Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
PRACA W BELGII: Szukasz pracy? Znajdziesz na www.NIEDZIELA.BE (niedziela 5 maja 2024, www.PRACA.BE)
Belgia: Płacenie za streaming? Już tylu ludzi to robi
Belgia: Inflacja w Belgii najwyższa w całej strefie euro!
Niemcy: Coraz więcej zagranicznych lekarzy
Słowa dnia: Kom binnen
Polska: Rewolucja w lekach. W życie wchodzą właśnie nowe zasady ich dawkowania
Belgia: Przybywa niezdolnych do pracy. W tych branżach ryzyko największe
PRACA W BELGII: Szukasz pracy? Znajdziesz na www.NIEDZIELA.BE (sobota 4 maja 2024, www.PRACA.BE)
Belgia ubiega się o organizację European Youth Olympic Festival W 2029 roku
WHO: „Pandemia spowodowała wzrost liczby dzieci z nadwagą”
Redakcja

Redakcja

Paulina Krupińska: Każdy z nas powinien przejść kurs pierwszej pomocy. To jest wiedza, którą trzeba cały czas odświeżać

Zdaniem modelki każdy powinien znać zasady udzielania pierwszej pomocy. Gwiazda przeszła takie szkolenie rok temu jako ambasadorka kampanii „Mali Ratownicy”. W przyszłości zamierza przekazać nabyte wówczas umiejętności swoim dzieciom. Na razie, gdy są na to zbyt małe, stara się zaszczepić w nich samą chęć niesienia pomocy potrzebującym. 

Jak podaje CBOS, umiejętność udzielenia pierwszej pomocy w razie wypadku deklaruje prawie 70 proc. Polaków. Tylko 19 proc. jest jednak absolutnie pewna swoich umiejętności w tym zakresie, 48 proc. zaś twierdzi, że raczej byłaby w stanie jej udzielić. Zdaniem Pauliny Krupińskiej zasady udzielania pierwszej pomocy powinien znać każdy, w większości przypadków Polacy mają jednak tylko niewystarczającą wiedzę teoretyczną, wyniesioną jeszcze ze szkoły podstawowej.

– W szkole kursów pierwszej pomocy przechodziło się parę. Ale w zeszłym roku okazało się, że niewiele z tego pamiętam. I to jest taka wiedza, którą trzeba cały czas odświeżać – mówi modelka agencji informacyjnej Newseria Lifestyle.

Paulina Krupińska od zeszłego roku jest ambasadorką kampanii „Mali Ratownicy”, zainicjowanej przez markę Volkswagen. W ramach akcji dzieci pod okiem ratowników medycznych poznają zasady udzielania pierwszej pomocy oraz uczą się radzenia sobie w trudnych sytuacjach życiowych. Modelka sama przeszła tego rodzaju szkolenie i dziś może powiedzieć, że jest w stanie udzielić pierwszej pomocy w razie nieszczęśliwego wypadku.

– Każdy z nas powinien taki kurs pierwszej pomocy przejść. O ile możemy mieć wiedzę teoretyczną, to bardzo trudno czasem się odnaleźć w sytuacji faktycznie zagrożenia i potem w praktyce to wykorzystać – mówi gwiazda.

Modelka nie miała możliwości praktycznego wykorzystania swoich umiejętności, co jednak absolutnie jej nie martwi. Jej zdaniem wpajanie zasad udzielania pierwszej pomocy dzieciom jest dobrym pomysłem, maluchy nie kalkulują bowiem jak dorośli i najczęściej od razu przechodzą do działania. Przy takim podejściu do rzeczywistości i posiadając praktyczne umiejętności, są w stanie faktycznie pomóc w kryzysowej sytuacji. Dzieci uczą się jednocześnie empatii.

– Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym jakby będzie miała cały czas większą świadomość, dlatego dobrze jest od najmłodszych lat w dzieciach zaszczepiać taką chęć do działania i stania się superbohaterem – mówi gwiazda.

W przyszłości modelka zamierza przekazać swoim dzieciom praktyczne umiejętności udzielania pierwszej pomocy. Na razie jej pociechy, 4-letnia Antonina i 2-letni Jędrzej, są jeszcze zbyt małe, by zrozumieć wiedzę z tej dziedziny, dlatego mama stara się jedynie zaszczepiać w nich samą ideę niesienia pomocy potrzebującym. Robi to m.in. poprzez dawanie pozytywnego przykładu. Jej zdaniem to, jak postępują dorośli, znajduje bowiem odzwierciedlenie w postępowaniu ich dzieci. Maluchy kopiują zachowania rodziców, którzy są dla nich pierwszym i najważniejszym wzorcem, i funkcjonują w ramach zachowań i zasad wpojonych im przez rodziców.

– Jeżeli my relację z dzieckiem zbudujemy od najmłodszych lat, to kiedy będzie się u niego działo gorzej, możemy być pewni, że przyjdzie do nas, a nie będzie szukało pomocy gdzie indziej, niekoniecznie w środowisku, które będzie chciało dla niego dobrze – mówi Paulina Krupińska. 



14.07.2019 Niedziela.BE

(newseria)

 

Polscy naukowcy opracowują tanie sensory do wykrywania narkotyków

Tanie i niezawodne sensory elektrochemiczne do wykrywania narkotyków chcą opracować łódzcy chemicy. Miniaturyzacja czujników pozwoli na konstrukcję małych, przenośnych wykrywaczy narkotyków, potencjalnie przydatnych na lotniskach, dworcach czy w zwalczaniu ulicznych dilerów.  

Celem tego projektu jest dostarczenie nowych narzędzi do walki z problemem społecznym, jakim są narkotyki – mówi PAP szef projektu dr Łukasz Półtorak z Wydziału Chemii Uniwersytetu Łódzkiego.

Obecnie do wykrywania narkotyków służą dwa rodzaje rozwiązań. Jedne to testy kolorymetryczne - proste i tanie, ale obarczone błędami. Dodatkowo interpretacja ich wyników stwarza problemy. Drugie to metody zaawansowane, ale kosztowne, np. spektrometria mas lub chromatografia, wykorzystywane przez laboratoria kryminalistyczne i analityczne.

Nowe rozwiązanie - małe, ale dokładne - ma wypełnić lukę pomiędzy tymi dwoma typami testów - zapowiadają łódzcy naukowcy. Do wykrywania narkotyków chcą zastosować zminiaturyzowane sensory (SmallDrugSens), których działanie opiera się na elektrochemii - dziedzinie nauki tłumaczącej zależności pomiędzy reakcjami chemicznymi a elektrycznością.

W ramach projektu badacze najpierw zajmą się miniaturyzacją, opracowując nowy typ membran polimerowych z mikroskopijnymi porami. To umożliwi zminiaturyzowanie urządzeń pomiarowych.

W efekcie próbki narkotyków do badań będą mogły być mniejsze, niż obecnie. Mniejsza będzie również ilość substancji chemicznych, niezbędnych do ich analizy.

„Dzięki miniaturyzacji będziemy w stanie obniżyć koszty związane z produkcją danych sensorów, jak również sprawimy, że będą one przenośne, przez co będzie można ich używać m.in. na lotniskach, dworcach kolejowych czy na ulicach” - mówi dr Półtorak.

Następnie naukowcy szczegółowo przebadają - pod kątem właściwości elektroanalitycznych - substancje narkotyczne, głównie kokainę i jej metabolity, amfetaminę, metamfetaminę, heroinę oraz tetrahydrokannabinol (aktywny składnik marihuany).

Ważnym elementem zminiaturyzowanego czujnika będą elektrody węglowe, które posłużą jako materiał bazowy do wykrywania substancji narkotycznych.

Jak to będzie działać? W dużym uproszeniu można powiedzieć, że jeśli w pobliżu elektrod znajdzie się cząsteczka substancji narkotycznej, urządzenie zarejestruje przeniesienie jej elektronów na powierzchnię elektrod węglowych. Taką zmianę przetworzy ono zarazem na sygnał elektryczny.

Powierzchnia elektrod może być dodatkowo zmodyfikowana materiałami o dużym powinowactwie do określonych substancji narkotycznych, co ułatwia ich rozpoznawanie. "Reakcja pomiędzy tym materiałem, który znajdzie się na powierzchni elektrody a cząsteczką narkotyczną może zostać przetworzona w sygnał elektryczny wykorzystany w urządzeniu wykrywającym narkotyki" - mówi dr Półtorak.

Naukowcy przebadają też inne rozwiązanie, służące do elektrochemicznej detekcji substancji narkotycznych: system dwóch niemieszających się ze sobą cieczy - wody i oleju. Na granicy fazy wody i fazy oleju, po przyłożeniu potencjału elektrycznego, obecne w wodzie cząsteczki narkotyków przechodzą do roztworu rozpuszczalnika organicznego. Takie przejście może zostać zarejestrowane jako prąd elektryczny, a tym samym - urządzenie przetwarza je na sygnał pomiarowy, świadczący o obecności zakazanej substancji.

Na końcu badacze wybiorą rozwiązania, które dają najlepsze parametry, po czym przetestują je na prawdziwych, „ulicznych” próbkach narkotycznych.

Badania potrwają trzy lata. Ich wyniki można będzie wykorzystać w nowych czujnikach do wykrywania narkotyków. Projekt „Miniaturyzacja dla elektrochemii. Sensory elektrochemiczne do wykrywania substancji narkotycznych – SmallDrugSens” jest finansowany przez NCN.


14.07.2019 Niedziela.BE // źródło: Kamil Szubański - Nauka w Polsce PAP, naukawpolsce.pap.pl 

(kb)

 

 

 

Polska: Ministerstwo przypomina - wyjazdy do Holandii na dłużej niż pół roku należy zgłaszać

Ruszasz w podróż życia, a może wyjeżdżasz na stypendium lub kontrakt? Wiesz już, że nie będzie Cię w kraju dłużej niż pół roku. Zgłoś to online.

Dlaczego musisz zgłaszać swój wyjazd? Taki obowiązek nakłada na nas ustawa o ewidencji ludności. Pamiętaj, dotyczy on tylko tych osób, które opuszczają Polskę na dłużej, niż pół roku. Jeśli jesteś jedną z nich, zgłoś swój wyjazd najpóźniej w dniu, w którym opuszczasz kraj.
W ostatniej chwili

– Zdajemy sobie sprawę, że każdy dłuższy wyjazd to także sporo formalności. Dlatego na tyle, na ile jest to możliwe, staramy się je ograniczać do minimum. Wyjazd za granicę można zgłosić choćby z wiozącej nas na lotnisko taksówki. Jedyne czego potrzebujemy to Internet i Profil Zaufany – mówi minister cyfryzacji Marek Zagórski.

Zacznijmy od Profilu Zaufanego. Możecie go założycie przez Internet – najszybciej przez bankowość elektroniczną. Druga opcja – wypełnienie formularza online, po czym (w ciągu 14 dni) udanie się do jednego z 1500 punktów potwierdzających i tam sfinalizowanie tego procesu.

Po co Wam Profil Zaufany? Po to, by w trakcie załatwiania online spraw urzędowych bezpiecznie i pewnie identyfikować się w Internecie. Dzięki niemu podpiszecie np. pismo do urzędu czy złożycie wniosek o nowe dokumenty. I co ważne, możecie to zrobić także będąc za granicą. Jedyny warunek: musicie mieć polski numer telefonu. Po co? Kiedy będziecie chcieli skorzystać z którejś z e-usług – to na ten numer dostaniecie smsa z kodem autoryzacyjnym, który jest gwarancją bezpieczeństwa transakcji.

Więcej informacji o Profilu Zaufanym znajdziecie na www.pz.gov.pl

„To do”

Walizka spakowana, rodzina i znajomi pożegnani, do wykonania została ostatnia pozycja na liście „do zrobienia” – zgłoszenie wyjazdu. Żeby oszczędzić Ci nerwów, krok po kroku tłumaczymy jak to zrobić:

Krok 1: Wejdź na stronę obywatel.gov.pl i wybierz e-usługę Zgłoszenie wyjazdu poza granice Rzeczypospolitej Polskiej.

Krok 2: Kliknij Załatw sprawę. System przeniesie Cię na stronę Profilu Zaufanego.

Krok 3: Zaloguj się (Profilem Zaufanym) na swoje konto. System z powrotem przeniesie Cię na platformę ePUAP.

Krok 4: Zaadresuj formularz. Wybierz urząd gminy, na terenie której mieszkasz.

Krok 5: Wypełnij formularz.

Krok 6: Kliknij Dalej, a potem Podpisz.

Krok 7: Wyślij formularz. Wyświetli się komunikat, że został wysłany. Dostaniesz urzędowe poświadczenie przedłożenia (UPP).

Usługa jest bezpłatna, a urzędnik od razu przyjmie Twoje zgłoszenie, czyli… możesz wyjeżdżać!
Zanim się obejrzysz…

Jak wiadomo czas szybko leci. Podróż życia za Tobą, kontrakt dobiegł końca – wracasz do kraju. Co teraz? Zgłoś swój powrót, oczywiście online. Na dokonanie tego obowiązku masz 30 dni. I tak jak przy zgłaszaniu wyjazdu – krok po kroku tłumaczymy jak tego dokonać:

Krok 1: Wejdź na stronę obywatel.gov.pl i wybierz e-usługę Zgłoszenie powrotu z wyjazdu poza granice Rzeczypospolitej Polskiej.

Krok 2: Kliknij Załatw sprawę. System przeniesie Cię na stronę Profilu Zaufanego.

Krok 3: Zaloguj się (Profilem Zaufanym) na swoje konto. System z powrotem przeniesie Cię na platformę ePUAP.

Krok 4: Zaadresuj formularz. Wybierz urząd gminy, na terenie której mieszkasz po powrocie z zagranicy.

Krok 5: Wypełnij formularz.

Krok 6: Kliknij Dalej, a potem Podpisz.

Krok 7: Wyślij formularz. Wyświetli się komunikat, że został wysłany. Dostaniesz urzędowe poświadczenie przedłożenia (UPP).

Tak jak w przypadku zgłoszenia wyjazdu – zgłoszenie powrotu nic nie kosztuje. Urzędnik przyjmie Twoje zgłoszenie od razu.

Witaj w domu!


14.07.2019 Niedziela.BE // źródło: Ministerstwo Cyfryzacji, Warszawa

(kb)

Świętujemy – Dzień Frytek - 13 lipca

Dzisiaj obchodzone jest smaczne, choć nie do końca zdrowe święto. 13 lipca to Dzień Frytek. Można zaryzykować stwierdzenie, że nie ma osoby, która nie wiedziałaby, czym jest ta potrawa. Jak wygląda frytka? To również wiedzą wszyscy. Jest to kawałek ziemniaka w kształcie cienkiego słupka, smażony na głębokim oleju.

Frytki są bardzo popularne a ich historia jest niezwykle interesująca. Starając się dotrzeć do jej źródła, należałoby się cofnąć do początku historii ziemniaków, które do Europy w XVI wieku przywieźli z Południowej Ameryki Hiszpanie, ale aż tak daleko nie będziemy sięgać. Istnieje również legenda opowiadająca historię Indianina, który wymyślił frytki, ale może pozostańmy opowiadając historię frytki w Europie? To jednak wcale nie ułatwia sprawy, ponieważ od wielu lat trwa kłótnia między Belgami a Francuzami. Obie nacje są przekonane, że to właśnie dzięki nim, dziś możemy spożywać tę potrawę. Doradzamy nie zabierania głosu w tej dyskusji z mieszkańcami tych krajów, ponieważ temat jest bardzo drażliwy.

Belgowie uważają, że to oni wymyślili frytki, bowiem mieszkańcy Namur, Andenne i Dinant znani byli ze smażenia w oleju maleńkich rybek. Gdy ich połów nie był możliwy, mieszkańcy wycinali z ziemniaków małe rybki i je smażyli. Tak właśnie (według Belgów) powstały pierwsze frytki. Niestety nie istnieją żadne dokumenty potwierdzające tę historię.

Z drugiej strony Francuzi opowiadają o „frytkach z mostu Pont Neuf”. Według nich kupcy serwowali frytki właśnie na tym moście po zwycięstwie Rewolucji Francuskiej.

Za tą teorią w jakimś sensie może przemawiać język, a precyzyjniej fakt, że frytka po angielsku to "french fries”, czyli „frytka po francusku”. Ale czy to wystarczający dowód?

Frytki z pewnością należą do potraw ulicy a te zazwyczaj nie mają udokumentowanej historii i właśnie stąd braki dowodów na prawdziwość tych opowieści.

Z okazji dzisiejszego święta warto przybliżyć charakterystykę rodzajów frytek, ponieważ wbrew pozorom jest ich kilka. Znane są te belgijskie, francuskie, niderlandzkie, angielskie, amerykańskie oraz raspatat.

Belgijskie to te, które smaży się podwójnie. Najpierw słupki z surowych ziemniaków smaży się przez 5/6 minut i w trakcie tego procesu tracą one większą część wilgoci. Później należy pozwolić im „odpoczywać” przez przynajmniej pół godziny, po czym smaży się je ponownie na złoty kolor. Bardzo podobne do nich są frytki niderlandzkie, jednak zazwyczaj są nieco cieńsze od tych belgijskich. Co ciekawe, holenderskie frytki prawie zawsze robi się z niderlandzkich ziemniaków.

Frytki spożywane we Francji maja grubość podobną do frytek belgijskich i niderlandzkich. To mieszkańcy tego kraju zaczęli frytki „odchudzać”. Obok tradycyjnych, dostępne są również frytki „pommes pont-neuf” o grubości 2 cm, jak również „pommes allumettes” nazywane zapałkami i jeszcze cieńsze „pommes pailles” – słomkowe, które są tak cienkie, że smaży się je tylko raz.
Angielskie frytki to oczywiście „chips”. Prawdopodobnie najbardziej znaną potrawą z nimi to „Fish and chips”. Anglicy lubią spożywać je z solą i octem. Frytki, które nazywa się „francuskimi” w Ameryce to oczywiście frytki amerykańskie - nieco cieńsze niż te belgijskie, niderlandzkie czy tradycyjne francuskie.

Ostatnim rodzajem frytek są te zwane - raspatat. Pochodzą z Holandii i robi się je z przeciśniętego puree ziemniaczanego

A jak podaje się frytki?

W Polsce podaje się je z solą i ketchupem, czasem można dodać jeszcze inny sos. W Holandii natomiast podaje się je niezliczoną ilość sposobów. 

W kultowym filmie Quentina Tarantino „Pulp Fiction” bardzo znana jest scena, w której John Travolta jako Vincent Vega oraz Samuel L. Jackson jako Jules Winnfield nie potrafią się nadziwić, że w Holandii frytki podawane są z majonezem. Ciekawe, co by powiedzieli, gdyby usłyszeli o frytkach podawanych z sosem orzechowym, albo jeszcze dziwniejsze frytki „flip” podawane z sosem orzechowym i majonezem.

To jednak nie koniec frytkowych dziwności. „Friet speciaal” – to frytki z majonezem, ketchupem i drobno pokrojoną cebulką. A może bohaterom filmu zaserwować „patatje oorlog” (wojna)? Zazwyczaj podawane są one z sosem orzechowym, majonezem i drobno siekaną cebulką, czasem bez cebulki. W niektórych miejscach do tego wszystkiego dodaje się jeszcze ketchup lub sos curry. „Patat Chilimayo”, to frytki z majonezem i sosem chili, czyli na ostro. „Patat Samurai” jest jeszcze ostrzejszy, bo podawany z sambalem (indonezyjski sos chili).

Na koniec, jeszcze ciekawostka językowa związana z frytkami i językiem niderlandzkim. We Flandrii na frytki mówi się zazwyczaj „friet”, „frieten” lub „frietjes”, czasem również „fritten”. W południowych prowincjach Holandii i na południu prowincji Gelderland frytki to „friet” lub „frites” natomiast w pozostałych częściach kraju najczęściej nazywane są „patat”.

Smacznego!

 


13.07.2020 Niedziela.BE // fot. Shutterstock, Inc.

(as)

 

Subscribe to this RSS feed