Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Belgia: Coraz częściej ubezpieczamy swoje rowery!
Polska: Kleszczowe zapalenie mózgu nie odpuszcza. Trzeba się szczepić
Mieszkańcy Belgii zaoszczędzili w 2024 roku mniej niż inni Europejczycy!
Belgia: Niezapowiedziane kontrole w niderlandzkich szkołach
Niemieccy producenci samochodów odnotowują ogromny spadek zysków!
Belgia: Gandawa też zmaga się z przepełnionymi więzieniami
Słowo dnia: Mei
PRACA W BELGII: Szukasz pracy? Znajdziesz na www.NIEDZIELA.BE (niedziela 4 maja 2025, www.PRACA.BE)
W Brukseli otwarto „Muzeum Frytek"!
Polska: Zamiast kupować samochody, coraz chętniej je wypożyczamy
Redakcja

Redakcja

Polacy wrócili do domu. Jaki był koszt misji w Afganistanie

Polscy żołnierze zakończyli afgańską misję. Przez 20 lat obecności naszej armii w tym kraju zginęły 43 osoby. Znane też są częściowe koszty finansowe.

„Dziękuję wam za waszą służbę. Za to, że wy i wasi koledzy przez te wszystkie lata godnie reprezentowaliście Polskę w misji w Afganistanie. Otóż z waszym przyjazdem dziś tu, do Wrocławia zakończyła się misja Polaków w Afganistanie. To była decyzja sojusznicza. Wypełniliście misję, uwodniliście, że żołnierze Wojska Polskiego są w stanie wspierać naszych sojuszników zawsze, gdy zajdzie taka potrzeba, a była to misja stanowiąca olbrzymie wyzwanie. Można powiedzieć, że po II wojnie światowej, obok misji w Iraku, to właśnie misja w Afganistanie była największym wyzwaniem, przed jakim stanęło Wojsko Polskie.” – takimi słowami przed tygodniem szef MON powitał ostatnią grupę żołnierzy wracających z afgańskiej misji.

Wysłaliśmy tam armię w 2002 roku, jako wsparcie USA, które weszły do Afganistanu po ataku na World Trade Center 11 września 2001 roku. Wojsko Polskie uczestniczyło w trzech operacjach: Enduring Freedom (2002-2007), International Security Assistance Force-ISAF (2003-2014), Resolute Support (2015-2021).

Nie były to wyłącznie działania czysto bojowe, bo z czasem działania naszej armii zmieniły się w misję stabilizacyjno-szkoleniową. Polacy operowali z 26 miejsc stacjonowania i byli odpowiedzialni za bezpieczeństwo w prowincji Ghazni.

Koszty ludzkie

Przez ten czas zginęło 43 żołnierzy, a 200 zostało rannych. Dwa lata temu została wprowadzona ustawa o weteranach, na mocy której zarówno uczestnicy misji jak i ich rodziny otrzymują wsparcie.

Koszty finansowe

Dowództwo Operacyjne Sił Zbrojnych właśnie ujawniło częściowe koszty afgańskiej operacji. „W sumie w tym okresie, jak podaje MON, w misji wzięło udział ponad 33 tys. żołnierzy i pracowników cywilnych. Przewinęło się przez nią ponad 500 sztuk sprzętu.” – informuje „Rzeczpospolita”.

Armia nie ujawnia kwotowych strat w sprzęcie, który został zniszczony w czasie walk, ale podaje, że do 2014 r. z budżetu państwa na działania w Afganistanie przeznaczono 5 mld zł. To pieniądze na utrzymanie żołnierzy i sprzętu. Od 2015 roku do 31 marca tego roku była to kwota 370 milionów złotych.

Pełne dane, co do afgańskiej misji, mają być znane za około dwa miesiące.

12.07.2021 Niedziela.BE // News4Media // fot. MON

(el)

 

Polska: Biedronka uderza w UOKiK. „Nie dam się zastraszyć”

Po kontrolach Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, które wykazały w sieci sklepów Biedronka stosowanie nieuczciwych praktyk rynkowych, sieć postanowiła wyrazić swoją dezaprobatę dla wydanych decyzji. W wywiadzie dla Interii, Tomasz Chróstny, który jest prezesem UOKiK twierdzi, że nie da się zastraszyć i nadal będzie przyglądał się stosowanym przez sklepy mechanizmom.

Sieć nie zgadza się z karą

W rozmowie z Interią, Tomasz Chróstny zdradził, że Biedronka nie zgadza się z karami nałożonymi przez niego po kontrolach dotyczących m.in. mechanizmów rabatowych. Te miały być wprowadzone już po rozpoczęciu współpracy z dostawcami. Taka praktyka nie daje im możliwości przewidzenia warunków współpracy, a to według prezesa UOKiK jest traktowane jako nieuczciwe wykorzystanie przewagi kontraktowej. Decyzja w wydana w tej sprawie jest kluczowa z punktu widzenia zarówno biznesowego, jak i rynkowego.

„Dotyczy ważnych mechanizmów tak biznesowych, jak i rynkowych. Proszę zauważyć, że nie kwestionujemy zasadności stosowania rabatów, które zostały transparentnie uzgodnione na początku współpracy, dzięki czemu dostawca miał możliwość przewidzieć efekty ekonomiczne współpracy. Natomiast w przypadku decyzji grudniowej względem Jeronimo Martins Polska zakwestionowaliśmy mechanizmy rabatowe wprowadzane już po rozpoczęciu współpracy i - co do zasady - ustalane wstecznie, w odniesieniu do już zrealizowanych i rozliczonych dostaw.” – wyjaśnia Chróstny.

Chcą się bronić

Autorzy wywiadu zauważyli, że Jeronimo Martins Polska chce dochodzić przed sądem swoich praw. Spółka czuje się bowiem pokrzywdzona i traktowana niesprawiedliwie, na tle innych sieci handlowych. Prezes UOKiK wyjaśnia jednak, że nie ma mowy o „uwzięciu się” na konkretną firmę, ponieważ kontrole prowadzone są jednocześnie w wielu przedsiębiorstwach. W przypadku kluczowej decyzji dot. retrorabatów, badanie było prowadzone w 19 różnych sieciach.

„Co więcej, każda decyzja prezesa UOKiK znajduje oparcie w zebranym materiale dowodowym. To jest podstawą wydanych decyzji, bowiem mamy świadomość tego, że może być ona zweryfikowana przez sąd, stąd naszą rolą jest zapewnić bardzo dobrej jakości materiał dowodowy, potwierdzający zasadność tej decyzji.” – dodaje.

Personalne uderzenie

Interia zapytała Tomasza Chróstnego o plany spółki Jeronimo Martins, która planuje dochodzić odszkodowania ze skarbu państwa, UOKiK lub nawet z własnej kieszeni prezesa instytucji, czy sieć ma według niego szansę na wygranie tego sporu. Przedstawiciel urzędu wyjaśnił, że jest to niemożliwe, ponieważ spółka dostała czas na zaniechanie niewłaściwych praktyk. Pierwotne kontrole nie skutkowały jeszcze nałożeniem kary. Dopiero dodatkowa weryfikacja wykazała, że firma nie podjęła działań, aby wyeliminować stwierdzony problem. Na pytanie, czy Tomasz Chróstny nie zamierza się ugiąć, prezes odpowiada:

„Moją rolą jako prezesa UOKiK jest zadbanie o uczciwe mechanizmy rynkowe - na podstawie prawa i w granicach prawa. Nie dam się zastraszyć, jako Urząd będziemy w dalszym ciągu z determinacją eliminować z rynku praktyki wymierzone w konsumentów i uczciwie działających przedsiębiorców”.

12.07.2021 Niedziela.BE // News4Media // fot. UOKiK

(el)

 

Hubert Hurkacz. Kim jest półfinalista Wimbledonu

Polak pokonał „pierwszą rakietę świata” i awansował do półfinału, po czym niestety odpadł ale i tak powinniśmy być z niego dumni bo tegoroczny występ Hurkacza w Wimbledonie to nie lada wyczyn. Kim jest Hubert Hurkacz.

Pochodzącego z Wrocławia 24-latka nie mogą się nachwalić światowe media. Niespodziewanie pokonał Rogera Federera i awansował do półfinału turnieju tenisowego w Wimbledonie. Hubert Hurkacz już zapisał się w historii sportu, bo jest pierwszym zawodnikiem, który z Federerem wygrał seta do zera. „To absolutna demolka, trudna do oglądania. Wygląda to tak, jakbyś po raz pierwszy pokonał ojca. Czy to ostatni raz, gdy widzieliśmy Federera na korcie centralnym? Nawet teraz trudno sobie uświadomić wszystko to, co zrobił, jak dobry był i jak pięknie grał.” - tak o Polaku pisze brytyjski „The Guardian”.

Kim jest Hubert Hurkacz

Karierę zawodową zaczął w 2014, ale już wcześniej odnosił sukcesu juniorskie. Został np. drużynowym mistrzem Europy. Potem był obecny na najlepszych kortach świata. Pierwsze punkty do rankingu ATP World Tour wywalczył w sierpniu 2014 roku. Grał w Australian Open, French Open, US Open i właśnie Wimbledonie. Obecnie Hurkacz w ATP jest na 18. miejscu. W 2018 Polak był nominowany do nagrody ATP w kategorii Newcomer of The Year.

Rodzina

Krzysztof, ojciec tenisisty też ma zacięcie sportowe – grał w piłkę wodną i właśnie od wody swoją aktywność zaczęła obecna gwiazda. ”Hubert uczęszczał na zajęcia na basenie, nawet nie był taki zły, ale piłki wodnej nie mógł uprawiać, bo sekcja we Wrocławiu przestała istnieć. To jest sport, który podoba się tym, którzy go uprawiają, ale może być nudny dla widowni. Gdy Hubert był już na świecie, dla mnie też ciekawsza była koszykówka i tenis. Trzyletnie dzieciaki zwykle wtedy naśladują rodziców. Inne sporty były sugestią, np. gimnastyka, i stały się doskonałym uzupełnieniem zajęć na korcie." - mówił ojciec sportowca w jednym z wywiadów.

Matka Huberta, Zofia, zaraziła syna tenisem. Sama ma na koncie medal mistrzostw Polski. „Mama grała w tenisa, uczyła trochę tatę, a ja w tym czasie, gdy miałem 3-4 lata, odbijałem piłkę o płot. A potem zostałem zapisany na zajęcia.” – wspominał sam Hubert.

Sport

Chociaż tak naprawdę początkowo pasjonowała go koszykówka. Wybrał na szczęście tenis. „Grać w koszykówkę, w której był też dobry, czy w tenisa – to był przez pewien czas dylemat Huberta, ale kadra trenerska zespołu koszykarskiego postawiła warunki, trzeba było wybierać. Ten wybór też był naturalny, bez narad przy stole, po prostu koszykówka zgasła." – opowiadał ojciec sportowca.

Ma też siostrę, Nikę, która także jest aktywna sportowo i np. w parze z Oliwią Jędrzejak w sierpniu 2020 wygrała turniej MKT w Łodzi.

Zarobki

Hubert Hurkacz nie może narzekać na pieniądze. Ma sponsorów i występuje na najlepszych kortach świata. Tylko z obecnego turnieju wróci ze sporą gotówką. Zainkasuje przynajmniej 300.000 funtów czyli ok. 1,5 mln zł, a to nie koniec i może liczyć na więcej, bo finalista Wimbledonu otrzyma 900.000 funtów, a zwycięzca aż 1,7 mln funtów.

12.07.2021 Niedziela.BE // News4Media // fot. Bryan Pollard / Shutterstock.com

(el)

 

Polska: Myśleli, że to rozbity samolot, a znaleźli superbroń Hitlera

Fragmenty poszycia, elementy sterowania – w sumie około 100 kilogramów znaleziska. Myśleli, że na polu wykopali rozbity samolot. Prawda okazała się inna.

Łąki we wsi Mokre koło Zamościa w województwie lubelskim. Tam właśnie Andrzej Maziarz z Muzeum Fortyfikacji i Broni Arsenał w Zamościu, we współpracy z firmą Archeofuture, wydobył z ziemi pozostałości po II wojnie światowej. Szukał resztek rozbitego samolotu, bo na to wskazywały opowieści miejscowych. I faktycznie trafił na jakieś, spore, metalowe elementy. Ale nie jest to samolot. Maziarz wydobył z ziemi pozostałości po rakiecie V2, czyli „cudownej broni Hitlera”.

Lubelski Wojewódzki Konserwator Zabytków, który już został poinformowany o odkryciu dodaje:. „W torfie na głębokości około 2,5 metra odnaleziono rozerwany na dwie części nos rakiety, fragmenty poszycia, mechanizmów sterowania i wiele drobnych elementów, łącznie około 100 kg znalezisk.” - informuje urząd konserwatorski.

Od razu wyjaśnijmy, że rakieta V2 była nadzieją Niemiec na wygranie II wojny światowej. Liczyli, że bez problemu będą mogli ostrzeliwać Londyn. V2 była technologicznym rozwinięciem pocisku V1, który też stanowił poważne zagrożenie dla aliantów, ale miał poważne wady. Pierwsza wersja była łatwa do wykrycia i można ją było zestrzelić. Zdolne do tego były nawet samoloty. „Natomiast V2 była rakietą o unowocześnionej konstrukcji, od startu pionowego do wysokości kilkudziesięciu kilometrów praktycznie niewykrywalną.” - tłumaczy dziennikarzom Maziarz.

Skąd ten pocisk wziął się na polu koło Zamościa. W 1944 roku Niemcy testowali tu V2 wystrzeliwując rakiety z poligonu Blizna – Pustków koło Niska na Podkarpaciu. Celem było zakole Bugu lub Pojezierze Łęczyńsko-Włodawskie. „Ale te wczesne rakiety V2 miały sporo problemów technicznych. Znaczna ich część nie dolatywała do celu. Potrafiły się przełamać w locie, zboczyć z trasy. I jeśli popatrzeć na mapę, to ta rzeczywiście zboczyła trochę na wschód i upadła gdzieś w połowie drogi.” - dodaje Maziarz.

Znalezisko zostanie teraz dokładnie wyczyszczone i zakonserwowane. Ma być pokazywane w Muzeum Zamojskim. Być może jeszcze w tym roku.

12.07.2021 Niedziela.BE // News4Media // fot. LWKZ

(el)

 

Subscribe to this RSS feed