Zmieniły się godziny, w których najczęściej korzystamy z usług telekomunikacyjnych. Moment, w którym obserwujemy największy wzrost transmisji danych, to godziny między 10.00 a 11.00 rano. Ogółem największy ruch w sieci telekomunikacyjnej utrzymuje się średnio pomiędzy 9.00 a 15.00, wtedy nasi klienci są w najczęstszym kontakcie.

Pandemia SARS-CoV-2 stała się katalizatorem, który wymusił otwarcie na nowe technologie również w biznesie. Pracodawcy i pracownicy z dnia na dzień musieli wdrożyć system pracy zdalnej. Jeszcze w 2018 roku tylko 1/3 pracowników deklarowała, że ich firma daje taką możliwość, a 76 proc. korzystało z niej tylko raz na jakiś czas. Jedynie co trzeci pracował zdalnie do pięciu dni w miesiącu (badanie „The Remote Future. Rynek pracy zdalnej a oczekiwania pracowników”).

Teraz te proporcje się odwróciły, bo pracownicy zostali oddelegowani na home office. W efekcie zaczęły się częstsze rozmowy telefoniczne, telekonferencje z klientami i czaty wideo ze współpracownikami. Microsoft Teams w ciągu kilku dni zanotował wzrost użytkowników o 37,5 proc., a wzrost ruchu w sieci notują też operatorzy telekomunikacyjni.

– Od samego początku, kiedy dochodziły do nas sygnały o rozprzestrzenianiu się wirusa, nastąpiła zauważalna zmiana w sposobie, w jaki klienci konsumują usługi telekomunikacyjne. Przez ostatnie lata połączeń głosowych było coraz mniej, ludzie korzystali raczej z komunikatorów i internetu. Teraz, kiedy zostaliśmy poddani kwarantannie i izolacji, połączenia głosowe stały się istotnym elementem życia codziennego – mówi Małgorzata Rybak-Dowżyk.

Rozmowy telefoniczne stały się częstsze, ale i wyraźnie dłuższe. Ich średni czas wzrósł ze 170 do 210 sekund (3,5 minuty) w dni powszednie, zaś w weekendy z 210 do 330 sekund (5,5 minuty). Użytkownicy wykonują też więcej połączeń głosowych w godzinach pracy, pomiędzy 9.00 a 15.00, co potwierdza, że stały kontakt ze współpracownikami z firmy stał się niezbędny w trybie home office. Podobnie jak możliwość przesyłania informacji i danych poprzez maile, zamieszczania materiałów na dyski online bądź platformy do transferu plików. Widoczna jest też zmiana profilu ruchu transmisji danych – większy wolumen przesyłany jest w godzinach 8.00–14.00.

– Największym wyzwaniem, przed którym stanęliśmy jako telekom w związku z pandemią, było zapewnienie jakości i ciągłości usług telekomunikacyjnych – zarówno głosowych, jak i transmisji danych. To jak na zatłoczonej autostradzie: kiedy aut jest więcej, trzeba poprawić przepustowość. Nasi inżynierowie pracują dzień i noc, żeby jakość usług była jak najwyższa. Klienci nie doświadczali żadnych problemów technicznych – zapewnia rzeczniczka T-Mobile Polska.

Jak podkreśla, pandemia SARS-CoV-2 i związane z nią zapotrzebowanie na usługi komunikacyjne jasno potwierdziły też konieczność szybkiego wdrożenia nowego standardu 5G.

– Po tym kilkutygodniowym doświadczeniu widzimy, że usługi transmisji danych dają nie tylko rozrywkę. Zapewniają też ciągłość w naszym codziennym życiu, edukacji, umożliwiają swobodne wykonywanie pracy z każdego miejsca i dostęp do wiedzy. Sytuacja, która wynika z pandemii i zmiany naszego stylu życia – zarówno osobistego, jak i zawodowego – pokazuje, że sieć piątej generacji jest absolutnie niezbędna – mówi Małgorzata Rybak-Dowżyk.

W porównaniu z obecnie wykorzystywanym standardem LTE 5G zapewni większą pojemność sieci, umożliwi przesył danych z prędkością sięgającą kilku gigabitów na sekundę, a czas opóźnienia transmisji skróci się z kilkudziesięciu do kilku milisekund. Pozwoli to m.in. na rozwój internetu rzeczy na masową skalę i upowszechnienie m.in. e-learningu czy telemedycyny.

– Sieć piątej generacji będzie istotna dla rozwoju nowych gałęzi usług medycznych. To np. operacje zdalne, które lekarz będzie mógł wykonywać nawet z innego miasta, za pośrednictwem robota, dzięki czemu nie będzie narażony na zakażenie. To również drony, które mogą służyć do transportu przesyłek, ale i ratowania ludzkiego życia, bo w krótkim czasie mogą przetransportować krew albo organ do przeszczepu. Bez sieci piątej generacji takie usługi miałyby dużo mniejszy potencjał rozwoju. Dlatego zdecydowanie jej potrzebujemy w życiu prywatnym, zawodowym, ale też dla naszego bezpieczeństwa, zdrowia i komfortu życia – wskazuje rzeczniczka T-Mobile Polska.

O trendach i zmianach, jakie zachodzą na rynku telekomunikacyjnym, T-Mobile będzie informować na nowej stronie covid19.t-mobile.pl, która wystartowała 18 maja. Na portalu znajdują się analizy, raporty, infografiki i interaktywne wykresy, stanowiące rzetelne źródło wiedzy o cyfrowej transformacji. Własnymi wnioskami operator postanowił podzielić się tym razem nie w formie pojedynczego raportu, ale specjalnego bloga z przekrojowymi danymi na temat zmian, jakie zachodzą obecnie na telekomunikacyjnym rynku, także w kontekście pandemii koronawirusa.

– Trudno powiedzieć, czy nasz styl życia i podejście do pracy czy edukacji wrócą do normy sprzed pandemii, czy społeczeństwo będzie dalej tak samo używać usług głosowych czy usług transmisji danych. Przez ostatnie tygodnie wszyscy dostaliśmy nowe możliwości i nowe narzędzia, z których sprawnie korzystamy. Z pewnością to, czego doświadczyliśmy na przestrzeni ostatnich tygodni, zostanie z nami. Wiele z tych rozwiązań przyjmie się też w naszej nowej rzeczywistości – mówi Małgorzata Rybak-Dowżyk.



25.05.2020 Niedziela.BE // źródło: Newseria // fot. Shutterstock, Inc.

(kmb)

Subscribe to this RSS feed