Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Belgia: Młodzi i zdrowi. To zdecydowana większość
Belgia: Chwalił Hamas, atakował Belgię. Zostanie wydalony?
Polska: E-rejestracja zlikwiduje kolejki do lekarzy? Wyjaśniamy, o co chodzi
Belgia: Dobra wiadomość! Żywność już tak nie drożeje
Belgia: Maroko obiecuje zacieśnić współpracę w walce z nielegalną imigracją
Koniec z bezdomnością w Brukseli do 2029 roku?
W jakim celu fotografia biznesowa?
Belgia: Seks randka z finałem w sądzie. „Na zdjęciu wyglądał inaczej”
Niemcy: Przywódca skrajnej prawicy oskarżony o użycie nazistowskiego hasła
Belgia: Starzejmy się. Szybko przybywa 80-latków
Redakcja

Redakcja

Website URL:

Polska: E-rejestracja zlikwiduje kolejki do lekarzy? Wyjaśniamy, o co chodzi

Już od 1 czerwca w Polsce ma zacząć działać system e-rejestracji. Ministerstwo Zdrowia chce w ten sposób zmniejszyć kolejki pacjentów do lekarzy.

Obecnie wygląda to tak, jak w przypadku pana Łukasza.

– Lekarza rodzinnego mam w nowej przychodni z dala od osiedli mieszkaniowych. Nie ma tam wielu pacjentów. Kolejek nie ma w ogóle. W każdej chwili mogę zadzwonić i umówić się na wizytę. Mogę także skorzystać ze strony internetowej i zapisać się online – opowiada mężczyzna.

I wspomina, że jeszcze kilka lat temu miał prywatną opiekę medyczną, za którą płacił pracodawca. Tam też mógł się umówić telefonicznie lub przez internet.

Jak za PRL-u

– Ale moje dzieci są zarejestrowane w przychodni „starej daty”, w środku PRL-owskiego osiedla. Tam zawsze są kolejki. Nie ma też rejestracji internetowej. Można umówić się telefonicznie, ale trzeba mieć szczęście, żeby się dodzwonić – dodaje pan Łukasz.

Przychodnia jest otwierana o godzinie 7.30. Wtedy też zaczyna się rejestracja pacjentów. Od godz. 8 można już zapisywać się telefonicznie.

– Ale telefon albo jest zajęty, albo nikt go nie odbiera. Poza tym miejsca są tylko wtedy, gdy zostaną wolne numerki po rejestracji osobistej.

E-rejestracja

Ministerstwo Zdrowia właśnie ogłosiło, że 1 czerwca wystartuje w Polsce system e-rejestracji do lekarzy. Mówiło się o tym od dawna, bo do tej pory nie było państwowego systemu. W założeniu ma to zmniejszyć kolejki.

System – jak wyjaśniała ministra zdrowia Izabela Leszczyna – ma służyć nie tylko zamawianiu wizyt, ale także ich odwoływaniu. A to w Polsce gigantyczny problem.

Pacjenci bardzo często nie uprzedzają przychodni (nawet specjalistycznych), że nie przyjdą. Lekarze czekają, chociaż w to miejsce mogliby przyjąć inną osobę. W 2023 roku w całym kraju pacjenci nie odwołali 1,3 mln wizyt.

Po drugie, system ma wskazywać pacjentowi „okienka”, czyli zwolnione terminy na wizytę. Całość mają nadzorować koordynatorzy pilnujący rejestracji i samych pacjentów.

Na próbę

Jednak na razie pacjenci powinni zachować spokój, bo o systemie niewiele wiadomo. Sama Leszczyna zapowiada, że nie będzie to od razu całościowe rozwiązanie. Na początek będzie się można zapisać do „kilku określonych specjalistów”.

Jak szczepienia na koronawirusa?

Jak ma to działać? Na razie trudno konkretnie odpowiedzieć na to pytanie, ale można podejrzewać, że system będzie podobny do tego z czasu szczepień przeciwko koronawirusowi.

„Wymaga zalogowania się przez Profil Zaufany. System zaproponuje Ci pięć dostępnych terminów w punktach szczepień, które znajdują się blisko Twojego adresu.

Jeśli żaden z proponowanych terminów nie będzie Ci pasował albo będziesz chciał zaszczepić się w innym punkcie, w innym mieście – będzie taka możliwość. Wystarczy, że skorzystasz z dostępnej wyszukiwarki i wskażesz dogodną dla Ciebie datę i lokalizację” – tak opisywał to rozwiązanie resort zdrowia.

Dodatkowo po dokonaniu rezerwacji pacjent otrzymuje powiadomienie sms-em i przypomnienie na dzień przed wizytą.


19.04.2024 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. iStock

(sk)

  • Published in Polska
  • 0

Polska: Szykuje się unijna ekorewolucja. Czekają nas duże zmiany w budownictwie

Parlament Europejski przyjął, a Rada UE zaakceptowała dyrektywę dotyczącą charakterystyki energetycznej budynków (EPBD). Oznacza to rewolucję na budowach.

Głównym celem tej dyrektywy jest znaczne zmniejszenie zużycia energii w budownictwie i emisji gazów cieplarnianych do 2030 roku oraz osiągnięcie neutralności klimatycznej do 2050.

Budynki nie są proekologiczne

W skali UE – podaje Komisja Europejska – ok. 85 proc. budynków zostało zbudowanych przed 2000 r. Nie przystają więc do współczesnych standardów pod względem proekologiczności. Dziś zapotrzebowanie na energię w budynkach w UE stanowi aż 40 proc. całkowitego zużycia.

Żeby temu zapobiec, do 2030 roku średni poziom zużywanej energii pierwotnej w budynkach mieszkalnych ma zostać zredukowany o co najmniej 16 proc., a do 2035 roku o 20-22 proc.

Bez tego nie da się osiągnąć celów klimatycznych.

Budynki muszą być zeroemisyjne

Dyrektywa wprowadza nowe wymogi dla nowych budynków. Od 2030 roku muszą być one zeroemisyjne. Budynki zajmowane przez władze publiczne ten warunek będą musiały spełnić 2 lata wcześniej.

Państwa członkowskie mają możliwość zwolnienia niektórych obiektów z systemu minimalnych standardów charakterystyki energetycznej. Dotyczy to np. budynków zabytkowych czy wojskowych.

Budynki będą certyfikowane w skali od A do G, gdzie A oznacza budynki zeroemisyjne, a G – obiekty o najgorszej charakterystyce energetycznej.

Koniec z dotowaniem kotłów na paliwa kopalne

Przewidziano także wycofanie do 2040 r. kotłów na paliwa kopalne i zakaz dotowania takich urządzeń już od 2025 roku.

Podobnie wprowadzone zostaną zachęty dla technologii hybrydowych oraz wymóg instalacji technologii wykorzystujących energię słoneczną w nowych budynkach mieszkalnych od 2030 roku. O ile będzie to możliwe z technicznego i ekonomicznego punktu widzenia.


18.04.2024 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Canva

(sk)

  • Published in Polska
  • 0

Polska: Znowu słychać lament plantatorów. Boją się o zbiór truskawek

Jak co roku o tej porze rolnicy narzekają, że nie będzie miał kto zbierać truskawek. Czy tym razem ten czarny scenariusz się sprawdzi?

„W 2021 r. Polska zajmowała dziesiątą pozycję w produkcji truskawek na rynku globalnym oraz drugą (2022 r.) wśród krajów Unii Europejskiej, z 17-procentowym udziałem w unijnej produkcji.

W 2022 r. w Polsce zebrano 199,4 tys. ton truskawek (o 22 proc. więcej niż w roku 2021) z największej powierzchni w Unii Europejskiej wynoszącej 31 tys. ha (40-proc. udział w unijnej powierzchni zbiorów)” – przytacza dane Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa (KOWR).

Sadów i plantacji przybywa, pracowników nie

Jesteśmy truskawkową potęgą, a sezon powoli się zbliża. I tak jak w ubiegłych latach plantatorzy zaczynają narzekać.

– Zacznijmy od tego, że sadów i plantacji przybywa, ale pracowników nie przybywa. Nie trzeba tu grona matematyków, żeby wywnioskować, jaki będzie tego efekt.

Chyba sadownicy zgodzą się ze mną – mówi serwisowi sad24.pl Cezary Sygocki, właściciel agencji pracy.

Niedobór zrywaczy – tak na wsiach nazywa się zbierających truskawki – może być dotkliwy. Tak bardzo, że szacuje się, że nawet 40 proc. owoców zostanie na krzakach. 

– Nie straszę i nie nakręcam własnego biznesu, tylko ostrzegam na podstawie moich obserwacji i doświadczenia – dodaje Sygocki.

Mało opłacalny lub nieopłacalny

Już na początku tego roku dr Paweł Kraciński z Instytutu Ekonomii i Finansów SGGW przewidywał, że rynek truskawek staje się coraz trudniejszy – mało opłacalny lub nieopłacalny. Świeże owoce nie wytrzymują konkurencji ze sprowadzanymi mrożonkami, rosną koszty produkcji i brakuje rąk do pracy. 

– W kolejnych latach produkcja truskawek w Polsce może maleć. Trudniej przewidzieć, jak będzie wyglądała sytuacja w przetwórstwie na soki i inne przetwory. Ostatnie sezony pokazały, że w tym kierunku było większe zapotrzebowanie odbiorców – uważa ekspert.

Obawy plantatorów związane są z Ukrainą i tym, że to zwykle obywatele tego kraju zbierali w Polsce owoce. Teraz, przez wojnę, może być z nimi problem.

Ale to już było

Tyle że już od kilku lat rolnicy wciąż narzekają na to samo. Najpierw bali się, że nie znajdą pracowników przez pandemię. Potem, że będzie kłopot przez wybuch wojny w Ukrainie.

Na razie te obawy w pełni się nie sprawdziły.


18.04.2024 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. iStock

(sk)

  • Published in Polska
  • 0

Polska firma wygrywa w sądzie z Google. Takiej sprawy jeszcze u nas nie było

Ceneo pozwało amerykańskiego giganta i jak na razie prowadzi w starciu przed sądem. Te decyzje mogą zmienić rynek i nawyki internautów.

Ceneo.pl należy do polskiej firmy Allegro. To dosyć popularna porównywarka cen. Kiedy internauta szuka konkretnej książki, butów czy miksera na portalu ma zgromadzone oferty. Tam też są opinie o sklepach internetowych, czas realizacji zamówienie i – co chyba najważniejsze – ceny.

Podobną porównywarkę ma też informatyczny gigant z Kalifornii. I o to właśnie chodzi w sporze sądowym.

Promują swoją porównywarkę

Ceneo.pl uważa, że Google w wyszukiwarce promuje swoją porównywarkę cen kosztem właśnie polskiej firmy.

„Przedstawiciele Ceneo (…) wskazali na cztery rodzaje praktyk Google’a, ograniczających jej dostęp do rynku. Pierwszym jest faworyzowanie własnej porównywarki (Google Shopping) kosztem konkurencyjnych usług (tzw. samopreferowanie), dokonywane za pomocą sposobu prezentacji wyników wyszukiwania. Drugim – przekierowywanie ruchu do Google Shopping kosztem Ceneo, a trzecim – utrudnianie dostępu do polskiej porównywarki przez usuwanie prowadzących do niej wyników wyszukiwania” – podaje „Dziennik Gazeta Prawna”.

Oznacza to, że gigant podsuwał internautom swoją porównywarkę, ograniczając im możliwość wybory i skorzystania z innej.

Te działania Ceneo.pl zauważało już od sierpnia 2023 r. Wezwało Google'a do zaprzestania takich praktyk, ale to nic nie dało. Dlatego polska firma poszła do sądu.

Przełom w sądzie

Warszawski Sąd Okręgowy zakazał wyszukiwarce faworyzowania własnej porównywarki. To jeszcze nie wyrok, ale zabezpieczenie roszczeń firmy Ceneo.pl.

„Postanowienie sądu okręgowego ma charakter precedensowy w skali europejskiej i może skłonić porównywarki w innych krajach do pójścia w ślady Ceneo.pl w walce o uczciwy i konkurencyjny rynek cyfrowy” – komentuje polska porównywarka.

Jeżeli Google się nie dostosuje do decyzji sądu, grozi mu kara finansowa – 50 tysięcy złotych dziennie.


18.04.2024 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. iStock

(sk)

  • Published in Polska
  • 0
Subscribe to this RSS feed